www.rasshamra.fora.pl - witaj! Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości.
Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna                    FAQ
                Szukaj
             Użytkownicy
          Grupy
       Galerie
    Rejestracja
Zaloguj
Drewutnia
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 10, 11, 12  Następny  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Miasteczko Ras-Shamra
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jacob Upper
PostWysłany: Nie 13:12, 26 Wrz 2010


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

Jacob siedział na przewróconym pniaku służącym do rąbania drewna. Patrzył w ciemniejące niebo oczekując pojawienia się samolotu. Który - oczywiście - nie pojawiał się, a fakt ten był dla mężczyzny tylko potwierdzeniem postawionej wcześniej hipotezy.

- To się tak miało skończyć - powiedział do siebie. - I dobrze...

Nie miał zamiaru tkwić przez cały wieczór i noc w tym miejscu, dlatego wstał z pniaka, podszedł do drzwi drewutni i uderzył w nie jeden jedyny raz.
- Dobrej! - zawołał na pożegnanie Robertsonowi, którego wkrótce miał czekać sąd polowy, a dla którego Jacob musiał wymyślić i skonstruować jakąkolwiek linię obrony. - Nie daj się złamać!

Nie czekając na odpowiedź, ruszył przed siebie w stronę pubu.

[pub]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Nie 15:13, 26 Wrz 2010


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Claude stanęła przed drzwiami drewutni. Poświeciła na masywną kłódkę, rozejrzała się, zmarszczyła brwi.

- Jak myślisz, Elton, gdzie są wszyscy? I co musiało się stać? - mruknęła niewyraźnie, nawet nie spoglądając na psa.

Oczywiście musiała sobie zwizualizować szarpaninę i bójkę, rozlew krwi, po którym z pewnością ktoś trafił do przychodni. Snop światła przesuwał się równomiernie po ziemi przy drewutni. Ale nie. Żadnej krwi, żadnych śladów, które wskazywałyby na walkę. Tylko czy zauważyłabyś je, gdyby faktycznie tu były? - pytała samej siebie. - Przecież nie masz o takich rzeczach zielonego pojęcia. Jedyną osobą, która mogła cokolwiek wyjaśnić był zamknięty w drewutni John. O ile w ogóle nadal tam tkwił. Claude zapukała delikatnie w drzwi. Głuche stukanie zakłóciło ciszę późnego wieczoru. Nic poza tym. Żadnego dźwięku dochodzącego z wnętrza "więzienia".

- John? - zapytała, uderzając mocniej o drewno. Nic.

Wyglądało na to, że Robertsona nie było w środku. Albo jest skatowany tak bardzo, że... Urwała myśl. Miała szczerą nadzieję, że Johnowi nic się nie stało. Nie widziała powodu, dla którego nadal miałaby tkwić przy drewutni. Nikt jej nie odpowiadał, nikt nie mógł udzielić żadnej odpowiedzi na dręczące ją pytania.

Już chciała odejść, gdy nagle usłyszała w krzakach nieopodal szelest. Gwałtownie odwróciła się w ich stronę, świecąc przed siebie latarką. Światło padło na nieznanego jej mężczyznę w ciemnym garniturze. Claude pisnęła zaskoczona, a latarka wypadła jej z drżącej dłoni. Szybko schyliła się, by ją podnieść, ale gdy znów poświeciła w krzaki nikogo już tam nie było. Przerzucała promień światła z jednego miejsca na drugie. Po facecie pozostało tylko niezbyt przyjemne wrażenie. Dziewczyna dyszała ciężko. Kolejne zwidy? Czy ten koleś jest z naszego projektu? Może odstawił się tak na przylot Luska, a teraz błąka się przygnębiony strasząc ludzi...

- Mogłeś chociaż zareagować! - rzuciła z wyrzutem do psa, po czym posłała mu karcące spojrzenie.

Szybko jej wyraz twarzy się zmienił. Elton siedział nieco zgarbiony, postawione uszy nawet nie drgnęły. Wlepiał wzrok w miejsce, gdzie Claude dojrzała dziwnego mieszkańca wioski. Nie wyglądał na przestraszonego, jednak szeroko otwarte oczy budziły niepokój dziewczyny.

- Hej... Elton. - położyła dłoń na łbie husky'ego, a ten spojrzał na nią, wystawił jęzor i jak gdyby nigdy nic z zadowoleniem merdał ogonem. Claude zaśmiała się nerwowo. - Przerażasz mnie.

Jeszcze raz omiotła promieniem światła latarki krzaki. Nic. Wycofała się więc w stronę pubu. Nie miała ochoty na pozostanie w tym miejscu.

[placyk]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Claude Beaumarchais dnia Pon 6:03, 27 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
John Robertson
PostWysłany: Pon 13:18, 27 Wrz 2010


Dołączył: 28 Mar 2010

Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Słyszał poruszenie za drzwiami, potem wszystko ucichło i John poczuł, że jest naprawdę sam. Usta miał spierzchnięte, przełykanie śliny przychodziło mu z coraz większym trudem. Ściśnięty żołądek prawie wywoływał odruch wymiotny. Robertson się bał. Nie tak jak przy utknięciu na wyspie i znalezieniu trupa. Nie tak, jak przy tych wszystkich upiornych wizjach. Wtedy zawsze mógł coś zrobić, miał jakieś pole do manewru. Miał szansę przeżycia. Teraz nie był co do tego pewny. Jeśli wszyscy odlecą bez niego, to co go czeka? Skrępowanego, zamkniętego w mocno zbitej szopie... Niemniej jednak ostatnie słowa Jacoba dawały jakąśtam nadzieję.

"Nie daj się złamać". Tak właśnie powiedział.

Robertson miał przeczucie, że na Uppera - jakkolwiek początki ich znajomości nie były najlepsze - może liczyć. I ta cała Jenefer... Niezła agentka, jeśli chodzi o wymachiwanie bronią. Ale wyglądało na to, że też okazuje mu sporo serca.

I ładnie jej w czerwonym. - pomyślał mechanicznie.

Z pewnością roześmiałby się na ten komentarz, ale warunki raczej mu nie sprzyjały. Długo potem znów usłyszał walenie zza drzwi, a przez szpary właziły promienie latarki. Claude nie była tak wytrwała jak Jenefer, ale John bardzo chciał jej odpowiedzieć. Wydał jednak z siebie tylko ciche chrypnięcie, którego dziewczyna nie mogła usłyszeć nawet przy najszczerszych chęciach. Jakąś chwilę po tym chyba krzyknęła, Robertson nie był pewien do końca, bo rzeczywistość zaczynała do niego nie docierać. W każdym razie światło latarki oddaliło się. Znów został sam.

Jacob, jeśli masz jakikolwiek plan, to się pospiesz. - błagał w duchu.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jacob Upper
PostWysłany: Pon 16:45, 27 Wrz 2010


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

Jacob wiedział, że tej decyzji będzie żałował. Po prostu czuł to instynktownie w kościach, które zaczęły łamać go silniej niż do tej pory. Mógł posłuchać głosu rozsądku lub podszeptów szaleństwa - zdecydował się na rozwiązanie pomiędzy.

Idąc, wyciągnął z kieszeni spodni naboje. Nie załadowywał ich jeszcze, przez jakiś czas obracał je w palcach. Przypomniał sobie, jak po raz pierwszy zobaczył w miasteczku Johna Robertsona, ekscentrycznego, zagubionego faceta z leśnej głuszy. I jak się to spotkanie dla nich obydwu skończyło. Ileż podejrzeń kiełkowało wtedy w głowie Jacoba... Podejrzeń i sposobów rozwiązania problemu.

Bo Robertson był przecież problemem. Stwarzał problem nie tylko mieszkańcom Ras Shamry, ale przede wszystkim zagrażał samemu sobie. Gdziekolwiek się nie poruszył, wkraczał na pole minowe. Każdy krok zbliżał go do zguby.

Jameson jak stary, złośliwy diabeł roześmiał w zakamarku świadomości Jacoba.

Niespodziewany trzask gałęzi przypomniał mu, że musi działać szybko, bardzo szybko, ponieważ w każdej sekundzie mógł zostać przez kogoś zauważony. Obejrzał się jeszcze raz przez ramię, wytężył wzrok. Nie dostrzegłszy niczego podejrzanego, zbliżył się do wejścia drewutni.

- Robertson - syknął, ledwie dosłyszalnie pukając w drzwi.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
John Robertson
PostWysłany: Pon 21:46, 27 Wrz 2010


Dołączył: 28 Mar 2010

Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Kolejne raz rozległo się pukanie. Głowa Johna zwisała ciężko, niemal opierał brodę o klatkę piersiową. Był wyczerpany i... prawie złamany. Jakiś dźwięk, może ktoś wypowiedział jego nazwisko, a może tylko mu się wydawało. Przez ostatnią godzinę (godzinę? cholera wie przez ile...) rozpaczliwie starał się w jakiś sposób rozluźnić więzy, ale w rezultacie tylko otarł sobie nadgarstki, sądząc po bólu - aż do krwi. Teraz był wycieńczony i zrezygnowany. A jednak na tyle kontaktował, by mieć wrażenie, że ktoś czai się przy drzwiach. Nawet nie miał przeczuć, było mu wszystko jedno.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jacob Upper
PostWysłany: Wto 15:59, 28 Wrz 2010


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

Jacob usłyszał jakieś poruszenie dobiegające zza zamkniętych drzwi, ale nie doczekał się odpowiedzi.

- No to zaczynamy - szepnął do siebie. Potem jeszcze raz upewnił się, czy nikt go nie obserwuje. Aż w końcu załadował naboje, wymierzył i wypalił w kłódkę. I jeszcze raz. Gdy zawisła luźno na skoblu, dokończył dzieła solidnym kopniakiem, które strąciło zabezpieczenie na trawę.

Jacob wdarł się do środka. W pierwszej chwili, z powodu panujących tutaj ciemności, nie zobaczył niczego. Po kilku sekundach ujrzał jednak skuloną na ziemi sylwetkę. Nie tracąc czasu na oględziny, chwycił Robertsona za ramię i pociągnął w górę.

- Ruszaj się, głupcze - warknął, nie siląc się ani na uprzejmość, ani na delikatność. - Nie mamy chwili do stracenia! No, wstawajże...!

Robertson, jak bezwładna kukła, dał się wyciągnąć z drewutni. Jacob zobaczył wpatrzone w siebie nic nierozumiejące oczy mężczyzny. Pozwolił sobie wymierzyć Johnowi mocny policzek wierzchem dłoni. Nie zamierzał marnować cennych sekund na sprawdzenie, czy odniosło to jakiś rezultat i wyrwało Robertsona ze stanu oszołomienia.

Wcisnął mu strzelbę do rąk.

- Wal - dotknął palcem swojego policzka - Kolbą. Przypierdol tak, żebym się po tym nie podniósł. Rób co mówię, co diabła! - prawie wykrzyknął, widząc konsternację mężczyzny. - Uderzaj i spieprzaj do lasu. Zaszyj się w swoim śliczniutkim domku. Tylko ja wiem, gdzie to jest - słowa płynęły z ust Jacoba z prędkością serii wystrzelonej z broni automatycznej - Spróbuję cię znaleźć. A jeśli nie... Muszę wiedzieć, gdzie jest chata, o której mówiłeś. Rozumiesz? Muszę wiedzieć, gdzie jest ta cholerna chata!

Usłyszał kilkukrotne trzaśnięcia drzwi. Jeszcze nie widział nadbiegających, ale wiedział, że nadbiegają.

- Szybko, John!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jacob Upper dnia Wto 16:08, 28 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
John Robertson
PostWysłany: Śro 7:14, 29 Wrz 2010


Dołączył: 28 Mar 2010

Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Apatia minęła wraz z pierwszym wystrzałem. Odruchowo chciał ochronić głowę, ale skończyło się tylko bolesnym napięciem mięśni. Więzy na nadgarstkach trzymały, jakby były metalowe. Robertson nie nadążał za wydarzeniami. Zjawił się Upper, wywlókł go z drewutni, krzycząc coś, co do niego nie dotarło, sznur krępujący dłonie upadł na ziemię, a potem John dostał po twarzy. To otrzeźwiło Robertsona. Nie na tyle, by przywrócić do dobrej formy, ale wystarczająco, by otrzeźwić umysł. Słowa Uppera wydawały się dobiegać jakby zza kuloodpornej szyby. Co nie zmieniło faktu, że Robertson wszystko rozumiał bardzo dobrze. Złapał Jacoba za ramię.

- Zachodnia część wyspy. - wycharczał niemal niedosłyszalnie. Nie wyobrażał sobie, że mógłby teraz tłumaczyć dokładną pozycję. - Nie idź sam.

Konieczność. - stwierdził w myślach fakt, zebrał w sobie resztki sił i kolba uderzyła w twarz Jacoba. Za słabo. Upper upadł na kolano, był wyraźnie oszołomiony, ale nadal przytomny.

- Do zobaczenia. - mruknął John, po czym uderzył ponownie. Jacob upadł twarzą na ziemię. Chociaż w ciemności Robertson praktycznie niczego nie widział, mógłby przysiąc, że z policzka powalonego mężczyzny cieknie krew. - Dzięki.

Przerzucił broń przez ramię. W pierwszym odruchu chciał zostawić ją przy Upperze, jednak wizja tego, że w wiosce mogło być więcej broni przerażała. Robertson po kilku krótkich chwilach był już na skraju dżungli. Obejrzał się jeszcze za siebie, zwracając wzrok w stronę zaniepokojonych krzyków i świateł zapalanych w domkach. W następnej sekundzie zniknął w zaroślach.

[dżungla]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Śro 11:06, 29 Wrz 2010


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Ludzie schodzili się szybko. Większość z nich miała latarki, więc przed drewutnią zrobiło się całkiem jasno. Przynajmniej na tyle, by widzieć nieprzytomnego Jacoba, krew przy wtulonej w ziemię twarzy, rozerwaną kłódkę, roztrzaskane drzwi. Kwadratowoszczęki rozmawiał żywo z Ray'em, wskazując na leżącego mężczyznę. Samozwańczy lider miasteczka zaklął, po czym wparował do drewutni. Kiedy wyszedł usta miał zaciśnięte w wąską linię.

- Świetnie. - mruknął, potem odezwał się do pozostałych. - Uważajcie, ludzie. Lepiej zabarykadujcie się w domkach, bo wygląda na to, że mamy na wolności niebezpiecznego świra.

Niektórzy wzięli sobie te słowa do serca, bo zaczęli się rozchodzić. Claude i Jenefer podbiegły do zgromadzenia akurat w momencie, gdy Ray podszedł do Uppera. Przykląkł przy mężczyźnie. Wziął bezceremonialnie w garść koszulę na karku i szarpnął lekko, aż głowa Jacoba poderwała się z ziemi.

- Nie wiem co tu się stało. - Ray warczał jak stary kundel. - Ale wszystko nam wyśpiewasz.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jenefer Johnson
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Śro 11:35, 29 Wrz 2010


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 723
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk/Olsztyn

To było jak koszmarny sen. Jak spełnienie obaw narastających dzisiejszego popołudnia w sercu Jen. Szeroko otwarte drzwi drewutni, nieprzytomny Jacob z zakrwawioną twarzą i ryczący z wściekłości Ray pochylający się nad nim, a wszystko rozświetlone mdłym światłem ręcznych latarek... Sceneria była niemal surrealistyczna.

Jen stanęła gwałtownie w miejscu, ogarniając wszystko jednym spojrzeniem. W pierwszej chwili pożałowała, że nie zabrała pistoletu. W następnej - ofuknęła samą siebie za tak głupią myśl. A kto ty jesteś? Cholerna G. I. Jen? Wyjmiesz pistolet i wystrzelasz wszystkich? A może myślisz, że wystarczy widok broni, by wszyscy zaczęli cię słuchać? Prędzej skopaliby ci tyłek i zamknęli ciebie z kolei w drewutni.

Stała, dysząc ciężko i nie wiedząc, co może zrobić. Czemu Jacob jest ranny? Gdzie się podział John? Czy żyje? Jak się uwolnił? Co tu się stało? - myśli mnożyły się w jej głowie jak grzyby po deszczu. Jednak gdy Ray szarpnął Jacobem, Jen skoczyła naprzód sama nie zdając sobie sprawy z tego, co robi.

- Zostaw go! - wrzasnęła i skoczyła ku pochylonemu Rayowi, atakując go pięściami. Jej ciosy spadały niczym grad na plecy i głowę mężczyzny, ale odnosiły mniej-więcej taki sam jak grad skutek. Nie było w nich ani siły, ani precyzji, ani techniki. Tylko złość, którą Jen musiała wyładować.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Śro 12:53, 29 Wrz 2010


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Ray warknął na atakującą go Jenefer, po czym odepchnął ją gwałtownie. Dziewczyna przewróciła się, upadając boleśnie na pośladki. Mężczyzna patrzył na nią z góry.

- Dość. - rzucił gniewnie. - Wszyscy się rozejść. Nie ma na co się gapić, idźcie leczyć frustracje. W niezły eksperyment żeśmy się wpakowali. - ostatnie zdanie wypowiedział z niepokojem i wyraźnie do siebie.


Claude w pierwszej chwili chciała podbiec do Jacoba i powstrzymać Raya, zawahała się jednak, pamiętając reakcję mężczyzny z poprzedniej nocy. Uprzedziła ją Jenefer, za co została potraktowana dość nieprzyjemnie. Claude podbiegła do siedzącej na trawie blondynki. Ona jest w ciąży, dupku! - krzyknęła w myślach.

- Nic ci nie jest? - delikatnie pomogła wstać Jenefer. Potem zwróciła się do Raya. - Przecież widzisz, że jest nieprzytomny! Nie traktuj go jak wroga, teraz wszyscy musimy trzymać się razem.

Niewielka plama krwi przy Jacobie, sprawiała, że Claude ściskało się serce. Nie wiedziała - bo i skąd miała wiedzieć - co się wydarzyło. Czy rzeczywiście pomyliła się co do Johna? Jego miła ostatnim i czasy powierzchowność była tylko grą, pozą, przykrywką? Co tu się, do diabła dzieje?!

Ray wzruszył ramionami. Potem podniósł bezwładne ciało Jacoba. Od razu z pomocą przyszedł mu Kwadratowoszczęki. Ludzie rozeszli się już do domków, mruczący coś pod nosem. Nikt nie wyraził współczucia względem Jacoba, czy wyraźnego strachu przed Robertsonem. Ich reakcje były tępe. Ranny Upper został przeniesiony - a właściwie zawleczony - do przychodni i położony na jednym z łóżek. Nikt nie pamiętał o Curtisie, który ledwo żywy dogorywał w innym pokoju.

Claude ze zdecydowaną miną ruszyła w stronę przychodni. Nie zamierzała zostawić Jacoba samemu sobie. Nie mówiąc już o zostawieniu go w rękach tych brutali. Obejrzała się na Jenefer. Jej też nie chciała tak po prostu opuścić. Znów przeniosła spojrzenie na zarysowane w ciemności sylwetki mężczyzn idących do przychodni. Była rozdarta.

- Odpocznij, dobrze? - uśmiechnęła się blado. - Ja sprawdzę, co z Jacobem. Przyjdę później do ciebie. Chyba, że spotkamy się w przychodni... - urwała na chwilę. - Dbaj o siebie, JJ. Nie chcę, żeby znów ktokolwiek cię popychał czy coś w tym stylu. Pamiętaj, że jesteś matką.

Zrobiła kilka kroków do tyłu. Dopiero po chwili odwróciła się i pobiegła w stronę przychodni.

[przychodnia]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Claude Beaumarchais dnia Śro 15:01, 29 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Wto 21:32, 05 Paź 2010


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Dzień 16

Noc dłużyła się niemiłosiernie. Mieszkańcy Ras-Shamry przesypiali rozczarowanie urywanym snem, a rano obudzili się z nową porcją nadziei w sercach. Bo może to jednak dziś? Niektórzy zaczęli też podejrzewać, że to element eksperymentu. Nikt nie chciał wypowiedzieć na głos swoich lęków dotyczących pozostania na wyspie.

Poranek zasnuł miasteczko mglą.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Pią 12:10, 15 Paź 2010


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Słońce zawisło w zenicie. Mieszkańcy wyspy niedługo mieli się jednak cieszyć ładną pogodą. Z północy nadchodziły ciemne deszczowe chmury i to nadchodziły z nienaturalną szybkością. Wiatr się wzmógł. Temperatura spadła do zaledwie kilkunastu stopni. Drobne ptactwo poderwało się z wrzaskiem z drzew. Zaniepokojeni ludzie wychodzili na werandy, ale szybko chowali się w domkach. Bardzo dobrze pamiętali ostatni huragan.

Nastało południe.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Czw 18:11, 21 Paź 2010


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Wiatr targał gałęziami, zrywał listowie, z siłą obijał się o ściany domków. Po placyku walały się gałęzie. Ci, którzy zdecydowali się wyjść na zewnątrz, ledwo utrzymywali równowagę. Co jakiś czas błyskawica przeszywała niebo, a potem rozlegał się głośny grzmot. Wyglądało na to, że do rana z pewnością nic się nie zmieni.

Nastała noc.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Nie 23:06, 24 Paź 2010


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Dzień: 17

Burza szalała przez całą noc. Pioruny i wichura wzbudzały co prawda niepokój, ale zmęczeni mieszkańcy Ras-Shamry i tak w końcu zasnęli niespokojnym snem. O poranku nad wyspą znów zaległa mgła. Z wiszących nisko chmur sączyła się mżawka.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Pią 11:31, 29 Paź 2010


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Do południa ponura atmosfera nie opuściła wysypy. Mieszkańcy wioski w większości pozostawali w domkach. Ani pogoda, ani nastroje nie zachęcały do wspólnych spotkań.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Miasteczko Ras-Shamra Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 10, 11, 12  Następny
Strona 6 z 12

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo


Programosy
Regulamin