|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Eric Borovsky
|
Wysłany:
Czw 6:43, 02 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 04 Lis 2010
Posty: 123 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Obraz Claude w "skromnym stroju pielęgniarki" pojawił się przed oczami Erica i ten również uśmiechnął się z lekka.
- Taaak, zdecydowanie masz lepszy gust niż ja - zużytą strzykawkę wyrzucił do pojemnika na śmieci, po czym nałożył na szyję stetoskop, a w rękę wziął tradycyjny rękaw do mierzenia ciśnienia i podszedł z nim do Collisa. - A co do pacjentek, to na ich nadmiar nie narzekam ostatnio i chyba kojarzę, o kogo ci chodzi. Panna Johnson, tak? - Zerknął na minę Lancastera. - Po tym zajściu przy drewutni spędziła tu noc na obserwacji, ale wszystko było w porządku, więc rano poszła do domu.
Wetknął słuchawki stetoskopu w uszy, szybko założył i nadął rękaw, membranę wepchnął w zagięcie ramienia i sprawdził ciśnienie krwi spuszczając powietrze.
- Nie jest źle, o ile nie chorujesz na nadciśnienie. A nie chorujesz? - zdjął słuchawki i rękaw, odłożył na miejsce. - Wygląda na to, że ubytek krwi został uzupełniony. Dziś na noc jeszcze zapnę ci kroplówkę, ale jutro ciśnienie powinno się unormować. Dobrze, że szybko tu trafiłeś. Nie lubię kopać nowych dołków na naszym cmentarzu...
Profilowanymi nożyczkami przeciął bandaż opatrunku na ranie pacjenta i skrzywił się lekko, widząc brzydką opuchliznę i niewielkie ropne ogniska.
Kolejne leki. Do nowych strzykawek nabrał neomycynę, szczepionkę Td, obok położył tubkę mupirocyny.
- Dobra. Nie chcesz grzecznie przyjmować zastrzyków w tyłek, to zrobimy to w łatwiejszy sposób - puścił oko, po czym zawartość obu strzykawek podał przez weflon. Następnie oczyścił ranę, miejscowo nałożył maść z antybiotykiem i zawinął w czysty bandaż, niemal nie przestając mówić. - Na walkę wręcz cię nie wyzwę, bo w tym stanie padłbyś po pierwszym ciosie. A co do wniosków... W tych notatkach wyczytałem - ściszył nieco głos - że na wyspie gdzieś jest jakiś posąg. Ci naukowcy również musieli mieć do czynienia z dziwnymi zjawiskami. A ten posąg właśnie jest podobno kluczem do problemów - założył klamerki i zerknął krytycznie na opatrunek.
- Doszli do wniosku, że posąg trzeba zniszczyć, aby wszystko wróciło do normy... I nie pytaj mnie, gdzie on jest, bo sam tego nie wiem. Notatek było zbyt mało.
Trzeba zacząć gromadzić stronników, bo na Raya raczej nie ma co liczyć. Poszedł inną drogą, niekoniecznie równoległą do mojej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
|
 |
Collis Lancaster
|
Wysłany:
Czw 8:45, 02 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 06 Lut 2011
Posty: 160 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Na informację o Jenefer skinął tylko głową. W której - tak na dobrą (albo złą) sprawę - błysnęła szybka decyzja o odwiedzeniu dziewczyny. Mógłby to zostawić i tak byłoby najlepiej. Tak byłoby w stylu Collisa. Mógłby. Tyle że jakaś niewielka, zupełnie malutka część Lancastera czuła się odpowiedzialna, bo to przecież on poprosił dziewczynę o "obserwację". Niby nie powinien się obwiniać za to, że nie chciała ograniczyć się do obserwacji, ale... A, pieprzyć to. Myśli o Jenefer zmiótł pod dywan świadomości. Gładko i bez ceregieli.
Wyłapał puszczenie oka.
- Puść do mnie oko jeszcze raz, a pomyślę że majstrowanie przy tyłku miało erotyczne podteksty. - nie uśmiechał się, ale żartobliwe ostrzeżenie było tylko żartobliwym ostrzeżeniem. - Wtedy musiałbym cię zabić.
Konspiracyjne przyciszenie głosu Borovsky'ego od razu wzmogło czujność. Chęć bratania się świadczyła o interesach i zamiarach. O intrygach pewnie też. Posąg? No bez jaj... Rewelacje Erica przywodziły Collisowi na myśl tylko pokrętne programy reality-show - zagadka ma być rozwiązana przez uczestników, których - tak swoją drogą - robi się w chuja. Bujać to my, a nie nas... Zmełł w ustach przekleństwo.
- Posłuchaj, jak to brzmi, doktorku. Istne szaleństwo. Dziwne zjawiska? Badane wcześniej przez jakąś grupę badawczą? Daj spokój. Powiedz, ale tak szczerze, doświadczyłeś na wyspie czegoś nadnaturalnego? Bo dla mnie takie nowinki to tylko gadanie spanikowanych ludzi.
Trochę przejaskrawiał. Ale interesowały go tylko racjonalne fakty, a nie jakieś voodoo pierdoły. Postanowił zagrać nieco inną kartą.
- Podczas bliskiego spotkania z popierdoleńcem z drugiej wyspy dowiedziałem się paru istotnych rzeczy. - zawiesił głos. Wlepił uważne, choć zmęczone, spojrzenie w Borovsky'ego. - O uczestnikach naszego White Raven. Widziałem skrzynię, w której były dokumenty o całym życiu każdego z nas. O twoim również, Eric. Jak myśli, co znalazłem w twoich aktach?
Kłamał gładko i z wprawą zawodowego pokerzysty. Był bardzo ciekawy reakcji.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Eric Borovsky
|
Wysłany:
Czw 12:24, 02 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 04 Lis 2010
Posty: 123 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Krok w złą stronę. Collis najwyraźniej nie miał zamiaru dać się przekonać.
- Może masz rację - mruknął, krzątając się po pokoju. - Tylko jeśli to reality show, to gdzie są kamery? I kto nas obserwuje? Jak na razie ze strony "szefostwa" nikt nie dotrzymuje słowa i nie mamy gwarancji, że za rok też tak będzie. Twoje dwa miliony mogą nagle wyparować, a żaden samolot nie zjawi się, by zabrać z wyspy niedobitki uczestników tego show. Co wtedy?
Oparł się znów o szafkę i zaplótł ręce. Chciał dodać jeszcze coś, ale wzmianka o "popierdoleńcu" i skrzyni totalnie go zaskoczyła. Poczuł lodowate mrówki chodzące mu po kręgosłupie. Dokumenty o życiu wszystkich uczestników programu? Po co? Odpowiedź mogła być tylko jedna. Ten, dla kogo ją zostawiono na wyspie miał mieć władzę nad pozostałymi. Informacja jest przecież władzą. Mając takie dane można zastraszyć i szantażować pozostałych - informacjami o niemiłych i kompromitujących wydarzeniach, małych grzeszkach i sprawkach ukrywanych przed światem...
- W moich? Z pewnością nic, czego mógłbym się wstydzić - odparł przez zaciśnięte zęby żałując, że nie zaordynował Collisowi lewatywy i licząc, że pacjent nie dostrzeże jego zdenerwowania.
Odkleił się od szafki i ruszył w stronę drzwi. W progu zatrzymał się jeszcze i odwrócił twarz do leżącego na szpitalnym łóżku mężczyzny.
- Cokolwiek robiliśmy w naszym poprzednim życiu, tutaj, na tej wyspie, nie ma znaczenia. Liczy się tylko to, kim jesteśmy teraz. Będę spał w pokoju obok. Ekspres do kawy jest w pokoju lekarzy. Dobranoc - wyszedł z pokoju i zamiast udać się do sąsiedniej salki, wyszedł na zewnątrz, gdzie oparłszy się o barierkę tarasu zamyślił się, wpatrzony w ciemną dżunglę.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Eric Borovsky dnia Czw 12:25, 02 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
 |
Collis Lancaster
|
Wysłany:
Czw 12:43, 02 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 06 Lut 2011
Posty: 160 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
- Od początku White Raven robił z nas durniów. Zero prawdy, jedyne czym dysponujemy to domysły. Czymkolwiek jest projekt Luska, wymknął się spod kontroli.
Collis z niezadowoleniem stwierdził, że nie potrafi ułożyć sobie zdobytych informacji w całość. White Raven śmierdział, a on nie mógł zrobić nic by rozwiać nieprzyjemny zapach. Każda odpowiedź była źródłem kilkunastu kolejnych pytań. Prawda i fałsz ścierały się ze sobą, przenikały. Trudno było znaleźć kogoś, co do kogo miałoby się pewność, że nie wbije noża w plecy. Lancaster nie zamierzał dobierać sobie sprzymierzeńców pochopnie. A zachowanie Erica było zastanawiające. Nie dopytywał, kogo Collis miał na myśli mówiąc o "popierdoleńcu", nie do ciekał, co tak naprawdę się stało. Czy to oznaczało, że Peter mu o wszystkim powiedział? Twierdząca odpowiedź była wątpliwa, zwłaszcza, że doktor wyraźnie się zdziwił słysząc o skrzyni i dokumentach.
- Każdy ma się czego wstydzić, Borovky. - skwitował, brnąć w kłamstwo. - Zwłaszcza ty, doktorku. Co prawda skrzynia spłonęła, ale co wyczytałem, to moje.
I to by było na tyle. - pomyślał, gdy lekarz uciął temat. Bardzo interesujące. Lancastera zaczęła ciekawić przeszłość Borovsky'ego. Wydawało mu się, że już któryś z kolei raz słyszał hasło, że liczy się to, co jest teraz. Że wyspa zmienia. A przeszłość jest nieznacząca. Osobiście miał zupełnie inne zdanie. Przeszłość stanowiła o charakterze i skłonnościach, przeszłość determinowała teraźniejszość.
- Dobranoc. - odparł krótko.
Gdy został sam, pomarzył jeszcze przez chwilę o papierosach, po czym zasnął czujnym snem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Game Master Game Master
|
Wysłany:
Sob 7:44, 04 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 1812 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Obaj mężczyźni spali głęboko w swoich łóżkach. Gdyby jednak nie spali i wytężyli słuch, dosłyszeliby dochodzące z korytarza odgłosy drobnych, dziecięcych kroków i cichy chichot.
Poranek dnia 27.
Słońce pojawiło się na nieboskłonie - jak to w tropikach - nagle i niespodziewanie, a powietrze niemal natychmiast stało się parne i duszne. Lekki wiaterek był gorący jakby wydobywał się z hutniczego pieca i nie dawał ukojenia. Niebo nie było jednak błękitne, a samo Słońce znajdowało się jakby za mgłą. Od zachodu widać było ciemną chmurę i słychać było grzmoty - nie wiadomo jednak było czy zbliżająca się burza ominie Wyspę czy ochłodzi ją strugami deszczu. Cała przyroda zamarła w oczekiwaniu.
A dżungla? Wciąż szeptała.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Collis Lancaster
|
Wysłany:
Pon 6:54, 06 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 06 Lut 2011
Posty: 160 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Collisa obudził o poranku pulsujący ból. Środki przeciwbólowe przestały działać. Na szczęście nie było tak tragicznie, jak dnia poprzedniego. Porządny sen jednak zrobił swoje. A i prochy Borovsky'ego miały pewnie swój udział. Mimo wszystko bolało, ale Lancaster nie zamierzał spędzić w przychodni ani chwili dłużej. Dwa stracone dni to było wystarczająco. Wyciągnął z ciała wenflon, marszcząc brwi ze złości. Jak to w ogóle mogło się stać, że tak skończyłem? Zadał sobie to pytanie kilkakrotnie, chociaż bardzo dobrze znał odpowiedź. Zaspokajanie własnej ciekawości niejednokrotnie prowadziło Collisa do bycia w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie. Oraz do mówienia rzeczy, których nie powinno się mówić w takich sytuacjach.
Nie przejmował się brudnymi ciuchami pozostawionymi w łazience, planując, że zajmie się nimi w przyszłości. Albo nigdy. Interesowały go teraz papierosy i jakieś żarcie. Do diabła, umieram z głodu... Nie kwapił się z powiadomieniem o wyjściu Borovsky'ego. Nikomu nie ufał na wyspie, ale Borovsky'emu po prostu bardziej. Niemniej jednak rozważał konspiracje i porozumienia.
[domek Collisa]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Game Master Game Master
|
Wysłany:
Czw 23:03, 09 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 1812 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Popołudniowe słońce nagrzewało wyspę jeszcze bardziej, chociaż wcześniej można było sądzić, że próg gorąca i duchoty został dawno przekroczony. Burza nadal nie zaatakowała, ale grzmoty były coraz głośniejsze. Wiatr wzmagał się. Właściwie wszystko wskazywało na to, że burza już się rozpoczęła. Tylko niebo było dziwnie spokojne.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Robert
|
Wysłany:
Pią 20:56, 10 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 06 Mar 2010
Posty: 326 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nieporęt
|
Robert powoli wchodził do przychodni. Jeszcze 5 minut temu by nawet o tym nie pomyślał, ale powoli zaczynał odczuwać lekki stres.
Spokojnie, na razie nic złego stać się nie może. Eric zrobi zastrzyk czy coś-tam innego, zmieni bandaż i będzie po sprawie. - uspokajał się, jednak ostatni zastrzyk nie przynosił za sobą dobrych wspomnień.
Przeszedł krótkim korytarzem do głównego pomieszczenia i zauważył, że Collis już wyszedł.
Niedobrze, liczyłem że Eric na pewno będzie w przychodni by wciąż się opiekować Collisem, a ten wyzdrowiał tak od razu... Widocznie doktor zna się dobrze na rzeczy
- Doktorze Borovsky? Eric? - Zawołał, nie widząc go w głównym pomieszczeniu. - Jest pan tu? - Po ostatnich przejściach nie był pewien, czy zwracać się do niego doktorze, czy na 'ty'.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Eric Borovsky
|
Wysłany:
Nie 8:08, 12 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 04 Lis 2010
Posty: 123 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Eric ze zdumieniem, ale i także z niejakim rozbawieniem przyjął fakt braku pacjenta. Początkowo myślał, że Collis po prostu zabunkrował się w toalecie, ale po jego przedłużającej się nieobecności lekarz wkroczył tam i nie znalazł nic oprócz brudnych, zakrwawionych ciuchów rzuconych w kąt pomieszczenia. Ciuchy powędrowały do kosza oznaczonego jako "odpady medyczne" z przeznaczeniem do spalenia, a Eric wrócił do zabiegowego. Kręcił głową, sprzątając pokój i ściągając z łóżka pościel. Działanie Collisa było totalną głupotą. Lista powikłań w sytuacji, gdy postrzał zacznie się źle goić była długa, a Eric nie miał najmniejszej ochoty za jakiś czas operować Lancastera, wycinać ropnie, czy otwierać ranę i czyścić ją na nowo.
Porządki po bytności pacjenta nie trwały długo i Eric wkrótce oddał się miłej sjeście w pokoju lekarzy, z kubkiem kawy w ręku, poświęconej ponurym myślom potęgowanym uwerturą, a potem wspaniałemu, muzycznemu opisowi burzy na morzu z trzeciego aktu "Der fliegende Holländer" Richarda Wagnera. Z rozmyślań wyrwał go dopiero głos na korytarzu. Z kubkiem w ręku wyszedł z pokoju lekarzy i zobaczył rozglądającego się Roberta.
Nie takiego gościa oczekiwał. Nie chciał słuchać kolejnych pytań o teczkę, nie chciał znów się tłumaczyć i kłamać. Najchętniej kazałby Robertowi już tu nie przychodzić, ale zdawał sobie sprawę, że źle pielęgnowane złamanie obojczyka, jeżeli się niepoprawnie zrośnie, do końca życia będzie powodowało u pacjenta ból, a nawet niedowład ręki. Chyba, że terapeutycznie zostanie ponownie złamane i złożone poprawnie.
- Witaj - wbrew swoim myślom uśmiechnął się. - Czas na zmianę opatrunku? Właśnie zrobiłem kawę - uniósł nieco trzymany kubek. - Przyłączysz się? Zapraszam do zabiegowego - zrobił zapraszający ruch ręką.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Robert
|
Wysłany:
Nie 11:25, 12 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 06 Mar 2010
Posty: 326 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nieporęt
|
- Tak, z chęcią się czegoś napiję. - odpowiedział Robert i wszedł do gabinetu, który wskazał mu Eric. - Tak się zastanawiam, czy jeśli będę przychodizł codziennie przez te kilka tygodni na zmianę opatrunku, to wystarczy ci bandaży na to wszystko? Bo jeśli nie, to mógłbym przychodzić rzadziej...
Robertowi wprawdzie nie chodziło w ogóle o zasoby tej małej przychodni, ale po prostu częstsze przebywanie z Ericiem mu nie odpowiadało. Musiał jednak, tak samo jak lekarz, grać ciągle w tą grę, i tak jak on uśmiechać się zupełnie nieszczerze.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Game Master Game Master
|
Wysłany:
Nie 18:52, 12 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Mar 2010
Posty: 1812 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Mężczyźni prowadzili niezobowiązującą rozmowę. A gdzieś w pokoju obok rozbrzmiewał cichy płacz. Na początku nie było go w ogóle słychać, grzmoty i porywisty wiatr zagłuszały wszystko, jednak stopniowo łkanie stawało się na tyle głośno, że obaj je usłyszeli. Patrząc na siebie ze zdziwieniem, postanowili to sprawdzić.
W pokoju obok, w sali zabiegowej nie używanej przez nikogo, siedziała zapłakana mała dziewczynka. Ci, którzy mieli kontakt z upiornym dzieckiem, bez problemu dojrzeliby podobieństwo. Sara Jones popatrzyła na mężczyzn oczami przestraszonymi i mokrymi od łez.
- Tatusiu? - jej wargi się nie poruszały, ale głos był wyraźny. - Tatusiu, gdzie jesteś?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Patsy Moderator
|
Wysłany:
Nie 22:13, 12 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 05 Mar 2010
Posty: 901 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wtargnął do środka. Pozostawiał za sobą krwawe ślady, w dodatku pojawił się ból. W środku, siedzieli dwaj kolesie. Z jednym z nim zamienił chyba kilka słów, drugiego nie za bardzo kojarzył. Obydwaj mieli dziwne wyrazy twarzy.
-Co macie takie ryje, jakbyście pieprzonego ducha zobaczyli?- rzucił dość bezpośrednio.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Eric Borovsky
|
Wysłany:
Nie 22:20, 12 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 04 Lis 2010
Posty: 123 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Opatrunek był formalnością. Eric wręczył Robertowi plastikowy słoik z kilkunastoma tabletkami Orvailu - silnego środka przeciwbólowego*, ściągnął dość mocno opatrunek, by wyeliminować przemieszczenie odłamka kości barkowej i... to było w zasadzie wszystko. Rozmowa nie kleiła się. Zarówno Robert jak i Eric starali się być uprzejmi, wymieniali ogólnikowe zdania popijając kawę, ale obaj omijali drażliwy temat udając, że nawzajem tego nie widzą.
Eric usłyszał dziwny dźwięk odstawiając pusty już kubek. Przerwał w pół słowa, odwrócił się w kierunku korytarza i nasłuchiwał. Dźwięk powtórzył się po chwili - jakby szloch, czy łkanie dziecka. Skinął na Roberta i wyszedł na korytarz a z niego - kierując się słuchem - do sąsiedniego zabiegowego.
W pokoju panował półmrok. Jednak nawet przy tym minimalnym oświetleniu widać doskonale było siedzącą na łóżku dziewczynkę.
- Kim jest twój tatuś? - odezwał się Eric słysząc jej pytanie. - Jak masz na imię?
------------
* Orvail to amerykański odpowiednik naszego Ketonalu Forte
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Robert
|
Wysłany:
Pon 14:53, 13 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 06 Mar 2010
Posty: 326 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nieporęt
|
Robert też usłyszał łkanie dziecka i po odstawieniu kubka ruszył za lekarzem. Usłyszał, jak jakaś dziewczynka zawołała do taty. Stanął obok Erica i nie uwierzył własnym oczom. Ducha dziewczynki widział raz, ale był pewien, że to ta sama dziewczynka. Tylko żywa i... płacząca. Twarz wykrzywiła mu się lekko, a usta otworzył nie wiedząc co zrobić. Po chwili jednak Eric zaczął mówić do dziewczynki.
On nie wie... On nigdy jej nie widział i nie wie kim... Nie wie czym ona jest. - pomyślał patrząc się na twarz doktora. - Chłopie, zamilcz dla twojego i mojego dobra.
Rozmyślania przerwał mu czyiś głos. Odwrócił się i rozpoznał młodego faceta 'pracującego' jako barman w tutejszym barze. Gdy doszedł do niego sens jego słów chciał odkrzyknąć mu "Zgadłeś, do jasnej cholery", ale nic nie przeszło mu przez gardło.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Robert dnia Wto 13:16, 14 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
 |
Patsy Moderator
|
Wysłany:
Pon 23:43, 13 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 05 Mar 2010
Posty: 901 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Zirytował się. Kolejny raz tego dnia. Najpierw upał, potem burdel w pubie, rozcięta ręka, a teraz to: zignorowali go. Nie był przyzwyczajony do tego. Wściekły, zaczął bezceremonialnie przetrząsać szuflady pozostawiając na nich ślady krwi. W końcu gdy nie mógł znaleźć tego, po co przyszedł krzyknął:
-gdzie tu są jakieś pieprzone opatrunki?!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
 |