www.rasshamra.fora.pl - witaj! Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości.
Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna                    FAQ
                Szukaj
             Użytkownicy
          Grupy
       Galerie
    Rejestracja
Zaloguj
Domek Robertsona
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Wyspa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Game Master
Game Master
PostWysłany: Wto 6:48, 13 Kwi 2010


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5



Niewielka chatka dotknięta przez czas i kaprysy natury, została usytuowana na skraju niewielkiej polany. W środku znajdziemy kuchnię, pokój, niewielką łazienkę, oraz... Coś ponadto.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Czw 14:12, 15 Kwi 2010


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Ostatnie promienie słońca znikły za horyzontem. Porywisty wiatr przygnał na niebo chmury, zza których tylko czasami wyglądał sierp księżyca. Zaczęło robić się chłodno, a ludzie mieli dziwne, niejasne poczucie, że to nie tylko efekt spadku temperatury. W mrokach dżungli zaczynało budzić się ukryte za dnia życie. Ci, którzy w niej byli, mieli przed sobą ciężką noc.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
John Robertson
PostWysłany: Wto 14:52, 20 Kwi 2010


Dołączył: 28 Mar 2010

Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Ostatnie metry, dzielące ich od domku, pokonał przyspieszonym krokiem. Nawet nie oglądał się na Uppera, teraz nie było się gdzie zgubić. Byli na miejscu, ale Robertson za długo przebywał na wyspie, by poczuć się bezpiecznie. Po wkroczeniu do budynku - mimo, że miał ochotę rzucić się na łóżko i odespać ostatnie dni - od razu sprawdził, czy nikt nie czai się w jakimś kącie. Nie czaił się. Usiadł ciężko na nadgryzionej zębem czasu kanapie w saloniku i czekał na reakcję Uppera.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jacob Upper
PostWysłany: Wto 15:22, 20 Kwi 2010


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

Jacob zatrzasnął za sobą drzwi i rozejrzał się po wnętrzu chaty. To, co zobaczył, sprawiło, że poczuł do Johna Robertsona specyficzny rodzaj szacunku. Chociaż stan wyposażenia pozostawiał wiele do życzenia, było widać na pierwszy rzut oka, ile pracy zostało włożone w to, by domostwo uczynić nadającym się do życia. Wyglądało na to, iż gospodarz próbował wprowadzić do swojej egzystencji namiastkę normalności, a nie koczować jak dzikus w szałasie. Jacob dostrzegł nawet przez otwarte drzwi do sąsiedniego pomieszczenia niewielki aneks kuchenny. Teraz jego szacunek do Robertsona nabrał nawet odcieni sympatii. Okoliczności sprawiły, że wszystko, co zdarzyło się wcześniej w miasteczku i drewutni przypominało jakiś odległy, na wpół zapomniany sen.

- Nieźle się tu urządziłeś - westchnął, podsuwając sobie krzesło i ciężko na nim siadając. - Masz prawie tak dobrze jak my w Ras-Shamrze. Aczkolwiek my mamy jeszcze bar... - parsknął ponurym śmiechem. - Możesz kiedyś wpaść na kielicha.

Jeszcze raz potoczył wzrokiem po starych meblach, wytarganych skądś narzutach. Do diabła, na parapecie stała nawet doniczka z jakiś przywiędłym kwiatkiem.

- Co teraz? - zapytał spoglądając na Robertsona. - Ustrzelimy wołu, upieczemy i poucztujemy przy piwku? - uśmiechnął się smutno na myśl o zimnym guinessie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
John Robertson
PostWysłany: Śro 7:02, 21 Kwi 2010


Dołączył: 28 Mar 2010

Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

"Nieźle się urządziłeś", co? Robertson jeszcze raz powiódł spojrzeniem po saloniku. Niewiele się w nim znajdowało - stolik z lampką, doniczka z ususzonym badylem, rozlatujący się regalik z książkami, które przeczytał już chyba po sto razy, brudna kanapa i stół, a także dwa krzesła. W kącie tkwił jeszcze od dawna nieużywany gramofon. Na ścianie wisiały dwa tandetne obrazy pejzaży oraz krzyż, który przywodził na myśl kiepski żart. Albo torturę. Mężczyzna potrząsnął głową, przypominając sobie swoje prośby, błagania i złorzeczenia. Oczywiście wszystko bez odpowiedzi. Gdyby Bóg go słuchał, nie spędziłby siedmiu lat na tej cholernej wyspie.

Na lewo od wejścia do saloniku mieściła się - nieco zrujnowana - kuchnia, w której można było znaleźć niemal wszystkie potrzebne sprzęty. Włącznie z kuchenką, lodówką, ekspresem do kawy czy robotem kuchennym. W zagospodarowanej przestrzeni swoje miejsce zajęła również niewielka skromna sypialnia i łazienka

- Kiedyś to wszystko wyglądało lepiej. - mruknął, jakby z lekkim zakłopotaniem. - Najdziwniejsze jest to, że wciąż mam tutaj prąd i bieżącą wodę. Swego czasu rozkopałem pół polany w poszukiwaniu kabli i kanalizacji, ale... - rozłożył bezradnie ręce. - Nie mam pojęcia, jak to działa.

Kiedy Jacob wspomniał o ucztowaniu, Robertsonowi zaburczało w brzuchu. Głośno i przeciągle. Dźwignął się ociężale z kanapy.

- Co prawda wołu nie uświadczysz, ale w lodówce mam chyba jeszcze kawałek ugotowanego jakiegoś ptaka. Bez przypraw i jakichkolwiek dodatków smakuje naprawdę paskudnie. - wszedł do kuchni i ciągnął wypowiedź nieco podniesionym głosem, by Jacob go słyszał. - I jeszcze trochę konserw. Co prawda ci od budowania waszych domków ani myśleli, żeby zabrać mnie do domu... Chyba nawet niektórzy woleliby sprezentować mi kulkę w łeb, ale jeden młody robotnik sprezentował mi reklamówkę puszek. Taki odruch dobroci. Coś jak ta twoja misjonarka.

Wrócił do saloniku z dwoma udkami i czterema konserwami. Chciał położyć posiłek na ławie. Zmęczenie jednak sprawiło, że wyglądał, jakby rzucił je od niechcenia. A jeszcze przez to nadprogramowe gadanie tracił resztki jakichkolwiek sił. Od razu zaczął konsumować gotowane mięso, w międzyczasie otwierał puszkę.

- W piwnicy jest kilka butelek wina, whiskey i rumu. - rzucił z pełnymi ustami. - Ale wierz mi. Jest tam też coś, co zainteresuje cię o wiele bardziej niż alkohol.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jacob Upper
PostWysłany: Śro 11:49, 21 Kwi 2010


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

Krzesło niebezpiecznie zatrzeszczało, gdy Jacob odchylił się do tyłu i wyprostował nogi. Ogarnęło go błogie uczucie spokoju, którym rozkoszował się do momentu powrotu gospodarza z kuchni. Gdy ten byle jak rzucił na stół jedzenie, Jacob bezceremonialnie chwycił ptasie udko i zaczął przeżuwać. Rzeczywiście, mięso sprawiało wrażenie gumowego, nie miało też prawie żadnego smaku, ale w końcu nie o to chodziło. Jacob nie słuchał uważnie Robertsona, ale docierał do niego sens jego słów. Dopiero gdy palcami wyłuskał spomiędzy kości ostatni płatek mięsa, pozwolił sobie na pierwsze pytanie:

- Ach, więc tylko wynajmujesz ten uroczy domek? - uśmiechnął się krzywo. - Nie, żebym narzekał - dodał po chwili, sięgając po jedną z konserw. Czuł, że byłby w stanie zjeść nie tylko jej zawartość, ale również opakowanie. - Wiele rzeczy nabiera światła, panie Robertson. Chętnie przyjrzę się temu, co ukrywasz w piwniczce.

Tymczasem w głowie Jacoba zaczął się rodzić - może nie gotowy plan - ale na pewno jego podwaliny. Poradziwszy sobie z konserwą, wyciągnął z kieszeni zerwane wcześniej owoce. Zostało już tylko sześć sztuk.

- Witaminki - mruknął i rzucił owoc Robertsonowi. - Mam nadzieję, że nie dowiem się teraz, że od tego umrę na jakieś zgąbczenie żołądka czy inne paskudztwo...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
John Robertson
PostWysłany: Śro 15:15, 21 Kwi 2010


Dołączył: 28 Mar 2010

Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

- Ja też mam taką nadzieję. W przeciwnym razie przyprowadzenie cię tutaj byłoby stratą czasu, przyjacielu.

Robertson zadrżał na myśl o takiej możliwości. Musiałby wrócić do wioski. I tak uchodził tam za kryminalistę, więc pewnie nawet nie byłoby mu dane wytłumaczyć się z czegokolwiek. Taki obrót sprawy bardzo by się mu nie spodobał. Zwłaszcza, że gdy przyjdzie co do czego, wolałby mieć sprzymierzeńców w mieszkańcach Ras-Shamry. Na szczęście owoce zerwane przez Jacoba nie były trujące, więc John oparł się wygodnie na kanapie, zamknął oczy. Przez chwilę wyglądał, jakby spał. W końcu zerwał się dość energicznie, jak na swój stan.

- Chodź. - rzucił krótko.

Przeszedł do swojej sypialni i zamaszystym ruchem odrzucił na bok dywan, zajmujący centralną część pokoju. Oczom mężczyzn ukazała się zamknięta kłódką klapa. Robertson poszperał po zamykanych na zamek kieszeniach po bokach spodni i po chwili trzymał w ręku solidny klucz. Bez słowa zabrał się otwieranie klapy, po czym zapraszającym ruchem wskazał na prowadzące na dół schody. Jednak widząc minę Jacoba wzruszył tylko ramionami i sam zaczął schodzić w ciemność. Drewniana konstrukcja jęczała niczym duszone koty, a przynajmniej Robertson miał takie skojarzenia. Gdy jego stopy dotknęły twardego podłoża, wymacał na ścianie włącznik i pstryknął. W pierwszej chwili światło go oślepiło, ale po tym, jak wzrok przyzwyczaił się do jasności, widział każdy szczegół wnętrza sporej piwnicy. Pod jedną ze ścian leżało kilka skrzynek ze wspomnianym wcześniej alkoholem. Zaś po drugiej stronie - broń. Kilkanaście strzelb i może nieco więcej pistoletów oraz skrzyneczki z amunicją.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jacob Upper
PostWysłany: Śro 20:26, 21 Kwi 2010


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

Kiedy John zapalił światło, a oczom Jacoba ukazał się pełen zgromadzony w piwnicy asortyment, ten cofnął się krok do tyłu. Jego serce zabiło szybciej, oczy zwęziły, a dłonie zacisnęły w pięści. Zaskoczenie ustąpiło miejsca złości, a potem wściekłości. Z trudem powstrzymał się od pierwotnej koncepcji rzucenia się na Robertsona i wybicia mu wszystkich zębów.

Tymczasem gospodarz ze zdziwieniem przyglądał się jego reakcji.

No tak, ty cholerny idioto - zaśmiał się Jacob w duchu - Nic nie rozumiesz... Kompletnie nic nie rozumiesz!

Podszedł do regału z zakurzonymi butelkami, próbując uspokoić nerwy odczytywaniem napisów z etykietek. Udało się. Ale tylko częściowo.
- To chciałeś mi pokazać? - wycedził, odwracając się - Powiedziałeś, że uzyskam tu odpowiedzi. TO MAJĄ BYĆ ODPOWIEDZI?! - krzyknął wskazując rząd opartych o ścianę karabinów. - Nie wiem, którą część mózgu zgubiłeś w dżungli, ale... Jasna cholera! - zamilkł, nie potrafiąc znaleźć właściwych słów na oddanie swoich emocji i myśli.

- Masz chociaż blade pojęcie, do czego to może doprowadzić?! - Jacob zaczął krążyć po pomieszczeniu, rozkopując leżące na podłodze śmieci - Czy wy wszyscy, do kurwy nędzy, chcecie zrobić z tej dżungli drugi Wietnam?! Wykopałem już tutaj grób dla jednej kobiety... Druga, niejaka Daphne, też chyba nie żyje. Claude, moja misjonarka, powiedziała mi o gnijącym w lesie trupie faceta, z którym mieszkałem... Potem pojawiasz się ty z zamiarem wpakowania mi kulki w łeb! I jeszcze ten wczorajszy pierdolec urządza sobie zasraną strzelnicę!!! - teraz już zaczął wrzeszczeć z bezsilnej wściekłości. - Ludzie, wy wszyscy jesteście po prostu nienormalni! Właśnie przez to - doskoczył do karabinów i zaczął je przewracać na podłogę dopóki starczyło mu sił. Zachwiał się czując narastające mdłości. Oparł się dłonią o ścianę i łapał oddech. - Właśnie przez to to wszystko się dzieje... - wysapał z trudem.

Dopiero po dłuższej uspokoił się na tyle, by podejść do wyraźnie zdezorientowanego i chyba wystraszonego jego wybuchem Robertsona.
- Nigdy nikogo nie zabiłem - powiedział przez zaciśnięte zęby, wpatrując się w oczy mężczyzny - Nigdy nie mierzyłem do nikogo z broni palnej. Krzywdziłem ludzi, krzywdziłem ich na sto różnych wymyślnych sposobów, ale wtedy to było... Sprawiedliwe. Tym zawsze będziemy się różnić. Należymy do dwóch różnych gatunków, Robertson.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
John Robertson
PostWysłany: Śro 21:18, 21 Kwi 2010


Dołączył: 28 Mar 2010

Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Robertson patrzył zdezorientowany na furię Uppera, jak miota się po piwniczce w wybuchu gniewu. Mógł się spodziewać po tym mężczyźnie wszystkiego, ale nie takiej reakcji. Przez pierwszą chwilę John był przestraszony, przez drugą bezgranicznie zdziwiony, w trzeciej przyszło opanowanie. Podszedł do poprzewracanej broni, podniósł wolno jeden z karabinów. Spokojne spojrzenie wlepił w Jacoba. Wiedział, że ten lada moment po prostu mu przywali. Zdecydowanie wolał tego uniknąć. Wycelował w pierś Uppera. Przeładował.

- Uspokój się. - powiedział wolno. - Z północnego klifu widziałem inną wyspę. Nie jest bezludna. Jeżeli ten "pierdolec" nie jest z waszej wioski, to podejrzewam, że pochodzi właśnie stamtąd. Jak widać nie jest przyjaźnie usposobiony. Chcesz, żeby nas powystrzelali, jak kaczki? - urwał na chwilę. - Eryk po coś skompletował tę broń. Być może przewidział ich działanie. Nie wiem. Ale nie zamierzam dać się tutaj zabić. Chcę wrócić do domu. To wszystko. - opuścił broń. - Jeśli masz jakieś sugestie, przyjacielu, to zamieniam się w słuch. Nie mów mi tylko o żadnej sprawiedliwości. Tutaj to słowo jest puste i martwe, jak trupy, które gniją w przeklętej ziemi tej wyspy.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jacob Upper
PostWysłany: Czw 16:18, 22 Kwi 2010


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

Jacob usiadł na jednej ze skrzynek i oddychał głęboko. Uspokoił się dopiero po kilku długich minutach, podczas której słuchał słów Robertsona. Wiedział, że mężczyzna ma rację. Wiedział, że sam również ma rację. Wiedział, że nie uda mu się nikogo przekonać do swoich przekonań, tym bardziej człowieka, który ostatnie lata spędził w dziczy tuż obok jaskini lwa zamieszkanej przez... Tamtych. Kimkolwiek byli. Jacob nie zamierzał jednak poddać się bez walki.

- Jeżeli zamierzasz wciągnąć w tę swoją wojenkę mieszkańców Ras Shamry... - powiedział cicho, nie podnosząc wzroku. - Zgadza się? Przecież po to pokazujesz mi ten arsenał... Jeżeli uzbroisz ich, tak abyśmy nie byli bezbronni... Podpiszesz na wszystkich wyrok śmierci, Robertson. Nie słyszałeś tego, co ci powiedziałem? Oni wybiją się sami, nawet bez ingerencji naszych leśnych ludzi-duchów. Zresztą... - mruknął. - Powinieneś sam im o wszystkim powiedzieć. Jeżeli masz zamiar do nas dołączyć i przenieść broń - pomogę ci. Ludzie mają prawo sami zadecydować. Ale później nie licz na moje wsparcie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
John Robertson
PostWysłany: Czw 22:31, 22 Kwi 2010


Dołączył: 28 Mar 2010

Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Robertson oparł się o ścianę plecami, broń zwisała mu bezwładnie, jednakże był przygotowany do natychmiastowego wycelowania. To nawet nie była kwestia nieufności wobec Jacoba, bo przecież nie miał na razie powodów aby mu specjalnie ufać albo nieufać. Czujność w obecności innego człowieka była kwestią ostrożności.

- Może i za długo żyłem w samotności, ale nie traktuj mnie, jakbym totalnie zgłupiał, Upper. - obrzucił spojrzeniem broń. - Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie można ludziom tak po prostu dać broni. Myślisz, że dlaczego przyprowadziłem tutaj tylko ciebie? Jesteś konkretny, ostrożny i zdajesz sobie sprawę z ludzkiej natury. Mógłbyś pomóc mi zorganizować ludzi, rozplanować ich działanie, ukierunkować, by nie zaczęli strzelać do siebie. Mam na myśli tylko tych rozsądnych. - przerwał na chwilę, przypatrując się Jacobowi. - Nie musimy od razu rozdawać splów, jak zabawek. Niech będą "na wszelki wypadek". Na razie możesz mnie wprowadzić do miasteczka, pomóc mi w zdobyciu zaufania. Wtedy ludzie będą mogli decydować.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jacob Upper
PostWysłany: Pią 12:06, 23 Kwi 2010


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

Teraz to, o czym mówił Robertson, zaczynało nabierać sensu. Jacob sam zdziwił się swoim poprzednim wybuchem. Zdenerwował się, oczywiście, na widok broni palnej, ale jego reakcja była co najmniej przesadzona. Najwyraźniej znowu pogorszył mu się stan psychiczny, który wcześniej i tak do najlepszych nie należał. A może po prostu ostatnimi czasy za dużo się działo...

- To nie jest takie proste - odparł drapiąc się po karku. - Jak miałbym pomóc ci w zdobyciu zaufania? Wpierw zachowywałeś się jak jakieś autystyczne dziecko - a ludzie to widzieli. Diabli wiedzą, co naopowiadała im Claude po tym, jak wyprowadziłeś mnie do dżungli i przystawiłeś pistolet do głowy. A tak - powiedział widząc spojrzenie Robertsona - będę ci to, kurwa, wypominał.

Entliczek, pentliczek, dziewica, prawiczek,
właśnie tak, brachu, Upper idzie do piachu...


- Ale, ostatecznie, możemy spróbować. Nie miałem okazji poznać zbyt wielu osób, kilkoro jednak wydaje się być rozsądnymi - nieoczekiwanie pomyślał o tym młodym Latynosie, Patsym. - Będziesz musiał mi o wszystkim opowiedzieć. O tych z drugiej wyspy. Co oni tu robią?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
John Robertson
PostWysłany: Pią 14:32, 23 Kwi 2010


Dołączył: 28 Mar 2010

Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Upper wyglądał już na całkowicie uspokojonego, więc Robertson odetchnął z ulgą w duchu. Przez chwilę - bardzo długą chwilę - myślał, że już po wszystkim. Nie zdoła dotrzeć do Jacoba, nikt nigdy mu nie zaufa, a on zginie albo z ręki "tamtych", albo z ręki któregoś z mieszkańców miasteczka. A przynajmniej takie ponure myśli nawiedzały Robertsona. Znów odetchnął, tym razem głośno. Wydawało się, że teraz jest na dobrej drodze.

- Sam powrót do miasteczka będzie działał na moją korzyść. Nie zabiłem cię, nie skrzywdziłem. Powiemy, że chciałem ci tylko dowieść prawdziwości swoich słów. Nie wspominając o broni. Uwierzą ci, przyjacielu, bo nie wyglądasz na kogoś, kto mógłby być manipulowany czy zastraszony przez kogoś takiego jak ja. - sięgnął po butelkę whiskey, odkręcił jednym szybkim ruchem. - A przynajmniej mam nadzieję, że ci uwierzą.

Robertson powiódł spojrzeniem po piwniczce, a potem poszedł w ślady Jacoba i również usiadł na jednej ze skrzynek. Broń została oparta o ścianę tak, by mógł ją swobodnie chwycić w każdej chwili.

- Nie mam pojęcia kim są ludzie z drugiej wyspy. - wzruszył ramionami. - Nie wiem też skąd się tam wzięli i jaki mają cel. Odkryłem tylko, że istnieją. Facet, który nas zaatakował był pierwszym z "tamtych", którego spotkałem. O ile to rzeczywiście jeden z nich.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jacob Upper
PostWysłany: Pią 17:54, 23 Kwi 2010


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

Widząc, że gospodarz odkręca butelkę, Jacob mimowolnie przełknął ślinę. Tak, alkohol był tym, czego w chwili obecnej potrzebował. Chętnie zapaliłby też papierosa, ale tych akurat Robertson chyba nie przechowywał. Jacob odczekał aż mężczyzna się napije, a potem chwycił podaną mu butelkę i wlał w siebie kilka dużych, palących łyków. Oblizał wargi.

- Taaak, to jest to - odezwał się. - Wracając do sedna... Twój pomysł nie jest głupi. To mogłoby się udać, tylko jak przetransportujemy twój mały arsenał przez dżunglę? Nie uśmiecha mi się przedzierać przez paprocie ze strzelbami na plecami... - ziewnął. - Przyjemnie w tej piwniczce. Chłodno. Miła odmiana. Jak znalazłeś to miejsce? - przyjrzał się Robertsonowi. - W ogóle, mógłbyś powiedzieć coś więcej o sobie... Na przykład czym zajmowałeś się przed przybyciem to tego raju na ziemi.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
John Robertson
PostWysłany: Pią 21:57, 23 Kwi 2010


Dołączył: 28 Mar 2010

Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

W skupieniu przyglądał się pijącemu Jacobowi. Postanowił zapamiętać to, jak chętnie sięgnął po alkohol. Lata samotności sprawiły, że teraz każda informacja urastała do faktu, który warto zapamiętać. Tak na wszelki wypadek. Kiedy Upper spytał go o przeszłość, poruszył się niespokojnie. Po utknięciu na wyspie wspomnienia były jedyną perłą w gównie, w jakim się znalazł. A potem... Potem wyspa - nie, "Wyspa" - się nimi nakarmiła i uraczyła Robertsona takimi wizjami, nawiedzeniami, że były dla niego już tylko udręką. Zadrżał.

- Nie byłem nikim ważnym, przyjacielu. - powtórzył to zdanie po raz kolejny w trakcie ich krótkiej znajomości, chociaż teraz tyczyło się ono całego życia Robertsona. - Tradycje żeglarskie od pokoleń. Nie miałem wyboru. Od dziecka byłem związany z oceanem.

Urwał nagle, jakby to miało wystarczyć za odpowiedź. Naprawdę nie chciał wracać do przeszłości myślami. Wolał to zrobić osobiście, fizycznie wrócić tam, skąd przybył.

- Mówiłem. Chata należała do mojego zwierzchnika, Eryka. Znalazłem go martwego, zaraz po rozbiciu się "Blind Kinga". Mojej łodzi. - wyjaśnił, widząc pytające spojrzenie Uppera. - A co do broni. Myślę, że powinna na razie zostać tutaj. Nie wiemy przecież jak rozwinie się sytuacja w miasteczku. Odpocznijmy, weźmy po jakiejś zabaweczce dla siebie i chodźmy zdobywać zaufanie. - zdołał uśmiechnąć się kącikami ust. - Przydałoby się nam przespać całą dobę, ale wolałbym nie zwlekać, więc kilka godzin musi wystarczyć. Jeśli wyruszymy lekko po południu i nie spotka nas żadna niespodzianka w dżungli, powinniśmy zawitać do wioski jutro w nocy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez John Robertson dnia Sob 10:05, 24 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Wyspa Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 1 z 7

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo


Programosy
Regulamin