www.rasshamra.fora.pl - witaj! Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości.
Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna                    FAQ
                Szukaj
             Użytkownicy
          Grupy
       Galerie
    Rejestracja
Zaloguj
Pub
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 72, 73, 74, 75, 76  Następny  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Miasteczko Ras-Shamra
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Collis Lancaster
PostWysłany: Pon 9:52, 11 Lip 2011


Dołączył: 06 Lut 2011

Posty: 160
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

W pubie zdecydowanie nie było czego zbierać. Collis wiedział to jeszcze zanim włączył wszystkie światła, zanim obejrzał sobie stan zawartości baru. Bo gdyby jednak się okazało, że butelki są całe, to byłoby to, kurwa, zbyt piękne. Ruiny baru z bliska wyglądały jeszcze gorzej, chociaż wydawało się, że kategoria destrukcji nie może już przekroczyć kolejnej granicy. Mogła. Szkło trzeszczało pod butami Collisa i na krótką chwilę wrócił wspomnieniami do swoich młodzieńczych lat. To były dobre czasy. - wsadził do ust papierosa, zapalił, zaciągnął się, patrząc na pobojowisko z dezaprobatą. - Człowiek wtedy przynajmniej miał szacunek do alkoholu. Z baru niczego nie dało się uratować, więc przeszukał całe zaplecze. Po krótki i niezbyt intensywnych poszukiwaniach wyszedł stamtąd z prawie pełną butelką polskiej wódki. Rarytas to nie był, ale Lancasterowi było wszystko jedno. Nic nie układało się po jego myśli i miał nadzieję, że mocny drink załatwi sprawę.

- Bardzo mocny drink. - mruknął.

Połowa szklanki zapełniła się. Odnalazł gdzieś resztki toniku. Musiało wystarczyć. Niemal jednym haustem wypił zawartość, potem podłączył iPoda do szafy grającej i przysiadł przy jednym ze stolików. Po sali rozeszły się radosne dźwięki Franza Ferdynanda.

- Jest dość obrzydliwie. - skwitował.

Tym razem nie bawił się w drinki. Pociągnął czystą z butelki.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Śro 22:32, 20 Lip 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Dzień 29.
[b]Po cichej i spokojnej nocy, nadszedł podobny poranek. Promienie słońca nagrzewały powierzchnię wyspy. Zaczęło się robić duszno i upalnie, a co gorsza wiatr postanowił odpocząć, pozbawiając wszystkich, przynoszących ochłodę lekkich podmuchów.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Game Master dnia Śro 23:14, 20 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Bianka Schlattner
PostWysłany: Czw 20:14, 21 Lip 2011


Dołączył: 16 Lip 2011

Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Świat nie jest sprawiedliwy. Cokolwiek zrobimy, jakakolwiek będzie nasza wola, fakt ten pozostanie niezmienny. Można szukać pocieszenia w systemach politycznych albo zwrócić się w stronę religii. Nikt nam tego nie zabroni. Mało tego, większość ludzi bardzo chętnie z tej możliwości korzysta. Oddaje się ułudzie, maskuje rzeczywistość i przymyka oczy, bo tak jest łatwiej. Bianka Schlattner nie była w ich gronie. Niesprawiedliwość świata znała z obserwacji. Nie doszukiwała się w tym niczego złego. Niczego poza chłodną logiką oraz ewolucją. O tak, walka zbrojeń w świecie natury była daleka od sprawiedliwości. Życie wśród ludzi zmuszało do oddalania się od tej zachwalanej przez starożytnych cnoty. Dlatego Bianka wolała trzymać się od nich z daleka. I również z tego powodu przyszła o poranku do pubu - bo nie spodziewała się, że kogokolwiek spotka. Na nieszczęście w pomieszczeniu znajdował się... Bianka zmrużyła oczy w półmroku nieoświetlonego pubu. Collis Lancaster drzemał na jednym ze stolików. Collis Lancaster - współlokator, z którym wolała nie mieć nic do czynienia. Jak i z całą resztą. Zwłaszcza w świetle tych wszystkich dziwnych wydarzeń, których była świadkiem. Wolała ukrywać się w domku, nie wychylać. Poza tym miała przecież do napisania doktorat, co zajmowało jej większą część doby. Ten dzień również chciała przeznaczyć na analizę tekstów i teoretyczne przygotowanie. Stała więc nieco niezdecydowana w drzwiach pubu - w nieułożonych włosach, z dwoma tomiszczami pod pachą i notatkami w teczce. Czy mam ochotę na towarzystwo? - pytała samą siebie i również samej sobie odpowiadała - Nie. Już miała się odwrócić na pięcie, gdy jej uwagę przykuł wygląd baru. Postąpiła kilka kroków i dopiero wtedy dostrzegła rozbite butelki. Brwi kobiety ściągnęły się delikatnie. Co tu się stało? Zerknęła na Collisa, jakby to jemu zadawała pytanie. Narozrabiałeś? Pokazałeś jak bardzo odhumanizowany może być człowiek? Co zrobiłeś? Obejrzała pobojowisko przy barze, próbując wydedukować dlaczego wszystko wygląda tak, jak wygląda. W końcu odłożyła delikatnie książki, by mieć wolne ręce, gdy ostrożnie kładła dłoń na ramieniu Lancastera. Nie chciała wchodzić w żadne dyskusje, najchętniej wróciłaby do pisania doktoratu - czyli do swojego małego prywatnego świata. Jednak rozum podpowiadał jej, że wyizolowanie daleko jej nie zaprowadzi. Nie wiedziała, co dzieje się na wyspie i jak daleko jest posunięte. Nie miała wyjścia, musiała zacząć pytać. To, tak właśnie to, jest cholernie niesprawiedliwe. Że muszę pytać.

- Lancaster... - powiedziała obojętnie, zaciskając palce na ramieniu mężczyzny. - Lancaster!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Collis Lancaster
PostWysłany: Czw 22:09, 21 Lip 2011


Dołączył: 06 Lut 2011

Posty: 160
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Zasnął. Mógłby się nad tym rozczulać i pluć sobie w brodę, że tak głupio przyczepił sobie do czoła plakietkę "BEZBRONNY". Właściwie to na pewno by to zrobił, gdyby głowa nie chciała mu zaraz eksplodować. Collis przeklął w myślach wszystko, co wyrwało go z błogiego alkoholowego snu. Nie drgnął pod dotykiem tylko dlatego, że nie był w stanie. Mętne spojrzenie dostrzegło najpierw trzy puste butelki. Gdzie był wtedy Bóg, ja się pytam? Gdzie byli rodzice?! Ten wewnętrzny żart sprawił, że spojrzał na Biankę z ironicznym uśmiechem. Spojrzał i otworzył szerzej oczy. Niewiele szerzej, bo nie chciał, by nikłe światło wyrwało mu siatkówkę. Fakt, że blondyna go zaczepiła był tak niesamowity, że gdyby miał pamiętnik, to by to zanotował, obramował na czerwono i wlepił kilka wykrzykników. Bianka była jak niedostępna, napuszona mniszka. Świat dla niej nie istniał, nie dawała wciągać się w dyskusje, w żarty, we wspólne drinki. W nic. Collis musiał przyznać, że po dwóch tygodniach miał jej dość. Z przyjemnością patrzył, jak komuś puszczały nerwy na jego widok, ale obojętność sprawiała, że nerwy puszczały Collisowi.

- Słucham cię uprzejmie, blond-kociaku. - wychrypiał. Czuł jak unosi się nad nim odór trawionego alkoholu. - W końcu się zorientowałaś, że jestem świetnym facetem?

Wszystkie słowa wypowiadał wolno i miał nadzieję, że kobieta równie wolno odpowie. Mózg Lancastera nie był w stanie przyjmować niczego, co było szybsze od ruchów leniwca.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Bianka Schlattner
PostWysłany: Sob 13:08, 23 Lip 2011


Dołączył: 16 Lip 2011

Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

- Tak.

Odpowiedziała krótko, równie obojętnym głosem, co przedtem. Miała wątpliwości czy ironia zostanie odczytana i nie spodziewała się zbyt dużej ogłady intelektualnej od Lancastera. Ani teraz, ani w żadnej innej sytuacji, która zmuszała ją do obcowania z tym człowiekiem. Z rozrzewnieniem pomyślała o starych dobrych czasach w Transylwanii; czasach, kiedy klan Schlattnerów jeszcze coś znaczył; czasach wygodnego feudalizmu - wtedy skinęłaby tylko palcem, a ktoś zająłby się Lancasterem. Szybko, po cichu i z pewnością boleśnie. Oczywiście nigdy by się do tego nie posunęła, ale miło byłoby mieć świadomość, ze ma taką możliwość.

- Rozwaliłeś pub.

To było stwierdzenie, nie pytanie. Lubiła mieć założenia, nawet jeśli od początku były błędne. Zawsze to jakiś punkt wyjścia. Z wyraźnym obrzydzeniem zgarnęła butelki i wrzuciła je do kosza przy barze. Znów miała okazję przyjrzeć się zniszczeniom. Nie, to z pewnością nie byłeś ty. Z założonymi na piersi rękoma wróciła do Lancastera. Wyglądał żałośnie, kiedy tak patrzyła na niego z góry. Nalana morda, zmęczone oczy, wyraz twarzy świadczący o tym, że ma o sobie zbyt wygórowane mniemanie. Barney Stinson to ty nie jesteś. Wyraz twarzy Bianki nadal był obojętny.

- Dlaczego, na litość Boską, rozwaliłeś pub?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Lars
PostWysłany: Sob 16:31, 23 Lip 2011


Dołączył: 23 Lip 2011

Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

- Pewnie Baileys się skończył. Wszystkie bary bez Baileysa kwalifikują się do przearanżowania.

Lars bezszelestnie wyłonił się zza jednego z filarów. Chociaż słońce już od dawna z upodobaniem smagało potylicę Collisa, a włosy Bianki w porannym świetle wydawały się walczyć o tytuł najjaśniejszego zjawiska poranka, on - sobie tylko znanym sposobem - przez cały czas stał w półmroku. Po chwili przysiadł półgębkiem na jednym ze stolików, uprzednio upewniwszy się, że nie przyklei się do blatu, i z rękoma w kieszeniach obserwował jak głowy jego współlokatorów powoli odwracają się do tyłu. Tak jakby nie od razu dotarło do nich, że nie są sami. Zabawne - pomyślał w duchu.

Sam nie wiedział co. Czy to, że odezwał się do kogokolwiek na wyspie - a do tej pory nie zdarzało się to często, czy może fakt, że na wspomnienie o minionych 29 dniach jego żołądek reaguje mdłościami, a obrazy pokazujące się przed oczyma są chaotyczne, niespójne i nierzadko szalone? Wreszcie wolny! - przemknęło w myślach. Tak, dziś po raz pierwszy poczuł się wolny. I coraz intensywniej zastanawiał się dlaczego. Sam nie wiedział co go zniewoliło. Co lub kto.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Collis Lancaster
PostWysłany: Sob 16:58, 23 Lip 2011


Dołączył: 06 Lut 2011

Posty: 160
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Collis nerwowym ruchem przeczesał włosy i wyprostował się na krześle, próbując wyglądać bardziej godnie. Nie odmówił sobie przy tym ogarnięciu Bianki wzrokiem, zatrzymania spojrzenia tu i ówdzie. Mogli spędzić ze sobą naprawdę kilka miłych nocy, gdyby nie fakt, że Bianka była jak królowa lodu. A nawet nie - ona była jak góra lodowa, która zatopiła Titanica. Zachowywała się tak, jakby nic nigdy nie mogło ją w życiu poruszyć. Wyzwanie. Uśmiechnął się szelmowsko, ale szybko zmełł w ustach przekleństwo. Czuł w ustach smak alkoholowego sponiewierania. A Bianka nadal przeszywała go lodowatym wzrokiem. Przestań tak na mnie patrzeć, wampirzyco z Transylwanii... Pochodzenie kobiety było jedną z niewielu informacji, którą udało mu się zdobyć, a i tak nie wynikała z towarzyskiej pogawędki, ale z przyuważeniem tych danych na identyfikatorze White Raven.

Już miał odpowiedzieć na pytanie Bianki, gdy nagle okazało się, że nie są sami. Lars Deevys wyłonił z... cholera wie skąd, odpowiadając za Collisa, który odwrócił się w stronę współlokatora. Uśmiechnął się półgębkiem.

- Lepiej się tak nie skradaj, Lars. - rzucił swobodnie. - W obliczu ostatnich wydarzeń ludzie są nerwowi. Jeszcze ktoś popieści cię butelką po łbie. A zasada jest prosta - z butelek się pije, a nie nimi walczy.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Lars
PostWysłany: Sob 17:51, 23 Lip 2011


Dołączył: 23 Lip 2011

Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Niezła jest. Chyba nie tylko ja to widzę. No dobra, tylko ślepy by tego nie zauważył. - Lars sam skarcił się w myślach. Wzrok Collisa zbadał Biankę od góry do dołu, z minimalnie dłuższym przestojem na analizę dekoltu. Nie, to na pewno nie była analiza. Ludzie w jego stanie nie analizują. Po prostu stasował ją wzrokiem, tak jak lis przygląda się kurnikowi zza płotu. W tym przypadku nie było żadnego ogrodzenia, bo po co? Jakiekolwiek próby zbliżenia się do Bianki były równie rozsądne co tańczenie salsy na zaminowanym poligonie. Pewnie dlatego nie spojrzał jej w oczy.

- Łatwiej popieścić zapijaczonego hipstera dogorywającego na barze. - Lars uśmiechnął się prawie niezauważalnie. - A właśnie, dasz wiarę, że Bianka przepłoszyła jakiegoś typa, który starał się tutaj przyczaić? Biorąc pod uwagę, że oficjalnie okupowałeś pub w pojedynkę, domyślam się, że to Twój dobry przyjaciel... 185 cm, 90 kg, pogrzebowe ciuchy - kojarzysz?

Deevys zobaczył twarz tego niezidentyfikowanego gościa. Jego obraz pojawił się nagle i równie szybko zniknął. Ale udało się skojarzyć sylwetkę i specyficzny sposób poruszania. Widział twarz, której nie potrafił przypisać do żadnego znanego mu imienia czy nazwiska. Ale znał ją. Rozmawiali, szli obok siebie. On i facet w śnieżnobiałej koszuli. Facet, który równie oszczędnie dobierał słowa. Byli na wyspie. Kolejna zagadka do rozwiązania, kolejny sekret, którym nie zamierzał na razie dzielić się z nikim innym.

- Bianko, co powiesz na śniadanie? Collisowi przyda się w żołądku coś, co nie ścina białka. - Spytał nie czekając na odpowiedź Lancastera, który wydawał się być nad wyraz zmęczony mnogością bodźców atakujących go zaraz po obudzeniu.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Collis Lancaster
PostWysłany: Sob 18:10, 23 Lip 2011


Dołączył: 06 Lut 2011

Posty: 160
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Słowa Larsa były jak sole trzeźwiące. Ktokolwiek się przyczajał, Collis pomyślał, że go nie lubi. Że najchętniej wybiłby mu zęby. Bo od razu przyszedł mu na myśl Ray i jego kwadratowoszczęki przyjaciel. 185 cm, 90 kg, pogrzebowe ciuchy - powtórzył w myślach, jakby to miało w jakikolwiek sposób przywołać wspomnienia. Jedyne, na co wpadł, to facet w czarnym garniturze, o którym trąbiła cała osada. Że niby się pojawiał, że niby ktoś z nim rozmawiał, że niby nie był to nikt z projektu. Ale czy teraz cokolwiek miało jakieś znaczenie? Collis zawęził świat do siebie, ewentualnie do pubu i biustu niedostępnej Bianki.

- Nie wiem, kogo widziałeś, ale być może powinieneś się przejść do przychodni i przebadać, przyjacielu.

Rzeczywistość zaczęła nabierać kształtów i kolorów. Kolorów dość paskudnych, ale zawsze. Wspomniane śniadanie wywołało pewne niekorzystne rewolucje w żołądku Collisa, ale możliwość śniadania z Bianką była dość łagodząca. Tym bardziej, że Lancaster wyobraził sobie kolację ze śniadaniem. Najsmaczniejszą częścią było to, co znajdowało się pomiędzy.

- Kobietę prosi się na śniadanie wieczorem. Tylko wtedy można mieć z tego jakieś korzyści. - poprawił się na krześle, zmienił pozycję na wygodniejszą. - Lars... bądź tak miły, przygotuj trzy drinki. Niech staną się preludium do kolejnego cudownego dnia. - zakończył szyderczo.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Bianka Schlattner
PostWysłany: Sob 18:40, 23 Lip 2011


Dołączył: 16 Lip 2011

Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Pojawienie się drugiego mężczyzny nie zmieniło wyrazu twarzy Bianki. Drgnęła lekko, ale to była naturalna i instynktowna reakcja. Jedyna, na którą zamierzała sobie pozwolić. Niewybredne żarty mężczyzn jeszcze bardziej utwierdziły Biankę w przekonaniu, że nie ma o czym z nimi rozmawiać. Obaj patrzyli na nią, jak na zdobycz do upolowania, zwłaszcza Lancaster. Skrzywiła się mimowolnie, gdy pożerał ją wzrokiem. Collis był w taki stanie, że sama myśl obcowania z tym człowiekiem, przyprawiała Schlattner o mdłości.

- Śniadanie? - uniosła brwi, rzucając niechętne spojrzenie Larsowi. - Dlaczego miałabym jeść z wami śniadanie?

Uważała to pytanie za oczywiste. Nie spoufalała się ze współlokatorami, nie dążyła do towarzyskich spotkań, więc dlaczego nadal ktokolwiek mógł się starać o jej towarzystwo?

- Mam wrażenie, że żadnego z was nie interesuje, kto zdemolował pub. - wydęła wargi, jakby była urażona ich postawą. - W moim kraju takie akty wandalizmu są tępione.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Lars
PostWysłany: Nie 12:37, 24 Lip 2011


Dołączył: 23 Lip 2011

Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Albo oni są dzicy albo to ze mną jest coś nie tak... - Szwed na kilka sekund utonął w zadumie. Z zamyślenia wyrwało go pytanie dotyczące dewastacji pubu. Leniwie wyciągnął ręce z kieszeni i sprawnym ruchem poprawił skórzaną bransoletkę na prawym przegubie, tak aby znajdowała się w akceptowalnej pozycji. Zapięcie zawsze musiało być po wewnętrznej stronie, inaczej odczuwał dyskomfort.

- Oh, Collis... przyjacielu. - Minąwszy kobietę, znalazł się przy barze i nachylił nad uchem skacowanej ofiary ostatniej nocy. - Wiesz, wydaje mi się, że... - Ściszył głos do granicy szeptu i ledworozumianego bełkotu. - ...jeśli chcesz mieć większe szanse na wieczorne śniadanie z Bianką, po prostu przestań podkradać mi żel do kąpieli. To urąga Twojej niepodważalnej męskości. - Czule poklepał blondyna po ramieniu i obszedł bar dookoła, przez cały czas nie zwracając uwagi na obecność trzeciej osoby. Nie miał zamiaru reagować na zaczepki tej obcesowej księżniczki, której wydaje się, że wszystko kręci się wokół niej.

Stojąc przodem do współlokatorów Lars wyciągnął spod baru trzy szklanki typu highball, dokładnie zweryfikował ich czystość pod światłem i ustawił je w równym rzędzie jedna obok drugiej. Z małej lodówki nieopodal wziął karton soku bananowego i rozlał go do 3/5 wysokości przyszykowanych naczyń. Kiedy w szklankach były już po trzy kostki lodu, on trzymał w rękach łyżeczkę i sok porzeczkowy, który powoli nadawał ostateczną formę przygotowywanym napojom - najpierw powoli spływal na lód, zachłannie go okalał, a później zatrzymywany gęstością banana, tworzył z nim fantazyjne kolaże barw, nie głębiej niż kilka centymetrów od góry.

- Na zdrowie, koleżanki i koledzy! - Deevys przydzielił zebranym szklanki według własnego uznania, uraczył przy tym Collisa równie szyderczym uśmiechem (Drink drinkowi nierówny, kochany.) i skosztował swojego dzieła, z którego bez wątpienia był ogromnie dumny.

- Bianko, posłuchaj. - Spojrzał jej w oczy, niezrażony napotkaną obojętnością, spojrzał, bo lubił utrzymywać kontakt wzrokowy ze swoim rozmówcą. Czy to będzie rozmowa, miało okazać się już za chwilę. - Nikt nie zmusza Cię do zawierania z nami braterskiego paktu krwi, nie musimy co tydzień chodzić w trójkę do kina czy urządzać sobie weekendowych posiadówek przy piwie i grillu. Nie wiem po co ta pretensja w głosie... - Zrobił pauzę, aby przeczyścić ścierką klejący się blat. - Nie wiem jak Collis, ale ja jestem zainteresowany widocznymi tutaj skutkami, jak to zgrabnie ujęłaś, aktu wandalizmu. Może właśnie dlatego warto usiąść i pomówić o tym i innych wydarzeniach z ostatnich kilku dni? Nie chcesz jeść, ok, może być bez śniadania. Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, ale samotne wilki prędzej czy później giną. A skoro nadal tu stoisz, to chyba nasze towarzystwo nie jest dla ciebie tak obrzydliwe, jak sugerowałaby twoja mina. Hm?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Bianka Schlattner
PostWysłany: Pon 10:06, 25 Lip 2011


Dołączył: 16 Lip 2011

Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Obserwowała Deevysa spod lekko przymkniętych powiek. W jego nonszalancji i swobodnym działaniu było coś, co ją jednocześnie irytowało i intrygowało. Krzyk w milczeniu, milczenie w krzyku. - tak mawiał profesor Andrei Bodiu, promotor i przyjaciel Bianki. Brzmiało banalnie, a jednak zawierała się w tym prawda. Ludzie wyrażają siebie paradoksalnie. Pod pozornym spokojem skrywają gniew i kłamstwo, pod agresją - potrzebę akceptacji. Zakładanie masek to naturalny odruch odwrócenia uwagi od własnych słabości. Dlaczego Lars Deevys był tym, kim był? Dlaczego potrafił precyzyjnie przyrządzać drinki wśród roztrzaskanych butelek i szkła trzeszczącego pod butami? A Collis Lancaster? Co nafaszerowało go cynizmem i chęcią destrukcji własnego organizmu? Obaj byli "hałaśliwi" w tym sensie, że zajmowali dużo przestrzeni, jakby mówili: "Hej, patrzcie na mnie, ale i tak zobaczycie tylko to, na co wam pozwolę".

Drinka przyjęła bez żadnego grymasu, bez protestu. Ruchem, jakim przyjmuje się podawaną szklankę soku pomarańczowego czy wody; ruchem, który był kurtuazją. Zbyt długi monolog Larsa sprawił, że niebieskie oczy Bianki przybrały chłodny odcień i gdyby to miało mieć jakieś materialne odzwierciedlenie, na rzęsach kobiety pewnie utworzyłyby się minimalne sopelki lodu.

- Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę - powtórzyła za Deevysem - ale dla samotnego wilka jest coś ważniejszego niż śmierć. Wolność. - przez chwilę krzyżowała z mężczyzną spojrzenia, co jednak skończyło się wzruszeniem ramion i zajęciem miejsca przy barze. W porządku. - Więc? Kto waszym zdaniem wybebeszył pub? Myślicie, że to mogli być ci, o których mówił Peter Edwards, ci obcy, którzy mieli nas dopaść?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Nie 9:32, 31 Lip 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Claude była zdenerwowana, bez wyczucia i jej otwarcie drzwi było silnym pchnięciem, robiącym więcej huku niż mogłaby się spodziewać, niż by chciała. Zanim zdążyła ogarnąć wzrokiem wnętrze zamknęła powieki. Modliła się, żeby Collis był w środku. Westchnęła cicho i otworzyła oczy. Był! Na razie zignorowała kobietę i mężczyznę, którzy byli współlokatorami Collisa. Nie znała ich, nie wiedziała czy może im ufać, chociaż pomoc w tym wypadku była jak najbardziej oczywista. Dopadła do Lancastera i złapała go za ramię. Szarpnęła.

- Musisz mi pomóc!

Zblazowane oblicze Collisa nie wróżyło zgody. Jakby miał wszystko gdzieś, jakby nawet apokalipsa nie mogła go odciągnąć od gapienia się na cycki Bianki. Jakby nie zdawał sobie z niczego sprawy. Claude przypomniała sobie wycelowaną we wszystkich broń, spojrzenie wariatki z kuszą i jej słowa. Kolejne szarpnięcie.

- W przychodni są obcy! - krzyknęła z determinacją. - Chcą zabrać Jenefer na drugą wyspę, chodzi im o dziecko! Musimy coś zrobić! Collis, błagam!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Collis Lancaster
PostWysłany: Nie 20:09, 31 Lip 2011


Dołączył: 06 Lut 2011

Posty: 160
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Poczucie humoru Larsa, tak bardzo podobne do tego Collisowego, sprawiało, że Lancaster miał ochotę rozwalić ten wielki nos, nachylającego się nad nim mężczyzny. Tak po prostu, dla zasady, w ramach ciętej riposty, ale w stanie w jakim się znajdował co najwyżej mógł być śmieszny. O nie, Collis Lancaster nie narażał się na śmieszność. Więc gdy Lars robił drinki tylko wycelował w niego dłonią złożoną w broń i udał, że strzela. Bang! Części rozerwanej przez pocisk głowy spadły z głuchym plaśnięciem na podłogę. Na szczęście tylko w wyobraźni, bo w gruncie rzeczy Collis darzył sympatią tego szweckiego drania. Nawet pomimo akcentu.

Collis zaśmiał się w duchu, widząc jak chłodnym spojrzeniem Bianka obdarzyła Deevysa.

- Ja w dalszym ciągu obstawiam popierdoleńców z White Raven. - jednym łykiem wypił pół drinka. - Albo popierdoleńców z drugiej wyspy. Ale z drugiej strony ten cały Coffman, który tak urządził mnie, Edwardsa i Rudzielca, nie podarowałby sobie nawet jednej rozbitej butelki. - odruchowo rozmasował bolący bark i wygrzebał z kieszeni tabletkę przeciwbólową. Łyknął, popił drinkiem. - W zasadzie to mam to gdzieś. Jeśli White Raven nie ma bata nad drugą wyspą, to jesteśmy trupami.

Z kieszeni koszuli wyciągnął papierosa i wsadził sobie do ust. Zerknął na Biankę.
- Mogę?
Nie czekając na odpowiedź, odpalił Zippo. I wtedy do pubu wpadła Francuzka. Bosa, w szpitalnym wdzianku, przestraszona i zdyszana. A Collis miał momentalnie wrażenie, że nie zdąży zapalić. Claude w kilka sekund była przy nim, szarpała za ramię. Znudzenie mężczyzny było jednak zbyt duże. Zabawa w bohatera już roztrzaskała mu ramię, nie miał ochoty na kolejne uszczerbki na zdrowiu. Dopiero wzmianka o Jenny sprawiła, że drgnął. Czuł się odpowiedzialny za dziewczynę. Po troszę. A teraz jeszcze ta informacja, że była w ciąży. To dlatego nie piła, dlatego rzuciła. Dlaczego nie zorientował się wcześniej?

Wstał i potrząsnął Claude. Chciał żeby się uspokoiła. Nie mógł myśleć, gdy podnosiła głos.
- Spokojnie, dziewczyno. - mruknął. Rzucił wymowne spojrzenie Larsowi. - Co proponujesz? Tylko niech to będzie coś, co nie narazi nas na odstrzelenie tyłków.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Nie 21:49, 31 Lip 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Żar lejący się z nieba niemal odbierał zmysły. Nieliczne, delikatne powiewy wiatry były gorące, jakby pochodziły z głębi hutniczego pieca. Dżungla zamarła w milczeniu, jakby oczekując na coś, co miało się już wkrótce wydarzyć. Atmosfera oczekiwania i napięcia wpływała na ludzi, powodując rozdrażnienie, dekoncentrację i nerwowość. Oczekiwanie... czego? Tego, co było, tego co miało nadejść? Powietrze zdawało się być przesycone statyczną elektrycznością, czekającą tylko na zapalną iskrę... by eksplodować. By obrócić wszystko w nicość...

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Miasteczko Ras-Shamra Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 72, 73, 74, 75, 76  Następny
Strona 73 z 76

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo


Programosy
Regulamin