www.rasshamra.fora.pl - witaj! Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości.
Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna                    FAQ
                Szukaj
             Użytkownicy
          Grupy
       Galerie
    Rejestracja
Zaloguj
Niewielka przychodnia
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 35, 36, 37 ... 43, 44, 45  Następny  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Miasteczko Ras-Shamra
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Wto 9:02, 05 Lip 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Idąc za radą Erica, zamierzała się przespać, odpocząć, spróbować oswoić się z tym, co się stało, wrócić do względnej równowagi. Żołądek domagał się pożywienia, ale poduszka była zbyt kusząca, by opierać się zapadnięciu w sen. Przynajmniej do czasu, gdy Claude zorientowała się, że w korytarzu coś się dzieje. Podniesione głosy, szarpanina. Momentalnie wróciła do pozycji siedzącej. Nasłuchiwała. Nie byłaby sobą, gdyby nie zżerała ją ciekawość. Poza tym miała już dość bycia bierną. Więc ześlizgnęła się z łóżka. Usta skrzywiły się na chwilę, gdy stopy dotknęły zimnej posadzki.

W korytarzu mężczyźni otaczali obcego. Obcego, którego Claude nigdy nie widziała. Cofnęła się odruchowo o krok. Jeden z tamtych? - czuła jak powoli zaczyna powracać strach. Jednak po przyjrzeniu się obcemu mężczyźnie musiała stwierdzić, że wcale nie wygląda jak napastnik. Miał raczej łagodną twarz, wyrozumiałe oczy. Nie reagował jak nafaszerowany testosteronem wojownik. Po słowach Erica przyjęła za fakt, że to rzeczywiście ktoś z zewnątrz. Ktoś z White Raven. Odważyła się podejść bliżej.

- Jeżeli nasz gość naprawdę jest z projektu - powiedziała do pozostałych cicho, nadal przyglądając się ze zmarszczonymi brwiami nowoprzybyłemu. - to przestańcie się zachowywać, jak zaszczute psy.

Aby dać przykład kultury i tego, jak powinno się zachować, podeszła do obcego i wyciągnęła dłoń z uśmiechem pełnym rezerwy. I trochę przestraszonym.

- Claude Beaumarchais.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Claude Beaumarchais dnia Wto 9:06, 05 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Robert
PostWysłany: Wto 11:03, 05 Lip 2011


Dołączył: 06 Mar 2010

Posty: 326
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nieporęt

Przybycie obcego zaskoczyło Roberta całkowicie i zanim zaczął myśleć logicznie Collis już zaczął się z nim szarpać. Gdy podszedł bliżej mężczyźni przestali się już szamotać i obcy ku jeszcze większemu zdziwieniu zaczął mówić... jak ksiądz.

-Na wieki wieków, amen. - powiedział automatycznie, nawet nie rejestrując tego.

Po chwili przyszedł Eric i Claude. Robert zdziwił się, że dziewczyna miała dość sił, ale nie skomentował tego. Jeżeli nasz gość naprawdę jest z projektu... No właśnie... Jeżeli...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Hendrick Cornwell
PostWysłany: Wto 22:06, 05 Lip 2011


Dołączył: 29 Cze 2011

Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Razu się nie spodziewał. Był już deko za stary na takie same reakcje, które dodatkowo nie wchodziły w jego charakter. Oparty o ścianę, z dodatkowym rozcięciem na wardze i bólem szczęki, spoglądał już mniej łagodnie na otaczających go ludzi. Zwłaszcza że Patsy też wyglądał na takiego który chętnie by mu przywalił.
- Jeśli w taki sposób witacie nowych, to zaprawdę dziwne macie tutaj obyczaje.
Chociaż zaintrygowała go reakcja Roberta. Jego odpowiedź była taką, jakiej się właśnie spodziewał. Mimowolnie uśmiechnął się do niego przyjaźnie. Zrobiło się tłoczno, każdy krzyczał i przeklinał obdarzając go wilczymi spojrzeniami, choć rozsądkiem wykazała się dziewczyna, o której mógł powiedzieć że jest już mocno zmęczona życiem.
- Uspokójcie się proszę. Nie przyszedłem tutaj po to żeby komukolwiek robić krzywdę, tylko żeby dostać od waszego lekarza pomoc.
Również wyciągnął rękę i delikatnie uścisnął dłoń kobiety, posyłając jej łagodny uśmiech, którego ni w ząb nie można było odebrać inaczej. Tak samo zresztą wyglądały jego oczy.
- Jestem Hendrick Cornwell i niestety obawiam się doktorze - spojrzał Ericowi prosto w oczy - że nikt stąd jeszcze nie odleci. Samolot którym przyleciałem rozbił się na płycie pasa startowego podczas burzy... i obawiam się, że pańska pomoc jako grabarza będzie nieoceniona przy pochówku pilota. O ile dojdzie do pochówku. Kabina pilota jest najeżona gałęziami.
Hank rozejrzał się wokół, badając reakcje ludzi na tę nowinę. Miał wrażenie że zapadła na chwilę cisza i że lada chwila ludzie rozerwą go na strzępy.
- Ładownia samolotu zawiera lekarstwa, żywność. Nie wiem co tam się jeszcze znajduje. Co tu się właściwie dzieje? Dlaczego wszyscy jesteście tacy... wrodzy, przestraszeni?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Hendrick Cornwell dnia Wto 22:08, 05 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Collis Lancaster
PostWysłany: Śro 10:02, 06 Lip 2011


Dołączył: 06 Lut 2011

Posty: 160
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Reakcja Patsy'ego sprawiła, że Collis najchętniej podwinąłby rękawy i zrobił porządek z Henrickiem, niezależnie od tego, kim był. Dobrotliwy duchowny, zakamuflowany szpieg obcych - to nie stanowiło teraz znaczenia. Collis był wkurzony i zamierzał się wyładować. Zamierzał, ale ostatecznie tego nie zrobił. O ile protesty Erica miał gdzieś, o tyle pojawienie się Claude powstrzymywało od działań. Jej naiwność wręcz obezwładniała. Nie mógł uwierzyć, jak można zachowywać się tak, jak ona w takich okolicznościach, jak te. Nieprawdopodobnie głupie. Z wypisaną na twarzy dezaprobatą patrzył, jak kurtuazja zaczyna brać górę nad całą resztą. Nie zamierzał brać w niej udziału. Włączył się dopiero, gdy Hank zaczął przekazywać informacje, które Collisowi zdecydowanie się nie spodobały.

- Co proszę? - starał się być spokojny, ale kąciki ust drgały mu niebezpiecznie. - Nie mamy samolotu, nie mamy pilota, za to mamy ciebie pytającego co tu się dzieje. Świetnie, po prostu, kurwa, zajebiście.

Czuł, że z rany znów zaczyna sączyć się krew. I jak zwykle to zbagatelizował. Twarz miał ściągniętą ze złości, mięśnie twarzy napięły się, a zęby zaciskały. Nic, co usłyszał, nie było zadowalające. Odetchnął głęboko i uniósł dłonie. Słowa nie były potrzebne, postawa Collisa i tak wyrażała wszystko, czyli: "Mam to gdzieś".

- Muszę się napić.

Na odchodnym kopnął jeszcze krzesło, a w drzwiach niemal zderzył się z Jenefer. Na jej widok wyraz twarzy Lancastera nieco złagodniał.

- Gdybyś miała dość tego, co się tutaj dzieje, gołąbeczko, to jestem w pubie.

Widział, że nie rozumie o co mu chodzi. Do czasu. Wyminął dziewczynę, myśląc już tylko o mocnym drinku na uspokojenie.

[pub]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Śro 10:34, 06 Lip 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

- To znaczy, że nie opuścimy tego miejsca? - spytała z żalem.

Zdołała zadać tylko jedno pytanie, bo zaraz potem do akcji wkroczył Collis wyładowując swoją frustrację i złość. Przez chwilę myślała, że Hank ponownie oberwie, ale kopniak dostał się tylko krzesłu. Drgnęła na nagły dźwięk, zdając sobie przy okazji sprawę, że po wydarzeniach w dżungli stała się przewrażliwiona. Ponownie skupiła uwagę na Henricku, a gdy padły kolejne pytania popatrzyła pytająco na Erica. Czy mamy mu od razu powiedzieć, co się dzieje? Czy ktokolwiek z zewnątrz w to uwierzy, zanim odczuje na własnej skórze?

- Obawiam się, że pan nie uwierzy, panie Cornwell.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Robert
PostWysłany: Śro 11:40, 06 Lip 2011


Dołączył: 06 Mar 2010

Posty: 326
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nieporęt

- Robert Adamson - przedstawił się obcemu.

Wiadomość o rozbitym samolocie przygnębiła Roberta. Wcześniej miał wątpliwości, czy wraca czy nie, po ostatnim pobycie w dżungli już ich nie miał. Bo był pewny, że ten milion dolarów, który miał odstać jest całkowicie wyimaginowany.

- Mówisz, że w samolocie były lekarstwa i żywność? Lepiej po nie pójdę - powiedział i ruszył w stronę drzwi, by tuż przed nimi zatrzymać się i dodać. - Patsy, idziesz ze mną?

Mózg Roberta pracował tak szybko, że aż jego samego zadziwił. Początkowy altruizm przemienił się w plan, jak będzie można przeszukać przychodnię.

[pas startowy]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Hendrick Cornwell
PostWysłany: Czw 10:21, 07 Lip 2011


Dołączył: 29 Cze 2011

Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Powiódł wzrokiem za wychodzącymi. Zwłaszcza za Collisem, który zaczynał się mu jawić jako człowiek pozbawiony kontroli nad biegiem zdarzeń. Co poniekąd tłumaczyłoby jego napady frustracji.
- On zawsze taki jest?
Zapytał, lecz w zasadzie nie oczekiwał odpowiedzi.
Raczej taki właśnie jest.
- Claude - przeniósł swe spojrzenie na dziewczynę - niestety, raczej nie opuścicie tego miejsca dzisiaj. Powinien przylecieć samolot po uczestników zdaje się, że dzisiaj. Prawda? Obawiam się, że nie będzie miał gdzie wylądować. Moglibyśmy przejść do zabiegowego, panie doktorze? Widzę że Pani Beaumarchais nie czuje się najlepiej i powinna chyba jeszcze odpocząć.
Nie poruszył kwestii tego czy uwierzy w to co mu powiedzą. Prawdę mówiąc wyczuwał to już od jakiegoś czasu. Pierwszy impuls pojawił się jeszcze w samolocie, następne odbierał już w trakcie lądowania. Nie był zadowolony z tego co wyczuwał i podejrzewał że jego obecność teraz tylko zaszkodzi innym przebywającym tutaj ludziom. Zdecydowanym krokiem ruszył w stronę zabiegowego.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jenefer Johnson
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Czw 14:52, 07 Lip 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 723
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk/Olsztyn

- Czo? - rzucony w przelocie przez Collisa tekst wprawił ją w prawdziwe zdumienie. Przeżuwając resztki lasagne, odwróciła się i zdumionym spojrzeniem odprowadziła oddalającego się Lancastera.

- Że niby to miało być zaproszenie? - mruknęła do siebie przełknąwszy kęs, wzruszyła ramionami i pchnęła drzwi do przychodni. Weszła śmiało do środka i stanęła zaskoczona na widok małego tłumu na korytarzu. Tłumu, koncentrującego się wokół...

Obcego.

Wrzasnęła przeraźliwie i rzuciła w nieznajomego tym, co trzymała w ręku - niedojedzonym posiłkiem. Resztki jedzenia rozprysnęły się na ubraniu i wokół nieznajomego mężczyzny, a Jen już chciała poprawić drugą, wciąż trzymaną przez siebie tacką, gdy dostrzegła zdumione spojrzenia wszystkich wlepione w siebie. Głos zamarł jej w gardle, po chwili zamknęła również otwarte do krzyku usta.

- No teraz to już zupełnie nie wiem o co chodzi - odezwała się po chwili ciszy która zapadła. - Powinnam go znać? - wskazała dłonią wciąż odzianą w kuchenną rękawicę w Cornwella.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Judy Walker
Templers
PostWysłany: Pią 7:46, 08 Lip 2011


Dołączył: 03 Maj 2011

Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

Nie trudno było wydedukować, który budynek jest przychodnią. Judy zdecydowanym krokiem szła przez środek placyku. Wciąż nuciła pod nosem, a gdy weszła na betonowe schodki, nonszalanckim ruchem zarzuciła kuszę na ramię.

- Seasons don't fear the reaper. Nor do the wind, the sun or the rain..we can be like they are. Come on, baby... Don't fear the reaper. - zaśpiewała, oglądając się przez ramię na Coffmana. Uśmiechała się. - Baby take my hand... Don't fear the reaper. We'll be able to fly! Don't fear the reaper.

Przy ostatnim słowie kopnęła drzwi - zatrzęsły się we framudze, uderzając gwałtownie o ścianę. Hände hoch! , wrzasnęła w myślach i również w myślach się roześmiała. Od razu wycelowała kuszą w zgromadzonych - bladą jak dupa dziewczynę, blondynkę, która wyglądała na nieźle zaskoczoną, mężczyznę w lasagne i drugiego... w lekarskim kitlu. Obrała go za cel. Ale najpierw...

- Joshua, skarbie. - zerknęła za siebie. - Bądź tak miły i przypilnuj nasze robaczki. Żywe.

Sama szybko zajrzała do wszystkich pomieszczeń w przychodni. Nikogo. Wróciła do pozostałych. Blondynka wyglądała jakby miała krzyczeć. Podobała jej się. Ale Judy nie zniosłaby krzyku.

- Wydaj z siebie choć jeden dźwięk, kochanie - przewróciła oczami z irytacją - a przysięgam, że odstrzelę ci łeb.

Starszy mężczyzna z brodą i przenikliwym spojrzeniu od razu zaintrygował Judy. Było w nim coś... coś, czego nie potrafiła określić. Coś, czego jeszcze nie widziała. Postanowiła zająć się tym później. Podeszła do lekarza. Kusza zwisała luźno spuszczonej lewej ręce, ale nie było wątpliwości, że może zostać użyta w mgnieniu oka. Wyciągnęła dłoń, uśmiechając się uroczo i niewinnie.

- Judy Walker. - przedstawiła się. - Pozwoli pan, panie Borovsky, na słówko, aby odpowiedzieć na parę pytań?

Lekarz nie wyglądał, jakby chciał pozwolić, więc Judy - nadal się uśmiechając - złapała stojącą obok brunetkę za włosy i szarpnęła z siłą, zmuszając dziewczynę do klęknięcia. Bełt został niemal natychmiast wycelowany w głowę - z pewnością - pacjentki Borovsky'ego.

- Czy teraz wyrażam się wystarczająco jasno?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Pią 10:59, 08 Lip 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Wiadomości przekazane przez Hanka wyraźnie zmartwiły i dobiły Claude. Na początku miała nadzieję, że może jednak uda się opuścić wyspę, ale nowoprzybyły ją rozwiał. No cóż... - westchnęła głośno - Czego innego mogłam się spodziewać?

- Rzeczywiście, nie czuję się najlepiej. - przyznała. - Ale jeśli coś zjem... - w tym momencie do przychodni weszła Jenefer. Z jedzeniem. Claude od razu się uśmiechnęła. - JJ!

A potem wszystko stało się bardzo szybko. Nie zdążyła zaprotestować, zresztą nawet gdyby cokolwiek powiedziała, to przyjaciółka najprawdopodobniej nie zwróciłaby na to uwagi. W konsekwencji resztki lasagne wylądowało na Hanku, a Claude z ulgą stwierdziła, że druga porcja pozostała nienaruszona. Nowoprzybyły miał bezcenną minę. Nie mogła się powstrzymać i roześmiała się. Nie było w tym normalnej i właściwej dla Claude swobody, ale mimo wszystko - roześmiała się.

- Nie. - odpowiedziała przyjaciółce. - Ale nie powinnaś też rzucać w niego jedzeniem.

Rozbawienie szybko minęło. Claude miała przez chwilę wrażenie, że ktoś na zewnątrz coś nuci, zignorowała to, ale gdy drzwi otwarły się gwałtownie ignorowanie tego było niemożliwe. Z zamarłym sercem obserwowała jak do przychodni wchodzi uzbrojona w kuszę kobieta, a zaraz za nią jakiś mężczyzna. Skuliła się w sobie, bojąc się nawet poruszyć. Strwożonym wzrokiem wodziła za kobietą, która coś jej przypominała. Była władcza i... dziwna. W jej ruchał było coś, co Claude już chyba wcześniej widziała... I nagle zorientowała się - szpital psychiatryczny, w którym przebywała matka. Zadrżała. Kim oni są? Kto to, do cholery jest?! Wolała nie umieć odpowiedzieć na to pytanie, ale domyślała się, że mogą to być ludzie tego samego pokroju, co Gale. Gale, który zabił Johna. Na chwilę się wyłączyła, wróciła do przykrych wspomnieć. Dopiero mocne szarpniecie za włosy przywróciło Claude rzeczywistości. Syknęła z bólu i upadła na kolana. Dłoń kobiety wczepiała się boleśnie we włosy, a Claude czuła na skroni coś zimnego. Podniosła przerażone spojrzenie na Erica, potem przeniosła je kolejno na Hanka i Jenefer. Miała wrażenie, że wszystko skończy się tu i teraz, na chłodnej i brudnej już posadce przychodni na jakiejś nikomu nieznanej wyspie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Joshua Coffman
Templers
PostWysłany: Pią 12:44, 08 Lip 2011


Dołączył: 01 Kwi 2010

Posty: 264
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Obserwował Walker uważnie. Wchodząc do przychodni nie spodziewał się takich tłumów, gdyż podejrzewał że ludzie pozaszywali się w swoich domach ze względu na pogodę. Był w błędzie.
Tłum sprawia kłopoty, jest mniej podatny na polecenia. Niemniej jednak Walker zdaje się panować nad sytuacją.
Skupił się na drzwiach wejściowych. Uchylił je lekko i wyjrzał na zewnątrz czy nikt nie nadchodzi. Było stosunkowo pusto, nie licząc mężczyzny wchodzącego do pubu. Mężczyzny którym był Collis. Zamknął drzwi z irytacją i obrzucił spojrzeniem towarzystwo zgromadzone w korytarzu. Jego uśmiech stał się bardzo szeroki.
- Jenefer Johnson - wymówił to zimnym tonem, nie zwiastującym niczego dobrego - mamy parę spraw do omówienia, nieprawdaż?
Jego spojrzenie padło teraz na Hanka.
- A kim ty, u diabła jesteś i skąd się tu wziąłeś?
W spojrzeniu obcego wśród obcych kryło się coś, co niepokoiło Joshuę. Przede wszystkim jego postawa była znacznie bardziej opanowana, stanowcza niż reszty ludzi jaka tutaj przebywała. Z sylwetki brunetki wyczytał, że będzie posłuszna. Z Jenefer mogło być różnie, dopóki pozostawiało się jej swobodę. Na Borovsky'm nie skupiał się szczególnie jednak wyglądał mu na szczwanego lisa. Natomiast Hank go niepokoił. Walker jednak kazała mu zająć się ogółem, więc postanowił odłożyć to na później.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Hendrick Cornwell
PostWysłany: Pią 13:32, 08 Lip 2011


Dołączył: 29 Cze 2011

Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Chryste Panie, ustrzeż nas od złego.
Rozwój wydarzeń nie pozostawiał mu wątpliwości. Nowi w społeczności nie byli mile widziani. Incydent z jedzeniem skwitował jedynie uśmiechem, chcąc nawet wszystko obrócić w żart i skosztować trochę zamiast sztućców używając palca. Wszystko jednak spełzło na niczym, gdy do środka wparowało dwoje ludzi, z czego każde miało dawkę obłędu w oczach i każde było uzbrojone. Apogeum kryzysu osiągnął moment w którym kobieta przedstawiająca się jako Judy Walker zmusiła Claude do opadnięcia na kolana, z kuszą przystawioną do głowy. Ten drugi, noszący imię Joshua bawił się bronią jednakże nie celował do nikogo szczególnego. Dlatego Hank wypuścił swój bagaż z rąk, co przyciągnęło uwagę napastników właśnie na niego. Powoli uniósł ręce do góry, spojrzeniem mierząc najpierw mężczyznę. Wydawał się mu mniej szalony niż uśmiechnięta kobieta chcąca zabić kuszą kobietę.
- Jestem Hendrick Cornwell i dopiero co przyleciałem samolotem. Maszyna ciągle stoi na pasie startowym.
Rzekł całkiem spokojnie, swoje spojrzenie przenosząc na Judy Walker. Powoli postanowił podejść bliżej.
- Co robisz Judy? Czy oby na pewno jest koniecznym, aby Claude musiała znosić całą tą sytuację? Możemy przecież porozmawiać wszyscy po ludzku, bez takich brutalnych środków. - przerwał kobiecie nim zdążyła odpowiedzieć, wpatrując się intensywnie w jej oczy - Albo równie dobrze, mogę ją zastąpić.
Starał się wypowiadać zdania w możliwie najbardziej sugestywny sposób w jaki tylko potrafił. Nie miał zielonego pojęcia jaki odniosą skutek. W chwili obecnej niczego nie analizował, Hank działał intuicyjnie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Judy Walker
Templers
PostWysłany: Pią 21:46, 08 Lip 2011


Dołączył: 03 Maj 2011

Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

Zanim lekarz namyślił się, jak ma postąpić, Judy wyłapała wzrok Coffmana i zimny ton głosu, jakim wypowiedział nazwisko blondynki. Czymkolwiek było to zainteresowanie, nie zamierzała go tolerować. Blondynka jej się podobała. Była estetyczna. Na tyle, że chciała, by była żywa. Na razie. Przynajmniej do momentu, w którym stanie się zagrożeniem. Albo po prostu zirytuje Judy.

- Bądź tak miły i nie uszkodź blondyny.

Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale poczuła na sobie wzrok brodacza, który odezwał się spokojnie, zwracając się do Judy. Zwęziła oczy i cofnęła się o krok. Uczucie niepokoju było dla niej obce, a jednak teraz je odczuwała. I bardzo jej się to nie podobało. Nikt nie ma prawa tego ze mną robić, warczała. Nikt! Cornwell patrzył śmiało i zdecydowanie, a przy tym nie było w tym władzy czy siły. Ręka Judy zadrżała z nerwów. Chciała móc panować nad intrygującym ją mężczyzną. Chciała wydrapać mu przenikliwe oczy. Uwolnić się od uczucia niepewności. Poczuła, jak robi jej się gorąco.

- Nie mam ochoty na twoje towarzystwo, Cornwell. - wycedziła przez zęby. - Zrób jeszcze jeden krok, a nie ręczę za siebie.

Wizje, które pojawiły się przed oczami Judy, zaskoczyły nawet ją samą.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Eric Borovsky
PostWysłany: Pią 22:18, 08 Lip 2011


Dołączył: 04 Lis 2010

Posty: 123
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Wszystko działo się zbyt szybko. Naprawdę chciał zabrać Cornwella w ustronne miejsce i przebadać go bez świadków, zamieniwszy jednocześnie kilka słów na temat jego przybycia na Wyspę, lecz zanim zdążył to zrobić, w przychodni pojawiła się najpierw Jenefer, krzycząca i rzucająca jedzeniem. Nie było czasu na wytłumaczenie jej wszystkich okoliczności, gdy w przychodni pojawiła się dwójka nowych gości i cała sytuacja diametralnie się zmieniła. Ci "nowi" nie pochodzili z Ras-Shamry. I z pewnością conajmniej jedno z nich nie było przy zdrowych zmysłach. Gorzej, że to właśnie to bardziej szalone z dwójki agresorów zdawało się grać pierwsze skrzypce i dowodzić.

Kobieta z kuszą w dłoni szybko sprawdziła wszystkie pomieszczenia, a potem zwróciła się bezpośrednio do Erica, grożąc jednocześnie Claude.

- Hank, oni nie przylecieli z tobą? - spytał, nie patrząc nawet na Cornwella, a gdy ten spróbował wtrącić się jako mediator, sam zdumiony tym, co robi, postąpił krok naprzód. - Nie wtrącaj się, najwyraźniej to o mnie im chodzi.

Spojrzał obcej kobiecie prosto w oczy.

- Skąd znasz moje nazwisko Judy? I czego u diabła chcecie? Wypuście kobiety i pozwólcie im odejść, to odpowiem na wszystkie pytania, to znaczy na tyle, na ile będzie to możliwe.

Spojrzał na małą kuszę wycelowaną w głowę przerażonej Claude.

- I na miłość boską, zabierz to żelastwo od jej głowy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Eric Borovsky dnia Pią 22:19, 08 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Judy Walker
Templers
PostWysłany: Pią 22:42, 08 Lip 2011


Dołączył: 03 Maj 2011

Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

Obecność Hanka rozstrajała Judy do tego stopnia, że nawet nie próbowała powstrzymać irytacji. Co prawda doktor wykazywał się rozsądkiem, ale patrzył zbyt śmiało, zbyt pewnie. Czyżby wyzwanie? Uśmiechnęła się leciutko. To zdecydowanie poprawiłoby jej humor.

- Maleswoth ma długi język. - powiedziała, jakby to miało cokolwiek wyjaśnić. Chociaż nie miałam okazji przetestować tego tak, jak chciałam.

Całej reszty nie skomentowała. Tylko ostentacyjnie puściła brunetkę i uniosła kuszę do góry, aby pokazać odrobinę dobrej woli. Tylko odrobinę. Potem bez słowa skinęła na lekarza bronią i wskazała mu drzwi do zabiegowego. Nie miał wyjścia. Judy ruszyła za nim. Przed zamknięciem drzwi odwróciła się w stronę Coffmana.

- Dowiedz się, gdzie jest Maja i jej zabawka. Ja zajmę się resztą. - wzruszyła ramionami. - Zresztą, wyciągnij z nich to, co się da.

Kiedy znaleźli się sami w pokoju, odłożyła zablokowaną kuszę. Plecak zrzuciła na posadzkę. Pilnowała jednak, by lekarz nie znalazł się za blisko. Okrążyła go niczym kotka oceniająca swoją ofiarę. Potem z westchnieniem założyła dłonie na piersiach.

- Zacznij od swoich stosunków z Rayem i powodu waszego pobytu na wyspie. - zaczęła swobodnie, jakby byli w dobrej komitywie. - Przy czym uważaj na kłamstwa. Ray i Malesworth powiedzieli swoje. Chciałabym, żeby wersje się pokrywały. - jeszcze raz obeszła Erica dookoła. Stanąwszy za nim wspięła się na palce i przytknęła usta do ucha mężczyzny. - Chciałabym, żeby ta rozmowa skończyła się przyjemnie dla nas obojga.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Miasteczko Ras-Shamra Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 35, 36, 37 ... 43, 44, 45  Następny
Strona 36 z 45

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo


Programosy
Regulamin