|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Nie 18:29, 04 Lip 2010 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Gdy padły strzały Claude poderwała się niezdarnie z podłogi, jedna ręką oparła się o ścianę. Strach ściskał jej nie tylko gardło, ale i płuca. Nawet nie zwróciła uwagi na zgaśnięcie jednej z lamp. Nic już nie mogło wywołać w niej większego uczucia grozy. Przez chwilę zastanawiała się jak w takim razie reagowałaby, gdyby była trzeźwa. Histerycznym wrzaskiem? Potrząsnęła głowę, po czym jej wzrok padł na pusta już i przewróconą butelkę martini. Ściągnęła brwi, ale nie bardzo mogła jasno powiedzieć, co wywołało jej złość. Ważniejsze było to, że irytacja przywróciła nieco równowagi w umyśle, a Claude poczuła się, jakby było troszeczkę bardziej trzeźwa. Musnęła lekko ramienia Jenefer, by dodać jej otuchy, potem sięgnęła w stronę klamki.
- Mówiłam, że broń to nic dobrego. - mruknęła bardziej do siebie, głucho i beznamiętnie. Otworzyła drzwi, spojrzała przy tym na JJ. - Wolałabym cię tu zostawić, z pewnością zaplecze jest bezpieczniejsze, ale... - westchnęła. - Proszę cię, JJ, idź za mną, bo sama mogę oszaleć ze strachu.
Niepewnym krokiem weszła do baru. Z początku nie mogła zorientować się, co właściwie się dzieje. Jakieś poruszenie, kobiety przyciskały dłonie do ust.
- Trzymaj tego sukinsyna, Ray! - krzyknął jakiś mężczyzna.
Claude skierowała wzrok w jego stronę. Na posadce, wśród poprzewracanych krzeseł leżał twarzą do ziemi John, a na nim siedział jakiś facet, wykręcając mu ręce na plecach. Dziewczyna zareagowała błyskawicznie. Nie wiedziała o co w tym wszystkim chodzi, ale nie zamierzała patrzeć, jak krzywdzi się niewinnego człowieka. Podbiegła do krępującego Johna mężczyzny i złapała go za ramię.
- Hej! Co ty wyp... - urwała gwałtownie, dostrzegając szczegóły otoczenia.
Na krześle siedział zszokowany ranny, jakaś kobieta opatrywała mu ramię. Na podłodze leżał mały pistolet Robertsona. Niewinny człowiek? Niewinny?! - przemknęło przez myśl Francuzce, ale nie było w tym złości. Raczej zaskoczenie. Nie mogła uwierzyć, że John tak po prostu do kogoś strzelił. Nie przy tylu świadkach. To byłoby po prostu głupie.
- To jakieś nieporozumienie. - zaczęła cicho.
Nie zdołała jednak powiedzieć więcej, bo Ray odepchnął ją gwałtownie, aż klapnęła tyłkiem o podłogę, wśród ludzi przetoczył się groźny pomruk. Claude zdezorientowanym wzrokiem poszukała wśród ludzi Patsy'ego i Georga. Mieli ściągnięte brwi i usta zaciśnięte w wąską linię.
- To przez tę wyspę! - krzyknęła do nich. Nie miała innego pomysłu na wyjaśnienie tego, co się stało, chociaż przecież nie miała pewności, co kierowało poczynaniami Johna. Uwierzcie mi! - dodała w myślach, zrozpaczona. Wydarzenia zdecydowanie szły w złym kierunku.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
|
 |
Game Master Game Master
|
Wysłany:
Śro 18:21, 07 Lip 2010 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 1812 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Nikt nie zważał na słowa Claude, które – swoją drogą – wydawały się wręcz obłąkańcze. Co prawda każdy doświadczył dziwnej atmosfery, część osób drżała ze strachu, kilkoro spanikowało. Jednakże teraz, gdy emocje już opadły, nie było żadnych wątpliwości, co zaistniałych faktów. Mężczyzna, który grupce przy barze przedstawił się jako John Robertson, strzelił do jednego z mieszkańców Ras-Shamry. Większość zgromadzonych w pubie nie zamierzała mu tego wybaczyć. Zwłaszcza Ray, który poderwał Robertsona z ziemi i walnął go w szczękę zamaszystym uderzeniem. Potem jego kolano zagłębiło się w brzuchu „strzelca”, który jęknął tylko głośno. Ludzie nie zdążyli zareagować albo po prostu zareagować nie chcieli. Ponadto nim ktokolwiek zdążył się zorientować Ray stał się samozwańczym liderem wyspy. Ray podniósł z podłogi pistolet Robertsona, wsadził broń za pasek spodni.
- Do drewutni z nim! – wrzasnął do ludzi, a ci zawtórowali mu aprobującym pomrukiem. – Posiedzi sobie chłoptaś bez jedzenia i wody do przylotu Luska, a potem niech zajmie się nim policja!
Ray i jeszcze jakiś Murzyn wywlekli Johna z baru. Chwilę potem Robertson znów wylądował skrępowany w ciasnym pomieszczeniu. Lewe oko zaczynało mu puchnąć, z rozciętej wargi ciekła krew. Przed drzwiami została postawiona „straż” w osobach Raya i Murzyna. Po krótkiej, chaotycznej i dość burzliwej dyskusji, reszta ludzi rozeszła się do domków, krocząc przez poranną mgłę.
Incydent w pubie wzbudził w ludziach lęk, ale większość z nich szybko sobie poradziła z tym uczuciem, nadal wierząc na dzisiejszy (albo jutrzejszy, bo mieszkańcy zdążyli już stracić rachubę czasu) przylot ekipy White Raven.
Dzień: 15
Słońce nie przeciskało się przez szczelną kopułę chmur. Kolejny poranek na wyspie raczej nie napawał pozytywną energią.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Ryan Crower
|
Wysłany:
Pią 16:23, 09 Lip 2010 |
|
|
Dołączył: 05 Mar 2010
Posty: 430 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Przez cały wieczór Ryan siedział przy barowej ladzie przyglądając się osobom w lokalu i przysłuchując się ich rozmowom. Przez cały czas sącząc kolejne piwa z kufla. Nawet drażniąca go pozytywka nie skłoniła go do żadnej aktywności.
Padły strzały. Ryan zerwał się ze stolika i odwrócił się w stronę hałasu. Sytuację opanowali jacyś mężczyźni. On uznał, że wystarczy mu nadstawiania swojego karku. Potem agresor dostał w mordę, co wyraźnie rozbawiło Ryana, spoważniał jednak szybko widząc rannego.
Broń to nic dobrego! w głowie brzmiał mu ten pusty slogan.
Odprowadził wzrokiem 'skazańca' i zerknął na leżący na parkiecie pistolet. Ciekaw był jego dalszych losów. Zastanawiał się także, czy po tych zdarzeniach, nikt nie będzie chciał odebrać broni pozostałym mieszkańcom wyspy.
Robiło się ciemno, więc wrócił do swojego domku.
Better run through the jungle, better run through the jungle....
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Pon 10:37, 06 Wrz 2010 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Claude spała oparta na blacie baru. Makijaż miała rozmazany, tusz kreślił na policzkach ślady łez. Jęknęła przez sen, zacisnęła jeszcze bardziej powieki, a potem otwarła wolno, niemal z wysiłkiem. Ból w karku rozszedł się miarowo na resztę ciała. Jęknęła raz jeszcze. W głowie szumiało od nocnych wydarzeń, chaotyczne obrazy bombardowały mózg. Wolałaby tego wszystkiego nie pamiętać, a jednak... Gorycz, strzały, John wyciągany siłą z baru. Bolący (i czerwony) policzek przypominał jej, że próbowała zatrzymać tego, który nazywał się Ray i że owy Ray spoliczkował ją bezceremonialnie, każąc nie histeryzować. Resztę nocy spędziła w niemal opustoszałym barze. Zastanawiała się dlaczego nie pobiegła do Jacoba, albo chociaż do Dylana. Ten drugi co prawda zażądałby za pomoc pieniędzy i coś równie abstrakcyjnego jak pocałunek, ale była na to gotowa, byle mieć jakiekolwiek wsparcie kogoś, kto nie boi się działać.
Kto nie ma nic do stracenia, by się bać. - Powiodła wzrokiem po pomieszczeniu. - I co teraz? Co teraz?! Pozabijamy się na tej cholernej wyspie?
Wszelka chęć życia opuściła Claude. Wiedziała, że powinna wziąć się w garść, okazać siłę, porozmawiać z Jacobem. Znaleźć rozwiązanie. Zamiast tego okręciła się niezdarnie wokół własnej osi. Gdzie JJ? Gdzie Pasty i Georg? Gdzie podziali się wszyscy, których znam? Czuła, że do oczu napływają łzy. Nie chciała na to pozwolić, ale gdy zobaczyła swoje odbicie w lustrach przy alkoholu załkała bezradnie. Przycisnęła brudne dłonie do oczu, co sprawiło, że rozmazała się jeszcze bardziej. Trwała tak przez jakiś czas, zupełnie wyłączona z rzeczywistości. W końcu zacięła usta, wytarła kciukiem ostatnie łzy.
I nalała sobie setkę wódki.
Raz, dwa, trzy. - jednym haustem łyknęła zawartość małej szklaneczki. Alkohol od razu dodał nieco energii. Niespecjalnie dużo, ale na tyle, by poszła na zaplecze i umyła twarz, żeby chociaż minimalnie poprawić swój wygląd. Wróciła do baru i nalała sobie kolejną porcję. Oparła ręce na blacie, na przykrytych sobą dłoniach położyła podbródek. Patrzyła na przeźroczysty trunek w szklance.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Claude Beaumarchais dnia Pon 14:54, 06 Wrz 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
 |
Jacob Upper
|
Wysłany:
Pon 14:59, 06 Wrz 2010 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
- Popatrzcie tylko, co kot przyniósł... - powiedział cicho Jacob, przestąpiwszy próg lokalu. W pustym barze jego słowa rozbrzmiały jak wystrzał z broni.
Przy kontuarze siedziała Claude Beaumarchis, a raczej cień kogoś, kogo dawniej Jacob znał pod tym imieniem. Dziewczyna była pogrążona we śnie pośród pozostawionych przez klientów brudnych kufli i naczyń, przepełnionych popielniczek i innych śmieci. Jej prawa dłoń zwisała bezwładnie w dół, lewa podpierała policzek upstrzony smugami makijażu. Włosy miała rozrzucone w nieładzie.
Powietrze było duszne, ohydnie lepkie.
Jacob postawił strzelbę obok kominka, przymknął drzwi i zabrał się do sprzątania, starając zachowywać się jak najciszej. Był niemal pewien, że Claude musiała w nocy ostro poimprezować. Nie znał jej od tej strony, nie sądził jednak, ze ma coś na tyle ważnego do roboty, by budzić ją i przerywać w odpoczynku. Zresztą, nie miał ochoty na pogawędki.
Gdy uporał się ze stolikami, przyszedł czas na podłogę i toaletę. Następnie zaczął uzupełniać zapasy na półkach i w lodówce. Zapasy, nawiasem mówiąc, bardzo stopniały od czasu jego ostatniej wizyty w tym miejscu. Jacob przeszedł do magazynu, odnalazł pomiędzy rupieciami papierową torbę i wrzucił do niej dwie butelki whiskey. Po chwili namysłu dołożył kolejne dwie.
- Pić trzeba umieć - skwitował na swoje usprawiedliwienie, zabierając torbę.
A gdy nie zostało już, czym Jacob mógłby się zająć, po prostu nalał sobie ciemne piwo i usiadł przy kominku, aby rozpalić ogień.
*
Później, wpatrzony w płomienie, nawet nie zwrócił uwagi na poruszenie za swoimi plecami. Siedział w głębokim fotelu, niewidoczny dla wchodzących. Zdradzać mogła go tylko strzelba i brudna, wystająca poza krawędź oparcia dłoń trzymająca szklankę.
Jacob przechylił się i wyjrzał zza oparcia.
- Ktoś nam ukradł wszystkie łóżka z domu? - zapytał, siląc się na żartobliwy ton głosu. - Dzień dobry, Claude.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Jacob Upper dnia Pon 15:05, 06 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
 |
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Pon 15:20, 06 Wrz 2010 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Zerwała się nerwowo na głos Jacoba, prawie spadła przy tym ze stołka. Jacob? Jacob! Nawet się nie zastanawiała kiedy i jak znalazł się w barze. Liczyło się tylko to, że jest. Wódka momentalnie przestała interesować dziewczynę. Podeszła chwiejnym krokiem do kominka. Przysiadła przy fotelu, kurczowo wczepiła palce w spodnie mężczyzny. Sens żartobliwego pytania, nawet do niej nie dotarł. Ale jakoś ją to nie obchodziło. Miała tylko nadzieję, że nie wyglądała jakby doszczętnie oszalała.
- Nigdy cię nie ma, kiedy jesteś potrzebny tak naprawdę-naprawdę. - próbowała się uśmiechnąć, ale nie bardzo jej to wyszło, chociaż cieszyła się na widok Jacoba. Nie potrafiła ukryć wyrzutu w głosie.
Chyba nie masz prawa tak do niego mówić, Claude. - gdzieś w głębi podświadomości słyszała obojętny głos Guido, stwierdzający fakt.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Jacob Upper
|
Wysłany:
Pon 15:36, 06 Wrz 2010 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
- Nie jestem potrzebny - powiedział, delikatnie chwytając dłoń dziewczyny i odsuwając ją od siebie z miną, która w jego zamyśle miała wyrażać przeprosiny, ale efekt był zapewne równie beznadziejny jak stan Claude. - Lepiej, żeby tak zostało.
Tak, bo tak jest wygodniej - upomniał sam siebie w myślach. - Wygodnie ci nie być potrzebnym.
Odstawił szklankę, podniósł się z fotela i z łatwością uniósł Claude za ramiona do pionu. Aby wywinąć się od odpowiedzi na pytania z gatunku: co się z tobą właściwie działo? - odpowiedzi, których nie umiałby w sobie odnaleźć - mruknął coś tylko pod nosem.
- Organizujesz wybory gotyckiej miss Ras-Shamry? - dotknął dłonią policzka dziewczyny, potarł palcem rozmazany tusz. Zaskoczył go kontrast pomiędzy delikatnością jej skóry a suchością własnej. - Muszę przyznać, że widywałem cię w lepszych kreacjach...
Żart nie był być może na miejscu, ale Jacob po prostu nie mógł się z nim powstrzymać. Czując na sobie rozeźlony wzrok Claude, chrząknął przepraszająco.
- Co tu się stało, słoneczko? - spytał, tym razem już całkiem poważnie.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Jacob Upper dnia Pon 15:37, 06 Wrz 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
 |
Claude Beaumarchais Miłościwie Wam Panująca
|
Wysłany:
Pon 16:11, 06 Wrz 2010 |
|
|
Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 896 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
- Właśnie, że jesteś potrzebny!
Z jakiegoś powodu uniosła głos, jakby chciała upewnić siebie i wszystkich dookoła (chociaż właściwie nikogo nie było w pubie), że tak, Jacob jest potrzebny. I to bardzo. Zwłaszcza jej. Nagle uświadomiła sobie, że ten łysy facet, sprawiający wrażenie, że lepiej nie odwracać się do niego plecami z każdym dniem znaczy znaczy coraz więcej. Tym bardziej zabolał gest, odsuwający jej dłoń. Przez chwilę myślała, że do odrzucenie, że Jacob chce się odciąć. Tak na dobre. Ale kiedy podniósł ją do pionu i położył dłoń na policzku, uspokoiła się trochę, mimo że poczuła dotyk na obolałym policzku.
Kolejne żartobliwe pytanie Jacoba tym razem wywołało uśmiech na żałośnie bladej i zmęczonej twarzy dziewczyny. Mimo wszystko czuła złość, że Jacob nie wie co tu się właściwie stało, że może sobie pozwolić na żarty. Zrehabilitował się jednak poważnym pytaniem.
- John... - przełknęła ślinę. - John chyba będzie miał problem z zaskarbieniem sobie sympatii mieszkańców wioski, bo w nocy strzelił do jednego z nich. Teraz jest... Nie, nie wiem, gdzie jest. Nie mogłam mu pomóc. Nie słuchali mnie... Wiem, że John nie strzeliłby tak po prostu... Poza tym... - czuła jak jej opowieść staje się chaotyczna. - Poza tym to przez wyspę. Przez nawiedzenia. Przez... Przez...
Urwała. Oparła czoło o pierś Jacoba. Niemal zwisała bezwładnie.
- Zabierz mnie do domku, dobrze? - prawie wyłkała. Nagle opuściły ją resztki sił.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Jacob Upper
|
Wysłany:
Wto 9:50, 07 Wrz 2010 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Wyprowadzając Claude, Jacob myślał o Robertsonie, tym dziwnym leśnym człowieku, z którym wszedł w rodzaj pewnej groteskowej komitywy. Sytuacja po raz kolejny przekręcała się o 180 stopni. Czy istniał jakiś sposób aby choć na chwilę unormować położenie nie tylko swoje, ale i pozostałych uczestników eksperymentu?
- Nie strzeliłby po prostu...? - głucho powtórzył słowa Claude, otwierając drzwi pubu.
W zakamarkach pamięci Jacoba roześmiał się rubasznie Jameson.
- To moja prawda... - mruknął Jacob, wyprowadzając Claude i kierując się w stronę swojego domu.
[domek nr 2]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Game Master Game Master
|
Wysłany:
Pią 9:58, 10 Wrz 2010 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 1812 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Do południa chmury zostały niemal całkowicie rozwiane, a pełne słońce rozgrzewało nie tylko powietrze, ale również serca. Ludzie zaczęli gromadzić się przy pasie startowym, pewni, że oto nadszedł dzień przylotu Luska i ekipy Whirte Raven. Każdy chciał się wydostać z wyspy jak najszybciej.
Słońce sięgnęło zenitu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Game Master Game Master
|
Wysłany:
Sob 2:37, 25 Wrz 2010 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 1812 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wieczór powoli ogarniał miasteczko Ras-Shamra. Słońce topiło się w oceanie na linii horyzontu, a wraz z nim na dno szły nadzieje oczekujących na samolot. Ludzie wracali powoli do mieszkań nerwowym krokiem. Tylko najbardziej wytrwali siedzieli jeszcze na walizkach, wpatrzeni w czerniejące niebo. Noc nadchodziła nieubłaganie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Jacob Upper
|
Wysłany:
Nie 20:42, 26 Wrz 2010 |
|
|
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 562 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
|
Na szczęście okazało się, że bar - podobnie jak całe miasteczko - padł ofiarą masowego wyludnienia. Jacob nie zauważył nawet niczyich śladów - wszystko znajdowało się dokładnie tam, gdzie to zostawił podczas swojej poprzedniej wizyty. Nie przybyło ani jednej brudnej szklanki.
Wzrok Jacoba błąkał się po pustych półkach. Nie miał specjalnej ochoty na alkohol, ale i tak wszedł za bar i otworzył butelkę ciemnego piwa. Cierpki smak przyprawił Jacoba o grymas twarzy. Mężczyzna oparł się plecami o kontuar i obserwował stojącą nad kominkiem pozytywkę, od której zaczęły się wszystkie feralne wydarzenia w Ras-Shamrze. Przypomniał sobie Tanga, tego narwanego Azjatę, z którym szarpał się na trawniku, a który leżał obecnie martwy.
Za oknem świat zionął głęboką czernią. Jacob podszedł do szyby i przytknął czoło do zimnego szkła. Wyjście na zewnątrz nagle nie przestało mu się wydawać dobrym pomysłem.
***
Mogła minąć minuta, kwadrans lub pół godziny, gdy Jacob poruszył się wreszcie. Stracił poczucie czasu, wodząc wzrokiem za pojedynczymi snopami świateł latarek, które niespokojnie przemieszczały się po pogrążonym w ciemności placu. Zrozumiał, że to ostatnie żywe dusze w miasteczku rozchodziły się właśnie do swoich domów.
- Ta noc jest dziwna... - powiedział do siebie cicho Jacob, mimowolnie oglądając się za siebie, gdy przeciąg załomotał drzwiami pubu. Strzelba na ramieniu mężczyzny ciążyła. Poprawił ją tak, aby kolba nie wbijała mu się w biodro.
A potem znów zerknął na kominek i podjął decyzję. Szybkim krokiem ruszył do drzwi wyjściowych. Zatrzymał się tylko na chwilę w progu, aby sprawdzić, czy nikt go nie obserwuje ani nie przechodzi w pobliżu. Następnie udał się do drewutni.
[drewutnia]
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Jacob Upper dnia Pon 16:07, 27 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
 |
Game Master Game Master
|
Wysłany:
Wto 21:33, 05 Paź 2010 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 1812 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Dzień 16
Noc dłużyła się niemiłosiernie. Mieszkańcy Ras-Shamry przesypiali rozczarowanie urywanym snem, a rano obudzili się z nową porcją nadziei w sercach. Bo może to jednak dziś? Niektórzy zaczęli też podejrzewać, że to element eksperymentu. Nikt nie chciał wypowiedzieć na głos swoich lęków dotyczących pozostania na wyspie.
Poranek zasnuł miasteczko mglą.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Robert
|
Wysłany:
Pon 15:50, 11 Paź 2010 |
|
|
Dołączył: 06 Mar 2010
Posty: 326 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nieporęt
|
Robert był bardzo zamyślony, kiedy kierował się do pubu. Tak bardzo, że nie zauważył kiedy do niego doszedł i wpadł na drzwi nie otwierając ich. Przeklął i pomacał się po bolącym nosie. Po krótkiej chwili złapał za klamkę i wszedł do środka. Rozejrzał się, czy ktoś jest w środku.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Game Master Game Master
|
Wysłany:
Pon 20:02, 11 Paź 2010 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 1812 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Pub był opustoszały. Najwyraźniej po ostatnich wydarzeniach nikt nie miał ochoty tu przebywać. Pomieszczenie było wysprzątane i schludne, a jednak wydawało się dość upiorne. Nawet w promieniach przedpopołudniowego słońca.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
 |