www.rasshamra.fora.pl - witaj! Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości.
Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna                    FAQ
                Szukaj
             Użytkownicy
          Grupy
       Galerie
    Rejestracja
Zaloguj
Pub
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 74, 75, 76  Następny  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Miasteczko Ras-Shamra
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Collis Lancaster
PostWysłany: Wto 21:19, 16 Sie 2011


Dołączył: 06 Lut 2011

Posty: 160
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

- Żadna sprzeczka. - Collis rozluźnił uścisk na nadgarstku, uniósł obie dłonie, w geście "nie mam złych zamiarów". - Zwyczajnie w tych czasach dzieciaki bywają okropnie irytujące.

Przybycie Jacoba Uppera było niespodziewanym, acz nawet pożądanym spełnieniem marzeń. Nie musieli niczego wyciągać z Claude, bo źródło informacji właśnie przekroczyło próg baru. Co prawda źródło informacji wyglądało na niezadowolone z życia i podatne na chęć użycia na wszystkich siekiery, ale tak czy inaczej źródło informacji było mile widziane. Lancasterowi wydawało się, że Claude zupełnie nie leży w zainteresowaniach Uppera. Jeszcze jeden sprzyjający fakt, a zacznę być religijny. Uśmiechnął się półgębkiem. Przypuszczał, że teraz może przynajmniej mieć miejsce jakaś konkretna rozmowa.

- Poinformowano? - uniósł brwi, rzucając Claude krótkie spojrzenie. - Niedawno mieliśmy spotkanie z dwojgiem popierdoleńców z drugiej wyspy. Facet z kilkudniowym zarostem i całkiem jakaś wariatka. Narobili boruty, a przy okazji postanowili zabrać ze sobą Jenefer Johnson. - wzruszył ramionami, jakby od niechcenia. - Beaumarchais wypaliła coś o składzie broni tego. Trudno cokolwiek wyciągnąć z tej dziewczyny, poważnie. Nic mi nie wiadomo, by mówiła o czymkolwiek, co stało się w dżungli poza śmiercią Robertsona. No, i planowana jest eksterminacja naszej wioski. Całkiem miło by było, gdybyśmy mieli się bronić. - wskazał kciukiem na Claude - A z tych słodkich francuskich ust padła informacja, że podobno wiesz, gdzie znaleźć odpowiednie fanty.

Przyglądał się grymasom Uppera. To znaczy, przyglądałby się, gdyby takowe grymasy istniały. Łysy mężczyzna raczył wszystkich maską obojętności. Lancaster wsadził sobie do ust papierosa, zapalił i wyciągnął paczkę w stronę Jacoba.

- Ach, gdzie moje maniery. - uśmiechnął się ze zwisającym papierosem w kąciku ust. - Nazywam się Collis Lancaster. Nie mieliśmy przyjemności się poznać, panie Upper.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Patsy
Moderator
PostWysłany: Wto 21:35, 16 Sie 2011


Dołączył: 05 Mar 2010

Posty: 901
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

-Nie wcale - odpowiedział gdy ktoś zapytał "Nie przeszkadzam". Patsy nie zwrócił uwagi na nowo przybyłego - kurewsko świetnie się tu - przerwał, gdy siekiera uderzyła o podłogę. Spojrzał na przybysza. W drzwiach stał wyglądający jakby sam przemierzył piekło, Jacob Upper. Przyczyna całego obecnego zamieszania.

-Jacob - zwrócił się do niego - gdzieś ty kurwa był? - spytał i spojrzał na siekierę przyniesioną przez Jacoba. W pierwszej chwili chciał zwyzywać go nawet, gorzej od Claude, ale owe narzędzie, skutecznie go od tego powstrzymywało.

Collis powiedział wszystko co Patsy, chciał przekazać, nie widział więc sensu, by ponownie streszczać Upperowi sytuacji. W milczeniu pokiwał głową, i czekał na reakcję Jacoba, choć czuł, że najprawdopodobniej kompletnie mu się ona nie spodoba.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Wto 23:20, 16 Sie 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Rozmasowała bolący nadgarstek. Skupiła na tym całą swoją uwagę. Słowa Jacoba, jego reakcja... Pokręciła lekko głową. Nie tego się spodziewała. Może nie zasługiwała na nic lepszego. Dokonała wyboru najgorszego z możliwych i teraz musiała wziąć za to odpowiedzialność. Obojętny wzrok Uppera biczował. Chciała wyjść, uciec, zniknąć. A ponieważ od jakiegoś czasu nikt nie zwracał na nią uwagi, ruszyła w stronę wyjścia. Przechodząc obok Jacoba jeszcze bardziej zwiesiła głowę. Była przekonana o swojej winie.

A jednak... Mroczna część dżungli wszystkim mieszała w umysłach. Przywodziła na myśl wspomnienia, o których nie chciano pamiętać. Ponadto incydent z widmem brata zupełnie rozstroił Claude emocjonalnie. I śmierć Johna... Zmarszczyła brwi, odwróciła się na pięcie. Była zła, wściekła... i przeraźliwie samotna.

- Mógłbyś się zdobyć na odrobinę wyrozumiałości. - zaczęła spokojnie, ale już po chwili się rozgorączkowała. - Odrobinę, Jacob! Tamte wydarzenia w dżungli na wszystkich wpłynęły... Sam widziałeś. A teraz... - zacisnęła usta . A gdy mężczyzna odwrócił lekko głowę, podciągnęła ze złością szpitalną koszulką ukazując trzy podłużne opatrunki: przy obojczyku, między miseczkami stanika i na brzuchu. - "Z pozdrowieniami dla Uppera". Tak powiedziało widno, gdy cięło mnie pośrodku dżungli. - opuściła gwałtownie koszulkę. - Więc pozdrawiam serdecznie. Mam nadzieję, że następnym razem kiedy coś mnie będzie krzywdzić, nie będziesz miał w tym swojego udziału.

Zrobiła scenę. Gówniarską. Prawdopodobnie zupełnie niepotrzebną. Ale zrobiła to, bo jej zależało. Bo nie mogła przejść obojętnie. Bo mogła nie mieć okazji, by powiedzieć, co czuje... Właściwie i tak nie powiedziała. Wyładowała się tylko zupełnie absurdalnie. To wystarczyło. Znosząc spojrzenia zebranych w pubie, wyszła na zewnątrz.

[placyk -> domek nr 2]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jacob Upper
PostWysłany: Śro 14:06, 17 Sie 2011


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

Jacob poczuł się, jakby wrócił w rodzinne strony po wielu latach, ale nie było to wcale miłe wrażenie. Wystarczyło, że się pojawił, a cała trójka: blondyn, Patsy i Claude omal nie rozdarli jego uwagi na strzępy. Tyrada tego pierwszego, wypowiedziana pozornie błahym tonem, była podszyta jakąś skrywaną troską, być może lękiem. Jacob słuchał go uważnie, marszcząc czoło po każdym ze zdań wyrzucanych z szybkością karabinu maszynowego. Kiedy mężczyzna przedstawił się, Jacoba uderzyła myśl, że to nazwisko nie jest mu obce. Teraz jednak nie miał czasu, aby się nad tym zagadnieniem zastanawiać. Nie zdążył nawet odpowiedzieć Collisowi, gdyż uniemożliwił mu to Patsy.

- W chacie Almy, widma - odpowiedział krótko, jakby była to najoczywistsza rzecz pod słońcem. Nie chodziło o to, że nie chciał dzielić się z nimi swoimi informacjami, po prostu był na to w tej chwili za bardzo zmęczony. Miał ochotę gdzieś usiąść, ale nie zdążył nawet sięgnąć po krzesło, gdy naskoczyła na niego Claude.
- Mógłbyś się zdobyć na odrobinę wyrozumiałości - odezwała się, kiedy ich spojrzenia spotkały się, wbrew intencjom Jacoba. Udawany spokój błyskawicznie wyparował z jej głosu, twarz dziewczyny ściągnęła się w gniewnym grymasie. Gwałtowny wybuch, który nastąpił zaraz potem, wprawił Jacoba w osłupienie tak wielkie, że zrozumiał z tego wszystkiego bardzo niewiele. Zobaczył jakieś opatrunki, usłyszał oskarżenie o współudział w jakiejś zbrodni, a później zabrakło mu już okazji, żeby o cokolwiek dopytać, ponieważ Claude odwróciła się i wyszła. Odruchowo pomyślał, że to jemu coś się już miesza ze zmęczenia, ale miny pozostałych w pubie upewniły go, iż jednak nie zwariował do reszty.

- Co jej się stało? - zapytał, teraz bardziej zdziwiony niż zły. - Minęło trochę czasu, odkąd jakaś kobieta ściągała przede mną bluzkę, a i okoliczności były wtedy inne... - wzrok Jacoba padł na wyciągniętą wciąż w jego stronę paczkę papierosów. Wystarczyła sekunda, żeby w jego głowie pękł łańcuch samokontroli - skinął głową Collisowi, sięgnął po papierosa, a następnie wsunął go między spieczone wargi. - Napadli na nią? Na Claude? - złość pozostawała złością, ale obrzydliwy robak troski znowu poruszył się w głębinach umysłu Jacoba. W obecnej chwili najchętniej potraktowałby tego robaka młotkiem i rozbił na miazgę. - Ta dwójka? Mężczyzna z kobietą... - powoli zaczynał przypominać sobie oraz rozumieć to, co przed chwilą mu powiedziano. - Co właściwie tutaj zrobili? I... Zabrali Jenefer?! - podniósł głos, podsuwając sobie kopniakiem krzesło. Zrzucił z ramion plecak, położył na podłodze siekierę, potem usiadł i oparł sobie rugera o udo. - Co macie na myśli, mówiąc, że zabrali Jenefer?! Mam, kurwa, nadzieję, że nie to, o czym ja myślę.

Zaskoczenie mijało, ustępując miejsca dobrze znanej, zimnej wściekłości.
- Był wśród tej dwójki niski, niepozorny mężczyzna? Henry Gale? To on zabił Robertsona, zanim zabrała go Alma... Ale potem... - już chciał powiedzieć o ich ponownym spotkaniu, kiedy widmo poradziło mu spieszyć się do osady. W ostatnim momencie zrezygnował z tego pomysłu. O tym mówić nikomu nie zamierzał. - W każdym razie nie mamy czasu. Musicie streścić mi wszystko, jak najszybciej - wodził poważnym wzrokiem po obliczach Collisa, Patsy'ego i pozostałej, milczącej dwójki. - Claude powiedziała wam prawdę, w dżungli znajduje się skład broni, właśnie stamtąd wracam - zerknął wymownie na karabin i postukał paznokciem w lufę. - Żarty się skończyły - mruknął, kiwając na Lancastera, aby użyczył mu ognia.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Patsy
Moderator
PostWysłany: Czw 8:51, 18 Sie 2011


Dołączył: 05 Mar 2010

Posty: 901
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

-Streścić?- spytał po chwili milczenia - to diabelnie proste. Nie wiem co prawda jak cała zabawa się zaczęła, bo gdy wpadłem, trwała w najlepsze - przerwał zastanawiając się, czy opisać swoje "genialne" próby wyrolowania napastników, postanowił jednak zrezygnować ze szczegółów - mogę powiedzieć, że to pieprzeni profesjonaliści, być może po przeszkoleniu. Szukali jakiejś teczki z informacjami o nas, cokolwiek to znaczy, potem grozili masową eksterminacją, a potem - spojrzał na Collisa i Jacoba -tu się robi ciekawie, ta pierdolnięta, nagle uznała, że Jenefer jest im do czegoś potrzebna i ją zabrali. Na drugą wyspę. Koniec opowieści.

-I masz rację- dodał po chwili - żarty się skończyły. Nie wiem kto tu jeszcze potrafi posługiwać się bronią, ale myślę, że powinniśmy przenieść całe zapasy tutaj. Schowamy broń na zapleczu, bo w sumie nic już tam i tak nie ma- wzburzenie go opuściło, znowu zaczął na zimno planować dobranie się do Coffmana i odstrzelenie mu łba - no i musimy wykombinować, jak dostać się do naszych znajomych.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jacob Upper
PostWysłany: Czw 16:50, 18 Sie 2011


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

Wszystko zawsze wygląda tak samo - pomyślał Jacob, słuchając słów Latynosa. - Obojętne, czy chodzi o bójkę w barze czy wojnę pomiędzy narodami. Zawsze wszystko zaczyna się w ten sam sposób i kończy w ten sam sposób...

Wieść o porwaniu Jenefer była zdecydowanie najistotniejsza, ale Jacob musiał poukładać sobie w głowie różne sprawy.
- Kim oni są, i co o nich wiemy? - mówił, trochę do innych, trochę do siebie, kiwając się na krześle. - Nie są chyba związani z White Raven, bo by się to wszystko nie trzymało kupy. Zakładamy, że pochodzą z drugiej wyspy... Tak, to by się zgadzało, Robertson wspominał o niej... - w tym momencie Jacob przypomniał sobie, że jeszcze ani razu nie oglądał morza, odkąd przybyli w to przeklęte miejsce. Jeśli jego plan - a raczej zaczątki planu - miały dojść do skutku, będzie musiał zmienić ten stan rzeczy, chociaż myśl o kontakcie z bezkresem oceanu nie napawała go specjalnym entuzjazmem.

Na pomysł Patsy'ego, aby przenieść broń do miasteczka, zareagował podniesieniem brwi.
- Tak? - zaczął powoli, spodziewając się takiego toku rozumowania. - Schowamy broń na zapleczu i jaki z niej będzie pożytek? Ja ostatni raz strzelałem z broni w wojsku, prawie dwadzieścia lat temu. Jeśli panowie są fachowcami, chętnie zobaczę panów z bronią przy pasie, ale co z resztą? - łypnął okiem na milczącą parę, których imion chyba nie było mu dane poznać. - Mamy tu bandę zasmarkanych gówniarzy, którzy - jeśli mnie pamięć nie myli - w przerwach pomiędzy morderstwami opalali się na trawniku albo uprawiali pierdolony jogging. Johnson, wspomniana już wcześniej, paradowała z gnatem i musiałem się bez przerwy obawiać o własne życie. Ne puero gladium, Patsy. Nie dawaj dziecku miecza...

Umilkł, zastanawiając się.
- Chcesz znać moje zdanie? - odezwał się cicho po dłuższej chwili. - Uważam, że musimy zebrać grupę chętnych, którzy trochę znają się na takiej robocie, i wyprowadzić kontratak. Chcesz siedzieć ze strzelbą za barem i czekać, aż tamci sami się pojawią? Teraz możemy uprzedzić cios. Teraz nie będą się niczego spodziewać.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Patsy
Moderator
PostWysłany: Czw 22:34, 18 Sie 2011


Dołączył: 05 Mar 2010

Posty: 901
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

-Kim są?- powtórzył po Jacobie - nie mam pierdolonego pojęcia. Są zorganizowani w jakąś grupę, ktoś chyba stoi nad nimi, tak wywnioskowałem - wrócił pamięcią do przemowy Petera Edwardsa Druga wyspa, on był tego pewien - Na pewno pochodzą z drugiej wyspy. Edwards był tego pewien - podniósł palec wskazujący na wysokość twarzy by podkreślić wagę wypowiadanych słów - uprzedzam pytanie: nie wiem gdzie podziewa się Edwards. -

Jacob skrytykował jego pomysł przejęcia kontroli nad bronią palną. Domyślał się jego prawdziwych celów, czy był bardziej doświadczony w tej kwestii. Ile jeszcze tajemnic skrywasz? No i co miała oznaczać kwestia o "byciu fachowcem" Popadasz w pierdoloną paranoję skarcił się w myślach.
-Ekspertem od broni nie jestem, kiedyś strzelałem ze strzelby u wujka na wakacjach- starał się by brzmiało to zupełnie naturalnie. Nie był jednak pewien czy odniósł sukces.

Gdy Upper zakończył swoją wypowiedź, która bardzo odpowiadała Patsy'emu stwierdził:
-Nie ma więc co czekać. Trzeba przekazać wszystkim, że jeżeli ktoś się zna na broni niech zgłosi się tutaj - następnie ponownie spojrzał na Collisa i Jacoba - a my powinniśmy ruszyć do chatki z samego rana. Nie mamy pewności czy oni też nie wiedzą o grajdołku Robertsona.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Patsy dnia Czw 22:34, 18 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Czw 22:56, 18 Sie 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Poranek, dzień 30.

Tuż przed wschodem Słońca temperatura gwałtownie, drastycznie spadła. Wilgoć zgromadzona w powietrzu niemal natychmiast skrystalizowała się w postaci warstwy szronu osadzającego się na liściach, trawie, drzewach i domach osady. A potem... wstało Słońce. A gdy pierwsze promienie dotknęły wyspy, ziemia zatrzęsła się, jednak nie przypominało to normalnego trzęsienia ziemi. Szarpnięcie było krótkie, pojedyncze, dość silne, ale nie powtórzyło się drugi raz. Bardziej przypominało uczucie, które towarzyszy upadku dużego ciężaru na ziemię - głuche tąpnięcie, wibracja spowodowana upadkiem sporej masy. Chwilę później temperatura powietrza zaczęła rosnąć, a szron intensywnie parować.

Niebo było czyste i bladobłękitne, a Słońce szybko nagrzewało wyspę, zwiastując kolejny gorący dzień.

Nastał 30 dzień pobytu na wyspie...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jacob Upper
PostWysłany: Pią 10:55, 19 Sie 2011


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

- Już świta, Patsy - zauważył Jacob, zerkając na szarzejący prostokąt okna. Potarł kciukiem kącik oka. Zmęczenie zaczynało brać nad nim przewagę, nie spał już prawie od dwudziestu czterech godzin. Ale przecież miał za sobą gorsze czasy, kiedy zdarzało mu się nie spać przez tydzień. Dlatego przystał na propozycję, aby wyruszyć już wkrótce. - Zdrzemnę się tutaj, trzy, cztery godziny... Zostało coś jeszcze do picia? - nie czekając na odpowiedzieć, wstał i poczłapał w stronę baru. Oceniwszy stan zaopatrzenia jako nędzny, wrócił na swoje miejsce, niosąc trzy puste szklanki. Postawił je na stoliku upstrzonym szarymi plamkami popiołu - Lancaster wypalił już chyba pół paczki i nie za każdym razem udawało mu się trafić do popielniczki. Jacob wyciągnął z plecaka butelkę whiskey, którą napoczął kilka dni temu, i rozlał trzy setki.

- Bez toastów... - mruknął, upijając dwa łyki i krzywiąc się. Nie omieszkał też poczęstować się następnym papierosem z paczki Lancastera. Pierwszy wypalony po latach smakował wybornie, kręcił w głowie jak najmocniejsza używka. Drugi nie mógł być gorszy. - No... - Jacob miał jeszcze wiele pytań, ale nie chciał przedłużać tego "zebrania" w nieskończoność, zwłaszcza że Lancaster wyglądał już tak, jakby spał, a i on sam miał ochotę jak najszybciej udać się na spoczynek. - Widzimy się rano.

Dokładnie zakręcił butelkę, pozbierał swoje rzeczy i przeniósł je w okolice stojącego przy wygasłym kominku fotela, na którym usiadł, a potem wyciągnął nogi i narzucił na siebie swój zniszczony płaszcz. Chwilę później już spał.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Collis Lancaster
PostWysłany: Pią 14:14, 19 Sie 2011


Dołączył: 06 Lut 2011

Posty: 160
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Wybuch Claude sprawił, że Collisowi zrobiło się jej żal. Nie miał wyrzutów, bo ktoś w końcu musiał dać klapsa tej naiwnej dziewczynie, a mimo wszystko zachowanie Francuzki wzbudzało litość. Złamała się. Ale Collis nie byłby sobą, gdyby od razu nie przekuł tego na własne korzyści, a korzyścią niewątpliwie było to, że Jacob nie przejął się zachowaniem dziewczyny, więc pewnie oczy zostaną przymknięte na kilka siniaków u Claude. Większa złość została wyładowana przy fakcie porwania Jenny. I to się Collisowi podobało. Claude sobie prędzej czy później poradzi, to Jenefer powinni się teraz przejmować. Dobrzy było mieć w tym kogoś po swojej stronie.

Przysłuchiwał się wymianie zdań Uppera i Sacripanto.

- Dla mnie bomba. - zaczął od niechcenia, wypuszczając dym z płuc. - Moja przygoda z bronią kończy się na kilku wizytach na strzelnicy i jednej awantury w parszywej części Londynu, ale chętnie poćwiczę na kurwiszonach z drugiej wyspy. - zaciągnął się. - Coffman był tu na pewno przed tą drugą. A skoro tak, to być może... ale tylko być może... zostawili jedną łódź, kanoe czy inną tratwę. Podejrzewam, że nie ryzykowaliby innej konfiguracji. Więc powtarzam: dla mnie bomba. Odnajdziemy chatę, a potem odbijemy naszą blondheroinę. Przy jednoczesnym ubiciu kogo trzeba.

Ramię bolało, tliło tępym bólem, który Collis zagłuszył tabletkami od Erica. Zaraz obok whisky.

- Bez toastów. - przytaknął, wypił, a potem popatrzył na Biankę i Larsa. - Królowa Wampirów chyba powinna już spać. - dostrzegł jej grymas, uśmiechnął się półgębkiem. - Nieważne. Ja w każdym razie idę się zdrzemnąć śladem Uppera. Do rana - rzucił na odchodnym.

[domek Collisa]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Patsy
Moderator
PostWysłany: Pią 20:30, 19 Sie 2011


Dołączył: 05 Mar 2010

Posty: 901
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

-Bez toastów- dodał za nimi i wypił niemal połowę zawartości szklanki.
-Fakt faktem - stwierdził oczywistość - sen dobrze nam zrobi, nie ma po co ruszać wojnę wyczerpanym. Lepiej mieć świeży umysł.

Następnie skończył swojego drinka i odstawił szklankę na blat.
-Na razie- rzucił za Collisem, gdy ten wyszedł z Pubu. Lokal powoli pustoszał. Zwrócił się w stronę Jacoba, chciał pogadać z nim na osobności bez widzów. Poznać jego plan, wybadać wiedzę. Zauważył jednak, że Upper już zasnął. Nie mając już nic do roboty w Pubie skierował się w stronę domku
[Domek]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Lars
PostWysłany: Nie 11:48, 21 Sie 2011


Dołączył: 23 Lip 2011

Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Przebudził się gwałtownie, rozejrzał dookoła, potarł potylicę i wyprostował się na fotelu. Spał, a przynajmniej tak to wyglądało. Minęło kilka godzin, podczas których bił się ze swoimi upartymi wizjami. Uparcie zawsze oznaczało coś ważnego. Mimo wszystko serdecznie nienawidził skutków eksperymentowania z OOBE i nieoczekiwanych "drzemek". No ale nie ma tego złego, przynajmniej wiem o czym rozmawiali. Pora pogadać z radiowym showmanem, mam nadzieję, że dogonię go przed domkiem.

Deevys podszedł do baru, chwycił pierwszą lepszą szklankę, z tłustymi odciskami palców i niedopitym, bliżej nieokreślonym alkoholem w środku, po czym opróżnił ją jednym haustem. Ocierając usta zewnętrzną częścią prawej dłoni udał się do wyjścia, krokiem żwawszym niż zazwyczaj.

[placyk]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jacob Upper
PostWysłany: Pon 13:37, 22 Sie 2011


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

Przebudzenie Jacoba zostało poprzedzone krótkim westchnięciem, tak jakby wciśnięty w fotel mężczyzna zamierzał podzielić się z kimś jakimś spostrzeżeniem, ale ostatecznie zrezygnował. Kiedy otworzył oczy, wszystkie senne obrazy rozmyły się i ulotniły z jego pamięci, pozostawiając po sobie ślad tak niewyraźny, że nawet najlepszy tropiciel nie mógłby za nimi podążyć. Jacob przetarł oczy, próbując w bladym świetle poranka uzmysłowić sobie, gdzie się właściwie znajduje. Dopiero po kilku dłuższych chwilach rozpoznał wyposażenie pubu.

Wstał z fotela, rozciągając zdrętwiałe kończyny. Był głodny i spragniony, ale najbardziej chciało mu się palić. Brudnymi palcami wygrzebał z popielniczki nadające się jeszcze do czegoś niedopałki, po czym odpalił pierwszego. Zaciągając się głęboko dymem i wypuszczając go w powietrze, powędrował do baru, gdzie włączył ekspres do kawy i przegrzebał lodówkę w poszukiwaniu jakichś mrożonek. Nie znalazłszy niczego do jedzenia, odczekał aż ucichnie warkot mielącego ziarna ekspresu, a następnie zaparzył sobie duże, bo potrójne, zrobione w kuflu do piwa espresso.

Ze szklanką w ręku wyszedł na zewnątrz budynku.

[placyk]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Pon 23:00, 22 Sie 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Zupełnie niepostrzeżenie i całkiem nieoczekiwanie poranek przemienił się w południe. Lejący się z nieba żar dawał do zrozumienia, że tropikalna wyspa jest tropikalną wyspą nie tylko z nazwy, zaś brak wiatru i wilgotne powietrze dżungli potęgowały jeszcze ten efekt. Morze było płaskie, liści roślin w dżungli nie poruszał nawet najsłabszy zefirek.

A właśnie, a'propos dżungli... po raz pierwszy była cicha. Bez szeptów, głosów, chcichotów i nawoływań. Była... naturalna.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Czw 10:34, 01 Wrz 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Noc leniwie ogarniała wyspę, która w dalszym ciągu wydawała się naturalna i spokojna. Rozgwieżdżone niebo urzekłoby niejednego. Mimo wszystko mieszkańcy nie mogli odpędzić się od myśli, że jest w tym jakaś pułapka.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Miasteczko Ras-Shamra Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 74, 75, 76  Następny
Strona 75 z 76

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo


Programosy
Regulamin