www.rasshamra.fora.pl - witaj! Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości.
Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna                    FAQ
                Szukaj
             Użytkownicy
          Grupy
       Galerie
    Rejestracja
Zaloguj
Eskapada - "Hollywood Kiss"
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny  
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Wyspa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Game Master
Game Master
PostWysłany: Czw 14:11, 15 Kwi 2010


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Ostatnie promienie słońca znikły za horyzontem. Porywisty wiatr przygnał na niebo chmury, zza których tylko czasami wyglądał sierp księżyca. Zaczęło robić się chłodno, a ludzie mieli dziwne, niejasne poczucie, że to nie tylko efekt spadku temperatury. W mrokach dżungli zaczynało budzić się ukryte za dnia życie. Ci, którzy w niej byli, mieli przed sobą ciężką noc.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Pią 0:07, 16 Kwi 2010


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Brnęła na ślepo. Praktycznie nic nie widziała. Jeśli księżyc wyłaził zza chmur, to chyba tylko w ramach ponurego żartu, w żadnym razie nie poprawiał widoczności. Claude wzdrygała się na każdy szelest. Rozglądała się przerażona, czasem odskakiwała w bok i szła tyłem, by patrzeć w kierunku dźwięku, który ją przeraził. A przynajmniej tak jej się wydawało. Była zdezorientowana, otępiona lękiem i zmarznięta. Umysł generował najróżniejsze obrazy, a każdy kolejny kończył się jeszcze gorzej. Jeszcze gorszą śmiercią. Oparła się o pień drzewa, przywarła do niego, jakby chciała wtopić się w naturę. Zsunęła się do pozycji siedzącej. Oddychała płytko, wciąż się rozglądając. Jedyne nad czym się zastanawiała to czy przeżyje do rana. Po policzkach spływały jej łzy bezradności i strachu.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Claude Beaumarchais dnia Pią 11:28, 16 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Dylan Jarre
Moderator
PostWysłany: Pią 19:56, 16 Kwi 2010


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 356
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Biegł przed siebie, nie zważając na uderzenia zadawane przez szereg cienkich gałęzi. Co jakiś czas oglądał się przez ramię, aby upewnić się, czy Zaklęta Pani nie podąża w ślad za nim (oczywiście nie dostrzegał niczego poza ciemnością pochłaniającą dżunglę). Zatrzymał się dopiero wtedy, gdy szepty ucichły, a wiatr całkowicie się uspokoił. Wciąż nie opuszczała go groza sytuacji, groza tego, co zobaczył. Jak to możliwe? Jak to w ogóle możliwe?! Oddychał ciężko (po trochu ze strachu, po trochu ze zmęczenia), wodził dookoła zdezorientowanym spojrzeniem. Drobiąc niewielkie kroki, potknął się o wystający korzeń i legł plackiem na ziemię. Podczas upadku uderzył łokciem o kamień.

- Kurwa... - tylko tyle był w stanie powiedzieć. Choć jeśli się zastanowić, to nie istniał chyba trafniejszy komentarz.

W pośpiechu zrzucił z ramienia plecak i namacał w nim uchwyt latarki. W chwilę potem rulon światła rozjaśnił srogie pnie drzew. Uspokoić się... Nie miał pojęcia co dalej. Krzyki Claude ucichły już dawno temu - znając szczęście, to rozbiegli się w całkowicie przeciwnych kierunkach. Mógł mieć tylko nadzieję, że jego towarzysze dostrzegą światło latarki, usłyszą jego nawoływania. Jakimś cudem... I chociaż była to ostatnia rzecz, na jaką miał teraz ochotę - powoli podniósł się z ziemi i zanurkował w pobliskie zarośla.

- Claude?! Robert?! - jego głos rozniósł się z echem. Odpowiedziała mu cisza.

Zastanowił się jak długo wytrzyma w dżungli ktoś pokroju Claude - całkiem sam, pozbawiona jakichkolwiek zapasów żywnościowych... I wówczas pożałował, że nie zażądał swojej zapłaty z góry.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Pią 20:49, 16 Kwi 2010


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Bliżej nieokreślony szelest sprawił, że poderwała głowę z kolan. Zamarła, wpatrując się w ciemność, a gdy nic jej nie zaatakowało odetchnęła. Kolejny raz. Niemal przyzwyczaiła się do nocnych odgłosów dżungli, ale i tak każdy głośniejszy dźwięk sprawiał, że jej serce się zatrzymywało. Przestała się co prawda mazać, ale chyba tylko dlatego, że nie miała już na to siły. Dla odmiany od czasu do czasu szczękała zębami. Oparła policzek o przyciągnięte do piersi kolana. Zastanawiała się - chyba setny raz - ile godzin pozostało do wschodu słońca, jak długo tu siedzi, co się dzieje z Jacobem, Dylanem i Robertem, jak mają się sprawy w miasteczku, czy ktoś zauważył, że ich nie ma i czy będą ich w razie czego szukać. Myśli zaczęły zataczać koło, a Claude z całą świadomością własnego ciała poczuła, że wszystkie mięśnie ma boleśnie napięte. Zmieniając pozycję, podparła się dłońmi o wilgotny mech. W tej samej chwili po jej lewej ręce przebiegło coś małego i włochatego. To wystarczyło, by zburzyć względne opanowanie. Claude wyraziła swoje przerażenie rozdarciem się na całe gardło.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dylan Jarre
Moderator
PostWysłany: Pią 22:39, 16 Kwi 2010


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 356
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Pasmo drzew urwało się na moment, ustępując miejsca niewielkiej porębie skąpanej w bladym świetle księżyca. Idealne lokum na spędzenie nocy. Zatrzymał się i wyłączył latarkę. Był świadom faktu, że baterie nie słyną z nieśmiertelności. Co prawda zabrał kilka na zapas, ale Bóg raczy wiedzieć, czy przetrwały przeciwności zeszło nocnej tułaczki.

Pomyślmy przez chwilę... Skupmy się i pomyślmy...

Dylan stał przed bardzo ważnym wyborem - mógł kontynuować poszukiwania, nabawić się odcisków i zedrzeć sobie gardło, nawołując na przemian Claude i Roberta, albo przysiąść na ziemi i pogrążyć się we śnie. Zakładając, że którekolwiek z nich nie wpadło na pomysł rozbicia obozu i wyczekiwania słońca w pozycji siedzącej, druga opcja niwelowała wszelakie szanse na odnalezienie się w puszczy. Do rana odległości, które ich podzielą, staną się zbyt duże, ażeby je pokonać. O ile już się nie stały.

- I jak tam, mała? - mruknął ponuro, gapiąc się w rozgwieżdżone niebo. - Mam nadzieję, że ta lekcja wbije ci trochę rozumu do głowy...

Pytanie, czy będziesz miała okazję, żeby coś sobie z tej nauczki zrobić... Oklapnął na trawie i rozsiadł się wygodnie, zatapiając twarz w dłoniach. Przypomniał sobie swoje wcześniejsze założenia: "W razie czego ONA idziesz na pierwszy odstrzał", "Nie będę nadstawiał za nią karku".

- Taaa... - westchnął.

Koniec końców, zamierzał dotrzymać danego słowa. I to nie tylko dla zasady. Limit dobrych uczynków został przekroczony już dawno temu. Powolnym ruchem rozmasował obolały łokieć i położył się na plecach. Dobranoc, mała , pomyślał, splatając dłonie za głową, Pamiętaj, że to nic osobistego. . I nagle, kiedy już zaczynał zapadać sen, usłyszał kobiecy pisk. Głośno i wyraźnie. Natychmiast zerwał się na równe nogi, namacał latarkę i wycelował nią w kierunku, z którego - jak mu się wydawało - dochodził krzyk.

- Claude? - spytał sam siebie, niezbyt pewny czy powinien zwrócić uwagę wołającego. Doświadczył na tej wyspie dość dużo, by nauczyć się ostrożności. W końcu jednak nabrał powietrza w płuca i wyrzucił z siebie głośne - HEJ?! CLAUDE?! HEJ!! - postąpił o kilka kroków do przodu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dylan Jarre dnia Pią 22:45, 16 Kwi 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Pią 23:07, 16 Kwi 2010


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Zerwała się na nogi i odskoczyła, uderzając ramieniem o inne drzewo. Przywarła do niego, objęła je rękoma w jakimś głupim, bezradnym geście. Przez chwilę czekała aż coś się stanie, a gdy nic jej nie dotknęło, załkała bezgłośnie. Osunęła się na ziemię, wciąż obejmując drzewo. Zawsze bała się ciemności. W ponurej atmosferze dżungli wyobraźnia podsuwała jej niestworzone obrazy, nasycając umysł lękiem.

- Mam... - szepnęła przez łzy. - dość.

Nagle drgnęła. Krzyk? Nie wiedziała czy rzeczywiście coś słyszała, czy może to tylko urojenie, imaginacja podsycana nadzieją. Zamknęła oczy (chociaż nie było to potrzebne w takich ciemnościach), by wyostrzyć słuch. Tak, zdecydowanie słyszała nawoływanie. Wstała gwałtownie, podpierając się o pień. Wzięła głęboki oddech.

- HEJ! TUTAJ!!!

A jeśli to nikt z nich, Claude? Poczuła jak oblewa ją zimny pot.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dylan Jarre
Moderator
PostWysłany: Pią 23:28, 16 Kwi 2010


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 356
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Szedł coraz szybciej, wytężając słuch, licząc na kolejne nawoływania. Nie był do końca pewien, czy podąża we właściwym kierunku (a również tego, czy w ogóle powinien był gdziekolwiek podążać).

- CLAUDE?! - wrzasnął tak głośno, że aż zapiekło go gardło. Nie dostał odpowiedzi.

Tymczasem światło rzucane przez latarkę zamrugało ostrzegawczo i zaczęło bladnąć. Kolejne gówno, które spada z nieba w najmniej odpowiednim momencie. Do jasnej cholery, czy na tej wyspie nie można liczyć na żadną rzecz napawającą optymizmem? Choćby i jedną, zgoła niewielką...

- Pieprzyć to... - już miał się zatrzymać i wrócić na porębę, kiedy do jego uszu dotarło przytłumione "Hej! Tutaj!" - Hej... HEJ?!? CLAUDE?! SŁYSZYSZ MNIE!! MÓW DO MNIE!! HEJ?!

Z czasem szybki chód przemienił się w trucht, a trucht w niezgrabny bieg na oślep. Dylan przedzierał się przez krzaczysk, chroniąc twarz przed zadrapaniami. Na krótki moment uwolnił się od przerażającego wizerunku Zaklętej Pani. Na krótki moment - bowiem w końcu, chcąc nie chcąc, będzie musiał do tego wrócić. Zmierzyć się z tym. Raz jeszcze.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dylan Jarre dnia Pią 23:38, 16 Kwi 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Pią 23:49, 16 Kwi 2010


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Kolejna porcja nawoływań. Tym razem dużo głośniejsza. Znała ten głos i raczej nie myślała, że tak bardzo się ucieszy na jego dźwięk. Kamień spadł jej z serca.

- DYLAN! TUTAJ! - krzyknęła, stawiając niepewnie kroki. - JESTEM... - zawahała się, "tutaj" brzmiało jakoś idiotycznie, ale właściwie dlaczego miałoby to ją obchodzić w tej sytuacji? - JESTEM TUTAJ!!! DYLAN!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dylan Jarre
Moderator
PostWysłany: Sob 0:02, 17 Kwi 2010


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 356
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

- NIE RUSZAJ SIĘ Z MIEJSCA!! - wrzasnął, zahaczając nogą o kujący krzak i uwieńczając ten fakt paskudną wiązanką przekleństw. - JUŻ DO CIEBIE IDĘ!! CLAUDE?! MÓW COŚ DO MNIE, DO CIĘŻKIEJ CHOLERY!!

W tej części puszczy nie zostało ani śladu po blasku księżyca, można było mówić o słownikowej definicji ciemności. Co więcej, Dylan był w stanie przysiąc, że z minuty na minutę temperatura opadła o kilka stopni. Czyżby stało się tak dlatego, że zbliża się w rejony... TAMTEGO miejsca? Na myśl o tym przebiegły po nim zimne dreszcze, a nogi zaczynały odmawiać posłuszeństwa, domagać się natychmiastowego "w tył zwrot!" Ale wołanie Claude stawało się coraz wyraźniejsze, coraz głośniejsze - dzieliło go od niej już tak niewiele... Nie, trzeba napierać przed siebie... Jeszcze kawałek...

- Claude?! Cla... - przedarł się przez zacieśnione pnie drzew i stanął centralnie na wprost szczupłej, kobiecej sylwetki. Poświecił na nią latarką, upewniając się, że odszukał właściwą osobę, po czym wycelował światło na ziemię i skinął głową. - No. To się znaleźliśmy...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Sob 0:26, 17 Kwi 2010


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Claude krzyczała, jak głupia gadając o pierdołach. Zapominała o każdym słowie, zaraz po skończeniu każdego kolejnego zdania. Skupiała się na intensywności głosu. O to przecież chodziło. Przez swoje darcie nawet nie słyszała zbliżającego się mężczyzny. W pełni uświadomiła sobie jego obecność, gdy blade światło latarki ją oślepiło. Stała przez chwilę bez ruchu, z kolejnym krzykiem zatrzymanym w krtani. Prawdziwość sytuacji musiała do niej dotrzeć. Dylan opuścił rękę z latarką. Zanim zdołała się zorientować co robi, wtuliła się w niego i zaczęła płakać mu w koszulkę. Ulga, która ją ogarnęła sprawiła, że musiała wszystko z siebie wyrzucić. Do żywego człowieka, a nie do drzewa czy w przestrzeń.

- Boże, tak strasznie się bałam... - wyłkała.

A gdy emocje z niej zeszły, przypomniała sobie jakim człowiek jest Dylan. Przełknęła ślinę, nie odważyła się podnieść głowy.

O cholera.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dylan Jarre
Moderator
PostWysłany: Sob 0:52, 17 Kwi 2010


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 356
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Kiedy przez jakiś czas stali naprzeciw siebie w milczeniu, utwierdzając się w przekonaniu, że naprawdę zdołali się odnaleźć, nie za bardzo wiedział jak powinien się zachować. Oczywiście w jego głowie ułożyło się kilka kąśliwych uwag, tylko czekających na to, by dostać się na język, ale nie był do końca pewien, czy nastał odpowiedni moment, ażeby się nimi posłużyć. Krótka chwila, podczas której rzucił światło na twarz Claude i zobaczył jej minę... To nie było zwykłe przerażenie - to nie tylko strach przed ciemnością i nieznaną głuszą, zdającą się obserwować twoją postać z każdej możliwej strony... I chociaż nie dziwił się, że dziewczyna przywarła do niego i zaczęła wypłakiwać się w ramię - chociaż, w pewnym sensie, mógł to doskonale przewidzieć, poczuł się odrobinę niezręcznie. Powoli wyciągnął przed siebie rękę i gapił się na nią z rozwartymi ustami, jakby nie wiedząc do końca co z nią zrobić. Wreszcie, nie bez oporów, posłużył się nią, żeby poklepać Claude po ramieniu.

- Okej, mała. - wymamrotał. - Już dobrze.

O ile pociesza cię fakt, że w razie czego nie umrzesz tutaj w samotności... , dopowiedział w myślach, ale z jakiegoś powodu zdobył się na to, by zachować milczenie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Sob 1:21, 17 Kwi 2010


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Pociągnęła nosem ostatni raz i odsunęła się od Dylana. Popatrzyła w bok, mimo że w mroku nocy nie mógł dostrzec jej wyrazu twarzy. Była wdzięczna, że jej nie odepchnął. Chociaż mógł. Chociaż tego się spodziewała. Był taki nieprzewidywalny w tej swojej naturze sukinsyna. Albo w jej udawaniu.

- Dzięki. - mruknęła.

Teraz, kiedy poczuła się bezpieczniej, myśli zaczęły się uspokajać. Porządkować. Pomyślała o powodzie rozdzielenia. Wzdrygnęła się, aż zadzwoniła zębami. Na pytania przyjdzie czas, w tym momencie nie czuła się na siłach, by wracać do... Ciało Claude jeszcze raz przeszył dreszcz. Zdecydowanie nie wróci tam wspomnieniami, będąc w ciemnym gąszczu.

- Myślisz, że... - urwała. Chyba po raz pierwszy jej intencje nie były związane z troską, tylko z rozpaczliwą chęcią zajęcia się czymś innym niż myślami o nawiedzonej części dżungli. - Myślisz, że powinniśmy poszukać Roberta? Był tuż za mną, ale w którymś momencie gdzieś zniknął. Nie wiem, jak daleko może być.

Objęła ramiona dłońmi i zaczęła je pocierać, by dać sobie trochę ciepła. Odruch.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dylan Jarre
Moderator
PostWysłany: Sob 1:44, 17 Kwi 2010


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 356
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Nagle niezręczność legła w gruzach, a on dostał w pysk mokrą szmatą. Dobroć Claude po raz kolejny przemieniła się w taran, który uderzył w sam środek kruchej ściany jego resztek taktowności. W odpowiedzi na jej troski wzruszył ramionami i zrzucił na ziemię plecak. Sam usiadł obok niego i rozprostował nogi.

- Zapamiętaj to drzewo, bądź jakiś inny punkt charakterystyczny, którym mogłabyś się kierować, gdybyś zechciała mnie znowu odnaleźć. - oznajmił sarkastycznie. - I zabieraj się w drogę. Bo ja się stąd nie ruszam.

Czy ona naprawdę nie dźwigała w sobie ani krzty egoizmu? Ani krzty troski o samą siebie? Przez jakiś czas siedziała tutaj trzęsąc się ze strachu, kto wie - może nawet nastawiając się na perspektywę niedalekiej śmierci - a teraz, w chwilę po tym jak znów odzyskała grunt pod nogami, wypytuje o tego kretyna, miast nacieszyć się iskierką nadziei na możliwie bezpieczny powrót do miasteczka.

- Och, nie patrz tak na mnie. - prychnął, na widok jej wzburzonego spojrzenia. - Czyż to nie tego chciałaś, mała? Mojej stanowczej odmowy? Teraz, kiedy już możesz zwalić bezczynność na moją bezduszność, nie będziesz miała wyrzutów sumienia. - ostrożnie podwinął rękaw i obejrzał spuchnięty łokieć. W najgorszym razie złamany, skrzywił się lekko Boli jak wszystkie diabli. - Wlazł do dżungli z własnej woli... Z własnej głupoty. Nikt mu nie obiecywał nastawiać za niego karku.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Sob 8:52, 17 Kwi 2010


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Zagryzła wargę. Tym razem Dylan miał rację. No, może poza tym, że byłaby w stanie zasłonić się "bezdusznością" innych, by nie trapiły ją wyrzuty. Ale miał rację. Z drugiej strony ją odnalazł, dlaczego miałby nie podjąć poszukiwać jeszcze jednego człowieka.

Bo Robert nie wisi mu pół miliona, dziewczyno.

Westchnęła. Widząc, co robi Dylan, przyklęknęła przy nim, siadając na piętach. Zignorowała jego spojrzenie i odepchnęła rękę, którą badał łokieć, po czym sama się za to zabrała. Jak przy pierwszym spotkaniu, pomyślała przelotnie. Łokieć był opuchnięty. Nie wyczuła pod palcami żadnych nierówności.

- Silnie stłuczony. - zawyrokowała, rozglądając się, jakby jakimś cudem miała znaleźć obok siebie apteczkę. - Przydałby się bandaż elastyczny. - zamknęła na chwilę oczy, zbierając myśli. - Masz coś, co mogę podrzeć i zrobić z tego prowizoryczne usztywnienie?

Niemal roześmiała się histerycznie. Wiedziała, że gdyby w szaleńczej ucieczce nie zgubiła kurtki i włożonej w nią bluzy, właśnie ściągałby ukradkiem własną bawełnianą koszulkę, by zrobić z niej odpowiedni użytek. Jesteś nie-po-pra-wna. I cholernie głupia.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dylan Jarre
Moderator
PostWysłany: Sob 11:16, 17 Kwi 2010


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 356
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Nie mógł się powstrzymać, żeby nie zaśmiać się cicho i posłać jej rozbawionego spojrzenia.

- Może twoją koszulę, mała? Nie miałbym nic przeciwko.

Powoli odsunął rękę i zaciągną rękaw. Znali się chyba na tyle dobrze, by Claude mogła to odczytać jako: "Odpuść. Sam sobie poradzę".

- Powinniśmy rozpalić ognisko. - podjął po krótkiej chwili milczenia. - Głupio by było zamarznąć na śmierć po tym wszystkim co przeszliśmy.

Miał cicha nadzieję, że jego zapalniczka wytrzymała próbę deszczu i nie będzie musiał walczyć o ogień pocierając o siebie dwa suche patyki. No cóż, prawdę mówiąc, gdyby doszło do podobnej walki - z pewnością by przegrali. Jego umiejętności do życia w warunkach ekstremalnych praktycznie nie istniały. Zresztą nie tylko to - nawet w cywilizowanym świecie miał problemy z naprawieniem zepsutego kaloryfera.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dylan Jarre dnia Sob 11:16, 17 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Wyspa Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 5 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo


Programosy
Regulamin