www.rasshamra.fora.pl - witaj! Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości.
Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna                    FAQ
                Szukaj
             Użytkownicy
          Grupy
       Galerie
    Rejestracja
Zaloguj
Misja ratunkowa. (Wyprawa po żelki).
Idź do strony 1, 2, 3  Następny  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Wyspa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Game Master
Game Master
PostWysłany: Czw 11:05, 01 Wrz 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Czteroosobowy oddział ratunkowy - Upper, Sacripanto, Deevys, Lancaster - rozpoczął misję ratunkową, mającą na celu sprowadzenie Jenefer do Ras-Shamry.

[Wszelkie inne lokalizacje włączajcie do tego wątku, z zaznaczeniem ich w kwadratowym nawiasie na początku posta.]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Patsy
Moderator
PostWysłany: Czw 11:27, 01 Wrz 2011


Dołączył: 05 Mar 2010

Posty: 901
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Dzierżąc latarkę, niczym miecz jako pierwszy wkroczył do dżungli. Oświetlając teren w poszukiwaniu ścieżki, w jego głowie kłębiły najróżniejsze myśli i pytania, najprawdopodobniej bez szans na odpowiedź.
W co grał Jacob? Jaki miał cel w wysłaniu ich przodem, mogli przecież na niego poczekać. I jak bez Jacoba mają odnaleźć arsenał, o którym wspominał z Claude? Co dalej? To Jacob był mózgiem całej operacji, a teraz go nagle zabrakło. I po co właściwie ciągnął za sobą tego nieznajomego?
Z rozważań wyrwało go lekkie ukłucie w rękę.
-Pierdolone komary- wymamrotał. Zatrzymał się i oświetlił twarz pozostałych uczestników eskapady
-To co panowie?- spytał rozmasowując miejsce po użądleniu - jakieś sensowne pomysły co robimy dalej? Czy czekamy tutaj na naszego drogiego przyjaciela?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Collis Lancaster
PostWysłany: Czw 17:58, 01 Wrz 2011


Dołączył: 06 Lut 2011

Posty: 160
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Collis cieszył się, że nie modlił się o niepojawienie się słodkiej Francuzeczki, w przeciwnym razie czułby się teraz kompletnie zfrajerowany, oszukany przez Boga. Bo przed godziną Claude pojawiła się na ścieżce, zobaczyła Jacoba i... No właśnie, cholera wie, co stało się w pubie. W każdym razie konsekwencją tego, była chwilowa nieobecność czwartego muszkietera. Mimo wszystko rozumiał już dlaczego Upper twierdził, że się nie zgubią. Jak na razie ścieżka była rzeczywiście widoczna. Największym problemem było jednak to, że zaczynało się robić ciemno, jak w dupie. A wtedy bez przewodnika, który zna drogę niewiele będą mogli zdziałać.

- Proponuję iść, przynajmniej dopóki jeszcze coś widzimy i mieć nadzieję, że Upper nas dogoni zanim widzieć przestaniemy. - powiedział nie patrząc na nikogo konkretnego.

Szperał w bocznej kieszeni bojówek w poszukiwaniu papierosów. Na szczęście były tam, gdzie zawsze. Po chwili trzasnęła zippo z '88 i twarz Collisa na chwilę została rozświetlona przez płomień.

- Mam cholerną nadzieję odnaleźć jakąś łódź, pozostawioną przez tych popierdoleńców z drugiej wyspy. - zaciągnął się. - Ale co zrobimy, gdy nie będziemy mieć transportu? Dopłynięcie wpław raczej nie wchodzi w rachubę.

Bo moje ramię pali ognistym bólem, gdy prochy przestają działać. - dokończył w myślach.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Patsy
Moderator
PostWysłany: Sob 20:03, 03 Wrz 2011


Dołączył: 05 Mar 2010

Posty: 901
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

-Taaa- skwitował wywód Lancastera. Spojrzał na niebo oceniając za ile mniej więcej przestaną cokolwiek widzieć - myślę jednak, że najpierw powinniśmy odnaleźć nasz pierdolony supermarket - zaczął wymachiwać latarką na lewo i prawo - bo powiedzmy szczerze - skierował światło ponownie na ścieżkę - wybieranie się na bandę uzbrojonych psychopatów, mając tylko kutasy w rękach, nie jest najlepszym pomysłem, co nie? - dodał nawiązując do słynnego dialogu Sonny'ego Corleone z Clemenzą w "Ojcu Chrzestnym".
-Chyba że masz inne zdanie- dodał, całkowicie ignorując trzeciego - póki, co możesz poratować fajką co?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jacob Upper
PostWysłany: Nie 19:00, 04 Wrz 2011


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

Jacob początkowo starał się narzucić sobie równomierne tempo marszu, ale szybko okazało się to niemożliwe. Sklecona z byle czego i byle jak pochodnia rzucała nikłe światło, aż wreszcie zgasła, przez co musiał zdać się na nikłą poświatę księżyca i gwiazd ledwie widocznych zza koron drzew. W półmroku nie dostrzegał splątanych pnączy i korzeni, które co jakiś czas zdradziecko czepiały się nogawek jego spodni i utrudniały wędrówkę. Jacob, chcąc dogonić Patsy'ego i resztę, musiał zrezygnować z ostrożnego posuwania się wzdłuż ścieżki i zdecydować się na trucht. Wątpliwe było, że zabłądzi, ale w takich warunkach upadek i skręcenie kostki jawiły się jako całkiem prawdopodobny scenariusz.

Biegnąc, próbował skupić się tylko i wyłącznie na ścieżce, ale myślami cały czas powracał do Claude. Chciał - przynajmniej na czas tej wyprawy - zatrzeć w głowie obraz dziewczyny, ale jej twarz powracała z uporem, tak samo jak wypowiedziane przez nią słowa. Prośba.... Nie, rozkaz bezpiecznego powrotu. Teraz, w ciemniejącej dżungli, Jacob jeszcze bardziej wątpił w powodzenie tego dziurawego planu. Przypomniał też sobie, trochę jak przez mgłę, pomysł zniszczenia posągu, i w tym samym momencie usłyszał coś przed sobą.

Przykucnął, ściągając z ramienia karabin. Odbezpieczył zamek i zaczął sunąć wzdłuż linii zarośli, które odgradzały go od źródła dźwięku. Zobaczył migoczące pomiędzy gałęziami światło latarki, ale wciąż nie mógł dostrzec, kto tak bardzo próbuje zwrócić na siebie uwagę. Dopiero, kiedy odezwał się męski głos, Jacob rozpoznał Patsy'ego. Wyprostował się i wszedł w zasięg wzroku całej trójki, dyskutującej o czymś przy ścieżce.
- Coś przegapiłem? - rzucił swobodnym tonem, ponownie zabezpieczając broń.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Pon 12:43, 05 Wrz 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Poranek, dzień 31.

Spokój pogody i całej wyspy w dalszym ciągu wprowadzały niepokój. Słońce wstało jak gdyby niespiesznie, sielankowo. Wiatr zrywał się tylko czasami, przywodząc na myśl raczej przyjemne orzeźwienie. Nawet temperatura wydawała się przyjemnie ogrzewać.

Alma uparcie milczała.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Collis Lancaster
PostWysłany: Wto 19:28, 06 Wrz 2011


Dołączył: 06 Lut 2011

Posty: 160
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Pokiwał głową na słowa Sacripanto. Potrzebowali broni - co do tego nie było żadnych wątpliwości. A w poszukiwaniach niezbędnym elementem stawał się Jacob Uppeer. Bez niego nic nie wskórają. Na razie jednak mogli się poruszać po omacku i nic więcej. Przynajmniej do momentu, gdy Upper do nich dołączy. Co też się stało. Collis nie liczył czasu, ale z pewnością nie minęła godzina.

Jacob wylazł z krzaków, gdy wypalali z Pasqualem i Larsem po drugim papierosie. Wylazł jak duch, jak nocna zmora. Albo jak drapieżnik. Ręka Lancastera odruchowo sięgnęła za pasek spodni, a po chwili celował w przybyłego mężczyznę z glocka, którego dostał od porwanej dziewczyny. Zabiję z tej broni każdego skurwiela, który cię skrzywdzi. Pomyślał ze złością, kierując słowa do Jenefer. Na szczęście nie zdążył pociągnąć za spust.

- Sporo. - odpowiedział Upperowi z krzywym uśmiechem. - Przed chwilą obsługiwaliśmy stado dzikich Amazonek.

Z miłą chęcią skomentowałby spóźnienie Jacoba. Tym bardziej, że chodziło o kobietę. Jednak robienie sobie z Uppera wroga - albo chociaż niesprzyjającego kompana - było pomysłem najłagodniej mówiąc złym. Wiec po prostu pozwolił, by mężczyzna poprowadził ich do Świętego Graala - arsenału broni znaczy się. W ciemności trudno się było zorientować, jak daleko zaszli, na szczęście zaczynało się przejaśniać. Rześkie promienie słońca przedzierały się przez listowie, zwiastując nadejście kolejnego dnia. Z tej okazji Lancaster łyknął kapsułkę znieczulenia i zapalił papierosa.

- Jak wygląda sytuacja, Upper? Ile dzieli nas od materiałów, które dadzą nam jakiekolwiek szanse?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Patsy
Moderator
PostWysłany: Wto 20:45, 06 Wrz 2011


Dołączył: 05 Mar 2010

Posty: 901
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Powoli wypalał papierosa, nie zastanawiając się już, co mają robić dalej. Milcząco uznali, że czekają na Jacoba. W tej sytuacji, cała ich wyprawa była pozbawiona większego sensu, mogli przecież poczekać na niego w Pubie, gdy ten będzie "prostował sprawy" z Claude. Ale najwyraźniej Upper miał jakiś większy cel. Cel, którego nie chciał zdradzić.

Gdy zaczął palenie drugiego papierosa od Lancastera, coś zaszeleściło w krzakach. Dopiero wtedy doszło do niego jak idiotyczne było czekania na Uppera w środku nieznanej dżungli, na dodatek wymachując latarką na lewo i prawo. Równie dobrze mogli by ustawić ogromny neon ze strzałką "Tutaj strzelać".

Gdy zobaczył Uppera, odetchnął z ulgą, ale po chwili znów się zamyślił. Lancaster wyciągnął pistolet. Jak zauważył Patsy, posługiwanie się bronią, nie sprawiało mu większego problemu, brak drżenia rąk, pewne i szybkie ocenienie sytuacji Interesujące, jak na pieprzonego radiowca

Żart Collisa skwitował krótkim wybuchem śmiechu, po chwili się jednak opanował. Do zadanego pytania o odległość, dodał swoje:
-I co tam właściwie znajdziemy? Mam nadzieję, że nie zardzewiałe pistolety pamiętające pierdolone dinozaury.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jacob Upper
PostWysłany: Pon 19:10, 12 Wrz 2011


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

- Powinniśmy zdążyć przed zmrokiem - odpowiedział Jacob na pierwsze pytanie, dziwiąc się jednocześnie, że jeszcze tak niewiele ich padło. - Nie. Zdążymy przed zmrokiem. - poprawił się, zrzucając swój bagaż na placek wydeptanej trawy obok nogi Patsy'ego. - To chyba gdzieś w centrum wyspy... "Chyba", ponieważ jeszcze ani razu nie widziałem cholernego oceanu, odkąd tutaj jesteśmy. Mogłem poprosić zawczasu Johna o narysowanie mapy, ale nie sądziłem, że tak to się skończy.

Schylił się do swojego plecaka, nie bardzo nawet wiedząc, co mógłby z niego wyciągnąć, i syknął nieoczekiwanie. Jakaś stara, zapomniana rana odezwała się ostrym bólem.
- Robertson zgromadził dużo sprzętu w piwnicy swojej chaty - mruknął, rozcierając rwące przedramię. - Pistolety, kilka sztuk strzelb, trochę amunicji. Nie jest to główny magazyn U.S.F.A., ale znajdziecie tam wystarczająco dużo, żeby odpowiednio przywitać naszych niemiłych sąsiadów. Bardziej martwiłbym się o amunicję. Ten tropikalny klimat mógł zrobić swoje.

Jacob przestał już zwracać uwagę na ramię, tak samo jak zupełnie zapomniał o zmęczeniu, pragnieniu i głodzie. W chwili obecnej żywił się wzbierającymi w nim i pęczniejącymi pokładami czarnej żółci, którą mógłby już chyba wyczuć nawet na wargach.
- Collis, czym ty się właściwie zajmujesz? - zapytał, zerkając z nagłym zainteresowaniem na Lancastera. - Wiesz, że Wietnam już mamy za sobą?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Czw 12:16, 15 Wrz 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Pogoda przywodziła na myśl katalogi promocyjne biur podróży - błękitne niebo bez ani jednego obłoczka, palmy leniwie kołyszące się w powiewach słabego wiatru, słońce zalewające wszystko swym ciepłym blaskiem... - sielanka. Żyć - nie umierać.

Poranek niezauważalnie minął, nastało popołudnie.

Tylko dlaczego w głowach co bardziej strachliwych osób włączały się dzwonki alarmowe? Dlaczego i nieco odważniejsi czuli w sercu nieokreślony niepokój? Dlaczego dżungla znów zaczynała po cichu szeptać?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Snuffer
PostWysłany: Nie 9:16, 18 Wrz 2011


Dołączył: 14 Mar 2010

Posty: 571
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kielce

Ślad pozostawiony przez czwórkę mężczyzn na szczęście wciąż był widoczny, choć coraz mniej wyraźny. George w paru miejscach musiał się nawet poważnie zastanawiać w którą stronę iść. Robił krótkie przerwy, starając się nie tracić czasu - ot, kilka szybkich łyków wody i ruszał dalej. Chciał dogonić grupę jak najszybciej, a na pewno jeszcze przed zmrokiem. Wizja samotnego noclegu w dżungli może nie przerażała go, ale z pewnością nie była czymś, o czym by miał marzyć.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Collis Lancaster
PostWysłany: Pon 8:08, 26 Wrz 2011


Dołączył: 06 Lut 2011

Posty: 160
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Pytania Uppera skwitował krzywym uśmiechem. Podejrzewał, że odpowiedź niespecjalnie kogokolwiek obchodziła. Rozchodziło się raczej o szybko wciągniętą broń. I pewnie o jej posiadanie. W osadzie ukrywanie spluwy miało jakiś sens, w dżungli Lancaster wolał odstrzelić komuś w porę łeb niż przejmować się pozorami. Odstrzelić łeb... - powtórzył kwaśno w myślach. Bo czy rzeczywiście zamierzał kogoś zastrzelić? Tak po prostu? Nie "tak po prostu". W obronie własnej. W obronie Jenny. Był zdeterminowany. Ale nie wiedział czy to wystarczy. Brał udział w kilku bójkach. Niektóre z nich były niebezpieczne, raz czy dwa razy wylądował w szpitalu - niemniej jednak nikt nie zginął. Teraz sytuacja była trochę inna. Kurewsko inna. Lancaster przypomniał sobie dlaczego zaczął bawić się w bronią na strzelnicy, a wsadzona za pasek broń na kilka sekund zrobiła się cięższa. Miał cholerną nadzieję, że jego szanse na przeżycie są większe dzięki broni.

- Mieszkam w całkiem parszywej londyńskiej dzielnicy. - rzucił do Uppera w odpowiedzi - Tam wiecznie mamy Wietnam.

Posuwali się do przodu całkiem sprawnie. Jacob prowadził, sprawiał wrażenie, jakby doskonale orientował się w dżungli. Nie - to nie było wrażenie, to był fakt. I dobrze. Lancasterowi zależało na tym, by jak najszybciej dostać się na drugą wyspę. Zastanawiał się przy tym nad tym, co powiedział Upper - klimat mógł zaszkodzić amunicji. A wtedy będą w totalnej dupie.

- Jeśli mamy dotrzeć do chaty Robertsona przed zmrokiem, to proponuję zostać tam do... - urwał, na chwilę skupiając całą uwagę na pnączu, które oplątało mu się wokół buta. - ...do rana. Musimy ułożyć jakiś plan, skupić się na konkretach.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Patsy
Moderator
PostWysłany: Wto 23:22, 04 Paź 2011


Dołączył: 05 Mar 2010

Posty: 901
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

-W sumie- zaczął po chwili milczenia - masz rację - zwrócił się do Collisa jednocześnie rzucając w stronę Uppera pytające spojrzenie w stylu " mistrzu prowadź" - musimy ruszyć jak najszybciej w drogę - dodał po chwili - kolejna noc w niezbadanej dżungli, chyba nikomu nie wygląda na pozytywną opcję - rozejrzał się po towarzyszach- ale w sumie jak zamierzamy dotrzeć na tą pierdoloną drugą wyspę? Bo jak sądzę to będzie kolejnym celem naszej pieprzonej wyprawy - skończył i ponownie spojrzał na resztę.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jacob Upper
PostWysłany: Pią 12:18, 07 Paź 2011


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

Początkowo poruszali się równym, dość szybkim, jak na niesprzyjające warunki, tempem, jednak po dwóch, trzech godzinach Jacob musiał zwolnić. Jego serce biło szybko, zdecydowanie za szybko, przed oczami uporczywie pływały mu ciemne plamki, w dodatku ten zaduch, lepkie, wypełniające płuca powietrze, którym coraz trudniej oddychać, Wietnam, panie Lancaster? Pieprzony tropik..., buty grzęznące w pnączach, pot...

Jacob zachwiał się i oparł na karabinie, bez którego byłby zapewne upadł. W tej krótkiej chwili wyglądał jak nieporadny starzec wsparty na lasce.

Kiedy po kilku sekundach i głębokich oddechach odemknął powieki, dżungla przestała wirować. Wszystko wróciło do normy.
- Nic mi nie jest - powiedział, a raczej mruknął, wściekły na siebie. Nie odwrócił się, nie chcąc widzieć reakcji swoich towarzyszy. Domyślał się jej. Pociągnął kilka łyków z manierki i bez słowa ruszył dalej przed siebie. Miał nadzieję, że jak najszybciej dotrą na miejsce. Nie wiedział, jak długo jeszcze wytrzyma jego przemęczony organizm.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Wto 6:38, 18 Paź 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Słońce jakby niechętnie, z ociąganiem skryło się za horyzontem i na wyspie zapadła noc, otulając wszystko chłodną, wilgotną ciemnością. Temperatura szybko spadła, wytrącając z powietrza dużą ilość wilgoci osadzającej się na wszystkim jako bardzo intensywnej rosy.
Samopoczucia ludzi na wyspie nie poprawiły się - mimo mroku, uczucie bycia obserwowanym przez dziesiątki par oczu nie opuszczało nikogo. Rósł także niepokój, powodowany cichymi szeptami nieokreślonego pochodzenia, szelestami, czy wrażeniem ruchu na granicy pola widzenia.

Wyspa znów stawała się wroga i odpychająca.

Nastała noc.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Wyspa Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo


Programosy
Regulamin