www.rasshamra.fora.pl - witaj! Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości.
Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna                    FAQ
                Szukaj
             Użytkownicy
          Grupy
       Galerie
    Rejestracja
Zaloguj
Eskapada - "Hollywood Kiss"
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny  
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Wyspa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Wto 9:59, 13 Kwi 2010


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

DOŚĆ! W głowie zwizualizowała się i zawyła ogromna czerwona lampa. A mimo wszystko Claude pociemniało w oczach. Podparła się o drzewo i dźwignęła ociężale. Podeszła chwiejnie do Dylana, przykucnęła. Długo nie wytrzymała w tej pozycji, opadła na kolana. Zdawała sobie sprawę, że jej bezbronność fizyczna niemal sięga apogeum. I tak nie było to wystarczającym powodem, by powstrzymać nachylenie się w stronę Dylana i popatrzenia mu wściekle głęboko w oczy.

- Złamać? - warknęła, ale efekt zepsuło totalne zmęczenie, które znów zaczęło ją ogarniać. - Tak, jakby to była jakaś gra. Mógłbyś przestać być takim cynicznym sukinsynem, ale najwyraźniej lubisz łatwe rozwiązania.

Rzeczywistość zawirowała, straciła ostrość na chwilę. Claude klapnęła całkiem na tyłek, jedną ręką się podparła, drugą - chwyciła za głowę.

- Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym ci teraz przywalić. - szepnęła słabo, ale nadal dało się usłyszeć w tym szepcie tłumioną furię.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dylan Jarre
Moderator
PostWysłany: Wto 10:26, 13 Kwi 2010


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 356
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

- Że niby nie jest to żadna gra? - rozłożył ręce. - Ależ rozejrzyj się! Siedzimy na odludnej wyspie, mieszkamy w domkach, w sąsiedztwie psychopatycznego Kuby Rozpruwacza, jesteśmy nękani przez... - w porę ugryzł się w język. - A wszystko za dwa miliony dolarów, które zaoferował nam "White Raven". To JEST gra, mała. Bo wszyscy tańczymy w rytm ich muzyki. Na dodatek w pełni tego świadomi. Każda jedna osoba, która postawiła stopy na placu Ras-Shamra liczyła się z tym, co może ją tu spotkać. Nie próbuj udawać, że jesteś inna.

Nawet się nie przejął gwałtownym poruszeniem Claude. Podobnie jak jej równie gwałtownym powrotem do parteru. Siedział niewzruszony z rękami splecionymi na kolanach, ze znudzonym spojrzeniem wycelowanym w pobliskie zarośla.

Tia... I to by było na tyle, jeśli chodzi o rozładowanie atmosfery, panie Jarre...

- Co cię tak naprawdę wkurza? - ciągnął dalej - To, że jestem cynicznym sukinsynem, czy to, że między wersami moich wypowiedzi odnajdujesz ziarnko prawdy? Że wypowiadam na głos rzeczy, o których każdy myśli, ale boi się oznajmić na głos? Bo tylko tym różnię się od innych, mała. Brakiem przyzwoitości i taktu. Nie poglądami, ani spaczonym sercem.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Wto 16:22, 13 Kwi 2010


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Położyła się na plecach, rękoma przykryła twarz. Nocne pozostałości burzy zdążyły już wyparować, ziemia była już praktycznie sucha. Może podłoże nie było jakoś specjalnie wygodne, ale Claude to wystarczało. Przynajmniej mogła leżeć i łudzić się, że to zregeneruje jej siły.

- Mówiąc o grze, nie miałam na myśli White Raven. - odparła spokojnie, nie pociągnęła dalej wątku.

Oddychała równomiernie. Gdzieś między słowami Dylana, a własnymi myślami, część jej świadomości wciąż próbowała doprowadzić do porządku zmęczone ciało.

- Spaczone serce. - powiedziała głucho. Przypomniała jej się rozmowa z Jacobem. Ta, w której powiedział, że wszyscy ludzie są źli, tylko niektórzy troszkę mniej. Zaczęła mówić bardziej do siebie, niż do Dylana. - Jesteście tacy sami. Wydaje wam się, że wszyscy ludzie, relacje między nimi są napiętnowane jakąś skazą. Że nie warto. Że lepiej trzymać się z daleka. Ewentualnie przywalić w pysk albo po prostu wziąć sobie, co wam się podoba. I żeby mieć jeszcze święty spokój. - ciągnęła monotonnie. - Może i odnajduję trochę prawdy w Twoich słowach. Ale myślisz, że ona leży tylko po twojej stronie? - przerwała na chwilę. Dopiero teraz tak naprawdę skierowała swoje słowa do Dylana. - Rozpaczliwie bronisz się jakiejkolwiek relacji z innymi. Odcinasz się. A wcale nie jesteś taki zły, jak ci się wydaje. A mnie wkurza to, że jesteś taki cholernie skrajny.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Robert
PostWysłany: Wto 18:39, 13 Kwi 2010


Dołączył: 06 Mar 2010

Posty: 326
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nieporęt

Robert przez cały czas szedł pierwszy. Rozmowy jakie były toczone za jego plecami irytowały go bardziej, niż mógł przypuszczać. O ile po Dylanie mógł się tego spodziewać, o tyle Claude go zaskoczyła. Wszelkiego rodzaju docinki połączone z pseudo filozoficznymi rozważaniami na temat egzystencji były uważane przez Roberta za bezsensowne. Nie sprzeciwiał sie jednak chęci powrotu, bo widział, że Claude ledwo chodzi. Kiedy jednak Dylan krzyknął, żeby się zgubił a podziela się forsą to mało go szlag nie trafił i ledwo się powstrzymał od tego, by nic nie mówić. Gdy oni się zatrzymali postanowił sprawdzić, gdzie mniej więcej są i wszedł na jakieś duże drzewo, które pod wpływem wichury z nocy przewaliło się i opierało na innym drzewie. Chciał tylko rozejrzeć się po okolicy, by zobaczyć czy nie widać w oddali ich miasteczka, a może nawet tego, czego proponował szukać wcześniej. Nie uważał swojego pomysłu za genialnego, ale uważał, że lepiej rzucać jakimikolwiek pomysłami, nawet najgłupszymi, niż stać w miejscu. Teraz jeszcze, kiedy Claude zrezygnowała, on postanowił, że musi znaleźć Jacoba. Nie wiedział czemu, po prostu musiał to zrobić. W końcu czuł isę potrzebny, w końcu czuł, że może zrobić coś pożytecznego, a nie całymi dniami leży i nie robi nic konkretnego. Przestał zwracać uwagę na Dylana i Claude słysząc cały czas ich rozmowę i wiedząc, ze są niedaleko, a także wiedząc, że oni go także całkowicie zignorowali. A teraz chciał się już tylko rozejrzeć, tak mało, a może i tak dużo.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dylan Jarre
Moderator
PostWysłany: Śro 0:30, 14 Kwi 2010


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 356
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

No to etap "udowodnię ci, że tak naprawdę to całkiem porządny z ciebie facet" mieli już za sobą. Tak, jak się spodziewał.

-Gówno o mnie wiesz. - mruknął ponuro i wyszperał z plecaka paczkę sucharów. Smakowały trochę lepiej niż rano. Może dlatego, że robił się coraz bardziej głodny. - Po prostu chcesz, żeby tak było. W przeciwnym razie zawaliłby się cały twój światopogląd.

Uznał, że gadka typu: "mylisz się, mała - w rzeczywistości jestem naprawdę bardzo złym, dużym wilkiem" była niczym innym, jak tylko rzucaniem grochem o ścianę. Claude miała klapki na oczach, kurczowo trzymała się swoich dziecinnych przekonań. No i była uparta. Niemal tak samo, jak on.

- Gówno o mnie wiesz. - powtórzył, tym razem nieco ciszej. Przed oczyma stanęła mu Zaklęta Pani. Leżała na podłodze, cała we krwi. Patrzył na nią zaszklonym wzrokiem, dłoń ściskająca pistolet trzęsła się jak galareta. Na moment wróciły do niego wszystkie uczucia powiązane z tą sytuacją. Strach, smutek, niepewność, nienawiść do samego siebie... Ulga? Na szczęście szybko się otrząsnął.

Ta cała Claude... Udowodni jej swoją prawdziwą naturę, kiedy nadarzy się ku temu odpowiednia okazja. W razie jakiegokolwiek zagrożenia nawet się nie zawaha, żeby ją zostawić. O tak, z pewnością nie nadstawi za nią karku. A potem popatrzy jej w oczy i z satysfakcją wyczyta jak bardzo się co do niego pomyliła.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dylan Jarre dnia Śro 0:41, 14 Kwi 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Śro 11:33, 14 Kwi 2010


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

- Tak, jakby nie jeden raz się walił. - szepnęła.

Czuła się już trochę lepiej, ale rozmowa z Dylanem wysysała z niej cudem nagromadzone resztki sił. Nie pozostało jej nic innego, jak przerwać tę jałową konwersację, z której nic nie wynikało i raczej przyszłość tego nie zmieni. Bała się nawet przypuszczać, jakie pokrętne (I złe...) myśli czają się w umyśle Dylana. Zastanawiała się czy czasem nie potrąciła nieodpowiedniej struny i czy to się kiedyś na niej odbije.

To i tak nic nie zmieni, Claude. Nawet jeśli wbije ci nóż w plecy prawdopodobnie wyciągniesz do niego pomocną dłoń w każdej sytuacji. - zacisnęła mocno powieki. - Jesteś pewna?

Podparła się do pozycji siedzącej, a potem wstała ostrożnie. Kolorowe mroczki przed oczami nie przesłaniały obrazu, Claude czuła się stabilnie na własnych nogach. Nareszcie. Omiotła wzrokiem otoczenie. Teraz przynajmniej dostrzegała szczegóły. Jej spojrzenie padło na niewysoki bananowiec. Kiepska sprawa, sam pień, brak punktów zaczepienia. Mimo wszystko bez namysłu wdrapała się na drzewo, oddychając głęboko, czując jak na czoło wypływają jej kropelki potu. Gdyby nie jej stan, całe "przedsięwzięcie" nie stanowiłoby żadnego problemu. Z wysiłkiem oderwała sporą kiść (prawie przy tym spadając), zrzuciła ją na dół. Po czym zsunęła się trochę i zeskoczyła na ziemię. Zachwiała się, upadła na kolana tuż obok bananów. Zagryzła wargę. A potem tylko wzruszyła ramionami, usiadła wygodnie po turecku. Obrała ze skóry jednego banana, wgryzła się w niego ze smakiem.

Kawa! Kawa! Kawa! - myślała niemal rozbawiona, jakby miał się zaraz przed nią pojawić kubek z czarną parującą zawartością. Co innego mogła zrobić? Zapłakać się na śmierć w środku dżungli? Owszem - wielu rzeczy się bała, z wieloma nie umiała sobie poradzić, ale nie uważała, że ma z tego powodu popadać w stany quasi-depresyjne. Jasne, popadała. Starała się jednak jak najszybciej doprowadzić do porządku. Nawet wbrew samopoczuciu. Tak jak teraz.

Poszukała wzrokiem Roberta. Widziała, jak wcześniej kręci się gdzieś obok, co chwilę znikając za jakimiś krzakami. Teraz nie mogła go odnaleźć.

- Robert! - krzyknęła na ślepo. - Masz ochotę na banany?!

Zaśmiała się w duchu. Brzmiało to komicznie. Zerknęła na Dylana. W jej spojrzeniu nie było już złości i wrogości. Nie warto. Tym bardziej, że siedzimy w tych krzakach razem. I nie wiadomo kiedy się rozdzielimy.

- Reflektujesz?


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Dylan Jarre
Moderator
PostWysłany: Śro 13:19, 14 Kwi 2010


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 356
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Wewnątrz aż się gotował. Sposób bycia tej dziewczyny, jej wrodzone "umyję ci plecy, niezależnie od tego jak źle będziesz mnie traktował" doprowadzało go do szału. Dotąd spotykał takich ludzi wyłącznie w tanich telewizyjnych produkcjach (które, nawiasem mówiąc, omijał szerokim łukiem).

W czym tak naprawdę tkwi problem, panie Jarre? , pomyślał ciskając w dal pustym opakowaniem po sucharach. Drażni cię jej ciepło, jej niezłomna wiara w każdego człowieka? A może fakt, że przyparła cię do muru? Że przedstawiła ci alternatywę, która zawiera w sobie ziarenko prawdy? Może jednak nie pozwoliłbyś...

Pokręcił głową. Nie, do diabła, nie ma co popadać w paranoje. No bo zreasumujmy: pomógł Lynn, gdyż "obojętne patrzenie na czyjąś śmierć to ostatnia rzecz, jakiej musiał się nauczyć" - przyznał to przecież otwarcie. A teraz? Na Boga, toż mowa o połowie miliona dolarów i francuskim pocałunku z dziewczyną, która - jaka by nie była - urodę posiada, i to wcale przeciętną! Tylko o to tutaj chodzi. O zysk.

- Preferujesz? - usłyszał i mimowolnie otrząsnął się z przemyśleń. Przez krótką chwilę gapił się Claude z ogłupiałym wyrazem twarzy. W końcu wyciągnął rękę w jej stronę. - Dzięki. - rzucił cicho.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dylan Jarre dnia Śro 15:28, 14 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Śro 16:11, 14 Kwi 2010


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Przeżuła w zamyśleniu kilka kęsów. Pomyślała, że mogą sobie nie poradzić w dżungli. Woda praktycznie się skończyła, o jedzeniu szkoda nawet mówić. Byli skazani na owoce, a na takiej diecie długo nie pociągną, nie przy zbyt dużym wysiłku. A po sobie czuła, że postoje nie będą rzadkie. Przy swoim kiepskim samopoczuciu może i miała zrywy nabrania sił, ale kończyły się one - no właśnie - przymusowym klapnięciem na tyłku. Zdążyła się zorientować, że cała ich trójka ma dość mętne pojęcie co do tego, gdzie są. Przez gęstwinę trudno było nawet ogarnąć, gdzie jest wschód. Westchnęła. Sytuacja nie do pozazdroszczenia.

Pomyślała o Jacobie. Kolejny raz myśli Claude zalała nadzieja, że nic mu nie jest, że zdołał sobie poradzić albo chociaż, że tamten facet go nie zabił. Przygryzła wargę, przypominając sobie stan ramienia mężczyzny. Mimo tych zaledwie kilku dni znajomości zdążyła się do niego przywiązać, polubić. Więc tym bardziej się o niego martwiła.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Claude Beaumarchais dnia Śro 16:15, 14 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Dylan Jarre
Moderator
PostWysłany: Śro 16:32, 14 Kwi 2010


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 356
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Wąski snop światła przecisnął się przez niewielką szparkę roślinnego pułapu, lądując na jego ręce, niosąc ze sobą przyjemny dotyk ciepła. Dylan zamknął dłoń, zupełnie, jakby spodziewał się pochwycić promienie słońca i zachować je na później, na czas lodowatej, deszczowej nocy, którą - jak mu się wydawało - przyjdzie im spędzić w puszczy, nie dotarłszy do miasteczka na czas.

Skonsumowanie banana poprawiło mu humor, ale też - z drugiej strony - wzmogło pragnienie. Pragnienie, którego nie mógł zaspokoić, bowiem zapasy wody zaczynały się kończyć. Miał cichą nadzieję, że po drodze natknął się na jakieś bezpańskie źródełko i napełnią puste butelki. W przeciwnym razie... No cóż.

Niestety wcale lepiej miały się sprawy z pożywieniem. Już nawet mniejsza o to, że suchary smakowały jak gówno - problem w tym, że ich zapas zaczynał się wyczerpywać.

Nie, żebym miał ochotę na powtórzenie podobnego wypadu w teren, podwinął rękawy koszuli, ale, jeśli przyjdzie co do czego, następnym razem zabiorę ze sobą cały, pieprzony wózek jedzenia.

Była jeszcze inna kwestia...

Zerknął na Claude i poruszył wargami, chcąc coś powiedzieć. Udało mu się to dopiero za drugim razem, po tym, jak nabrał powietrza, a zaraz potem głośno wypuścił je z siebie:

- Jak się czujesz, mała?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Śro 16:47, 14 Kwi 2010


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Zatrzymała ruchy w połowie obierania kolejnego banana i rzuciła Dylanowi zaskoczone spojrzenie. Spodziewała się wszystkiego, ale na pewno nie tego. Ugryzła kęs, gapiąc się na niego nieprzerwanie.

- Średnio. - odparła z pełnymi ustami. - Ale to nic nie zmienia, prawda? Musimy iść.

Rzuciła w stronę Dylana niewielką kiść bananów, która z cichym szelestem upadła obok plecaka. Claude wstała, otarła dłonią czoło. Przelotna myśl, że potrzebuje kąpieli musnęła jej umysł, ale odepchnęła ją od siebie. Złożyła dłonie w trąbkę.

- Robert! - krzyknęła. - Zbieramy się!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dylan Jarre
Moderator
PostWysłany: Śro 17:06, 14 Kwi 2010


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 356
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Wcisnął banany do plecaka, który w chwilę później zawisnął na jego ramieniu.

Zobaczymy teraz ile masz szczęścia.

Sama świadomość konieczności dalszej wędrówki wysysała z niego resztki sił. Wiedział jednak, że miasteczko nie znajdzie się samo (co więcej, ciężko będzie je znaleźć nawet w przypadku wykrzesania z siebie ogromnego wysiłku). Wskazał ręką... Południową ścianę dżungli? A może zachodnią?

- Żałuję, że zasypiałem, kiedy puszczali ciekawe rzeczy na Discovery Channel. - powiedział ni to do siebie, ni do Claude, po czym wolnym krokiem ruszył w wyznaczoną stronę. - Następnym razem, kiedy będziesz miała ochotę zemdleć, mała, po prostu powiedz. Nie musisz mi udowadniać jak bardzo uparty z ciebie człowiek. - rzucił przez ramię.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dylan Jarre dnia Śro 19:01, 14 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Robert
PostWysłany: Śro 18:59, 14 Kwi 2010


Dołączył: 06 Mar 2010

Posty: 326
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nieporęt

Oczywiście nie zobaczył nic. Całkowicie zdemotywowany zszedł z drzewa. Usłyszał krzyki Claude i bez słowa zaczął iść w kierunku jej głosu. Zgubienie się w dżungli było ostatnią rzeczą jakiej pragnął. Spojrzał na nią, wziął banana i zaczął za nimi iść, po drodze zaspokajając nim swój żołądek.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Śro 19:29, 14 Kwi 2010


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Rzuciła Dylanowi kolejne zaskoczone spojrzenie. Jednak tym razem uśmiechnęła się blado.

- Powiem ci i co? Weźmiesz mnie delikatnie pod ramię i pomożesz usiąść, głaszcząc pocieszająco po plecach? Proszę cię, Dylan. Brzmisz głupio w kontekście wcześniejszych swoich słów.

Nadal czuła się osłabiona, ale i tak postanowiła nie dawać po sobie tego znać. Podała Robertowi banana, po czym zrównała krok z Dylanem.

- Mówiłam. - mimowolnie przybrała rozbawiony ton. - Wcale nie jesteś taki zły.

Albo udajesz. - dodała w myślach. Zachowanie Dylana nawet ją ucieszyło, chociażby z tego względu, że opadło to nieznośne napięcie przepełnione złością. Zastanawiała się co kombinuje. Wiedziała jednak, że za moment całe jego parszywe zachowanie ostatnich godzin przestanie mieć znaczenie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dylan Jarre
Moderator
PostWysłany: Śro 19:58, 14 Kwi 2010


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 356
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Zacisnął zęby, policzył do dziesięciu i zaczął wizualizować przed oczami pół miliona dolarów. W sumie wystarczyło, żeby odpowiedzieć przelotnym uśmiechem (który, w połączeniu z wciąż ściągniętymi brwiami i ponurym wzrokiem, wyglądał dość komicznie). Ile jeszcze będzie musiał znieść, zanim w końcu uda im się dotrzeć na miejsce? No i czym jest owe "miejsce"? W gruncie rzeczy nawet nie pomyślał o tym, że jakimś cudem może im się udać natrafić na ślad zaginionej spinki. A powinien. Bo przecież przez ostatnie dwa tygodnie pech deptał mu po piętach - i to w glanach z twardymi podeszwami.

Co zrobisz, jeśli znajdziemy tego świra?

W obecnym stanie nie wyobrażał sobie walki z kimkolwiek. A już tym bardziej z człowiekiem, który może się pochwalić posiadaniem broni. Czy umowa łącząca go z Claude sięgała aż tak daleko, by przelewać za nią krew? No i co jeśli dostanie kulkę? Przecież ta dziewczyna, kierowana poczuciem winy, w życiu nie dałaby mu spokoju.

Z przerażeniem rozszerzył powieki.

- Proszę, nie szukaj w tym żadnej uprzejmości. Po pierwsze - zamierzam zapobiec sytuacji, w której miałbym dźwigać cię na rękach, po drugie - tak długo, jak jesteś mi coś dłużna, tak długo w moim interesie leży, żeby nic ci się nie stało. - wyjaśnił, unosząc dłoń w geście "voilà!"


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dylan Jarre dnia Śro 19:59, 14 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Śro 20:28, 14 Kwi 2010


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

- A myślałam, że wystarczy, żebym była żywa, nie nienaruszona.

Pokręciła głową. Jezu, jeśli już chcesz uchodzić za sukinsyna, to przynajmniej uważaj na słowa. Albo nic nie mów. Nie miała już ochoty na rozmowę z Dylanem. To robiło się nudne. Ona swoje, on swoje. A w razie jakiegokolwiek "złamania", którejś ze stron - zaprzeczenia. Więc w milczeniu przedzierała się przez kolejne odcinki zieleni. Starała się skupić na równomiernym oddechu, by nie czuć aż tak bardzo zmęczenia. Jeszcze niedawno żegnała przyjaciół na lotnisku. Wszyscy zapewniali ją, że będzie się świetnie bawić. (Prócz Pierre'a. On wolał, by wsiadła w zupełnie inny inny samolot. Razem z nim.) A teraz co? "Spacerowała" sobie ledwo żywa po dżungli na jakiejś odciętej od świata wyspie. Nigdy by nie przypuszczała, że tak to się skończy. A raczej zacznie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Wyspa Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 4 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo


Programosy
Regulamin