www.rasshamra.fora.pl - witaj! Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości.
Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna                    FAQ
                Szukaj
             Użytkownicy
          Grupy
       Galerie
    Rejestracja
Zaloguj
Niewielki pas startowy
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 11, 12, 13  Następny  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Wyspa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Game Master
Game Master
PostWysłany: Śro 0:23, 15 Cze 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Do wieczora pojawił się delikatny chłodny wiaterek, przynosząc ochłodzenie i ulgę od upałów. Z czasem jednak zaczął przybierać na sile, robiąc się gwałtownym i porywistym. Zaczęło padać.
Kilka pierwszych kropel deszczu, szybko zamieniło się w gwałtowną ulewę. Na niebie pojawiły się błyskawice. Burza uderzyła na wyspę.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Sob 21:41, 18 Cze 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Dzień 28.

Burza nie dawała za wygraną. Ciemne chmury nadal przesłaniały niebo – szczelnie i nienaturalnie. Było niemal tak ciemno, jak w nocy. Porywisty wiatr szarpał drzewami, wzburzał morze. Wyspa najwyraźniej nie miała najlepszego humoru.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Joshua Coffman
Templers
PostWysłany: Pon 11:58, 20 Cze 2011


Dołączył: 01 Kwi 2010

Posty: 264
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Czy to nie ekscytujące, że jesteśmy tu obcy?
Przedrzeźnił ją w myślach, mając nadzieję że zaraz coś wciągnie ją w błoto i udusi. Uczucia jakie czuł w stosunku do dżungli były mocno niepokojące, lecz gdy tylko przestrzeń się rozrzedziła i zrobiło się jaśniej, Coffman był w stanie uspokoić oddech i wyrównać rytm bicia serca. Był blady lecz klaustrofobiczny lęk powoli mijał, czego w żaden sposób nie można było zauważyć.
- Czy to nie ekscytujące, że jesteśmy na miejscu?
Coffman wyminął kobietę, kierując się w stronę miasteczka. Wcale nie krył się ze swoją obecnością.
- Zapraszam, zapraszam na placyk. Zapewne urządzą nam przyjęcie powitalne. Szwedzki stół i tak dalej, będzie klawo.
Sarkastyczny uśmiech na jego ustach był jedynie dopełnieniem wyrazu jego oczu - w tej chwili niemal sadystycznych. Joshua miał zamiar nieźle się zabawić.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Judy Walker
Templers
PostWysłany: Pon 12:44, 20 Cze 2011


Dołączył: 03 Maj 2011

Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

Kiedy Coffman wyminął Judy, ta zmrużyła oczy w wąską szparkę. Swoboda mężczyzny wprawiała w zadowolenie, gdy miała miejsce w łóżku (albo na jakiejkolwiek innej powierzchni), ale nie teraz. Zastanawiała się czy to już jest "samowolka", o której mówił Benjamin i sama odpowiedziała sobie, że tak. Za wypełnianiem rozkazów Lidera kryło się coś jeszcze. Zachowanie Joshui wywoływało wątpliwość co do pomyślności misji. Niewielka kobieca dłoń z wprawą i gracją sięgnęła po kuszę, której bełt został wycelowany w tył głowy mężczyzny.

- Może w tym tkwi twój problem, Coffman. - podniosła głos, by przekrzyczeć burzę. Pojedyncze pasma włosów, które wyrwały się z niesfornego koka, przykleiły się kobiecie do czoła. Strugi deszczu spływały po twarzy. - Może dlatego właśnie spieprzyłeś ostatnio.

Jej zdania brzmiały ogólnikowe, tylko ona wiedziała, co tak naprawdę ma na myśli. Interpretacja Coffmana była jej zupełnie obojętna. Ale wiedziała, że prędzej czy później się domyśli.

- Cokolwiek zrobisz, zrobisz za moim przyzwoleniem. - ciągnęła. - I... gdybyś miał jakieś wątpliwości... mogę w każdej chwili spuścić bełt ze smyczy. Bez żalu. I bez konsekwencji. - zaśmiała się dźwięcznie, radośnie jak mała dziewczynka. - Oczywiście możesz sobie planować, że dźgniesz mnie w najmniej oczekiwanym momencie. Tylko pamiętaj o jednym: jeśli zginę, Benjamin wypruje ci flaki.

Wiedziała, że cokolwiek by się nie stało i jakkolwiek nie potoczyłaby się sytuacja, jej słowa i fakt, że ma nad Coffmanem przewagę wycisną na nim piętno, pozostaną w pamięci. Gniew. Gniew, który będzie z niego wyłaził w każdej sytuacji. Judy przymknęła oczy, przypominając sobie seks przy wodospadzie.

- I wiesz co? Mam nadzieję, że bardzo się na mnie pogniewasz.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Joshua Coffman
Templers
PostWysłany: Czw 12:13, 23 Cze 2011


Dołączył: 01 Kwi 2010

Posty: 264
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Coffman zatrzymał się w miejscu. Powoli odwrócił się do kobiety twarzą, patrząc wprost w wycelowaną w jego głowę kuszę. Nie bał się, był wyszkolony aby takie sytuacje przetrzymywać, nie reagować inaczej jak atakiem lub ucieczką. W każdym razie pewnego razu sam lider wyzbył go strachu przed śmiercią. Uśmiechnął się krzywo, co nie zapowiadało się zbyt dobrze. Gdy kobieta skończyła mówić, Joshua parsknął śmiechem.
- Oczywiście że tak zrobię, Walker. Będę się słuchał tyle ile sobie zapragniesz i nie dźgnę Cię nawet.
Rzucił lekko, gestem zachęcając ją do marszu w stronę wioski.
Benjamin wypruje mi flaki. A to kurwa dobre. Znudziło mi się już bycie jego psem.
- Zatem, jakieś rozkazy szefowo?
Coffman sprawiał wrażenie bardzo rozbawionego, choć jego głos przesiąkał sarkazmem.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Judy Walker
Templers
PostWysłany: Czw 13:39, 23 Cze 2011


Dołączył: 03 Maj 2011

Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

Nie podobał jej się śmiech Coffmana, poza, ton głosu, słowa... Były w nich szyderstwo i groźba zakamuflowana między wierszami. O wiele bardziej lubiła, gdy ze sobą rywalizowali, a nie pracowali. Wolno opuściła kuszę, potem sprawnie przypięła broń do pasa. Zazwyczaj było jej wszystko jedno, kogo zabije i w jakich okolicznościach. Jednak teraz miała szczerą nadzieję, że Joshua nie przekroczy granicy.

- Po prostu trzymaj się mnie i nie rób nic na własną rękę. - powiedziała, patrząc spode łba na mężczyznę. W chwili, kiedy go mijała, wspięła się lekko na palce i musnęła wargami ucho. - Zapewniam cię, że współpraca będzie opłacalna.

Zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę miasteczka. Była przemoczona i brudna. Zamierzała rozeznać się w sytuacji i zająć jakieś miłe gniazdko.

[placyk]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Śro 12:51, 29 Cze 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Spomiędzy chmur wyłonił się niewielki samolot transportowy typu Douglas DC-3. Niestabilny lot świadczył o tym, że pilot nie bardzo może sobie poradzić z równowagą maszyny. Co zresztą nie było dziwne z uwagi na pogodę - burza nie zamierzała się uspokoić. Mało tego, obecność samolotu jeszcze ją wzmagała.

Maszyna usiadła ciężko na pasie startowym lądowaniem awaryjnym. Lewe skrzydło zryło asfalt. I gdyby skończyło się tylko na tym, można by to śmiało nazwać cudem. Jednak Wyspa wydawała się nie tolerować nowego intruza. Gałęzie i konary pobliskich drzew łamały się i z nienaturalną siłą uderzyły w kabinę pilotów, tłukąc grubą szybę. Pilot nie przeżył, natomiast jedyny pasażer - Hendrick Cornwell - stracił tylko przytomność.

Samolot oznaczony był białym krukiem White Raven, a w ładowni znajdowało się kilka kontenerów z żywnością, środkami czystości, zaopatrzeniem przychodni itp. Żadnych informacji, nic. Tylko budzący się powoli Hendrick Cornwell.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Hendrick Cornwell
PostWysłany: Śro 13:31, 29 Cze 2011


Dołączył: 29 Cze 2011

Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Burza szalała. Hank Cornwell odzyskiwał przytomność powoli w akompaniamencie trzasków, zwinnej i perfidnej gry iskier sypiących się z uszkodzonych przewodów. Czuł zapach dymu, deszczu i wilgoci ogarniających porozrywane wnętrze samolotu.
Kolejny cud.
Jego przyćmiona percepcja rejestrowała wszystko powoli. Równie powoli jak on sam zaczynał poruszać swoimi kończynami i ciałem leżącym pod sąsiednim fotelem. Z trudem odepchnął go na bok zmuszając swoje oczy do obdarzenia spojrzeniem zrujnowanego przejścia do kabiny pilotów. Strużka krwi płynąca w jego kierunku spod przymkniętych drzwi, sprawiała mu niemal fizyczny ból.
- Andrew? Andy, słyszysz mnie?
Odpowiedziała mu cisza.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Hendrick Cornwell
PostWysłany: Czw 18:53, 30 Cze 2011


Dołączył: 29 Cze 2011

Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Po jakimś czasie Hank był w stanie wstać i ruszyć powoli w kierunku kabiny pilotów. Parę kroków zajęło mu sporo czasu, od uderzenia fotela ciągle kręciło mu się w głowie. Jednakże gdy wchodził do kabiny, wiedział że wesoły Andy z którym żartował przez około pół lotu właśnie osierocił dwójkę swoich dzieci i z żony zrobił wdowę. Wejście do środka tylko dopełniło obrazu rozbitej rodziny. Przednia szyba nie istniała a samo ciało pilota w paru miejscach przeszyte było gałęziami których grubość nie pozostawiała szans na przeżycie. Hank sięgnął ręką i zamknął ciągle otwarte oczy mężczyzny.
- Spoczywaj w pokoju, niech Bóg pozwoli wstąpić Ci do swojego królestwa.
Uczynił znak krzyża na czole zmarłego. Uznał, że wszystko co należy zrobić w takim przypadku musi zostać odłożone na później. Teraz ważne było aby on sam dotarł do lekarza i przychodni. Dlatego opuścił samolot, po drodze zabierając ze sobą swój bagaż. Z wyraźną ulgą przyjął fakt że słoiczek z wodą święconą pozostawał cały. Wyczuł go palcami, nie miał teraz wystarczająco dużo sił aby przeglądać wnętrze swojego bagażu. Powolnym krokiem stawiając czoła szalejącej burzy, Hendrick Cornwell zawitał do miasteczka.

[Placyk]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Pią 23:52, 01 Lip 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Deszcz padał z coraz mniejszą siłą, zniknęły błyskawice i grzmoty. Powietrze stało przyjemnie rześkie. Zapadła cisza.

W południe zza ustępujących chmur nieśmiało wyjrzało słońce.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Robert
PostWysłany: Pią 9:22, 08 Lip 2011


Dołączył: 06 Mar 2010

Posty: 326
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nieporęt

Robert znalazł samolot dość szybko. jeśli można to było nazwać jeszcze samolotem. Brak lewego skrzydła, roztrzaskana kabina pilota.

Nie poleci, nie ma szans...

Wszedł do ładowni i zaczął przeglądać co się w niej znajduje. Tak jak powiedział obcy, znajdowały się w niej głównie leki i żywność. Mimo tego sprawdził, czy gdzieś w głębi czegoś nie ukryto. Po prostu chciał to sprawdzić.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Sob 9:50, 09 Lip 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Mimo usilnych poszukiwań Robert i Patsy nie zdołali znaleźć niczego interesującego. Było tylko to, o czym mówił Hank. Prócz białego kruka na samolocie nie było żadnych innych wskazówek świadczących o tum, że samolot należy do White Raven.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Game Master dnia Sob 10:03, 09 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Robert
PostWysłany: Sob 10:03, 09 Lip 2011


Dołączył: 06 Mar 2010

Posty: 326
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nieporęt

- Hmh, czyli jednak ten cały ksiądz mówił prawdę - rzucił ni do siebie ni do Patsy'ego.

Przeleciał jeszcze raz szybko przez całą ładownię i wybrał na chybił trafił jedną paczkę z lekami. Lewej ręki nie zamierzał przemęczać. Nie ufał Ericowi w normalnym życiu, ale jako doktora słuchał się go całkowicie.

- No dobra - powiedział do Patsy'ego. - Weź te dwie paczki i wracajmy do przychodni. Rozpakowując je, przeszukamy trochę przychodnię.

Tak, a jak nas nakryje to powiemy: "To nie tutaj trzymasz te bandaże? Na pewno uwierzy...

[Przychodnia]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Robert dnia Sob 15:32, 09 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Nie 21:52, 10 Lip 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Popołudnie przeciągało się leniwie. Parne powietrze stawało się nie do zniesienia. Wyglądało na to, że po deszczowych dniach nastały te upalne. Wieczorne niebo było czyste od chmur, rozgwieżdżone niebo cieszyło oczy.

Było cicho i spokojnie. Ale wyspa nie spała.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Śro 22:33, 20 Lip 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Dzień 29.
[b]Po cichej i spokojnej nocy, nadszedł podobny poranek. Promienie słońca nagrzewały powierzchnię wyspy. Zaczęło się robić duszno i upalnie, a co gorsza wiatr postanowił odpocząć, pozbawiając wszystkich, przynoszących ochłodę lekkich podmuchów.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Game Master dnia Śro 23:16, 20 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Wyspa Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 11, 12, 13  Następny
Strona 12 z 13

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo


Programosy
Regulamin