www.rasshamra.fora.pl - witaj! Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości.
Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna                    FAQ
                Szukaj
             Użytkownicy
          Grupy
       Galerie
    Rejestracja
Zaloguj
Placyk
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 61, 62, 63 ... 66, 67, 68  Następny  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Miasteczko Ras-Shamra
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dylan Jarre
Moderator
PostWysłany: Wto 0:42, 22 Lut 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 356
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Od czasu ostatnich "wydarzeń", w których brał udział, całkowicie odciął się od otoczenia. Ta cała zabawa w bohatera, ratowanie dziewic przed zimnym ostrzem noża... Cholera, pasuje jeszcze włożyć czerwoną pelerynkę, przykleić wielkie "S" na piersi, wspiąć się na dach i oznajmić wszystkim, że od dzisiaj zostaje miasteczkowym Supermanem. Do diabła z tym. Bohaterowie przestali go rajcować w wieku dwunastu lat, kiedy to postanowił opróżnić szafki ze stert komiksów, które onegdaj tak skrupulatnie kolekcjonował.
Teraz rozsiadł się wygodnie na ławce, odchylił głowę do tyłu i pociągnął solidny haust whisky. Minęło sporo czasu odkąd wyszedł z domu i poczuł na skórze dotyk słońca. I odkąd się golił... Co uświadomił sobie dopiero teraz, gdy potarł dłonią szorstką, kamienną twarz.
- Cześć! - nieopodal jakiś facet pomachał do niego i uśmiechnął się od ucha do ucha. Nie znał tego człowieka i Bóg mu świadkiem, że ma najmniejszej ochoty, aby ów stan rzeczy miał się odmienić.
- Hej! Ho! Pogoda w sam raz na miłą pogawędkę, co? - Dylan uśmiechnął się serdecznie. - Spadaj.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dylan Jarre dnia Wto 0:43, 22 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Maja Donowan
Templers
PostWysłany: Wto 10:09, 22 Lut 2011


Dołączył: 26 Paź 2010

Posty: 217
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Maja stanęła niepewnie na ganku pubu. To, że była na zewnątrz, nie świadczyło jeszcze o tym, że ma jakiś plan albo wie, co zrobić. Po przetasowaniu w głowie kilku chaotycznych myśli, ruszyła po prostu przed siebie. Nie przychodził jej do głowy inny cel niż domek numer jedenaście, w którym miała nadzieję spotkać Petera.

Mimo że słońce zaczęło nagrzewać powietrze i robiło się zdecydowanie cieplej, Maja obejmowała ramiona. Wciąż miała w pamięci wieczór, przerażającą atmosferę w dżungli, kiedy siedziała sama w jakichś krzakach. Wzdrygnęła się odruchowo. U mnie dżungla przynajmniej nie sprawia wrażenia, że chce mnie zjeść. - mruknęła w myślach. Na jednej z ławek dostrzegła jakiegoś zarośniętego gościa popijającego coś z butelki. Nie miała wątpliwości, że to alkohol. Zmarszczyła brwi. Peter mówił jej o mordercy w grupie projektu, teraz widziała jakiegoś degenerata... Wyglądało na to, że wśród tak niewielkiej liczbie osób nie mogło zabraknąć żadnego charakteru. Cały czas rozglądała się niepewnie na boki. Wejście na werandę domku nr 11 odczuła tak, jakby kamień spadł jej z serca. Ale czy to na pewno oznaczało, że była w bezpiecznym miejscu?

[domek nr 11]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Peter Edwards
Zakładnik
PostWysłany: Wto 11:03, 22 Lut 2011


Dołączył: 09 Mar 2010

Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5

Peter wyszedł z krzaków tuż obok zgliszczy swojego domu. Teraz nie miały one dla niego kompletnie żadnego znaczenia, chłopak bowiem minął je bez zwrócenia nań uwagi i przeciął placyk, ignorując innych mieszkańców wyspy. No może wszystkich poza jednym mieszkańcem, który wlepiał w niego swoje oczy, potwierdzając jedynie swoje miano plotkarza. Gdzieś przed oczami mignął mu Ray, gdzieś dalej zobaczył tą miłą staruszkę, która mieszkała z Daphne. Lecz nie pozdrowił jej dzisiaj, bo dziś wparował do domku z numerem 11, licząc że znajdzie tam osobę której szukał.

[domek nr 11]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Wto 11:36, 22 Lut 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Rozumiała chęć Jenefer do zabawy, bo wtedy mogli udawać, że wszystko jest w porządku. Tylko że Claude taka atmosfera zaczęła niespodziewanie dusić. Miała głowę zaprzątniętą własnymi problemami, wątpliwościami i zmartwieniami. Z zaskoczeniem zorientowała się, jak trudno jest jej odczuwać swobodnie. We Francji, przy Guido albo wtedy gdy był przy niej Pierre, zawsze była przez nich w pewien sposób blokowana. Nie ujawniała niektórych swoich odczuć czy emocji, zamykała je szczelnie gdzieś na dnie serca. Na pierwszym miejscu byli inni. A teraz, gdy sama musi się sobą zająć, uporządkować chaos w głowie, napotykała trudności.

Wbiła dłonie w kieszenie, ze spuszczoną głową ruszyła w stronę dwójki. Skupiając się tylko na swoich myślach (no i od czasu do czasu licząc kostki brukowanej ścieżki), nie zważała na to, co dzieje się wokół niej. Zupełnie się wyłączyła. Ludzie byli zaledwie tylko cieniem, Claude nie przyglądała się żadnemu z nich.

Nagle postawiła stopę na pierwszym schodku, prowadzącym do drzwi domku nr 2. Dopiero wtedy się nieco otrząsnęła. I totalnie zestresowała. Wyrażanie swoich obaw w poważnych rozmowach od dawna nie było mocną stroną Claude. Gdy otworzyła drzwi, Elton przywitał się z nią niecierpliwie, potem poniuchał w powietrzu i już go nie było. Wystrzelił na placyk, jak z procy. To nie było nic dziwnego, często puszczała psa samopas, by poganiał sobie po okolicy. Była pewna, że niedługo wróci.

[domek nr 2]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dylan Jarre
Moderator
PostWysłany: Śro 9:25, 23 Lut 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 356
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Czas płynął powoli, a przez głowę przebiegało coraz mniej myśli (w miarę jak w butelce zostawało coraz mniej whisky). Do szczęścia brakuje jeszcze tylko papierosa.

Spokojnie... Da się zrobić...

Pogrzebał w kieszeniach bluzy i już po chwili spełnił jedno ze swoich - aktualnie największych - marzeń. Zaciągnął się dymem, rozsiadł się wygodniej na ławce i z nieskrywaną rozkoszą wypuścił z ust serię mglistych okręgów.

Czego więcej chcieć od życia?

Kiedy powieki zaczynały robić się coraz cięższe, coś podrapało go w rękę. To Elton. Skakał dokoła niego i wesoło merdał ogonem. No tak... Przecież zabrał ze sobą psa.

Od słowa do słowa, i już niedługo potem we dwójkę drzemali na parkowej ławce, nie zważając na to, że przewrócona whisky użyźnia glebę, a niedopałek papierosa przypala suche źdźbła trawy.

Dylan zachrapał.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Collis Lancaster
PostWysłany: Śro 9:45, 23 Lut 2011


Dołączył: 06 Lut 2011

Posty: 160
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Ano... Nie jesteś dobrym materiałem na lady. Oj, nie. - potwierdził między jedną myślą, a drugą. On zresztą też miał mało wspólnego z dżentelmenem, gdy przychodziło co do czego. Teraz jednak z gracją prowadził Jenefer przez placyk. Kojarzył, że mieszka w dziesiątce, więc poprowadził ją obok siódemki, a potem między dziewiątką a jego własną ósemką, przecinając brukowane ścieżki, przechodząc obok klombów kwiatów i niewielkich krzewów. Myślał nad wręcz obsesyjnym zainteresowaniem blondynki sprawą Majki. Nie chciał nikogo podpuszczać, szczuć jednej osoby na drugą. Ale za to mógł dać JJ dobrą radę.

- Nie wnikam dlaczego uganiasz się za Mają. Nie interesuje mnie to. - powiedział nagle. - W każdym razie brakuje ci podejścia. Przypomnij sobie siebie jako nastolatkę. - zerknął na nią z lekkim uśmiechem. - Z pewnością nie minęło wiele czasu... I wyobraź sobie, że ktoś za tobą łazi, wypytuje o ciebie innych, zadaje niewygodne pytania, a odpowiedź i tak się nie liczy, bo ta druga strona z góry zakłada kłamstwo. Wyobraź sobie, że jesteś nastolatką i masz tajemnicę. Cholera! Wszyscy je mamy! I zazwyczaj nie chcemy się nimi dzielić z obcymi, prawda?

Rzadko występował w roli pedagoga albo znawcy ludzkich zachowań. Nie dlatego, że nie miał o tym pojęcia, ale dlatego, że to nie było w jego stylu. Obojętność i wiecznie sarkastyczne uwagi jakoś się kłóciły z tego typu gadkami. Wolną ręką sięgnął do kieszeni koszuli, by wyciągnąć papierosa. Zaraz po tym, jak włożył go sobie do ust, dostrzegł karcące i zirytowane spojrzenie towarzyszki.

- Przecież nie zapalam! - rzucił niewyraźnie z papierosem zwisającym w kąciku ust.

Doprowadził Jenefer przed same drzwi domku. Zanim oddalił się w stronę własnego domku, kilka kroków od schodów odwrócił się jeszcze do Jenefer, stojącej na werandzie.

- Nie jestem złym człowiekiem. - zapalniczka zippo trzasnęła, końcówka papierosa zajarzyła się czerwienią. - Ale przesadnie dobrym też nie.

Miał ochotę strzelić sobie w łeb za to, że takie banalne wyznanie w ogóle przeszło mu przez gardło.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Śro 12:14, 23 Lut 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Miała złe przeczucia. Nie była właścicielką Eltona, to fakt, ale przez ostatnie tygodnie pies przyzwyczaił się do niej tak bardzo, że reagował na każde zawołanie. Zwłaszcza, że tak bardzo brakowało mu Dylana. Wolnym krokiem szła przez placyk, rozglądając się i nawołując co jakiś czas. Nagle spojrzenie Claude padło na jakiegoś faceta oraz śpiącego przy nim Eltona. Zmarszczyła nos. Przyjrzała się facetowi. To nieprawdopodobne... - przemknęło jej przez myśl.

- Dylan? - stanęła nad mężczyzną.

Nie miała wątpliwości. Zarośnięty, zmarnowany, promieniujący antyspołecznym nastawieniem na mile. Elton postawił uszy, otworzył jedno oko, jednakże Claude przestała go niemal całkowicie interesować. Teraz liczył się tylko jego pan. A dla Claude liczyły się pytania, co z tym panem się działo przez ostatnie dwa tygodnie, dlaczego zostawił swojego psa. Boże, nie widziałam go od tamtej felernej wyprawy w dżunglę. Skrzywiła się na wspomnienie umowy.

Nachyliła się nad mężczyzną. Wydawał się spać. Ale Claude nie zamierzała być tak miła, jak dla Jacoba. Bezceremonialnie wymierzyła Dylanowi policzek. Mocny. Aż nawet ją zapiekło.

- Ej, Jarre! - podniosła głos.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dylan Jarre
Moderator
PostWysłany: Śro 12:40, 23 Lut 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 356
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

- Urgh - mniej więcej tak zabrzmiało pierwsze słowo, które wypowiedział, gdy wyrwano go ze snu. Kolejne słowa były zbyt niepoprawne, żeby je przytaczać.

Rozmasował piekący policzek i omiótł otoczenie zmęczonym spojrzeniem. Trzy wirujące sylwetki rozwścieczonej kobiety nałożyły się na siebie, tworząc wizerunek Claude. I mocno go to zaniepokoiło. Miał zamiar złagodzić szok kilkoma łykami whisky, ale na nieszczęście nie namacał jej obok siebie. Czyżby upadła na ziemię? O nie! Żeby tylko nie upadła na ziemię! Przecież gdyby tak się stało, musiałby się po nią schylić...

Spokojnie, skrzywił się i ponownie zerknął na Claude, starając się przybrać na tyle zniechęconą minę, na ile pozwalały mu na to bolące mięśnie twarzy, Najpierw wyeliminujemy pozostałe problemy

- Wyobraź sobie - wymamrotał - że siedzisz w basenie, otoczona gromadką nagich, gorących lasek. I nagle, kiedy już jedna z nich zamierza karmić cię winogronami, zapada się pod tobą ziemia, wszystko znika i... - westchnął na samą myśl o tym - zamienia się w ciebie.

Dziewczyna się nie uśmiecha.

Cholera, i to jest właśnie jej problem! Nie ma za grosz poczucia humoru!

- Czego? - burknął zrezygnowany.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dylan Jarre dnia Śro 12:42, 23 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Śro 13:37, 23 Lut 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Położywszy dłonie na biodrach, patrzyła jak Dylan dochodzi do siebie. Słuchała, gdy bełkotał coś pod nosem. Bałam się, że coś ci się stało. - aż wrzała w środku ze złości. - Miałam w głowie milion różnych ewentualności. Wyrzucałam je po kolei, bo nie chciałam wywoływać złej wróżby. Zastanawiałam się nad twoim losem, a ty... - kopnęła wściekle butelkę leżącą pod ławką. Resztki trunku wsiąknęło w ziemię. - A ty masz po prostu wszystko gdzieś. Nie miała pojęcia dlaczego pan Odwalcie-Się-Jarre wywołuje w niej takie emocje. Podejrzewała, że to przez od początku napięte relacje między nimi.

- Wyobraź sobie, że się o ciebie martwiłam! - wybuchła. - A pies... Myślałam, że Elton zdechnie z tęsknoty za tobą. A ty, jak pieprzony wzorowy egoista, zająłeś się wyłącznie sobą!

Nie mogła uwierzyć, że tak najzwyczajniej w świecie przestał się interesować Eltonem. Jakby był starą zabawką. W głowie jej się to nie mieściło. Poza tym ta butna postawa Dylana.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dylan Jarre
Moderator
PostWysłany: Śro 14:04, 23 Lut 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 356
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Dźwięk kopniętej butelki zniósł o wiele gorzej niż gwałtowne wyrwanie ze snu. Zerwał się z ławki, podniósł szkło i obrócił je w dłoniach, patrząc jak ostatni kropelki trunku lądują na trawie. Próbując stłumić gniew, opuścił ręce i uniósł twarz ku niebu. Stał tak, niczym kołek, przez dobre kilka sekund. Ale szał nie zamierzał odejść. Wręcz przeciwnie. Wciąż narastał.

- Ok. Cieszę się, że się o mnie martwiłaś. Jak widzisz nic mi nie jest - oznajmił spokojnym tonem i wyprostował rękę, podając pustą butelkę Claude. - A teraz bądź tak miła i skocz do baru wymienić whisky, które właśnie rozlałaś...

Wokół rozmawiających (oczywiście w bezpiecznej odległości) zaczynała narastać grupka gapiów. Niektórzy patrzyli na Dylana z odrazą, inni zaś ze współczuciem. Kiedy przybywali nowi, reszta szybko objaśniała im w czym rzecz i co ich ominęło. Ale Jarre miał to gdzieś. Teraz liczyło się tylko to, że twierdza spokoju, którą wybudował w przeciągu ostatnich dni, zaczyna powoli pękać. Dlaczego zdecydował się wychylać nos z mieszkania?

- Zrób to. - wycedził przez zęby, zaciskając uścisk na butelce.

Jej spojrzenie... zadrżał na całym ciele Czy to... Litość?

- No zrób to, do jasnej cholery! - miarka się przebrała. Z całej siły cisnął butelką o brukowany chodnik, rozgramiając ją na dziesiątki malutkich kawałków. Gdzieś z tyłu Elton zerwał się na równe nogi i odruchowo zaszczekał jak ogłupiały, a obserwatorzy odsunęli się o krok. Nie zamierzali jednak odejść.

- Jakim prawem uważasz, że muszę się przed tobą tłumaczyć?!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dylan Jarre dnia Śro 14:05, 23 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Śro 14:36, 23 Lut 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Claude drgnęła niespokojnie, gdy Dylan gwałtownie zerwał się z ławki. Mógł udawać spokojnego, panować nad mięśniami twarzy, wykonywać precyzyjne i dokładne ruchy. Mógł, oczywiście. Tylko to tym bardziej świadczyło o tym, że się denerwuje, że próbuje to opanować. Francuzka posłała zirytowane spojrzenie gapiom. Tak bardzo potępiała takie zachowania... Kiedy Dylan wyciągnął w jej stronę butelkę, zacisnęła mocno wargi.

- Nie. - odparła ze słabo ukrywaną złością.

Przypomniała sobie ich błąkanie się po dżungli, rozmowy, krzyki i kłótnie. Przypomniała sobie, jakim człowiekiem wydawał się być Dylan. Zamykał się przed światem, chował za sarkazmem i złośliwością. Dlaczego? To pytanie sprawiło, że na moment, na sekundę, na twarzy Claude odmalowało się współczucie.

I wtedy Dylan dał upust emocjom. Odskoczyła ze stłumionym piskiem, a potem posłała mężczyźnie zaskoczone spojrzenie.

- Tłumaczyć? - sarknęła. Cofnęła się o krok. Głos miała już spokojny, zrezygnowany. - Czy ja każe ci się tłumaczyć? Ja tylko chcę, żebyś był odpowiedzialny za Eltona. Bo to ty go tu sprowadziłeś. Ty powinieneś się nim opiekować.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dylan Jarre
Moderator
PostWysłany: Śro 15:25, 23 Lut 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 356
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Takiego przypływu agresji nie poczuł jeszcze nigdy w życiu. Dziwny stan. Uczucie, jakby ktoś szeptał mu do ucha, że twierdza spokoju MUSI zostać odbudowana za wszelką cenę. Scena wyjęta żywcem z Amityville.

Jeden z gapiów zapewne wyczuł dziwny stan Jarre'a - postanowił bowiem włączyć się do akcji. Podszedł do Dylana i położył rękę na jego ramieniu:

- Stary, chyba potrzebujesz odpocząć. Wyluzuj trochę.

Słowa... Słowa... Słowa...

Kim w ogóle jest ten gość? Steve? Stan? Sam?

Do diabła z tym! Pokazał reszcie, że ma go gdzieś, wymierzając celnie prawy sierpowy. I to z taką mocą, że sam ledwie utrzymał równowagę.

- Trzymaj łapy przy sobie. - mruknął chłodno i łypnął spode łba na resztę hołoty. Dał tym samym do zrozumienia, że zostało mu jeszcze trochę siły w mięśniach. I że chętnie da jej nieco upustu. - Tak to już jest z ludźmi. Wścibiają nos w nieswoje interesy, jak odetniesz ich od kablówki na więcej niż kilka tygodni.

Zagwizdał na Eltona, włożył ręce do kieszeni i ruszył w stronę swojego mieszkania. Kiedy mijał Claude, uśmiechnął się szelmowsko i na odchodnym rzucił przez ramię:

- Trzymaj się z daleka ode mnie, panienko. Przysięgam, że jeśli jeszcze raz zdecydujesz się wymierzyć mi policzek, skończysz jak Steve. - wzruszył ramionami. - Czy jak mu tam.

[Domek numer 7]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dylan Jarre dnia Śro 16:58, 23 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Śro 16:13, 23 Lut 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

- Nie licz na to! - krzyknęła drżącym głosem za Dylanem.

Miała na końcu języka parę epitetów, kilka zdań do wypowiedzenia, które nie mogły przejść jej przez gardło. Musiała przyznać - Dylan Jarre ją przeraził. Wiedziała, że potrafi być wybuchowy, o niestosownych uwagach nie wspominając. Ale to... to, co się właśnie stało przeszło najśmielsze oczekiwania. Ludzie szeptali między sobą. Mężczyzna chcący uspokoić Dylana zdążył już wstać. Claude podeszła do niego, chwiejąc się lekko. Nogi miała jak z gumy.

- Nic ci nie jest?

Mężczyzna pokręcił przecząco głową. Beaumarchais dostrzegła w jego oczach chęć zemsty i urażoną dumę. Świetnie, jeszcze więcej agresji. Nim zdołała coś jeszcze powiedzieć, odwrócił się na pięcie i z jakimś innym mężczyzną udał się w stronę przychodni. Nie dziwiła się. Sama na jego miejscu by sprawdziła, czy nie ma złamanego nosa. Skrzywiła się mimowolnie. Czy nie to obiecał jej Jarre? Podniosła dłoń do oczy, chciała się uspokoić. Tymczasem ludzie się rozeszli po skończonym przedstawieniu. Claude usiadła bezwiednie na ławce, wymijając wcześniej rozbite na ścieżce szkło. Zarzuciła łokcie na oparcie, twarz wystawiła ku słońcu. Chaos nie chciał opuścić głowy.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Collis Lancaster
PostWysłany: Śro 18:14, 23 Lut 2011


Dołączył: 06 Lut 2011

Posty: 160
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Na placyku najwyraźniej miała miejsce jakaś awantura, bo kilkoro ludzi zebrało się wokół wrzeszczącej dwójki. Collis stanął przy swoim domku, starając się dostrzec z odległości jakieś szczegóły. Po chwili zaciągał się z uśmiechem. Czyżby wiecznie miła Francuzeczka wdała się w kłótnię. Nawet chciał podejść bliżej. Szybko zrezygnował z tego pomysłu. Nie miał ochoty się wtrącać. Niańczenie rudowłosej przybłędy i dżentelmeńskie zachowanie wobec Jenefer wyczerpały limit bycia miłym na kolejne dwadzieścia cztery godziny. Toteż Lancaster dopalił papierosa, potem przysiadł na schodku, by wypalić kolejnego. Obserwował jak ktoś dostał w nos, a potem mężczyznę - jak się potem okazało - zmierzającego do pobliskiej siódemki. Nie znał go. Kojarzy z hotelu i samolotu... To wszystko. Nawet nie pamiętał jego imienia. Mimo wszystko pozdrowił go, podnosząc dłoń. Zastanawiał się nad jednym. Dlaczego pies, którego uważał za własność Claude, lezie na facetem z siódemki, jakby był jego właścicielem?

- Hmm... interesujące. - mruknął.

Żar dotarł do filtra. Lancaster pstryknął przed siebie petem.

[domek nr 8]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
John Robertson
PostWysłany: Śro 18:36, 23 Lut 2011


Dołączył: 28 Mar 2010

Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Robertson czaił się w paśmie zieleni otaczającym miasteczko. Obserwował. Nie chciał być przez nikogo zauważonym, gdy będzie wchodził do dwójki. Tym bardziej, że nie mógł być pewien, co go tam czeka. Gdzieś w dalszej części placyku wynikło chyba jakieś nieporozumienie, bo stłoczyło się tam kilkoro ludzi. Ktoś krzyczał, odpowiadał inny podniesiony głos. Cokolwiek to było nie leżało w zainteresowaniach Johna. Schylając się przeszedł szybko w stronę domku numer dwa. Niewielkie krzewy zapewniały mu osłonę. Podczas, gdy inni byli zainteresowani raczej tym, co dzieje się na placyku, John Robertson błyskawicznie znalazł się na werandzie, po czym wszedł do środka. Rzecz jasna bez pukania.

[domek nr 2]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Miasteczko Ras-Shamra Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 61, 62, 63 ... 66, 67, 68  Następny
Strona 62 z 68

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo


Programosy
Regulamin