www.rasshamra.fora.pl - witaj! Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości.
Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna                    FAQ
                Szukaj
             Użytkownicy
          Grupy
       Galerie
    Rejestracja
Zaloguj
Mieszkanie - Jacob, Robert, Debbie, Annabell
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 31, 32, 33  Następny  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Miasteczko Ras-Shamra
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Robert
PostWysłany: Czw 21:11, 01 Wrz 2011


Dołączył: 06 Mar 2010

Posty: 326
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nieporęt

- Tak, nie żyje. A Morrisa nawet nie znam - powiedział prawdę Robert.

Po chwili wpadła Claude. Robert odniósł wrażenie, żę wizyta Hanka jakoś specjalnie jej się nie spodobała, zupełnie nie wiedząc czemu. Po chwili jednak zrozumiał, że niedawno rozmawiali ze sobą.

- Jest egzorcystą i chyba sprawa tej zjawy go mocno interesuje. Uważa on jednak, że zniszczenie posągu wcale może nie dać oczekiwanych skutków... - zawahał się na chwilę, nie wiedząc samemu czy wierzy w tą teorie czy nie. - Myślę, że jego towarzystwo mogłóby nam pomóc w wyprawie do posągu.

Claude jednak nie słuchałą go do końca i po chwili była juz w 'swoim' pokoju. Robert został sam w pokoju z teczką na kolanach. Tak, dobrze będzie znowu ją schować... I po chwili udał się do swojej skrytki i zostawił tam teczkę.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jacob Upper
PostWysłany: Pią 9:48, 02 Wrz 2011


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

- To wszystko doprowadza mnie do obłędu - Jacob wręcz wtargnął do salonu, rzucając na sofę karabin i ściągając z ramion plecak. Rozejrzał się po dawno niewidzianym wnętrzu. Jak mógł się tego spodziewać, było utrzymane w lepszym porządku niż za czasów jego bytności. Wreszcie Jacob spojrzał na przyglądającą mu się Claude. - Już nawet nie wiem, czy tutaj mieszkam, czy nie.

Poruszył ustami, jakby chciał powiedzieć coś jeszcze, ale ostatecznie umilkł. Minęła dłuższa chwila, zanim odezwał się ponownie.
- Claude, możemy się obarczać nawzajem odpowiedzialnością za to, co się stało w dżungli. Ale to nie ma sensu. Żadnego - jego głos był już tak zachrypnięty, że przypominał skrzypienie zardzewiałych zawiasów. - Chcemy się dostać na drugą wyspę i odbić Jenefer. Nie wiem, czy stamtąd wrócę - ostatnie zdanie wypowiedział z typową dla siebie obojętnością, jakby nie miało to dla niego znaczenia. Zaraz jednak jego oczy rozbłysnęły złym blaskiem - Chcesz, żebym na siebie uważał? Niech lepiej tamci uważają na siebie, kiedy dotrzemy do celu. Nie lubię tracić czasu na zadawanie pytań. Bo, widzisz... - zbliżył się do dziewczyny i stanął tak blisko, że mógł poczuć na sobie jej oddech. - Niektórzy biorą mnie za prostaka i gbura, typa spod ciemnej gwiazdy, i mylą się. Ale ci, którzy zaczynają odkrywać we mnie kogoś innego, kogoś lepszego... Mylą się jeszcze bardziej.

Przesunął szorstką dłonią po policzku Claude.
- Nie powinnaś ryzykować kolejnej wyprawy. Wiele przeszłaś poprzednim razem. Nie będę namawiał cię, żebyś zrezygnowała, bo wiem, że jesteś silna i masz twardy charakter. Może znajdziesz ten posąg, o którym mówiłaś... Ale nie działaj pochopnie. Odnoszę wrażenie - spojrzał gdzieś za siebie, w czarny prostokąt okna - że cały czas jesteśmy manipulowani. Po prostu na siebie uważaj. I wycofaj się, jeśli coś nie będzie szło po twojej myśli. Wiem, że potrafisz - uśmiechnął się lekko, trochę krzywo, mając w pamięci niedawne zdarzenia, lecz zaraz potem wzrok mu złagodniał.

- Do zobaczenia, mam nadzieję - nachylił się i złożył na ustach Claude pocałunek o smaku soli.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Pią 12:30, 02 Wrz 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Wylewność Jacoba była czymś nowym i Claude w pierwszej chwili nie zrozumiałą, jakie słowa do niej docierają. Przekonanie, że relacje między nią a Jacobem zostały potargane, bezpowrotnie utracone, zamieniło się w iskrę nadziei. Bo przecież tu był - wyjaśniał, informował... okazywał, że mu zależy. W dziewczynie nadal był jakiś dystans, ale serce waliło przyjemnie mocno. Ja się nie mylę... - pomyślała przelotnie, a potem poddała się dłoni Jacoba dotykającej jej policzka. Wsłuchiwała się w miarowy głos mężczyzny. To było motywujące i dodające sił, że w nią wierzył. I martwił się. Jak mogłam... Nie dokończyła myśli, zaskoczona pocałunkiem. Przez jedną krótką sekundę zastanawiała się, czy to samo czuł Jacob, gdy pierwszy raz go pocałowała. Na pewno nie zrobił tego, co teraz Claude. Dziewczyna oplotła mocno dłonie wokół szyi Jacoba i pocałowała tak, jakby to miał być ostatni ich pocałunek. Jakby miał być ostatni w życiu. Ostatnią siłą woli powstrzymywała się od płaczu, bo gdyby celem wyprawy była inna osoba, próbowałaby zatrzymać Jacoba za wszelką cenę. Zrobiłaby absolutnie wszystko. Ale chodziło o Jenefer, a ona była równie ważna. Nie było opcji wyboru, trzeba było po prostu zrobić to, co jest konieczne i właściwe. Odsunęła się o pół kroku, wzrok wlepiała w swoją dłoń położoną na piersi mężczyzny.

- Musisz wrócić. - powiedziała w końcu. - Zrób wszystko żeby wrócić. Razem z Jenefer.

Popatrzyła na Jacoba. Pomyślała rozpaczliwie, że chyba jednak spróbuje zatrzymać go mimo wszystko. Ale tylko uśmiechnęła się lekko do własnych myśli, uśmiechem, który przy dobrych chęciach można było nazwać uśmiechem dawnej Claude. Przetarła oko, ocierając je od łzy.

- Chyba musisz już iść, bo zaraz totalnie się rozkleję. - na chwilę położyła dłoń na szorstkim policzku Jacoba. - Chciałabym, żeby wszystko skończyło się dobrze.

Odsunęła się jeszcze o krok, dając Upperowi większą swobodę ruchu.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jacob Upper
PostWysłany: Pią 13:29, 02 Wrz 2011


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

Jacob objął Claude i zanurzył palce w jej ciemne włosy, pozwalając, aby ich usta złączyły się na dłużej. Doznanie było równie silne i namiętne, jak i w bliżej nieokreślony sposób smutne. Nie myślał o niczym innym oprócz warg Claude, chłonąc całą ich słodkość i delikatność, czuł w swoim ciele przelewające się ciepłe fale. Kiedy ponownie spojrzał na oblicze dziewczyny, jej twarz była ściśnięta żalem. Tak bardzo chciałby jej i samemu sobie obiecać teraz, że wróci, że wszystko będzie dobrze - ale czuł gdzieś głęboko w podświadomości, że dobrze wcale nie będzie. Że od tego momentu może być już tylko gorzej.

- To dla mnie jak wypad na piwo - uśmiechnął się lekko, kryjąc prawdziwe odczucia. - Już wkrótce zobaczysz i Jenefer, i mnie. Tymczasem nie pakuj się w żadne awantury pod moją nieobecność...

Z największym trudem oderwał wzrok od błyszczących w półmroku oczu Claude. Sprawnym ruchem zarzucił sobie karabin na ramię, a potem skierował się w stronę wyjścia, posyłając dziewczynie jeszcze jedno, ostatnie spojrzenie.

Następnie wyszedł w noc.

[dżungla]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Sob 16:20, 03 Wrz 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Claude opadła na sofę, gdy tylko drzwi zamknęły się za Jacobem. Była wycieńczona emocjonalnymi rozterkami. Zbyt wiele się wydarzyło, by mogła się tak po prostu uspokoić. Przejechała dłonią po obiciu sofy w miejscu, gdzie leżał karabin. Jakim cudem coś może skończyć się dobrze, gdy wszyscy mają broń? - pomyślała ze smutkiem. Wiedziała, że nie powinna pozwolić na żadną eskapadę, to było po prostu zbyt niebezpieczne. Z drugiej strony sama zamierzała zrobić coś równie głupiego, bo co dobrego mogło ją spotkać w pchaniu się do paszczy lwa? Przecież duch wyspy po prostu ich zniszczy... Westchnęła i jeszcze głębiej zatopiła się w sofie. Inną opcją było siedzenie i nic nie robienie, a to kompletnie nie w chodziło w rachubę.

Myśląc tylko o tym, by Jacob i Jenefer wrócili cali i zdrowi postanowiła zrobić jakiś porządny posiłek. Co prawda pewnie niewiele będzie w stanie przełknąć, ale potrzebowała się oderwać od własnych myśli. Miała też świadomość, że musi być jutro wypoczęta w miarę możliwości. Krzątając się po kuchni nadal myślała o Jecobie. Siłą rzeczy zastanawiała się, co się stanie, gdy zostaną już uratowani. Bo chociaż miała na to już niewielką nadzieję, to ciągle wierzyła w powrót do Francji. Jak zachowa się Jacob, gdy projekt White Raven się zakończy? Czy będzie między nimi coś wystarczająco silnego, by... No właśnie, by co? Westchnęła nad parującym na kuchence sosem.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Pon 12:34, 05 Wrz 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Poranek, dzień 31.

Spokój pogody i całej wyspy w dalszym ciągu wprowadzały niepokój. Słońce wstało jak gdyby niespiesznie, sielankowo. Wiatr zrywał się tylko czasami, przywodząc na myśl raczej przyjemne orzeźwienie. Nawet temperatura wydawała się przyjemnie ogrzewać.

Alma uparcie milczała.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Wto 11:40, 06 Wrz 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Nie pamiętała snu, który wywołał szarpnięcie na łóżku i pobudkę. Przynajmniej nie całkiem. Szczątki obrazów obijały się jeszcze o czaszkę, a Claude nie zamierzała ich wyłapywać. Wiedziała, że ma to związek z dżunglą, ze zjawami, z tym co przeżyła przez ostatnie dwa dni. Powrót do tych chwil byłby szaleństwem. Przeczesując dłonią rozczochrane włosy, usiadła na łóżku wśród rozgrzebanej pościeli. Słońce wdzierało się do pokoju, witało zupełnie ładnym dniem. Jak na pieprzonych wakacjach. To właśnie obiecywało im White Raven. Co za ironia.

Niemniej jednak cieszyła się z takiej a nie innej pogody, z sielskiej atmosfery. Może nie porzyga się strachu, gdy będą szukać teoretycznie istniejącego posągu. Miała nadzieję, że uda im się załatwić wszystko przed zachodem słońca. Mogła postępować nierozsądnie, ale nadal zależało jej na własnym życiu.

Ubrała się w długie spodnie, chociaż wiedziała, że będzie jej gorąco. Wolała jednak nie ryzykować kolejnych zadrapań. Bluzę wcisnęła do przygotowanego wcześniej plecaka. Właściwie była gotowa. Jeszcze tylko śniadanie, zapakowanie prowiantu, Robert i Hank. Co do obecności tego drugiego na początku miała obiekcje, ale ostatecznie stwierdziła, że dobrze będzie mieć przy sobie jeszcze kogoś. Poza tym miała nadzieję wypytać duchownego o White Raven. Co prawda już coś tam napomknął, tylko Claude niespecjalnie pamiętała co. Była zbyt nafaszerowana emocjami, by skupiać się na jego słowach.

Zapukała do drzwi sypialni Roberta.
- Robercie? - ponowne pukanie, tym razem nieco głośniejsze. - Robercie, jak tam przygotowania?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Hendrick Cornwell
PostWysłany: Wto 16:10, 06 Wrz 2011


Dołączył: 29 Cze 2011

Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Stanąwszy przed drzwiami odetchnął głęboko, po czym uniósł rękę do góry i zapukał w drzwi, nie oczekując miłego powitania, jeśli to na Claude spadnie obowiązek otworzenia mu drzwi. Starał się przybrać na usta uśmiech i łagodne spojrzenie w oczach, ale kiepsko mu to wychodziło. Cornwella bolały chyba wszystkie stawy i był pewien, że jeśli się skupi, będzie w stanie je policzyć. Ostatecznie jednak zdołał powstrzymać grymas i złagodniał na twarzy, ignorując reumatyczny napad bólu.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Śro 11:22, 07 Wrz 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Zanim padła odpowiedź po salonie rozeszło się ciche pukanie. Podejrzenie tego, kto stoi na werandzie wywołało lekkie skrzywienie warg. Nie ufała mu. A nie ufała mu właśnie dlatego, że wyglądał jakby miał zupełnie czyste sumienie. Przez ostatni miesiąc, a nawet miesiące, zachowywała się wystarczająco naiwnie. Wyspa zdołała zmienić ją na tyle, że była skłonna podejrzewać wszystkich o wszystko. Tylko Jacob i Jenefer mogli liczyć, że wskoczy za nimi w ogień niezależnie od wszystkiego. Musiała się jednak trzymać na baczności. Wyspa z pewnością zechce wykorzystać jej słabość. Zastanawiając się nad tym wszystkim, podeszła do drzwi. Spróbowała przywołać na twarz miły wyraz, ale była zbyt emocjonalnie nastawiona do całego świata. Nie potrafiła ukrywać tego, co czuje. Więc ostatecznie uśmiechnęła się nikle do Hanka po otwarciu drzwi.

- Właściwie to spodziewałam się ciebie. - wykonała zapraszający gest dłonią. - Wejdź. Jestem już gotowa, Robert zaraz powinien się zebrać.

Zaprowadziła Cornwella do kuchni i - nie pytając - zaparzyła kawę. Potem oboje przysiedli przy kuchennym stole, czekając na Roberta.

- Hank... - pochyliła się lekko nad swoją kawą. - Możesz mi jeszcze raz opowiedzieć dlaczego tu jesteś i co właściwie planuje Lusk?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Robert
PostWysłany: Czw 15:37, 08 Wrz 2011


Dołączył: 06 Mar 2010

Posty: 326
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nieporęt

Nad ranem Robert obudził sie z barkiem bolącym bardziej niż normalnie. Z grymasem na twarzy ledwo co się ubrał, zanim ból przeszedł. Musiałem zasnąć w jakiejś niezbyt przyjemnej pozycji...

Ból powoli słabnął, ale Robert przysiągłby, że gdyby nie ruszał się byłoby lepiej. No cóż, ale mężczyzna musiał się spakować, w końcu miał dzisiejszego dnia wyruszyć wraz z Claude i Hankiem na wyprawę. Nagle usłyszał pukanie do drzwi i głos Claude.

- Zaraz wyjdę - rzucił krótko, nie słysząc żę w tym momencie ktoś wszedł do domku.

Przed wyjściem spojrzał jeszcze na swój opatrunek w lustrze, który delikatnie mówiąc, nie trzymał się za dobrze. No tak, miałem iść z nim do Erica codziennie, a ostatni raz kiedy u neigo z tym byłem zaatakowano nas i postrzelili doktora, przez co zmiana opatrunku wydawała się dość nierealna w tamtym momencie. Lepiej będzie, jeśli teraz jeszcze raz do niego z tym zajrzę.

Po chwili wyszedł z pokoju i zdziwił się widząc Hendricka.

- O, cześ... znaczy szczęść boże - powiedział na wejściu. - Dajcie mi jeszcze chwilkę, pójdę do przychodni, dobrze?

Jeszcze zanim uzyskał pozytywną odpowiedź udał się w kierunku drzwi, przeszedł tuż obok Hanka. Plecak z rzeczami zostawił przy drzwiach, a samemu udał się do przychodni.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Hendrick Cornwell
PostWysłany: Czw 17:05, 08 Wrz 2011


Dołączył: 29 Cze 2011

Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

- Niech będzie pochwalony... normalnie też się ze mną możesz witać Robercie. Nie przeszkadza mi to.
Hendrick wszedł do domu i skierował się za Claude do kuchni. Gdy już usiedli, co ksiądz skwitował cichym stęknięciem, mogli zacząć rozmowę. Uczciwą rozmowę.
- Mogę. - Rzekł podnosząc do swych ust filiżankę. - Poczekamy z tą rozmową na Roberta.. czy wprowadzimy go w tę historię dogłębnie później?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Pią 14:34, 09 Wrz 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Zastanowiła się chwilę nad pytaniem duchownego. Czekanie na Roberta byłoby w porządku. Ale mi wszystko wolała załatwić wszystko do razu. Poza tym była przekonana, że rozmowa w cztery oczy buduje pewien rodzaj relacji, coś na kształt zażyłości. Liczyła, że dowie się w ten sposób więcej.

- Nie... - zaczęła z lekkim wahaniem. - Myślę, że obecność Roberta nie jest mi potrzebna. Dlaczego Lusk wysłał Cię teraz na wyspę? Wiesz dlaczego trzyma nas na wyspie wbrew naszej woli nie przysyłając transportu? O co tak naprawdę chodzi w całym White Raven? - popatrzyła na Hanka podejrzliwie. - Bo wiesz coś więcej niż my, prawda?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Hendrick Cornwell
PostWysłany: Nie 11:56, 11 Wrz 2011


Dołączył: 29 Cze 2011

Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

- Lusk miał mnie wysyłać na wyspę co miesiąc abym sprawdzał stan jej rozbudzenia. Polegało to na zbadaniu reakcji ducha wyspy na obecność egzorcysty na jej terenie, dodatkowo miałem go sprowokować egzorcyzmami, aby przekonać się, czy jest on skuteczny. Ten człowiek doskonale wiedział o nawiedzeniu, o istnieniu drugiej wyspy i jej lokatorach.
Hank ponownie napił się kawy, patrząc w okno i obserwując spokojną ścianę dżungli.
Zadziwiająco spokojną.
- Fred Lusk nie wysyła samolotu, bo tak jak mówiłem chce sprawdzić jak bardzo wyspa potrafi się przebudzić. Chce informacji na jej temat, szkoda tylko że nie zauważył iż krzywdzi w ten sposób niewinnych i nieświadomych ludzi. Pierwszy projekt nie dostarczył mu żadnych informacji, które mógłby uznać za pożyteczne. Jaki ma cel w poznaniu wyspy tego nie wiem, dlaczego was o tym nie poinformował, a nam nakazał milczenie - tego też nie wiem. Ale mam to gdzieś, co on nakazał, a czego zabronił. Postąpił źle i co najgorsze mnie też zmusił do takiego złego toku postępowania, a mi się to od początku nie podobało. Dopiero gdy pociągnęłaś mnie za język Claude, uświadomiłem sobie, że źle robię. Dlatego ta rozmowa ma miejsce - każdy zasługuje na prawdę.
Cornwell pokręcił głową, pocierając sobie ręce o swoje spodnie.
- Obawiam się tylko, że jeżeli ta wiedza się rozprzestrzeni w nieodpowiednie uszy, komuś z nas stanie się krzywda. Ray już nie żyje i szkoda mi go choć był draniem, Morris zniknął gdzieś dawno temu... z całej ekipy zesłanej przez WR na stałe został Eric - a także poprzez działanie wyspy zostałem ja.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Śro 8:41, 14 Wrz 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Spodziewała się wszystkiego. A przynajmniej wydawało jej się, że może się spodziewać wszystkiego. Ale to? Lusk naraził wszystkich na niebezpieczeństwo z premedytacją, z powodów sobie tylko znanych. I nie interesuje go życie uczestników projektu. Liczą się wyniki, informacje... To się po prostu nie mieściło w głowie! Claude zacisnęła palce na kubku. Tak bardzo chciała, żeby Hank był w stosunku do niej szczery... A teraz ta szczerość jej się nie podobała. Jakim cudem to w ogóle było możliwe? Przecież cały projekt był dużym przedsięwzięciem, trąbili o tym we wszystkich stacjach. Więc jakim cudem nikt tego nie kontroluje?

- Co w takim razie powinniśmy zrobić? - zapytała zduszonym głosem. - Czy zniszczenie posągu rzeczywiście osłabi wyspę? Jesteś w stanie to... wyczuć?

Nie miała pojęcia na jakich zasadach działają egzorcyści. W ogóle miała wątpliwości co do ich rzeczywistych umiejętności. Ale przecież doświadczyła jak bardzo wyspa jest nawiedzona. Teraz mogła uwierzyć we wszystko.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Czw 12:05, 15 Wrz 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Pogoda przywodziła na myśl katalogi promocyjne biur podróży - błękitne niebo bez ani jednego obłoczka, palmy leniwie kołyszące się w powiewach słabego wiatru, słońce zalewające wszystko swym ciepłym blaskiem... - sielanka. Żyć - nie umierać.

Poranek niezauważalnie minął, nastało popołudnie.

Tylko dlaczego w głowach co bardziej strachliwych osób włączały się dzwonki alarmowe? Dlaczego i nieco odważniejsi czuli w sercu nieokreślony niepokój? Dlaczego dżungla znów zaczynała po cichu szeptać?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Miasteczko Ras-Shamra Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 31, 32, 33  Następny
Strona 32 z 33

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo


Programosy
Regulamin