www.rasshamra.fora.pl - witaj! Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości.
Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna                    FAQ
                Szukaj
             Użytkownicy
          Grupy
       Galerie
    Rejestracja
Zaloguj
Posąg
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Wyspa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Robert
PostWysłany: Sob 22:41, 05 Lis 2011


Dołączył: 06 Mar 2010

Posty: 326
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nieporęt

Początkowo Robert miał zamiar po pierwszym kopnięciu kopnąć jeszcze kilka razy, ale jego umysł szybko wrócił do bardziej racjonalnego myślenia. Chociaż, kto wie czy może jednak nie mniej racjonalnego? W końcu zabicie swojego wroga pod pewnymi względami jest bardzo racjonalne. Co najwyżej jest grzechem, ale Robert o brak grzechu jakoś w ostatnim czasie nie dbał. W każdym bądź razie, umysł Roberta wrócił do swojego bardziej naturalnego stanu, w którym nie było miejsca na walkę czy zabijanie.

Nie zaatakował mnie, nawet nie zaczął się bronić... Nie powinienem kopąc leżącego, bezbronnego... - pomyślał w pierwszej chwili.

Drugiej chwili na myślenie jednak już nie było.

Przez chwilę chciał uspokoić Claude, ale jej czyny przedstawiały to, co i niewielka część jego pragnęła bardzo mocno. I kiedy była sama pewnie by nie wygrała, ale wraz z inną była już dostatecznie silna. Mimo to zostawiła zadawanie pytań części należącej do Claude.

Robert nachylił się nad Joshem przytrzymując go, by zaraz nie skoczył i nie zaatakował Claude, mimo wrażenie że w jego stanie jest to zupełnie niemożliwe. W pewnym momencie zauważył broń. Złapał ją tak szybko, jak tylko się dało, że aż go w barku mocniej zapiekło na moment.

Nawet nie wiem jaki to model... I niby ja jestem mężczyzną?

Spojrzał na Claude. Patrząc jak dziewczyna oślepia Coffmana latarką nie był pewien, czy dziewczyna zapanuje nad sobą, więc danie jej broni stanowczo odrzucił. Uznał, że ksiądz tez nie będzie chciał mieć broni, wiec po chwili wahania postanowił, że sam zatrzyma broń. Niby dla większego dobra. A jego cząstka nie będąca pacyfistą zatriumfowała.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Joshua Coffman
Templers
PostWysłany: Wto 20:42, 08 Lis 2011


Dołączył: 01 Kwi 2010

Posty: 264
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Joshuę oślepił blask latarki i ogłuszyły wrzaski kobiety, dodatkowo ktoś go przytrzymał i zabrał mu broń. I to właśnie to ostatnie sprawiło, że Coffman szarpnął się ale na próżno. Nim padł kolejny kopniak Claude, Joshua zdołał zabełkotać niezrozumiale. Tyle był w stanie z siebie wydusić. A potem padł kopniak i Joshua stracił przytomność. Było zbyt wiele bólu do zniesienia.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Pią 12:35, 11 Lis 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Zamarła, gdy Coffman stracił przytomność. Fala wściekłości cofnęła się, ustępując miejsce lękowi. Jakby nagle uświadomiła sobie, że jej ciosy mogą zrobić mężczyźnie krzywdę... W końcu tego chciała. Ale gdy odniosły skutek przeraziła się. Zabiłam go? Krótkie absurdalne pytanie przemknęło po umyśle z prędkością światła. Claude stała przez chwilę niezdecydowana i trochę zszokowana. I zawstydzona swoim napadem gniewu, pomimo tego, że Coffman zasługiwał na wszystko. Przez chwilę pomyślała też, że to jakiś trik, podstęp i że gdy tylko się nachyli... Myśli przepływały swobodnie, a Claude nachyliła się, położyła dwa palce na szyi mężczyzny. Równomierny puls nie mógł należeć do trupa. Odetchnęła odruchowo i przeniosła zmęczone spojrzenie na Roberta.

- Masz jakiś pomysł skąd tu nagle wziął się Coffman? - powiedziała ochryple.

Nie wiedziała, co innego mogłaby powiedzieć. Czuła, że głowa może jej eksplodować w każdej chwili. Uciekać? Wrócić do wioski? Zostawić Coffmana samemu sobie, by ich potem odnalazł i zabił? Zrobić z nim porządek? Trudno było określić, jakie rozwiązanie byłoby najlepsze w tej walce na śmierć i życie, którą stał się projekt White Raven.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Hendrick Cornwell
PostWysłany: Pon 12:10, 14 Lis 2011


Dołączył: 29 Cze 2011

Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Hendrick Cornwell stał sparaliżowany w jednym miejscu, nie mogąc się pozbyć ze swojej pamięci obrazu zjawy z twarzą przemienioną w pysk wilka. Odgłosy walki zza jego pleców pozwoliły się mu odwrócić po chwili długiej jak tysiąclecie, a to co tam ujrzał przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Robert i Claude zdawali się kopać Coffmana, napastnika z przychodni. Ale skąd on się wziął, co było jego celem i jak do tego doszło, że został skopany, pozostawało dla niego tajemnicą. Powoli nieznacznie ruszył w stronę posągu, z wyrazem twarzy mocno odbiegającym od uśmiechniętej i łagodnej wersji Hanka. Był zmęczony.
- Prawdopodobnie nie dowiemy się jakim cudem Joshua Coffman znalazł się w tym miejscu, dopóki sam nam o tym nie powie. Cokolwiek planujecie z nim zrobić, najpierw chciałbym z nim porozmawiać. On jest z drugiej wyspy, może wiedzieć coś, co będzie dla nas przydatne.
A potem Hendrick wziął swoją torbę i usiadł na niej, opierając się plecami o posąg. Jego ramionami zatrząsł zimny dreszcz. Wsłuchał się w odgłosy dżungli, rejestrując je jako normalne, choć tak naprawdę nie mógł sobie przypomnieć jak brzmią normalne odgłosy tropikalnego lasu.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Robert
PostWysłany: Czw 17:32, 17 Lis 2011


Dołączył: 06 Mar 2010

Posty: 326
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nieporęt

Nie miał pojęcia, jak odpowiedzieć na to pytanie Claude, ale po krótkiej chwili milczenia z 'opresji' wyratował go Hank. I w sumie cieżko było się nie zgodzić z tym, co powiedział.

- Myślę, że powinniśmy go związać, a potem ocucić. Wodę mamy, hmh wziął ktoś jakąś linę? - rzucił pytanie.

Spojrzał uwaznie na Claude, a potem na Hanka. Oboje nie wyglądali najlepiej, chociaż ksiądz jakby jakoś gorzej. I jakoś nie wydawało się Robertowi, że to tylko z powodu pojawienia się, bądź tak jak w przypadku Claude - pobicia Josha. Hank nie wyglądał jak ksiądz, który wolałby zginąć śmiercią psuedo-męczeńską niż uderzć kogoś i przeżyć. I także się tak nie zachowywał.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Hendrick Cornwell
PostWysłany: Pią 21:00, 02 Gru 2011


Dołączył: 29 Cze 2011

Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Hendrick Cornwell zamyślił się, pozwalając odpłynąć myślom na całkiem inne tory. Trwało to chwilę, ale pytanie Roberta odnośnie liny słyszał dobrze.
- Nie brałem ze sobą liny. Trzeba obmyślić coś innego. Liany, jakieś nie wiem co.
Rezygnacja biła z jego twarzy bardzo wyraźnie. Dodatkowo reumatyzm zaczynał doskwierać bardziej niż ksiądz był w stanie przewidywać nim wyruszyli.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Robert
PostWysłany: Pią 21:11, 02 Gru 2011


Dołączył: 06 Mar 2010

Posty: 326
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nieporęt

- Liana... To może być dobry pomysł... - rzucił w przestrzeń.

Rozejrzał się i wybrał najbardziej zarośnięte miejsce w dżungli. Upewnił się jeszcze, że Josh nie ma żadnego kolejnego pistoletu, ani żadnego noża i powoli wstał od niego i skierował się w tamtym kierunku. Spojrzał jeszcze raz na Claude, która wyglądała jakby była nieobecna duchem.

- Hank, popilnuj go z Claude, a ja coś znajdę.

Pierwsze kilka które wziął był w stanie rozerwać po kilku chwilach męczenia się, ale już kolejna wydawała się o wiele bardziej solidna. Obym tylko jej nie nadwyrężył za bardzo


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Śro 22:09, 07 Gru 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Kręciła się wokół nieprzytomnego Coffmana, nie bardzo wiedząc, co właściwie ma ze sobą zrobić. Mięśnie bolały, jak po nieludzkim wysiłku. Ale czy nie tym dla Claude było wyładowanie złości? Co chwila zerkała na przytuloną do trawy twarz mężczyzny. Nie mogła uwierzyć, że przed chwilą go biła. Że mogłaby go zabić, jeśli to miałoby cokolwiek zmienić. A przecież, leżąc tak nieprzytomny, wyglądał niemal niewinnie... Niewinnie - prychnęła w duchu. A potem zganiła się myślach - To, że nie przystawia ci noża do gardła, nie znaczy "niewinny". Jakaś cząstka niej podążyła myślami do Jacoba. Tak bardzo chciałaby mieć go teraz przy sobie, móc zrzucić na niego chociaż połowę ciężaru. Cokolwiek. Byle nie kręcić się nad nieprzytomnym, jak stano niepewnych hien wokół padliny.

Wlepiła w twarz Joshui. Przez chwilę była pewna, że może wyczytać z jej wyrazu zamiary mężczyzny. Albo chociaż rozwiązać zagadkę jego tajemniczego pojawienia się. Wpatrywała się tak i wpatrywała. Aż wydawało jej się, że Coffman zacisnął mocniej usta i powieki. Ale czy na pewno tylko wydawało się? W pierwszej chwili chciała się cofnąć. Potem górę znów wzięła złość. Przykucnęła.

- Spróbuj wywinąć jakiś numer, a nawet się nie będę powstrzymywać przed... - ugryzła się w język, by przerwać syk, który wydobył się z jej gardła.

Odkąd taka jestem? - zapytała samą siebie. Gdyby powiedziała to na głos, każda jedna osoba wyczytałaby w jej głosie szczere zdziwienie. Czuję się, jakby ta wyspa robiła ze mnie... - zmarszczyła brwi. - kogoś, kim nie jestem. Pokręciła głową i poszukała wzrokiem Hanka. Gdy ich oczy spotkały się, wstała.

- Co myślisz o duchu i posągu? - zapytała cicho. Chciała zmienić temat, ale miała wątpliwości, czy na lepszy. Poza tym nie wiedziała już, co się dzieje. Może już o to pytała. Może uzyskała odpowiedź. A może nie. Czuła, jak kręci jej się w głowie. - Wiemy już, że coś jest nie tak, ale co?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Robert
PostWysłany: Sob 23:38, 17 Gru 2011


Dołączył: 06 Mar 2010

Posty: 326
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nieporęt

Kiedy wrócił ani Claude, ani Hank, nie wyglądali lepiej. Dziewczyna kręciła się wokół nieprzytomnego Josha, zaś ksiądz przysiadł, zapewne odczuwając zmęczenie po całej wyprawie.

Nie podoba mi się ta wyprawa...

Podszedł do leżącego w błogiej nieświadomości tego, co zaraz z nim zrobią, mężczyzny i obrócił go na brzuch. Po chwili związał mu ręce na plecach. Następnie wyjął butelkę wody, którą wziął ze sobą i odkręcił korek.

- Zaraz zobaczymy, co ma nam do powiedzenia...

Kilkadziesiąt mililitrów wody wylądowało na głowie Josha.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Joshua Coffman
Templers
PostWysłany: Wto 17:22, 07 Lut 2012


Dołączył: 01 Kwi 2010

Posty: 264
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Coffman potrząsnął głową, otwierając ociężale oczy. Obolałe ciało odmawiało mu posłuszeństwa, nie jednak na tyle by nie móc się odezwać.
- Pepsz się.
Rzucił ochryple do Roberta, poszukując broni swoją związaną ręką. Nie było jej. Została zabrana.
- Jeśli któlekolwiek z was myśli, że coś wam powiem, to jechst w błendzie.
Spróbował wstać, jednakże sztuka ta nie udała mu się. Bezsilnie opadł na twarz, pozostając w takiej pozycji. Wypatrzył jednak Claude i księdza. Fakt jakim cudem go tutaj przeniosło dalej pozostawał tajemnicą.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Hendrick Cornwell
PostWysłany: Wto 17:33, 07 Lut 2012


Dołączył: 29 Cze 2011

Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

- Nigdy nie spotkałem się z czymś takim jak to. To.. przerasta moje możliwości.
Musiał wreszcie dopuścić do siebie prawdę. Księdzu wydawało się, że wypowiedzenie tego na głos sprawiło, jakby mu ulżyło.
- To nie jest duch. To raczej posługuje się duchami, jeśli samo nie chce się ukazywać. Jakiekolwiek ilości wody święconej miałbym ze sobą, jest to za mało aby cokolwiek za jej pomocą zdziałać. Duch wsiąka w wyspę jak woda w gąbkę, musiałbym mieć tutaj najmniej tropikalną poświęconą ulewę.
Zamyślił się na chwilę.
- A posąg to tylko posąg. Możemy go wysadzić w powietrze, może faktycznie osłabi to... TO coś.
Coffmanem się nie przejął.
- Tak czy siak nie mamy środków potrzebnych aby to zniszczyć. Możemy wracać do wioski, nic więcej chyba tutaj nie zdziałamy. O ile nie powie nam czegoś nowego nasz terrorysta.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Pią 22:22, 10 Lut 2012


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Wilgotny, pochmurny i mokry poranek zmienił się w równie wilgotne i ponure popołudnie. Deszcz co prawda nie padał, ale niskie chmury groziły opadami. Przyroda zamilkła i zamarła, jakby pogrążyła się w uśpieniu.

Dżungla wokół polany delikatnie parowała Hank i Claude jak na komendę odwrócili głowy w tym samym kierunku by dostrzec stojącą na skraju zarośli, lekko zasłoniętą oparem mgiełki postać ciemnowłosej dziewczynki, uśmiechającej się do nich przyjaźnie. Claude skojarzyła ją - widywała ją ostatnio parokrotnie. Ta jednak postać nie była tak złowroga i demoniczna jak mała Sara - przeciwnie, zdawała się być przyjacielska i radosna. Patrzyła przez chwilę na Claude i Hanka, po czym odwróciła się i ruszyła krok w bok, w tym momencie rozwiewając się w mgłę.

W ostatnim ułamku sekundy, Claude zrozumiała, dlaczego dziewczynka wcześniej wydawała się jej znajoma. Jej twarz... Claude widywała ją niejednokrotnie w przeszłości. Gdy miała około siedmiu lat...

Widywała ją w lustrze.

Nastało popołudnie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Nie 12:39, 12 Lut 2012


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Claude wyglądała strasznie. Wilgotne, rozczochrane włosy przyklejały się do spoconej z nerwów twarzy. Odgarnęła je niedbale za uszy. Wykonała ten gest kilkakrotnie, zupełnie bez opamiętania. Robiła to wszystko po to, żeby nie musieć skupiać wzroku na przebudzonym już Coffmanie. Bała się. Mężczyzna był niczym skrępowany drapieżnik, dzikie zwierzę, które w każdej chwili może skoczyć, rzucić się do gardeł, zabić. Wzdrygnęła się. Nagle coś ją tknęło. Rozejrzała się, chociaż w unoszącej się mgle niewiele szczegółów można było dostrzec. A jednak... Zmróżyła oczy. To ona? Widok małej dziewczynki najpierw przeraził Claude, potem uspokoił. To nie było upiorne dziecko, ale ta druga - tajemnicza, ale przyjazna. Francuzka odbiła się gwałtownie z miejsca, szarpnęła biegiem w stronę dziewczynki. Zatrzymała się jednak po kilku krokach, gdy ta rozwiała się we mgle. Zanim jednak to się stało, Claude dostrzegła jej twarz, zobaczyła ją wyraźnie, mimo że widoczność na to nie pozwalała. Zobaczyła ją oczami wspomnień. Bo widziała ją już wcześniej. Bo we mgle rozwiała się mała Beaumarchais. Claude zmarszczyła brwi, przeniosła zaskoczone spojrzenie na Hanka, chociaż ten przecież nie mógł znać tożsamości dziewczynki-ducha. Może jej nawet nie widział...

- Czy ty też... - wyjąkała, a po minie Hanka zorientowała się, że też ją widział. Dlatego dodała tylko z głupią miną. - To byłam ja.

Tego naprawdę było za dużo, jak na zmęczony umysł Claude. Jeszcze raz przygładziła włosy. Odruchowo. Nie wiedziała na czym ma skupić myśli. Ale w tym momencie usłyszała głos Coffmana, chrapliwe warczenie drapieżnika. Odwróciła się w jego stronę, podeszła ostrożnie. Patrzyła z góry na leżącego mężczyznę. Och, jaką miała ochotę, żeby wybić mu kopniakiem wszystkie zęby za to, że porwał JJ. Jednak nie zamierzała tracić nad sobą panowania. Nie było jednak trudno dostrzec jej rozszerzonych źrenic i drgających ust.

- Podaj choć jeden powód, dla którego powinniśmy pozwolić ci żyć. - ton głosu był obojętny. Mógł oznaczać wszystko.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Joshua Coffman
Templers
PostWysłany: Pon 0:50, 20 Lut 2012


Dołączył: 01 Kwi 2010

Posty: 264
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

- Fransuzeczka.
Josh wysilił się na drapieżny uśmiech, jednocześnie ignorując ból twarzy. Zamruczał jak zadowolony kot, widząc trzęsące się usta kobiety. Na swoich własnych miał już zdanie wysyłające ją do diabła, lecz zastanowił się czy oby na pewno może sobie pozwolić na coś takiego w jego obecnej sytuacji. Nie był pewien.
- A co, zabijesz mnie jak tego nie zrobię? - Coffman szarpnął się gwałtownie, odwracając na plecy. Teraz widział wszystkich znacznie lepiej. - Nikt z was nie pociągnie za spust chłodno, bez zastanowienia. Mało Ci wrażeń, Fransuzzeczko? Tego ciasteczka też chcesz spróbować? A może jednak pozwolisz mi żyć, hmm? Która z tych opcji, zaboli Cię mniej Claude?
Coffman uśmiechnął się do siebie w myślach, przewiercając wręcz spojrzeniem plecy Hanka.
- Klecho, ta kobietka chce odstrzelić mi łeb z mojej własnej broni. Żądam rozgrzeszenia.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Hendrick Cornwell
PostWysłany: Pon 1:00, 20 Lut 2012


Dołączył: 29 Cze 2011

Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Cornwell obserwował kolejne widmo pojawiające się na skraju polanki z napięciem, z niemal gotowością do kolejnego starcia z upiorem nękającym ich wszystkich coraz mocniej. Problem tylko polegał na tym, iż nie było z kim walczyć gdyż postać małej dziewczynki szybko znikła. Gdy przeniósł spojrzenie na Claude, wiedział że i ona ją widziała. Uprzedziła go pytaniem, a potem zaskoczyła stwierdzeniem iż to była ona. Zaskoczyła go na tyle, że nie zareagował jak odeszła w stronę Coffmana i Roberta.
To niemożliwe! Przecież ona żyje, nie jest martwa.
Wstał, sycząc z bólu. Po raz pierwszy pomyślał o potrzebie posiadania laski która ułatwi mu chodzenie, gdyż to sprawiało mu w tej chwili ogromny problem. Powoli zaczął iść w kierunku miejsca gdzie ukazała się zjawa, lecz głos Coffmana zatrzymał jego wędrówkę.
- W imię ojca i syna i ducha świętego, nie udzielam Ci rozgrzeszenia. Claude?
Pytanie było celowe.
- Co zamierzasz? Bo ja bardzo chętnie chciałbym spotkać się z... Tobą. Albo tym, co Ciebie udawało.
Ciągle Ci mało, Hank?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Wyspa Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 6 z 7

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo


Programosy
Regulamin