www.rasshamra.fora.pl - witaj! Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości.
Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna                    FAQ
                Szukaj
             Użytkownicy
          Grupy
       Galerie
    Rejestracja
Zaloguj
Mieszkanie - Jacob, Robert, Debbie, Annabell
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 11, 12, 13 ... 31, 32, 33  Następny  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Miasteczko Ras-Shamra
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jenefer Johnson
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Śro 19:39, 19 Maj 2010


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 723
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk/Olsztyn

- Obudziłam się w nocy słysząc odgłos wybuchu... - Jen spojrzała na Claude. Tak dawno się nie widziałyśmy... tyle zdążyło się wydarzyć!. - Gdy dobiegłam na placyk domek płonął. A raczej nie domek, ale to, co z niego zostało. - łokcie oparła na kolanach, a dłonie wplotła we włosy. Opuściła głowę i zmarszczyła czoło, starając się ułożyć ostatnie wydarzenia we w miarę logiczną opowieść, choć zdawała sobie sprawę z faktu, że jest to zadanie z góry skazane na porażkę. Nigdy nie była dobrym mówcą. - Spotkałam Lynn, która twierdziła, że ktoś myszkuje w jej domu. I Ryana. I Sama. Faktycznie, był tam ktoś... obcy. Zaczął uciekać w dżunglę... Sam pobiegł za nim i tamten go złapał. Obcy strzelał do nas, a potem ranił Sama.
- Następnego dnia w zgliszczach ktoś odnalazł zmasakrowane zwłoki Emmy i Juno, ale nie było śladu Petera. Za to w miasteczku pojawił się mężczyzna, który przedstawił się jako "Kevin". Mówił, że był mieszkańcem trójki i członkiem "White..." - zerknęła na Johna - NASZEGO "White Raven". Dużo wiedział. O dwóch milionach, o samolocie... wyglądało na to, że jest OK. Mówił, że większość czasu spędził w dżungli. Rozmawiałam z nim nawet. Kręcił się tu i ówdzie, myszkował. A wieczorem pojawił się w miasteczku Peter. I Sam wyszedł z przychodni. I rozpoznał w "Kevinie" tego człowieka, który go postrzelił. "Kevin" zaczął uciekać, ranił Petera... A ja miałam przy sobie pistolet, który zabrałam temu mordercy Daphne i Miny, gdy go obezwładniliśmy w przychodni. Wtedy, gdy zginął Tang - głos jej zadrżał i się załamał. Po chwili odchrząknęła lekko, podniosła głowę i spojrzała prosto w oczy Jacobowi. - Zaczęłam strzelać do uciekającego i... chyba go trafiłam, bo widziałam potem ślady krwi. Ale "Kevina" już potem nie spotkałam. Dlatego proszę się nie dziwić, że gdy zobaczyłam kolejnego obcego, wpadłam do domu bez zaproszenia i wymachując bronią. Tym razem wolałam być pierwsza. W czymkolwiek.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jenefer Johnson dnia Śro 20:13, 19 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Śro 20:51, 19 Maj 2010


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Claude, oparta wcześniej o ścianę, zsunęła się do pozycji siedzącej. Nie miała ochoty na przycupnięcie w pobliżu Robertsona na kanapie czy fotelu. Wolała trzymać się blisko Jacoba. W skupieniu słuchała relacji JJ, ale była jakby trochę nieobecna. To było jak uzupełnienie informacji, bez zbędnych emocji. No, może poza fragmentem o śmierci Juno i Emmy. Claude poczuła żal, że to te "rajskie wakacje" kończą się dla niektórych w taki sposób. Drgnęła dopiero, gdy blondynka powiedziała coś o mordercy w przychodni. Zastanawiała się, w której leżał sali, że go nie spotkała.

A może...

- Byłam w przychodni. Widziałam Tanga, musimy go pochować. Naprawdę musimy. - głos miała cichy i obojętny - Był tam też Patsy i... jakiś trzeci. Zajęłam się nimi. Pomogłam. Nie mówi mi proszę, że...

Urwała. Zastanawiała się czy zachowałaby się w przychodni inaczej, mając takie podejrzenia jak teraz.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jenefer Johnson
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Śro 21:53, 19 Maj 2010


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 723
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk/Olsztyn

Nie odpowiedziała, ale jej spojrzenie i lekki, potakujący ruch głowy wystarczył, by Claude zrozumiała, że jej podejrzenie jest prawdą.
- Byłam w środku, razem z Tangiem i Samem, gdy on wszedł. Sterroryzował nas bronią. Ale Sam i Tang pokonali go... w trakcie szamotaniny Curtis... bo tak się podobno nazywał, postrzelił Tanga. Potem... potem Tang... umarł.
Zakryła twarz dłońmi.
- A ja jako pierwsza ratowałam życie tego śmiecia, gdy dusił się własnymi wymiocinami i krwią. To przeze mnie on żyje.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Czw 14:10, 20 Maj 2010


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Podciągnęła kolana pod brodę, a gdy JJ potwierdziła jej podejrzenia, oparła na nich czoło. Przypomniała sobie dzień, w którym wlazła na placyku w krew Daphne. A dzisiaj... Dzisiaj obmywała twarz mordercy. Poczuła bolesny skurcz w żołądku. Stres dawał o sobie znać. Podniosła wzrok na blondynkę. Wglądała na rozdartą, jakby szarpała się z własnymi myślami.

- Jenefer... - starała się uśmiechnąć. - Ale czy to by było lepsze, gdybyś pozwoliła mu umrzeć? Czy byłoby lepsze dla ciebie?

Mimo tych słów zaczęły nachodzić ją wątpliwości co do tego, jakie postępowanie jest właściwie. Bo może rzeczywiście teraz kategorie dobra i zła zostały zastąpione chęcią przetrwania... Przygryzła wargę.

Nie. Nie zamierzam dać się w to wciągnąć.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jacob Upper
PostWysłany: Czw 15:49, 20 Maj 2010


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

Jacob przysłuchiwał się wszystkim tym rewelacjom w milczeniu. Jenefer mówiła coraz szybciej i szybciej, ledwie szkicując wątki i zaraz przechodząc do następnych, a w jej głosie dźwięczała wyraźnie nuta strachu. Jej opowieść wyjątkowo nie przypadła Jacobowi do gustu - miał nadzieję, że przynajmniej w miasteczku nie działo się nic złego, teraz zaś ta nadzieja została rozwiana. Zerknął na Claude. Poczuł potrzebę porozmawiania z dziewczyną sam na sam. Była przecież świadkiem tym nieprzyjemnych wydarzeń. Najpierw jednak trzeba było włączyć się do dyskusji.

- Chyba spotkaliśmy waszego Kevina w dżungli - odezwał się, kiedy zapadła cisza wywołana trudnym pytaniem Claude. - Ten facet nie lubi się patyczkować... - urwał, nie zamierzając powiedzieć za dużo. Potarł wierzchem dłoni twardą szczecinę pokrywającą mu policzki. - Jeśli faktycznie jest ich więcej i mają podobny temperament co "Kevin", możemy mieć kłopoty.

Oderwał plecy od ściany i bez pytania poczęstował się papierosem Jen. Preferował mocne, ale tymi "babskimi" też mógł zagłuszyć głód nikotynowy. Ale nie zapalił go jeszcze, czekając aż ktoś łaskawie użyczy mu ognia.

- Wszystko to, o czym powiedział John, jest prawdą - zwrócił się pozornie do wszystkich, ale zatrzymując wzrok na ponurym obliczu Claude. - Myślę, że powinien zostać z nami. Choćby dlatego, że dobrze zna teren.

Urwał, zamyślając się. Czy powinien był użyć jakichś argumentów odwołujących się do humanitaryzmu? Chciał, żeby podjęła właściwą decyzję, ale ostatecznie nie dodał nic więcej.

- Można prosić? - zapytał Jenefer, wskazując trzymanego w kąciku ust papierosa.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
John Robertson
PostWysłany: Czw 16:03, 20 Maj 2010


Dołączył: 28 Mar 2010

Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Kiedy Claude podała mu sok, posłał jej długie zaskoczone spojrzenie. Chociaż po popisie jaki dała podczas jego zamknięcia w drewutni mógł się czegoś takiego spodziewać. Wziął od dziewczyny szklankę, skinął z wdzięcznością głową.

Żeńska część "towarzystwa" zaczęła rozmawiać o wydarzeniach ostatnich dni, trochę się przy tym rozklejając. Potem kilka zdań dorzucił Jacob. Wyglądało na to, że mężczyzna, który zaatakował ich w dżungli, bardzo swobodnie sobie poczynał na terenie całej wyspy. Jakby tego było mało, okazał się jeszcze bardziej niebezpieczny i bezwzględny. Upper miał rację - mogą mieć niezłe kłopoty.

Padło pytanie, które dotyczyło Robertsona, jego pozostania w miasteczku. Czuł jak napinają mu się wszystkie mięśnie, ale nie dał po sobie tego poznać. Czekał, rzucając ukradkowe spojrzenia na twarze zgromadzonych. Zdanie Jacoba już znał. Podejrzewał, że Claude się z nim zgodzi. A co z resztą? Nie miał pojęcia.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jenefer Johnson
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Czw 16:09, 20 Maj 2010


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 723
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk/Olsztyn

Skinęła głową i podała Jacobowi zapalniczkę, którą bezwiednie obracała w palcach.
- Nie, Claude. Pewnie nie byłoby. Ale może dzięki temu mniej bym się bała. I nie spała z pistoletem pod poduszką.
Wstała z fotela, odwróciła się w stronę drzwi, ale po chwili spojrzała znów na zgromadzonych w saloniku. Zaśmiała się krótko, nerwowo.
- Najśmieszniejsze... nie, nie najśmieszniejsze. Najbardziej ponure i masakryczne jest to, że do tej pory pistolet trzymałam w ręku tylko raz. I to... - Urwała, szybko porzucając tą myśl. To nie było miłe wspomnienie. - A teraz mam go stale przy sobie i strzelałam z zimną krwią do człowieka. Mówiłeś, że ta wyspa ma duszę? - zwróciła się do Johna. - W takim razie jest to dusza diabła. I powiem wam jedno. Jeśli Lusk faktycznie wyśle samolot, tak jak obiecał, powinien on wylądować już za cztery dni. I ja mam zamiar na pokład tego samolotu wejść. Nawet, jeśli miałabym przy tym strzelać do tych, którzy by mi tego zabraniali.
Zabrała ze stołu swoją paczkę "slimów", zerknęła na palącego Jacoba i na Johna. Wygrzebała z paczki kilka sztuk i odłożyła je na stół, a resztę schowała do kieszeni.
- Do zobaczenia jutro - rzuciła. - Claude, mam nadzieję, że znajdziemy czas by sobie poplotkować.
Skinęła wszystkim i ruszyła do wyjścia.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jacob Upper
PostWysłany: Czw 16:34, 20 Maj 2010


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

Jacob z błogością wciągnął dym do płuc. Ostatniego papierosa zapalił jeszcze na lotnisku, a przecież poczęstowała go nie kto inny jak Claude. Teraz, po dwóch tygodniach, trochę zakręciło mu się w głowie. Odprowadził Jenefer spojrzeniem i sam usiadł na jej miejscu. Przyglądał się leżącym na stole papierosom i myślał o ostatnich słowach dziewczyny. O Lusku i samolocie, a także o dwóch milionach. Chciałby tak samo zdecydowanie jak Jenefer wypowiedzieć się o opuszczeniu wyspy. Lecz nie mógł. Na ich szczęście lub nieszczęście nic jednak nie wskazywało na to, aby ktokolwiek się nimi zainteresował.

- Musimy uzbroić się w cierpliwość - odezwał się cicho, skubiąc oparcie fotela. - I mieć się na baczności. Kevin działał w pojedynkę i zrobił tu niezłe zamieszanie... Ciekawe, co by się stało, gdyby przyprowadził kumpli.

Zgasił papierosa w popielniczce i wstał. Uznał, że najlepiej będzie na chwilę zostawić Johna, Claude i milczącego Roberta samych.
- Nie wiem, jak wy, ale ja umieram z głodu - ruszył w stronę kuchni. - Jakieś zamówienia?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Czw 16:35, 20 Maj 2010


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

- Z pewnością, JJ. - podniosła dłoń w pożegnalnym geście i uśmiechnęła się do blondynki. Zaraz potem dało się słyszeć trzaśnięcie drzwi.

Ziewnęła. Podniosła się nieco ociężale na nogi. Usłyszane rewelacje przytłoczyły ją, wprowadziły chaos w myślach. Nie wiedziała na czym ma się skupić, ale na pewno nie na tym. Spróbuje sobie to ułożyć w jakąś mniej więcej logiczną całość jutro. Teraz nie miała już na to siły.

- Niech zostanie. - powiedziała, wyrażając swoje zdanie w kwestii Johna.

Jacob twierdził, że Robertson mówi prawdę. Poza tym co innego mogłaby odpowiedzieć? Żeby poszedł w cholerę? Raczej zeżarłyby ją wyrzuty sumienia, gdyby domagała się odesłania Johna w ciemną noc tam, skąd przybył. Miała też wrażenie, że po siedmiu latach towarzystwo mu się przyda. Tymczasem Jacob dokończył papierosa i skierował się w stronę kuchni. Przystanął w progu saloniku.

- Ja chyba muszę się napić czegoś mocniejszego. - odparła szeptem na jego pytanie, po czym zajęła wygrzane miejsce na fotelu. Uśmiechnęła się lekko. - Ale nie pogardzę jakąś kanapką.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Claude Beaumarchais dnia Czw 16:44, 20 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
John Robertson
PostWysłany: Czw 17:05, 20 Maj 2010


Dołączył: 28 Mar 2010

Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Jenefer wyszła, nie wypowiadając się na jego temat. To chyba oznaczało, że nie ma nic przeciwko. Claude oczywiście się zgodziła, a milczący mężczyzna pozostał… cóż, milczący. W każdym razie Robertson był już całkowicie spokojny. Został zaakceptowany. Może nie było w tym cienia sympatii czy zaufania, ale na razie tolerancja wystarczała. Najważniejsze, że blondynka nie wypaliła mu w łeb tą swoją pukawką. Odstawił pustą szklankę po soku, klepnął się po udach i wstał. Wiedział, że powinien coś zjeść, ale żołądek wcale się tego nie domagał. Kiedy więc Jacob zapytał o „zamówienia”, pokręcił przecząco głową.

- Teraz chciałbym tylko się wyspać. – powiedział i ziewnął. – Nadal przysługuje mi tamten pokój?

Wskazał ruchem głowy na drzwi do sypialni, którą wcześniej wskazał mu Upper, przed tym całym zamieszaniem z wymachiwaniem bronią w tle. Gdy łysy mężczyzna przytaknął, ruszył w tamtym kierunku. Po drodze zatrzymał się przy Claude, która spojrzała na niego spode łba zmęczonymi oczyma.

- Dzięki. – powiedział cicho.

"Możesz zostać", usłyszał. Odwrócił się w stronę siedzącego mężczyzny. Skinął mu głową, w geście podziękowania.

Zaraz potem zamknął się za sobą drzwi sypialni. Rzucił swój plecak w kąt. Rozejrzał się. Nie spodziewał się raczej ze strony domowników ataku, ale… Jak to mówią: przezorny, zawsze ubezpieczony. Podparł klamkę krzesłem. Miał nadzieję, że nie zaśnie tak głęboko, by nie słyszeć, jeśli ktoś będzie próbował wejść. Opadł całym ciężarem ciała na łóżko. Broń schował pod poduszkę. Wygodne posłanie zapewniło Robertsonowi natychmiastowy sen.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez John Robertson dnia Czw 17:17, 20 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Robert
PostWysłany: Czw 17:06, 20 Maj 2010


Dołączył: 06 Mar 2010

Posty: 326
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nieporęt

- Możesz zostać. - powiedział na końcu cały czas patrząc na Johna. - Mamy przecież wolny jeden pokój.

Spojrzał na Jacoba, który poszedł do kuchni. Może i jestem trochę głodny, ale na pewno nie jestem w stanie niczego zjeść. - pomyślał. Zobaczył, że John idzie do pokoju, który kiedyś zajmował T.

- Ja też pójdę już spać. Jest już późno.

Następnie udał się do swojego pokoju, ale długo nie mógł zasnąć. Wciąż rozmyślał o tym, co powiedział im Robertson.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Robert dnia Czw 17:19, 20 Maj 2010, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
Jacob Upper
PostWysłany: Czw 17:51, 20 Maj 2010


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

Jacob rozejrzał się po kuchni, niezbyt wiedząc, od czego zacząć. Był głodny, ale jego skurczony żołądek nie byłby w stanie przyjąć niczego ciężkiego. Zaproponowane przez Claude kanapki prezentowały się najlepiej, dlatego Jacob wyciągnął z lodówki niezbędne składniki, a z szafki wiszącej nad blatem - worek z identycznymi, jasnymi kawałkami chleba tostowego, które po chwili zaczął obkładać tuńczykiem. Nie było to wysublimowane danie, ale powinno wystarczyć. Z talerzem w ręku Jacob udał się do salonu, zauważając po drodze nietkniętą butelkę wina, którą wyciągnął tamtego feralnego dnia, gdy odwiedzili Robertsona w drewutni. Claude chciała się napić? To dobrze. Jacob miał ochotę napić się DUŻO.

Gdy wrócił, zastał przy pustym stole jedynie Claude. Usiadł na sofie obok, w miejscu zajmowanym wcześniej przez Johna.
- Smacznego - powiedział, sięgając po pierwszą kanapkę i wbijając w nią zęby. Cieszył się, że zostali sami. - Kiedy Robertson wyprowadził mnie do dżungli... Nie sądziłem, że jeszcze cię zobaczę. Jak udało ci się wydostać z szopy? I co robiłaś przez cały ten czas? - mówiąc i jedząc równocześnie nie prezentował wysokich manier, ale nie mógł się powstrzymać przed zadaniem tych pytań.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Czw 18:43, 20 Maj 2010


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Nie zareagowała na podziękowania Johna. Popatrzyła tylko na niego i odwróciła głowę. Oprócz dobrego serca, miała też bardzo dobrą pamięć, a ta sprawiała, że jakoś na razie nie miała ochoty na zaprzyjaźnianie się z Robertsonem.

- Dobranoc, Robercie. - powiedziała, gdy ten obwieścił, że idzie spać.

Została sama. Przymknęła oczy i - korzystając z nieobecności domowników - zaczęła nucić jedną z francuskich piosenek. Nawet nie pamiętała tytułu. Uspokoiło ją to, przywołując dobre wspomnienia rodzinnego miasta. Urwała gwałtownie, słysząc, ze wrócił Jacob.

- Eee... Nie, dziękuję. - odparła, patrząc z niesmakiem na kanapki. Zorientowała się jaką minę zrobiła i uśmiechnęła się szeroko, ciepło. - Nie bierz tego do siebie. Po prostu nie znoszę tuńczyka w tej postaci.

W momencie, kiedy padły pytania nie było jej już jednak tak bardzo do śmiechu. Po pierwsze wspomnienie samo w sobie wywoływało niemiłe uczucie. Po drugie - nie była pewna, czy chce mówić o umowie zawartej z Dylanem.

- Miałam szczęście. - roześmiała się nerwowo. - I narobiłam trochę hałasu. A potem... Możesz otworzyć już to wino? Potem przygniotło mnie poczucie winy. Myślałam, że John... że cię... - urwała, nie spodziewała się, że tak trudno będzie jej o tym mówić. - No wiesz. Nie wyglądało, jakby miał pokojowe zamiary. Poprosiłam więc Dylana, żeby pomógł mi cię szukać. Była dość parszywa pogoda, zgubiliśmy się, a po powrocie, po dwóch nocach spędzonych w dżungli, chciałam wszystko odespać. - wzruszyła ramionami z lekkim uśmiechem na ustach, mając nadzieję, że wygląda naturalnie. - I ogólnie to nie wiem, co działo się w miasteczku przez ostatnie dni. Może to dobrze, że mnie tu nie było.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jacob Upper
PostWysłany: Czw 20:31, 20 Maj 2010


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

Podczas gdy Claude zdawała mu bardziej szczegółową relację z wydarzeń w miasteczku, Jacob zdążył pochłonąć wszystkie kanapki, uważnie przyglądając się dziewczynie. Wzrok oderwał jedynie na chwilę, by zerwać plastikową otoczkę z szyjki butelki. Lekko skaleczył się w palec wskazujący.

- Pójdę po korkociąg - zakomunikował, kiedy Claude skończyła mówić. Zabrał ze sobą pusty talerz i zniknął w kuchennych drzwiach. Zaraz jednak pojawił się znowu, triumfalnie unosząc w górę czarny, metalicznie lśniący korkociąg. W lewej dłoni trzymał dwa kieliszki. Usiadł dopiero wtedy, kiedy uporał się z otworzeniem butelki i rozlał jej zawartość do kieliszków.

- Za pomyślność... - wzniósł toast, uśmiechając się lekko i obserwując dziewczynę spod wpół przymkniętych powiek. Zaczynała ogarniać go senność, ale nie zamierzał nic w tym kierunku zrobić zanim nie wypije ostatniej kropli wina. Podniósł kieliszek do ust i przełknął dwa łyki. Wino okazało się dosyć cierpkie, pozostawiało intensywny posmak.

- Ja naprawdę myślałem, że Robertson wpakuje mi kulkę w skroń... - wyznał głucho, wodząc palcem po nóżce kieliszka. - Co dziwne, było mi to właściwie obojętne - zmienił pozycję, zerkając w stronę drzwi, za którymi spał nowy mieszkaniec Ras-Shamry. - Kiedy zaprowadził mnie do swojej chaty, pokazał, co trzyma w piwnicy. Jest tam broń. Dużo broni. Ta strzelba przy ścianie również pochodzi stamtąd. Jeszcze nie wiem co zrobić z tym wszystkim... - machnął ręką. Opróżnił kieliszek, nalał sobie kolejną lampkę. Nagle przypomniał sobie o pewnym zabawnym w takim kontekście detalu: - A jak w barze? Stoi jeszcze ta speluna, czy ktoś ją wysadził w powietrze? Jeśli coś się z nią stało, sprawcy będą mieć ze mną do czynienia.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Czw 22:04, 20 Maj 2010


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Pokręciła lekko głową, zauważywszy, że Jacob się skaleczy. W pierwszej chwili chciała się zerwać, by znaleźć apteczkę i jakieś plastry, ale w porę zdołała się powstrzymać. Nie było potrzeby, żeby skakać nad Jacobem, jak nad jajkiem. Miała wrażenie, że tylko by go tym rozdrażniła.

Obserwowała jak kieliszki napełniają się powoli. Wino przypominało jej rodzinne strony, co wprowadziło ją w dziwny stan rozgoryczenia. Zaraz jednak spojrzała na Jacoba i stwierdziła, że nie jest tak źle. Mogła być zupełnie sama. Nie było jednak na tyle dobrze, by zakończyła wieczór trzeźwym umysłem. Jednym szybkim haustem wlała w siebie zawartość kieliszka. Przełknęła ślinę. Nie powalało smakiem, ale musiało wystarczyć.

Claude przesiadła się na kanapę, na jej drugi koniec, gdy Jacob zaczął mówić o składowisku broni, które pokazał mu John. Zrobiło jej się dziwnie zimno. Znów, tak jak wtedy, gdy siedziała pod ścianą, podciągnęła kolana pod brodę, objęła nogi.

- Broń nie wróży niczego dobrego. - mruknęła bardziej do siebie. Z trudem sięgnęła po butelkę, a jej kieliszek wypełnił się po same brzegi. - Bar jest cały. Na szczęście. - uśmiechnęła się. Ponownie wypiła zawartość kieliszka "na raz", krzywiąc się już nieco mniej. - Obawiam się, że jedna butelka nie wystarczy.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Miasteczko Ras-Shamra Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 11, 12, 13 ... 31, 32, 33  Następny
Strona 12 z 33

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo


Programosy
Regulamin