|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Czw 1:30, 23 Gru 2010 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
- Ale nie na każdego patrzysz z taką dezaprobatą.
Znów podparła podbródek dłonią. Postawioną na blacie butelkę piwa obracała wokół własnej osi. Była zamknięta. Fajna sprawa - ironizowała - taka zamknięta butelka. Otwieracz nie wiadomo gdzie. Mogłabym teraz zabłysnąć. Otworzyć ją zapalniczką, słomką albo powieką. Z ujmującym uśmiechem podsunęła butelkę Ryanowi i ruchem głowy wskazała na kapsel.
- Mam nadzieję, że nie. - dorzuciła ze śmiechem, gdy mężczyzna zapytał JJ o gotowość.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
|
 |
Jenefer Johnson Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Czw 20:57, 23 Gru 2010 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 723 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk/Olsztyn
|
Gdy pojawił się Ryan i Claude wdała się w rozmowę z nim, Jen mruknęła coś przepraszająco i ze swoją szklanką soku w dłoni przeszła w pobliże szafy grającej. Przestudiowała spis utworów, wreszcie zdecydowała się na "What a wonderfull world" Louisa Armstronga i włączyła piosenkę, Sama siadła obok, wsłuchana w dźwięki muzyki i zaczęła zastanawiać się nad zachowaniem Petera. Dlaczego zachowywał się tak, jakby chciał tą "Maję" chronić przed mieszkańcami osady? Dlaczego uparcie twierdzi, że ona jest kimś, kim na pewno nie jest? I najważniejsze: skąd się tu wzięła? Robertson nie wspominał o niej, więc nie mógł jej znać. Z drugiej strony nie wspominał również o "Kevinie", a ten czubek ostro w osadzie namącił...
Piosenka się skończyła, Jen włączyła teraz "Shape of my heart" Stinga. Dopiła sok i właśnie ruszała w kierunku baru by odstawić szklankę, gdy usłyszała pytanie Ryana i komentarz Claude.
- Ja? - prychnęła, przewracając oczami. - Ja ZAWSZE jestem gotowa - specjalnie zaakcentowała "zawsze". - To wy się lenicie... Jak dla mnie to wystarczy jedno hasło i idziemy. A tymczasem cały dzień zmitrężyliśmy na głupotach... - zmarszczyła brwi. - A co, nie chcecie żebym szła? Boisz się, że będę przeszkadzać, tak? No wiesz, jeśli tak sprawę stawiasz...
Odstawiła szklankę na blat baru, przygotowując się już do strzelenia klasycznego focha. No OK, nie była jakąś tam traperką czy nawet skautem, ale chciała oderwać się od nudy w osadzie. A wyprawa w dżunglę byłaby doskonałą do tego okazją.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Ryan Crower
|
Wysłany:
Czw 22:48, 23 Gru 2010 |
|
|
Dołączył: 05 Mar 2010
Posty: 430 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Odebrał butelkę, lecz dopiero po chwili zreflektował się, po co Claude mu ją wręczyła. Jeszcze raz, marszcząc czoło zerknął na ślad pozostawiony na blacie. Tym razem wyciągnął z kieszeni scyzoryk i otworzył kciukiem jedną z funkcji. Zapadka liner-locka zaskoczyła dźwięcznie. Przyłożył ząb otwieracza do kapsla i poderwał go w górę. Odstawił piwo przed Claude i schował otwieracz naciskając skrzydełko blokady.
Podeszła do nich JJ, więc zwrócił się do niej.
- 'Gotowa'? - rzucił z pogardą. - Jakoś nie widziałem, żebyś się pakowała. Ale może to i dobrze. Już widzę jak upychasz do torby te pstrokate spódniczki... - wytknął jej Ryan i wybuchł śmiechem. - I nie chodzi o to, że będziesz mi przeszkadzać... Po prostu martwimy się o Ciebie. - oznajmił i odwrócił się do brunetki, licząc na to, że go poprze.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Czw 22:59, 23 Gru 2010 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Elton leżał przy barze, nadstawiając tylko uszu, jakby podsłuchiwał całą rozmowę. Claude uświadomiła sonie nagle, że gdyby Dylan wrócił i odebrał jej psa, czułaby się, jakby coś utraciła. Ta myśl wcale jej się nie podobała. Ale jeszcze bardziej nie podobał jej się fakt, że zjadliwy pan Jarre może nie wrócić. Nie ma go tyle dni. I chyba nie zostawiłby psa tak po prostu... Słowa JJ wyrwały Claude z rozmyślań. Dziewczyna przyglądała się przyjaciółce z życzliwym uśmiechem. A gdy Ryan rzucił porozumiewawcze spojrzenie, przytaknęła lekko, acz zdecydowanie.
- O was się martwimy. - poprawiła i skinęła głową w stronę brzucha blondynki. - Myślę, że powinnaś zapytać doktora Borowsky'ego czy wysiłek i stres są niekorzystne dla dziecka. Poza tym... Chyba nie zostawisz mnie tu samej, co?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Jenefer Johnson Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Pią 0:19, 24 Gru 2010 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 723 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk/Olsztyn
|
Uwaga o spódniczkach sprawiła, że w Jen zawrzała krew. Nie odpowiedziała jednak, tylko wbiła w Ryana wzrok bazyliszka. Postanowiła, że żołnierz ma u niej od dziś przechlapane. Do jutra. A może i to nie. Ale kara musi być. Przeczekała śmiech Ryana, w postanowieniu milczenia wytrzymała dziesięć niesamowicie długich sekund, po czym nie wytrzymała i wycedziła:
- Cieszę się, że moje pstrokate spódniczki cieszą się tak wielkim uznaniem, że zachęcasz mnie do ich zabrania. Ale rozczaruję cię. Nie planowałam ich udziału w eskapadzie. Wolę moje jeansy uzbrojone w twój pasek.
Dopiero uwaga Claude sprawiła, że Jen nieco odpuściła. Mruknęła bez przekonania "Nie mów mi, czego nie mogę zrobić" i zagryzła wargę.
- Claude, nie mogę siedzieć na tyłku i czekać czy coś się stanie. Ta wyprawa miała być... odskocznią od tego koszmaru, który się tu dzieje. Od dziewczynki, tego gościa w gajerku, od rudych, niespodziewanych gości... - zerknęła w kierunku drzwi. - Poza tym, co może mi się stać gdy będę pod opieką naszego nieustraszonego G.I. Joe? - dodała z przekąsem, patrząc znów na Ryana, po czym znów przeniosła wzrok na przyjaciółkę. - A może i ty się zabierzesz z nami?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Pią 0:46, 24 Gru 2010 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
- Jak może być odskocznią, skoro to tajemniczy facet w czerni poradził odnaleźć chatkę? Wszystko jest ze sobą powiązane, nie da się tak po prostu uciec.
Zamiast zacząć pić, nadal bawiła się butelką, obracając nią. Skupiała wzrok na amerykańskiej etykiecie marki, której nie znała. JJ zamierza pójść mimo wszystko. I chyba nie mogę się jej dziwić, że nie chce siedzieć na dupie i czekać. Westchnęła.
- Nie mogę ci zabronić pójść. Ale wiedz, że mi się to nie podoba. Zwyczajnie się o ciebie boję. - odchyliła się lekko na krześle, szyjka butelki przywarła na chwilę do ust. - A ja... Ja się nie nadaję na takie eskapady. Poza tym mam zamiar dowiedzieć się kim jest Maja. I... - zaśmiała się nerwowo. - I ten cały Jacob. Jeśli znowu wróci poobijany, ktoś musi go poskładać.
Tak naprawdę Claude nie było do śmiechu. Jeśli JJ, Ryan i Lynn pójdą bawić się w poszukiwaczy skarbów, to kto dotrzyma jej towarzystwa? Na kim będzie mogła się wesprzeć. Jacoba nie było od dłuższego czasu. Poza tym wyprawa do dżungli mogła się okazać niebezpieczna i długotrwała. Co jeśli coś im się stanie? Claude zdecydowanie nie chciała zostać sama. W towarzystwie jeszcze łatwo było robić dobrą minę do złej gry i podtrzymywać się na duchu, ale jakie myśli przyjdą, gdy przyjdzie jej stawić czoła lękom w pojedynkę? Wzdrygnęła się odruchowo. Mimo wszystko starała się przywołać na twarz uśmiech.
- Jeśli chcecie zapuścić się w zachodnią część dżungli, to macie mi obiecać, że wrócicie cali, drowi i jak najszybciej, ok?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Wto 14:06, 28 Gru 2010 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Lekkie przytaknięcie JJ i Ryana musiało wystarczyć Claude za odpowiedź. No tak, nie mogę się przecież spodziewać żarliwych zapewnień w stylu: "Tak, Claude, wszystko będzie ok. Nie martw się." Przycisnęła szyjkę butelki do ust, by dokończyć piwo. Przez chwilę zastanawiała się, co zrobią, gdy zapasy alkoholu w końcu się skończą. Życie na wyspie na trzeźwo może być nie do zniesienia... Mimo wszystko odstawiła pustą butelkę i uśmiechnęła się lekko. Wszelkie granice zostały przekroczone - a przynajmniej tak wydawało się Claude - i jeśli nie złamała się do tej pory to istniała szansa, że jeszcze przez jakiś czas nie popadnie w obłęd.
Znów podparła dłonią podbródek. Zaczynało jej to wchodzić w nawyk. Tak, jakby nie mogła, nie miała siły, by podtrzymać własną szyję. Leniwie przeniosła wzrok na oko.
Milcząca czarna otchłań, co mą duszę trwoży.
Na dnie mych ciemnych nocy mądry palec boży,
Maluje mi bez końca mary stuforemne.
Zacytowała bezwiednie Baudelaire'a, którego jakimś cudem pamiętała ze szkoły średniej. Nie miała ochoty wychodzić na zewnątrz, ale czuła, że powieki zaczynają się kleić, a gdy ziewnęła przeciągle, zasłaniając usta, zdecydowała, że czas już na nią. Ześlizgnęła się z barowego stołka.
- Wracam do domku, bo zaraz padnę. - zwróciła się do przyjaciółki i Ryana. - Nie rozrabiajcie. - uśmiechnęła się pogodnie, żartobliwie grożąc im palcem. - I koniecznie dajcie mi znać przed wyruszeniem na poszukiwania.
Skinęła lekko głową, po czym skierowała się w stronę wyjścia. Elton zerwał się spod jednego ze stołów i po chwili był już przy nodze Claude. Pochyliła się lekko, by poklepać go po łbie. zaraz potem drzwi baru trzasnęły cicho.
[placyk]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Jenefer Johnson Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Wto 20:26, 28 Gru 2010 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 723 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk/Olsztyn
|
Odprowadziła wzrokiem Claude i psa, po czym zmarszczyła brwi. Szczerze powiedziawszy faktycznie nie chciało jej się jutro ruszać na tą pokręconą wyprawę, ale skoro powiedziała już A, to trzeba powiedzieć i B. Jen starała się nigdy nie wycofywać z zapewnień czy obietnic, choć różnie na tym wychodziła. Znaczy się... przeważnie tak sobie. Język miała zawsze szybszy od pomyślunku, dlatego zdarzało jej się czasem palnąć coś, czego później żałowała, a duma nie pozwalała jej się wycofać.
Z tęsknotą spojrzała na butelki po piwie stojące na stoliku i aż ją skręciło. Papierosa w ustach nie miała od... Od lat! Czyli od chyba czterech dni. Co nie znaczy, że za papierosami nie tęskniła. Ile to razy łapała się na myśli o dymku, albo nie miała co z rękami zrobić, a w jej głowie głodne nikotyny diabełki wrzeszczały rozdzierająco. Teraz zaczynał się kolejny kryzys.
Nie patrząc na Ryana zerwała się od stolika, przeszła za bar i po krótkich poszukiwaniach znalazła otwartą butelkę wina. Nie szukając kieliszków, chwyciła szklankę do wiskhy i nalała do niej wina.
Jedna lampka. Nie zaszkodzi przecież. Włosi piją wino do obiadu, na trawienie. Przecież to głupota z tym żeby w ogóle, ani kropelki...
Zamarła, gdy jej wzrok padł na otwartą paczkę Marlboro leżącą na półce, pod blatem baru. Czuła, jak jej silna wola słabnie. Jej ręka powoli, jakby przyciągana magnesem, sięgnęła po papierosa. W jej głowie dwa głosy zaczęły nagle toczyć zażartą kłótnię.
- Odłóż to! Zostaw to, głupia dziewczyno!
- Ale w czym mi to zaszkodzi?
- Zapytaj Erica. Wiesz doskonale co on powie.
- Nie musi wiedzieć.
- No jasne. Nikt nie musi. Ale ufają ci.
- Jestem panią własnego losu...
- A dziecko? Widziałaś jego zdjęcie! Przecież wiesz, że mu to zaszkodzi!
- Zamknij się! Jeden papieros?
- Co powiedziałaby na to Claude? A twoja matka?
- ...
- No właśnie. Wiesz co.
- Zrobię to. Tak czy siak... Ja już nie mogę...
- Bądź silna! Bądź...
Jen wsadziła ustnik papierosa w usta, trzasnęła zapalniczką i zaciągnęła się głęboko. Jednak już po chwili kaszlała duszącym dymem. Papieros był bardzo mocny.
Zerknęła w kierunku Ryana. Miała wrażenie, że mężczyzna przygląda jej się uważnie.
- Jeśli powiesz o tym komukolwiek, nie odezwę się już nigdy do ciebie! - wyciągnęła oskarżycielsko ku niemu palec, po czym chwyciła butelkę z resztką wina (I tak jest w niej mniej niż w tej szklance na barze...) i patrząc groźnie na Ryana minęła go z butelką wina w jednej, a zapalonym papierosem w drugiej ręce, po czym wyszła na dwór.
Dziś jest noc rozpusty...
[placyk]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Ryan Crower
|
Wysłany:
Pon 10:10, 03 Sty 2011 |
|
|
Dołączył: 05 Mar 2010
Posty: 430 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Kiwnął głową w stronę Claude i powiódł za nią wzrokiem. Drzwi do pubu zamknęły się z cichym trzaśnięciem. Przeniósł wzrok na Jen. Ta wierciła się, wyraźnie nie mogła się od czegoś powstrzymać.
Co Ty kombinujesz?
Podeszła do baru.
Nie...
Sięgnęła po jedną z butelek.
Odłóż to! Nie wiesz w jakim stanie jesteś?
Nalała wina do szklanki. Sięgnęła po papierosa. To przyjął już z niedowierzaniem i lekkim rozbawieniem.
Jeśli powiesz o tym komukolwiek, nie odezwę się już nigdy do ciebie! Powtarzał w myślach jej słowa. Drzwi trzasnęły po raz kolejny.
- Dla pewności, wygadam to każdej napotkanej osobie - rzucił, jednak Jen już nie było.
Zawiedzony własną postawą - może nawet tym, że nie wyrwał jej z rąk butelki i nie przydeptał papierosa - sprzątnął naczyna z blatu i wyszedł na placyk, kierując się w stronę domku.
[placyk, domek]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Game Master Game Master
|
Wysłany:
Śro 23:32, 05 Sty 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 1812 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Dzień 20.
Pierwsze promienie słońca rozproszyły nocne niepokoje. Dzień wstawał gorący i upalny, a po wczorajszych chmurach nie było nawet śladu. Białobękitne niebo wyglądało niemal jak wyżarzone, a słońce wyduszało z dżungli całą wilgoć.
Dzień zapowiadał się upalny, parny i gorący.
Nawet dżungla jakby się uspokoiła. Wciąż szeptała i chichotała tysiącem głosów, ale jakoś... inaczej. Ciszej. Bardziej sennie.
Leniwie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Robert
|
Wysłany:
Pią 16:05, 07 Sty 2011 |
|
|
Dołączył: 06 Mar 2010
Posty: 326 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nieporęt
|
Robert obudził się w pozycji dość dziwnej. Nie wiedział, jak mu się to udało, ale całą noc przespał opierając głowę na własnej dłoni, z łokciem opartym o stół. Przez chwilę rozmasowywał sobie lewą rękę, bo przez brak krwi ledwo co ja czuł. Kiedyś, jeszcze w szkole, dziwił się, jak niektórzy potrafili zasnąć na co nudniejszych lekcjach w dziwnych pozycjach. Później jednak sam się do tego przyzwyczaił, czego efekty właśnie odczuwał.
Nagle zorientował się, że jest zupełnie sam. Spojrzał się na stół, przy którym jak wczoraj wydedukował pojawił się ostatnim razem.
Niech on się pojawi... Niech on się w końcu pojawi!
Zamknął oczy i po kilku sekundach znowu je otworzył. Nikogo wciąż w barze nie było. Robert powtórzył te czynność jeszcze kilka razy, ale nie przyniosła ona efektów.
No dobra wrócę do domku, przydałoby się coś zjeść, umyć się...
Zniechęcony niepowodzeniem Robert podszedł do drzwi i otworzył je, by po chwili skierować się do domku nr 2.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Game Master Game Master
|
Wysłany:
Pią 21:54, 14 Sty 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 1812 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Dzień przeciągał się leniwie, zwiastując południe. Dżungla zasnęła zupełnie i uciszyła. Jednak na niebie zaczęły pojawiać się chmury. Nie zapowiadały huraganu czy deszczu, raczej wieczorną mgłę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Game Master Game Master
|
Wysłany:
Śro 23:20, 02 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 1812 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Mgła opadła na wyspę, otulając ją niczym płaszcz. Widoczność spadła do zaledwie 2-3 metrów, trudno było się nie zgubić nawet na placyku. Dżungla nadal milczała, ale było w tym raczej coś upiornego, a nie kojącego.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Game Master dnia Śro 23:21, 02 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
 |
Collis Lancaster
|
Wysłany:
Nie 15:16, 06 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 06 Lut 2011
Posty: 160 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Nieco oldschoolowy wystrój pubu od początku podobał się Collisowi. Z jakiegoś powodu kojarzył mu się z latami 60., pirackimi radiostacjami, ciągłą ucieczką przed władzami. Tutaj byli oni - spragnieni rock'n'rolla, a my po drugiej stronie fal radiowych dawaliśmy im to, czego chcieli. - wyobrażał sobie. Chociaż, wiadomo, nie miał na myśli siebie. Cudowne lata 60. były poza zasięgiem czasowym, bo wtedy matka jeszcze nawet nie planowała, że da się przelecieć przez jakiegoś hipisa.
Ledwo słuchał siedzącego na przeciwko Raya. Wiedział aż za dobrze, co tamten ma do powiedzenia. Oraz do zaproponowania. Collis od niechcenia zgniatał peta w popielniczce. Obok leżał niewielki pistolet tego świra, co zaczął strzelać, a potem ktoś dał mu zwiać.
- Chcesz zostać liderem, co? - rzucił retoryczne pytanie. Ciemne, duże okulary zasłaniały mu oczy i trudno było stwierdzić, czy Brytyjczyk mówi poważnie czy może już sobie żartuje. - Tylko dlaczego uważasz, że mogę ci w tym pomóc.
- Jesteś konkretnym facetem, Col. - tamten założył łokcie na blacie stolika. - Charyzmatycznym. Wiesz, jakie sznurki pociągnąć, by rybki chwyciły przynętę.
Rybki? Co za dupna metafora.
- Nie mam zamiaru pakować się w takie gówno. Próbuj. Sam. - nie czekając na reakcję Raya, sięgnął po leżący obok kapelusz - Ja jestem na wakacjach.
Pewnym krokiem skierował się do wyjścia. Starał się trzymać z daleka od ludzi pokroju Raya, bo po facecie było widać, że prędzej czy później wbije swojemu sprzymierzeńcowi nóż w plecy, a Collis bardzo cenił sobie każdy centymetr kwadratowy swojego ciała. Na początku dobrze było mieć po swojej stronie zdecydowanego i porywczego Raya. Jednak teraz, gdy zaczynał mieć jakieś oczekiwania względem Lancastera, robiło się po prostu nudne. Nie mam zamiaru być niczyim Murzynem. Wyszedł na zewnątrz. Mgła opadła ciężko na wyspę. Mężczyzna wlepiał wzrok w szarość z dezaprobatą malującą się na twarzy. Prawie jak w Londynie. Zapalił kolejnego papierosa i ruszył przed siebie.
[domek mieszkalny]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Game Master Game Master
|
Wysłany:
Nie 17:30, 06 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 1812 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Dzień 21
Kolejny dzień wyznaczył koniec trzeciego tygodnia uczestnictwa w projekcie White Raven. Zaledwie trzeciego tygodnia. A mieszkańcy Ras-Shamry mieli już za sobą morderstwa szaleńca, upiory, nieprzewidywalną i kapryśną pogodę, nieuchwytnego faceta w ciemnym garniturze oraz podejrzane ostrzeżenia przed wschodnią częścią wyspy. Ludzie byli zaniepokojeni i przestraszeni, niektórzy zaczęli popadać w panikę. Jednak dopóki zapasy żywności były znaczne (wszak ekipa White Raven zapewniła zapasy na kilka miesięcy), mieszkańcy zachowywali się względnie spokojnie. Tym bardziej, że Ray rozgłaszał wszem i wobec, że wszystko z pewnością jest częścią projektu.
O poranku mgła nadal zalegała na wyspie, ale już rzadsza. Sprawiała upiorne wrażenie, co nie mogło przyćmić faktu, że widoczność jest już całkiem niezła. Dżungla nadal tkwiła w swym uśpieniu. Albo gotowości do skoku.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
 |