www.rasshamra.fora.pl - witaj! Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości.
Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna                    FAQ
                Szukaj
             Użytkownicy
          Grupy
       Galerie
    Rejestracja
Zaloguj
Posąg
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Wyspa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Game Master
Game Master
PostWysłany: Śro 8:41, 26 Paź 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Nieprzenikniony mrok wokół narastał, zdawał się przytłaczać swoją fizycznością, sięgał palcami głębokiej czerni w kierunku trójki intruzów, ale wokół posągu powietrze zdawało się bardziej czyste i jasne mimo, że rozświetlane było jedynie wąskim sierpem księżyca i mrugającymi gwiazdami.

Gdy Hank skropił posąg wodą święconą, podświadomie oczekiwał jakiejś reakcji, czekał, aż coś się stanie. Cokolwiek.
Na próżno jednak. Krople wody stoczyły się po kamieniu posągu łącząc się z miniaturowymi kropelkami rosy, po czym wsiąkły w ziemię. I to była jedyna reakcja. Nie zmieniło się nic. Ani posąg, ani atmosfera, ani ciemność wokół...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Śro 22:05, 26 Paź 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Do modlitwy przyłączyła się z wahaniem. Była wierząca, Bóg okazał się pomocny w wielu sytuacjach. Najbardziej chyba wtedy, gdy chorobę matki trudno było znieść. Przebywanie w kościele przynosiło ukojenie. I chociaż Claude rzadko odwiedzała to miejsce, to jednak często się modliła. A mimo to, stojąc przed posągiem w obecności dwóch mężczyzn wahała się. Nie z braku wiary. Raczej właśnie z jej powodu. Bała się, że wzywanie mocy bożej rozwścieczy ducha wyspy. Że wszystko skończy się bardzo źle. Starała się przezwyciężyć te myśli i przyłączyła się do pomocy. Instynktownie zbliżyła się do Roberta.

A potem Hank skropił posąg wodą święconą. Zaraz duch wyspy się zamanifestuje... - pomyślała przelotnie. - Lada moment. Ale nic się nie stało. W nikłym świetle latarki, którą teraz wyciągnęła, bo mrok robił się nie do zniesienia, wszystko wyglądało chłodno i przerażająco. I spokojnie. To było nieprawdopodobne. Nic. Totalnie nic się nie stało!

- Coś jest nie tak... - szepnęła i podeszła do Hanka. - Coś jest nie tak, prawda? Dlaczego Duch Wyspy się nie pojawił? Nie przeszkadzają mu nasze poczynania? - zmarszczyła brwi. - Dziwne...

Nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Czyżby ich podróż była bez znaczenia? Zupełnie bez sensu?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Hendrick Cornwell
PostWysłany: Czw 20:29, 27 Paź 2011


Dołączył: 29 Cze 2011

Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Ksiądz wzruszył bezradnie ramionami.
- Nie wiem... nie zadziałało. Może stała się silniejsza i zajadle opiera się wezwaniu. Może to nie jest to miejsce, może powinienem udać się ze swoją misją na zachód, a nie wschód? W wiosce egzorcyzm zadziałał. Nie wiem co mam myśleć.
Po chwili namysłu kontynuował.
- Odpocznijmy chwilę, przyda się to nam. Może powinniśmy rozpalić jakiś ogień jeśli uda się nam znaleźć jeszcze coś suchego w całej tej rosie. Jeszcze trochę i się pochorujemy.
Hendrick przespacerował się wokół posągu i oddalił od niego trochę, rozmasowując sobie skroń. Starał się rozgryźć jak to możliwe, że jego starania nie przyniosły efektu. A potem jeszcze zawołał do Claude i Roberta.
- Poszukam czegoś suchego na skraju dżungli.
I tak też zrobił, rozchylając zarośla i ręką badając podłoże. Kręgosłup ostro zaprotestował, ale Cornwell starał się to zignorować. Potrzebował chwili samotności, aby zregenerować swoje siły.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Pią 10:58, 28 Paź 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Nie potrafiłby opisać uczucia, które ogarnęło go, gdy zagłębił się między zarośla. Mieszanina nienawiści, obrzydzenia i strachu - ale nie do końca uczucie. Było bardziej nieokreślone, jakby... zapach. Coś ulotnego, nienamacalnego. Coś, co go otaczało zewsząd. I szeptało wieloma głosami słowa, które nakładały się na siebie, przenikały wzajemnie, stając się niezrozumiałym bełkotem obłąkanego szaleńca.

Poczuł na plecach czyjś wzrok i odwrócił się, wbijając oczy w ciemność. Przed nim stał ciemniejszy od otaczającej czerni cień, mogący być wysokim, szczupłym mężczyzną.

- Nie mieliśmy racji... - szepnął cień, lecz jego słowa pochłonął szept głosów wokół. Zagłuszały go niemal zupełnie, do uszu Hanka docierały tylko pojedyncze słowa i urywki zdań. - ... należy zniszczyć... zginiecie... druga wyspa... wszystko wokół was...

Hank mimowolnie postąpił krok naprzód, by być bliżej mężczyzny i lepiej go usłyszeć, jednak zanim jeszcze jego stopa dotknęła ponownie ziemi, cień zjawy rozwiał się, wchłonięty przez mrok, a szepty wokół niemal zamilkły, wracając do ledwo słyszalnego poziomu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Game Master dnia Pią 10:59, 28 Paź 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Hendrick Cornwell
PostWysłany: Pią 12:06, 28 Paź 2011


Dołączył: 29 Cze 2011

Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

W Cornwellu zagotowało. Być może dlatego, że egzorcyzm nie zadziałał czemu po części się nie dziwił, być może dlatego że jego stawy nie znosiły przenikliwej wilgoci i idącego za tym uczucia chłodu, a być może dlatego, że dopiero po chwili dotarło do niego, że wokół rozlega się szept tworzący wokół aurę nienawiści, obrzydzenia i strachu, która również i jemu udzieliła się w znacznym stopniu. Odwrócił się i spostrzegł coś na kształt cienia, który na dodatek wydusił z siebie parę słów i to jeszcze ledwo słyszalnych, coś na kształt ostrzeżenia. Gdy chciał podejść bliżej by usłyszeć co zjawa mówi, było już za późno na właściwą reakcję. W Cornwellu ponownie zagotowało.
- Kpisz sobie ze mnie kobieto?!
Hank wrzasnął, wstrząśnięty swoimi własnymi negatywnymi emocjami w tym momencie. Machinalnie wydał rozkaz podszyty złością.
- W imię Boga Ojca i Jezusa Chrystusa, do jasnej cholery, nakazuję Ci okazać Bogu posłuszeństwo demonie!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Pią 13:43, 28 Paź 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Ciemność ryknęła nagle i zawirowała wokół Cornwella z siłą tornada. Pęd powietrza szarpał jego ubraniem i włosami, smagał go źdźbłami trawy i gałązkami. Zrobiło się zimno. Tak samo nagle jak zjawisko się rozpoczęło, ustało, a przed Hankiem stała jasnowłosa, blada kobieta, która widział wcześniej w przychodni. Jej postać emanowała delikatną, zimną poświatę. Krople rosy u jej stóp zamarzły, tworząc mieniący się, perłowy kobierzec. Kobieta patrzyła na niego pogardliwie, na jej ustach igrał lekki uśmiech.

- Czyżbym słyszała złość w twym głosie, klecho? - odezwała się cichym, lecz doskonale słyszalnym głosem. - Aż tak puszczają ci nerwy? Dlaczego po prostu nie odpuścisz? Odwróć się i wróć do swoich towarzyszy. Rób to, po co tu jesteś... Choć nie wierzę, że będziesz w stanie to zrobić. Nie zniszczysz tego posągu. Nie dasz rady...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Hendrick Cornwell
PostWysłany: Pią 14:34, 28 Paź 2011


Dołączył: 29 Cze 2011

Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Hank stał przez chwilę zniesmaczony swoim gniewem, ale gdy ciemność ryknęła cofnął się o dwa kroki w tył, skąd był widoczny na polanie. Był pewien, że i inni też słyszeli ten ryk. Pojedyncze gałązki boleśnie trzasnęły go w twarz, ale zignorował je, gdy ujrzał przed sobą postać kobiety z przychodni. Jej pogardliwe spojrzenie było ciężkie do zniesienia, tak samo jak i słowa jak jad sączące się do jego umysłu.
- Nie ze mną te sztuczki demonie.
Cornwell doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że istoty te są znacznie bardziej inteligentne od ludzi. Bardzo łatwo było stać się ofiarą manipulacji jednego z nich. Za wszelką cenę starał się opanować, choć miał wrażenie że to atmosfera panująca wokół podsyca jego gniew.
- Dlaczego nie pilnujesz posągu przed zniszczeniem, skoro podobno czerpiesz z niego moc? Nie boisz się tej utraty, dziecko? Co takiego znajduje się na zachodzie wyspy, że to tam masz swoją siedzibę? Kim był ten cień, który zagłuszyłaś?
Cornwell uśmiechnął się do siebie zajadle, wypowiadając ostatnie zdanie.
- Odpowiadaj, albo cię do tego zmuszę, i tym razem nie odpuszczę tak jak w wiosce to uczyniłem. Nie wyszarpiesz mi się tym razem.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Pią 21:20, 28 Paź 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

- Demonie? - prychnęła, robiąc urażoną minę. - Obrażasz mnie, klecho...

Zbliżyła się do niego mimo, że jej stopy wcale się nie poruszyły. Była świetlista, zwiewna i niematerialna, jednak na tyle rzeczywista, by powietrze wokół niej aż skrzyło się mrozem.

- Nie muszę niczego pilnować. - Wciąż dzieliło ich dobre dwa metry, zjawa nie przekraczała granicy polany wokół posągu. - Ta wyspa jest moja. Ona jest mną, a ja jestem wszystkim, co się na niej znajduje. A ty jesteś nikim. Myślisz, że twoje zaklęcia mnie zniewolą? Trzynastu lepszych od ciebie złączyło swe siły próbując mnie zgładzić. Nie udało im się to - ja wciąż tu jestem, a ich kości zgniły we mchu tej wyspy. Ja jestem tu panią, władczynią i królową. Panią istnienia, panią emocji i uczuć! - wzniosła w górę ręce, jej postać zdawała się rosnąć. - Spójrz na siebie, jak małym człowieczkiem jesteś. Schorowanym starcem, który niczego w życiu nie osiągnął i niczego nie osiągnie. Nie jesteś nawet w stanie zrobić tego, po co tu przyszedłeś. Czy jest inaczej?

Jej demoniczny uśmiech i zmrużone oczy były jednocześnie piękne i przerażające. Hipnotyczne. Przykuwały spojrzenia, mroziły serca.

- Wyzywam cię, klecho. Udowodnij mi, że nie jesteś zdechłym człowieczkiem, martwą duszą zamieszkującą gnijące ciało. Podniesiesz rękę na posąg? Udowodnij, że stać cię na to. Pokaż mi to. Wtedy może uwierzę...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Game Master dnia Pią 21:23, 28 Paź 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Hendrick Cornwell
PostWysłany: Sob 10:32, 29 Paź 2011


Dołączył: 29 Cze 2011

Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Demon kompletnie zbił go z tropu. W gniewie zapomniał o tym, że z demonami w dyskusję się nie wdaje, ani nie zwraca do nich wprost, dopóki nie pozna się ich imienia. Wysłuchiwał jej słów, nie przerywając wykładu nawet wtedy, jak opisała jego osobę w jej oczach. Hank dał się złamać. Zwłaszcza po zdaniu, jak niczego nie osiągnął w życiu i jak niczego nie osiągnie. Stał oniemiały i patrzył na demona, bezradny. Był przecież tylko człowiekiem. Podjął ostatnią szaleńczą próbę.
- Nakazuję Ci, opuść to miejsce demonie i wracaj do piekła.
Zbliżył się do niej, chcąc ją złapać za szatę i potrząsnąć jak zwykłym człowiekiem, do którego nie dociera co się do niego mówi.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Nie 22:36, 30 Paź 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

- Nie waż się... - zaczęła zjawa, po czym na jej twarzy odmalował się wyraz najwyższego zdumienia. Odwróciła głowę w kierunku posągu, który rozjarzył się na sekundę białym światłem.

Ziemia zatrzęsła się, tak samo, jak dwa dni temu, jednak tym razem było to silniejsze. Pojedyncze, gwałtowne szarpnięcie, jakby wyspa wyskoczyła o pół metra w górę, odrywając się od macierzystej płyty tektonicznej, po czym opadła ponownie na swoje miejsce.

Zjawa szarpnęła się w kierunku Cornwella, jej twarz zmieniła się w wilczy pysk, który kłapnął ostrymi jak brzytwa zębami tuż przed twarzą księdza, po czym z wyciem przypominającym po tysiąckroć wzmocniony jęk wiatru, rozwiała się w czarny dym, który chwilę później wsiąkł w ziemię.

Gdy blask posągu zniknął, w mokrej trawie obok niego, leżała na wznak na ziemi oszołomiona i mrugająca z niedowierzaniem oczami postać, której tu chwilę temu jeszcze nie było.

Coffman.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Game Master dnia Nie 22:39, 30 Paź 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Robert
PostWysłany: Pon 17:40, 31 Paź 2011


Dołączył: 06 Mar 2010

Posty: 326
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nieporęt

Robert był mocno zawiedziony nieudanym egzorcyzmem Hanka, ale starał sie tego nie okazywać. Liczył, że jak już mają po swojej stronie księdza, to poradzą sobie z wszelkimi upioropodobnymi sprawami. A tutaj najwyraźniej się mylił. Albo posąg wcale nie był źródłem mocy upiora.

Nie wiedząc co innego mógłby ze sobą uczynić, postąpił za radą Hanka i zaczął zbierać drewno na ognisko. Szło mu to całkiem szybko, widać było że od dawna nikt tutaj ogniska nie robił, bo gałęzi było aż za dużo jak na dżunglę. Gdy wracał, zauważył, że posąg zaczął tak jakby... świecić. Natychmiast przyspieszył kroku, tak by ostatnie kilka metrów przebyć w pełnym biegu i po chwili znalazł sie na polance.

Pierwszym co zobaczył była postać Hanka, taka jakby mocno zmęczona, jednak uwaga mężczyzny długo nie pozostawała na księdzu. O ile Hankowi cos mogło się zdarzyć, o tyle na pewno coś dziwnego musiało stać się osobie która leżało obok posągu.

- Kim jesteś i co tu… - zaczął się pytać nieznajomego podchodząc bliżej, gdy nagle go rozpoznał.

Zadziałał instynktownie. Wypuścił drewna na polanę i ruszył do Coffmana tak szybko, że sam by się zdziwił gdyby mógł potem obejrzeć nagranie z tym. Nie pomyślał, że z rozwalonym obojczykiem jest w nie najlepszej sytuacji. Po prostu z całej siły kopnął próbującego wstać Josha w twarz.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Pon 23:35, 31 Paź 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Kopniak był celny, a Josh wciąż jeszcze zdezorientowany po tym, co mu się właśnie przydarzyło. Nie zdążył nawet zareagować, gdy but Roberta złamał mu nos. Głowa Coffmana odskoczyła do tyłu jak piłka, rozsiewając wokół wachlarz kropelek krwi.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Joshua Coffman
Templers
PostWysłany: Wto 15:47, 01 Lis 2011


Dołączył: 01 Kwi 2010

Posty: 264
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Wszystko to czym był Joshua Coffman zostało zrujnowane pod wpływem jednego dotyku, jednego spojrzenia, jednej sekundy w której realizm jego życia został zmieciony jak domek z kart w obliczu nadciągającego tornada. W jednej chwili tracił świadomość a gdy w drugiej otwierał oczy, lękliwe uczucie klaustrofobii zniknęło zastąpione ogromem nocnego nieba i szumem drzew. Gdy chłód i krople rosy zajęły się ciałem Josha, temu krzyk uwiązł w gardle. Próbował jakoś pozbierać swoją tożsamość do kupy, skleić stare poglądy z tym co tak naprawdę działo się wokół a czego starał się usilnie nie widzieć na własne oczy. Mętlik. Liczył na to, że jak wstanie na własne nogi, będzie w stanie jakoś wytworzyć normalną myśl, łączącą go z tym co było zanim... Z trudem wsparł się na rękach i kolanach, prawie osiągając sukces. Nawet nie usłyszał reakcji innych, nie zauważył jak Robert podbiega i kopie go w twarz, łamiąc mu nos. Ból sprawił, że Coffman przestał myśleć, choć miał otwarte oczy i widział jak z jego nosa robi się krwawy prysznic rozsiewający wokół swoje kropelki. Miał wrażenie że czas zwolnił. Coffman był w totalnej rozsypce. Powoli sięgnął do swojej twarzy ręką, sprawdzając jak wygląda na niej jego własna krew. Nawet nie wiedział które pytanie zadać jako pierwsze stojącemu obok mężczyźnie.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Wto 23:20, 01 Lis 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Poranek, dzień 32.

Pierwsze promienie słońca nieśmiało przebijając się zza ciężkich chmur próbowały rozproszyć ciemność nocy. Wśród lekkich oparów mgły wstał nowy, pochmurny dzień, z niskimi, deszczowymi chmurami zasłaniającymi całe niebo. Deszcz, który spadł tuż po świcie był mocny i intensywny, a gdy ustał, chmury nie rozproszyły się, zapowiadając deszczową aurę w ciągu całego dnia.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Sob 22:05, 05 Lis 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Ciemność wydawała się gęstnieć, a Claude po oddaleniu się Hanka czuła się jeszcze bardziej zagubiona. Obok kręcił się jeszcze Robert, zbierając drewno, ale to nie było to samo... Cornwell miał w sobie coś z przewodnika. Z pasterza. - poprawiła się w duchu i uśmiechnęła lekko. Z jakiegoś powodu wolała mieć na niego oko, a jednak budził poczucie bezpieczeństwa. Kiedy znikł w mroku dżungli poczuła się, jakby ktoś zabrał resztki tego poczucia. Westchnęła. Miała zamiar pomóc Robertowi, chociaż sama ledwo cokolwiek widziała. Niewielka latarka nie dawała tyle światła, ile Claude by chciała.

- Nasza przechadzka wydaje się zupełnie bezsensowna. - powiedziała z rozczarowaniem. Ni to do siebie, ni to do mężczyzny. - Nie wiem, co mi strzeliło do głowy skoro myślałam, że to zadz...

Urwała w połowie słowa. Posąg rozjarzył się. Błysk oślepił na chwilę dziewczynę. Machała chaotycznie latarką, jakby to miało przywrócić wzrok. Dopiero po kilku dobrych chwilach zaczęła odróżniać kształty w bladym świetle. Ktoś leżał przy posągu. Claude skierowała na postać snop światła, marszcząc brwi. Znała go. Coffman! Wciągnęła ze świstem powietrze i niemal w tej samej chwili Robert zaszarżował na wroga. Mocny kopniak w twarz prawie odbił się echem po dżungli. W pierwszej chwili czuła jakiś wewnętrzny sprzeciw dla przemocy, a z drugiej strony... To on. On i tamta wariatka zabrali JJ. Nie mieli żadnych skrupułów przed sterroryzowaniem przychodni. Nie mieli obiekcji przed zabijaniem... Wściekłość narastała w dziewczynie ruchem jednostajnie przyspieszonym, aż w końcu nie wytrzymała. Podeszła... Nie, niemal podbiegła do leżącego. Dzień budził się powoli do życia, a w drgającym świetle latarki widziała jego zakrwawioną twarz jeszcze wyraźniej. Twarz mężczyzny, który zabrał Jenefer. Z całej siły kopnęła go w żebra. A potem - nie zważając na niefrasobliwość swoich ruchów - nachyliła się nad Coffmanem i zaświeciła mu latarką prosto w oczy. Chociaż to nie było już konieczne. Poranna łuna sprawiała, że rzeczywistość zaczęła już nabierać kształtów i kolorów.

- Gdzie jest Jenefer?! - wrzasnęła. Już dawno straciła nad sobą panowanie. - Jesteś tu sam... - zawahała się. - Gówno mnie obchodzi jakim cudem się tu znalazłeś. Ale jesteś sam, a my nie zawahamy się wypruć ci flaków, rozumiesz? Co zrobiliście z Jenny?!

Brzmiała głupio. Ale nie dbała o to. Jeszcze raz zamachnęła się nogą.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Wyspa Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 5 z 7

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo


Programosy
Regulamin