www.rasshamra.fora.pl - witaj! Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości.
Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna                    FAQ
                Szukaj
             Użytkownicy
          Grupy
       Galerie
    Rejestracja
Zaloguj
Pub
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 71, 72, 73, 74, 75, 76  Następny  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Miasteczko Ras-Shamra
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jenefer Johnson
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Pon 23:25, 02 Maj 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 723
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk/Olsztyn

Kolejne osoby pojawiające się w pubie wywoływały coraz większe zdziwienie Jen. Była przygotowana na paru wieczornych i nocnych gości, ale ilość osób, która pojawiła się przypominał niemal najazd. Jen krążyła między stolikami bawiąc się jednocześnie w kelnerkę i barmankę, roznosiła butelki piwa, szklanki i popielniczki i wyłapywała fragmenty rozmów, dotyczących Petera, Collisa i "zebrania". Jednak dopiero słowa Eddiego, który zmaterializował się koło niej jak duch i równie szybko zniknął pozwoliły połączyć wszystko w logiczną całość. Niestety, dziewczynie nie dane było zadać żadnych dodatkowych pytań, bo nim zdążyła otworzyć usta, Eddie odwrócił się na pięcie i wsiąkł.
Jen została w kropce. Co z „Kevinem”? Tak po prostu puścił ich wszystkich? A Collis? Był ranny? Jen dopiero w tym momencie uświadomiła sobie, że martwi się o tego złośliwca. Najchętniej rzuciłaby wszystko…

Przerwało jej jednak pojawienie się Petera. Chłopak wyglądał jak siedem nieszczęść i widać było, że najchętniej wcale by tu nie wchodził. A gdy przesunął wzrokiem po zgromadzonych i dostrzegł Jen, w tej jednej sekundzie, w której ich spojrzenia się spotkały, Jen wiedziała, że to, co Edwards chce powiedzieć, nie będzie prawdą - a przynajmniej nie do końca. Miała ochotę podbiec do niego i wyciągnąć - chociażby siłą - relację o tym, co się działo przez cały dzień w dżungli. Odstawiła trzymane w dłoniach butelki na ladę baru, oparła się o nią plecami i splotła ręce na piersiach, zagryzając wargi.

Diabelnie chciało jej się palić.

Największym szokiem dla niej nie była relacja z zajść w dżungli i na plaży, ale zawartość tajemniczej skrzyni. Akta? Teczki mieszkańców Ras-Shamry? Po co? Dla kogo? Słyszała podobne pytania przy pobliskich stolikach - ludzie również byli tym faktem zaniepokojeni. Jednak w przeciwieństwie do większości osób, Jen nie uspokoiły słowa o spaleniu zawartości skrzyni. A gdy usłyszała o tym, że ten szaleniec - Kevin, Coffman, czy jak mu tam - wciąż jest na wolności, szybkim krokiem przeszła za bar i upewniła się, że jej torebka wraz z zawartością wciąż jest na swoim miejscu.

Peter skończył mówić i posypały się pytania. W większości dokładnie identyczne z tymi, które zadałaby sama Jen. Ale po chwili wszystko przytłumił charakterystyczny, cynicznie-złośliwy głos Raya.

- Co, Edwards? Kłamiesz? - zakończył swoją wypowiedź i utkwił spojrzenie w Peterze. Obok Raya zmaterializował się jego nieodłączny towarzysz - kwadratowoszczęki Boots. Zapadła śmiertelna cisza.

- To mamy przesrane. Przesraniutkie - Jen aż się wzdrygnęła, słysząc głos Patsyego parę kroków od siebie i to chyba popchnęło ją do działania.

- Wiesz co, Ray? - odezwała się cienkim, rozedrganym głosem. - Zamknij Petera w drewutni. To potrafisz najlepiej. I oskarż o całe zło świata - trzymając swoją torebkę w dłoni wysunęła się zza baru i wycelowała oskarżycielsko palec w Washingtona. Zignorowała mściwe spojrzenie posłane jej przez kwadratowoszczękiego i odezwała się znów. - Lancaster jest ranny, tak? To jeśli Peter go postrzelił, czy myślisz, że ciągnąłby go z powrotem do osady? Poza tym ja też widziałam tego pojeba, Kevina. Coffmana. Wszystko jedno. A ja się sama nie uderzyłam, żeby tobie zrobić na złość! - wskazała na swoją wargę, z niedawno zagojonym rozcięciem i wciąż jeszcze lekko opuchniętą. - Widziałam, jak ciągnął całą trójkę w dżunglę, a nikt z was, szlachetnych obrońców, nawet palcem nie kiwnął by cokolwiek zrobić! - potoczyła wzrokiem po zgromadzonych, wśród których było kilka twarzy otaczających ją, gdy odzyskała przytomność koło drewutni.

- Pierdol się Ray. A te swoje durne oskarżenia złóż ciasno tak, żeby miały jak najwięcej kantów i wsadź sobie tam, gdzie światło nie dociera. Bo teraz powinniśmy zastanawiać się nie nad tym, czy Peter kłamie, ale jak się obronić przed mordercą, który nie ma skrupułów przed wysyłaniem nas na tamten świat!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jenefer Johnson dnia Pon 23:28, 02 Maj 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Wto 15:39, 03 Maj 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Ray śmiał się pod nosem, gdy Jenefer dawała upust swoim emocjom.

- Może nie powinnaś się tak wyrywać z osądami. - powiedział w końcu. - Przypomnieć ci w czyim towarzystwie przyszedł mężczyzna, który postrzelił jednego z naszych, a potem spieprzył w dżunglę, bo Upper mu na to pozwolił? Więc nie oskarżaj mnie o jakieś bezpodstawne gówna, bo jesteś jedną z tych, których wiarygodność jest pod znakiem zapytania.

Ludzie zwrócili teraz oczy na Jenefer. Kryła się w nich podejrzliwość.

- Jedyne, co mnie interesuje to prawda. - ciągnął nadal Ray. - I nasze bezpieczeństwo. Bezpieczeństwo. - zaakcentował. - A nie szaleństwo.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Peter Edwards
Zakładnik
PostWysłany: Wto 16:45, 03 Maj 2011


Dołączył: 09 Mar 2010

Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5

Peter nie spodziewał się takiej reakcji ludzi na jego słowa. Każdy zadawał jakieś pytania, co akurat było naturalne, ale każdy zadawał je naraz i dosłyszał tylko sugestię jakiegoś mężczyzny, że cała ta historyjka to kolejny wymysł White Raven. Powstał szum głosów zlewający się w jedność i choć Peter próbował jakoś uspokoić gestami ludzi, nie udawało mu się to. Czuł się źle, bo wyglądało na to, że nie uwierzyli mu.
- Przecież wy wszyscy słyszeliście za drewutnią strzały!
Zrobiło się cicho dopiero wtedy gdy Ray się odezwał, zarzucając mu jawnie rzeczy, których przecież nie zrobił. Tylko po co miałby to robić? Nim zdążył mu odpowiedzieć, Jenefer wyrwała się ze swoją przemową. Peter obserwując zachowanie ludzi, miał wrażenie jakby Ray był ich przywódcą. Nie miał zielonego pojęcia w którym momencie się nim stał, ani jak go to mogło ominąć. Nastawianie ludzi przeciwko każdemu sobie było czymś bardzo niepożądanym w ich wspólnej sytuacji.
- Interesuje Cię nasze bezpieczeństwo Ray? To ja się pytam, gdzie byłeś jak strzelano do nas za drewutnią, gdzie byłeś przez całe te dwadzieścia cztery godziny gdy należało zrobić za nami pościg. Gdzie do jasnej cholery byłeś, gdy Coffman pierwszym razem nas nawiedził? No gdzie! Nastawiasz wszystkich przeciwko każdemu sobie i sądzisz że to jest dbanie o bezpieczeństwo ogółu? Gdybym współpracował z Coffmanem, nie przyszedłbym tutaj żeby was ostrzec. Miałbym was wszystkich gdzieś! Chcecie dowodu, że to co powiedziałem jest prawdą? Proszę, oto jeden z nich!
Peter sięgnął za pasek spodni, jak na ironię losu nie radząc sobie z odplątaniem zaplątanej broni Josha. Ponownie spocił się mocno, a ręce nieco zaczęły mu drżeć ze zdenerwowania. W końcu po chwili udało mu się wyjąć broń i unieść ją na ręce wysoko do góry. Przez sekundę przeszło mu przez głowę, że nie powinien był tego robić w obecności tylu osób.
- Ta broń należy do niego.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jenefer Johnson
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Śro 9:21, 04 Maj 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 723
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk/Olsztyn

Wiele par oczu spoczęło nagle na niej i poczuła się przez chwilę jak motyl przybity szpilką w gablocie entomologa. Już miała się odezwać, odpowiadając na zarzuty Raya wobec niej, gdy usłyszała Petera mówiącego mniej-więcej to, co sama chciała powiedzieć. Spojrzenia ludzi spoczęły na nim i Jen uśmiechnęła się lekko. Uśmiech zniknął jednak jak zdmuchnięty, gdy chłopak wyciągnął broń.

- Peter! - krzyknęła ostrzegawczo. Przypomniało jej się co się stało, gdy ostatnim razem w pubie pojawiła się broń... Postanowiła kuć żelazo póki gorące i odwrócić uwagę ludzi od pistoletu. A kto mógłby być bardziej wdzięcznym obiektem ataku niż...

- Ależ to Raya wcale nie obchodzi... - przesuwała się wolno między stolikami, znów celując palcem w Washingtona. - Nie obchodzi go nic, co nie dotyczy jego własnego tyłka! Gdy cokolwiek złego się dzieje w miasteczku, Ray chowa się w najciemniejszy kąt, a potem wypełza oskarżając innych! A skąd wiesz, kiedy się schować, Ray? Dbasz o nasze bezpieczeństwo? Czy swoje? A zresztą, kto dał ci prawo decydowania za nas wszystkich? Ja cię o to nie prosiłam! A czy inni prosili? Było może jakieś głosowanie, o którym nie wiem?

Miała dosyć tego zebrania. Zerknęła w kierunku drzwi, pragnąc być już na zewnątrz. Poczuła się straszliwie samotna. Wszyscy ci ludzie byli dla niej zupełnie obcy. Uświadomiła sobie, z jak niewielką ilością osób nawiązała jakąkolwiek znajomość. Na tej sali jedynie Peter był jej przez pewien czas bliski, choć po tej całej sprawie z Rudzielcem powstał między nimi dystans. Jen potoczyła wzrokiem po zgromadzonych w pubie osobach. Co ja tu robię? Po co mi to wszystko było?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Patsy
Moderator
PostWysłany: Śro 19:35, 04 Maj 2011


Dołączył: 05 Mar 2010

Posty: 901
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Roześmiał się gdy Jenefer rzuciła się w obronie Petera. Na jego szyderstwo nikt jednak nie zwrócił uwagi, gdyż większość zajęta była starciem Washington-Johnson.

Patsy ruszył w stronę Edwardsa, w jego środowisku lepiej było eliminować zagrożenie, a dopiero potem zadawać pytania. Gdyby to od niego zależało, pewnie wpakowałby kulkę Peterowi, potem Rayowi - dla zasady. Jednak wyspa, na której jak wskazywały, wszelkie znaki na niebie i ziemi, utknął nie była, dzielnicą, miejscem gdzie obowiązywały stare zasady, tutaj panowały nowe i dopiero teraz to do niego dotarło.

-Oczywiście- powiedział powoli, starając się nadać swojemu tonowi głosu jak największą powagę- czarnuch robi to co potrafi robić najlepiej- zironizował, a gdy większość spojrzeń spoczęła na nim, kontynuował - siać dym. Pewnie lepiej wszystkich powystrzelać co? - spytał - I gadać z tymi którzy będą w stanie udzielić prostej odpowiedzi, by dotarło to do twojego małego móżdżku, czyli to by byli, hmm zastanówmy się - podrapał się po głowie - a już wiem, ty i twój chłopak - spojrzał w stronę kwadratowej szczęki.

Postawił na dość niepewną kartę.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Czw 19:31, 05 Maj 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


Sytuacja stawała się coraz bardziej napięta. Wywołana dyskusja poróżniła ludzi, zdania były podzielone. Na domiar złego słowa Patsy'ego niemal doprowadziły do bójki. Spotkanie skończyło się bez wyraźnego rozwiązania, każdy chciał robić to, co uważał za słuszne. Przy Rayu zostało tylko kilka osób, reszta się zdystansowała. W ludziach zalęgła się nieufność. Jak robactwo.

WSZYSCY, razem bądź osobno, wrócili do domków.

26. dzień

Ciemność ustępowała porannym promieniom słońca. Już od wschodu było duszno, jasnym było, że do południa temperatura stanie się nieznośna. Dżungla ucichła, a mieszkańcy na chwilę pozbyli się upiornego niepokoju.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Sob 22:37, 14 Maj 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Słońce wspięło się wysoko nad horyzontem. Południe przyniosło ze sobą jeszcze wyższą temperaturę.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Wto 21:02, 24 Maj 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Wydawało się, że słońce nigdy nie zajdzie. Uparcie tkwiło na nieboskłonie. W końcu powoli zaczęło opadać w stronę horyzontu, by zniknąć za jego linią. Wieczorne niebo jarzyło się nienaturalną czerwienią, nocne – milionami gwiazd.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Sob 7:41, 04 Cze 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Przez całą noc w pubie nie było żadnego z mieszkańców Ras-Shamry. Może i dobrze, bo gdyby około północy był w nim ktoś o słabszych nerwach, mogłoby to negatywnie wpłynąć na jego psychikę... Słychać było melodię wygrywaną przez pozytywkę, ale tony były stłumione, powolne i rozciągnięte, jak z płyty puszczonej na zbyt wolnych obrotach. Zaczęły się bardzo cicho, narastając stopniowo i przechodząc w coraz głośniejsze tony aż w momencie, gdy zabrzmiał ostatni dźwięk, wszystkie stojące na ladzie baru i na półkach za nim szklanki i butelki rozprysnęły się jak trafione kamieniem, zasypując przestrzeń wokół baru drobnymi odłamkami szkła i zalewając zawartością butelek.

Poranek dnia 27.

Słońce pojawiło się na nieboskłonie - jak to w tropikach - nagle i niespodziewanie, a powietrze niemal natychmiast stało się parne i duszne. Lekki wiaterek był gorący jakby wydobywał się z hutniczego pieca i nie dawał ukojenia. Niebo nie było jednak błękitne, a samo Słońce znajdowało się jakby za mgłą. Od zachodu widać było ciemną chmurę i słychać było grzmoty - nie wiadomo jednak było czy zbliżająca się burza ominie Wyspę czy ochłodzi ją strugami deszczu. Cała przyroda zamarła w oczekiwaniu.

A dżungla? Wciąż szeptała.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Czw 23:04, 09 Cze 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Popołudniowe słońce nagrzewało wyspę jeszcze bardziej, chociaż wcześniej można było sądzić, że próg gorąca i duchoty został dawno przekroczony. Burza nadal nie zaatakowała, ale grzmoty były coraz głośniejsze. Wiatr wzmagał się. Właściwie wszystko wskazywało na to, że burza już się rozpoczęła. Tylko niebo było dziwnie spokojne.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Patsy
Moderator
PostWysłany: Nie 21:48, 12 Cze 2011


Dołączył: 05 Mar 2010

Posty: 901
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Upały nie dawały mu żyć. Gorąco sprawiło, że przestał się zastanawiać nad słowami Edwardsa, drugimi wyspami i innymi sprawami. Skupiał się na walce o przetrwanie. W domku nie było już nic, co ukoiło by jego pragnienie i dało trochę ochłody, skierował więc swoje kroki do Pubu. W oddali usłyszał grzmot
-ja pierdolę- rzucił do samego siebie.
Wszedł do środka. Widok jaki zastał, doprowadził go do wściekłości. Porozlewany alkohol, rozbite butelki. Ktoś musiał, się nieźle zabawiać w nocy.
Zirytowany ominął rozbite szkło i kałuże alkoholu i wszedł za bar. Poszukiwał jakiejś ocalałe butelki, ale znalazł jedynie do połowo rozbitą. Złapał ją i ze wściekłością cisnął w stronę ściany. Butelka rozbiła się na kawałeczki. Oparł się o blat. Po chwili ruszył w stronę wyjścia, a na blacie zauważył krwawe ślady. Spojrzał na swoją dłoń. Krew wypływała z podłużnej rany.
-Kurwa- powiedział i ze wściekłością udał się w kierunku przychodni.

[Przychodnia]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Patsy dnia Nie 21:58, 12 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Śro 0:10, 15 Cze 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

W międzyczasie, za oknami zapadał wieczór. Początkowo był spokojny i przyniósł ukojenie w postaci chłodnego wiatru. Nie trwało to jednak zbyt długo.

Pierwsze krople deszczu mieszkańcy osady przyjęli nawet z radością, po chwili jednak niebo rozświetliła błyskawica. Burza uderzyła na wyspę, z całą siłą.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Game Master dnia Śro 0:16, 15 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Sob 21:32, 18 Cze 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Dzień 28.

Burza nie dawała za wygraną. Ciemne chmury nadal przesłaniały niebo – szczelnie i nienaturalnie. Było niemal tak ciemno, jak w nocy. Porywisty wiatr szarpał drzewami, wzburzał morze. Wyspa najwyraźniej nie miała najlepszego humoru.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Pią 23:46, 01 Lip 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Deszcz padał z coraz mniejszą siłą, zniknęły błyskawice i grzmoty. Powietrze stało przyjemnie rześkie. Zapadła cisza.

W południe zza ustępujących chmur nieśmiało wyjrzało słońce.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Nie 21:48, 10 Lip 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Popołudnie przeciągało się leniwie. Parne powietrze stawało się nie do zniesienia. Wyglądało na to, że po deszczowych dniach nastały te upalne. Wieczorne niebo było czyste od chmur, rozgwieżdżone niebo cieszyło oczy.

Było cicho i spokojnie. Ale wyspa nie spała.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Miasteczko Ras-Shamra Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 71, 72, 73, 74, 75, 76  Następny
Strona 72 z 76

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo


Programosy
Regulamin