www.rasshamra.fora.pl - witaj! Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości.
Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna                    FAQ
                Szukaj
             Użytkownicy
          Grupy
       Galerie
    Rejestracja
Zaloguj
Placyk
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 66, 67, 68  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Miasteczko Ras-Shamra
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Czw 0:15, 01 Wrz 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Zero reakcji. Nie licząc drgnięcia kącika ust i splecenia rąk na piersi. Claude stała długo, wpatrując się uparcie w zarośniętą twarz Jacoba. Chciała wymusić jakieś słowo, gest, cokolwiek. I naprawdę wierzyła, że to się uda, że lada moment atmosfera w pubie zrobi się bardziej przyjemna. A tymczasem mogłaby w powietrzu zawiesić siekierę - tak była gęsta od nieporozumienia. Nie potrafiła niczego wyjaśnić, tym bardziej, że Jacob najwyraźniej nie miał na to ochoty. Obojętnym spojrzeniem miażdżył dziewczynę. To było trudne do zniesienia.

- Jak chcesz. - powiedziała głucho. - Idę...

Nagle coś dostrzegła i zanim zdążyła pomyśleć, że może nie chce widzieć szczegółów, spojrzała w stronę ruchu. Mała dziewczynka, zupełnie przyjazna i urocza, pomachała Claude. Przez chwilę nie mogła otrząsnąć się z tego widoku, marszcząc brwi. Kogo przypominała? Szybko wyrzuciła z siebie to pytanie. Wyspa już wystarczająco dużo razy zakpiła sobie okrutnie z uczestników White Raven i tym razem Claude nie zamierzała brać w tym udziału.

- Podobno gdzieś na wyspie jest posąg, którego zniszczenie osłabi ducha wyspy. - powróciła spojrzeniem do zimnych oczu Uppera. - Zamierzam sprawdzić to z Robertem. Bo jeśli to prawda, to może nic złego was nie spotka w dżungli.

Drgnęła i wyglądało to tak, jakby chciała zbliżyć się bardziej do Jacoba, ale zrezygnowała. Czuła, że nic nie może wskórać, więc tylko uśmiechnęła się smutno, z goryczą, tak jak uśmiechają się ludzie, którzy godzą się z utratą czegoś bardzo ważnego. Nie powiedziała ostatniego zdania, które miała na myśli. Ani pół słowa. I tak niczego nie mogła zmienić. Odwróciła się, przeszła przez próg, potem bez słowa minęła trzech mężczyzn i ruszyła w stronę dwójki. W głowie układała listę rzeczy, które będzie musiała przenieść do "siódemki" po powrocie z dżungli.

Przecięła placyk. Z suchymi, ale szklącymi się oczami weszła do "dwójki".

[domek nr 2]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Czw 10:33, 01 Wrz 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Posępny Jacob, zdecydowany Patsy i dwa wesołki - Collis z Larsem – wzięli uzupełnili w pubie ekwipunek na tyle, na ile było to możliwe. Okazało się, że na zapleczu tkwiły jeszcze dwie butelki podrzędnej whisky. Nie pogardzili. Jedną wylądowała w plecaku Uppera, druga u Lancastera. Jeszcze przed wieczorem „ekipa ratunkowa” wyruszyła do dżungli.

[Upper, Sacripanto, Lancaster, Deevys – dżungla]

Noc leniwie ogarniała wyspę, która w dalszym ciągu wydawała się naturalna i spokojna. Rozgwieżdżone niebo urzekłoby niejednego. Mimo wszystko mieszkańcy nie mogli odpędzić się od myśli, że jest w tym jakaś pułapka.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jacob Upper
PostWysłany: Czw 10:59, 01 Wrz 2011


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

Jacob siedział na schodach, podpierając brodę na zaciśniętej pięści i ignorując toczącą się nad jego głową dyskusję. Wszystko, co było do powiedzenia w kwestii wyprawy, zostało już powiedziane. Ani podkreślanie powagi sytuacji, ani też lekkość, z jaką traktował sprawę Lars, niczego w gruncie rzeczy nie zmieniały. Z rzeczywistością prędzej czy później każde z nich będzie musiało się skonfrontować - pomyślał, pocierając zmęczone oczy. - Tak samo jak ja.

W tym momencie wypatrzył za plecami zgromadzonych nadchodzącą kobiecą sylwetkę. Wiedział, że nie zdąży się nigdzie schować przed Claude Beaumarchais, a taką ochotę - choć było to zgoła dziecinne i skrajnie idiotyczne - gwałtownie poczuł. Natomiast uciekać wzrokiem już nie zamierzał, wytrzymując przeszywające spojrzenie dziewczyny, kiedy ta nad nim stanęła. Przeszedł do pozycji obronnej, pozwalając, by wszystkie emocje zaczęły się z niego ulatniać z prędkością milisekund. Nie myślał o niczym konkretnym, po prostu patrzył, poruszywszy się dopiero, gdy Claude zaproponowała rozmowę we wnętrzu budynku. Zdezorientowany wstał i wszedł za nią do pubu.

Szybko pożałował tej decyzji, ponieważ ostatnim, na co miał ochotę, były kolejne rozmowy. Tłumaczenia. Prośby i obietnice. Jeżeli słowa nie mają pokrycia, po co się w ogóle odzywać? - myślał, przysłuchując się Claude. Mylnie odczytywała jego nastawienie: nie był zły, tylko zrezygnowany. Znowu rosła w nim ta sama, wyżerająca wszystko pustka, a on znowu miał zamiar wypełniać ją w doskonale znany sobie sposób... Claude była jednym z powodów, sama to potwierdzała: w leśnej chacie stało się coś złego, a Jacob jej nie pomógł. Nie był jej w stanie obronić. Jeśli faktycznie nienawidził Claude za cokolwiek, to tylko za to, co w nim wzbudziła, kiedy ją zaczął poznawać.

Coś przykuło uwagę Claude, dzięki czemu Jacob zaczął formować w myślach odpowiedź. Musiał jej powiedzieć. Wszystko, tu i teraz, o sobie. Nie zdążył.

- Podobno gdzieś na wyspie jest posąg, którego zniszczenie osłabi ducha wyspy. Zamierzam sprawdzić to z Robertem. Bo jeśli to prawda, to może nic złego was nie spotka w dżungli - ostatnie zdania wypowiedziała zbyt szybko, aby mógł zareagować. Jej uśmiech przeraził Jacoba i zdusił w jego ustach zalążki jakichkolwiek słów. To był jego własny uśmiech.

Dopiero po kilku chwilach, gdy został sam w pustym pubie, wypuścił powietrze z płuc, i mógłby przysiąc, że miało ono temperaturę zimowego podmuchu.
- Dobra, zbierajcie się - rzucił, niemalże wybiegając z budynku i trzaskając za sobą drzwiami. - Bo tak tu będziemy gnić do północy. Patsy - zbliżył się do młodego mężczyzny. - Udacie się na północ - wskazał ręką kierunek. - Za tamtymi drzewami zaczyna się ścieżka, jest dosyć dobrze widoczna, nie da się zabłądzić. Jeśli wyruszycie teraz, dogonię was za godzinę. Muszę tu coś jeszcze załatwić - dodał, rejestrując kątem oka szydercze spojrzenie Lancastera. Nie zwrócił na nie uwagi. - Godzina - powiedział z powagą. - Ani minuty dłużej.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jacob Upper dnia Czw 11:03, 01 Wrz 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Hendrick Cornwell
PostWysłany: Czw 12:44, 01 Wrz 2011


Dołączył: 29 Cze 2011

Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Stanął na werandzie domku numeru drugiego, poszukując wzrokiem ewentualnych pomocników przy organizacji pogrzebu Andy'ego. Poza paroma światłami w paru domkach, ochotników raczej nie widział. Z wyjątkiem mężczyzny, którego widział po południu w towarzystwie trzech innych mężczyzn. Zawahał się na moment. Wygląd Jacoba nie pozostawiał wątpliwości, co do jego ochoty do pomocy. Mimo wszystko jednak zdecydował się zaryzykować, chociaż przewidywał, że z góry zostanie mu odmówione. Po chwili podszedł do Jacoba, starając się nawiązać z nim kontakt wzrokowy, pomimo panującego mroku nocy.
- Dobry wieczór. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. - Jacob nie wyglądał mu na takiego, który ma sporo czasu, dlatego kontynuował. - Jestem księdzem, potrzebuję pomocy przy pogrzebie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jacob Upper
PostWysłany: Czw 16:20, 01 Wrz 2011


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

Twarze Patsy'ego, Collisa i tego trzeciego, Larsa, wyraźnie świadczyły o tym, co sądzą o prośbie - rozkazie? - Jacoba. Mimo wszystko przystali na jego plan, nie dopytując się o szczegóły. Jacob wątpił, żeby zrobili to z grzeczności, zapewne uznali jego powody za co najmniej błahe. Z tym nie mógł jednak teraz niczego zrobić. Nie odprowadzał ich wzrokiem, kiedy ruszyli przez placyk, zamiast tego skierował się szybkim krokiem w stronę swojego domku. Ciężar rugera przypomniał mu, że nie dał członkom "ekipy ratunkowej" żadnego sprzętu, przynajmniej na wszelki wypadek.
Tymczasem drogę zaszedł mu brodaty mężczyzna w średnim wieku, a Jacob mógłby przysiąc, że widzi go pierwszy raz w życiu.

- Dobry wieczór. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus - odezwał się nieznajomy, a Jacob, gdyby jego myśli nie zaprzątały inne problemy, prawdopodobnie zbierałby właśnie własną szczękę z trawy.
- Niech będzie... Słucham? - obrzucił mężczyznę nieprzytomnym spojrzeniem. - Przy jakim pogrzebie? Zresztą, nie, przykro mi, muszę się spieszyć. To naprawdę najważniejsza w tej chwili sprawa - wyminął nieznajomego, nie pozwalając aby ten opóźniał moment wyprawy na północ.

W kilku skokach znalazł się przy schodach prowadzących na werandę domku nr 2. Po chwili jego dłoń zawisła nad klamką.
- Do diabła... - mruknął, zły na samego siebie, a potem załomotał w drzwi wejściowe, zupełnie jakby przychodził do kogoś w odwiedziny.

[domek nr 2?]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jacob Upper dnia Czw 16:20, 01 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Hendrick Cornwell
PostWysłany: Nie 10:39, 04 Wrz 2011


Dołączył: 29 Cze 2011

Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Spodziewał się raczej czegoś w rodzaju "Odwal się" lub pochodnych, ale doczekał się czegoś normalnego, choć w charakterze odmownym. Uśmiechnął się mimo wszystko do siebie i skierował do sąsiedniego domku w którym paliło się światło. Drzwi jedynki otwarły się gdy tylko skończył w nie pukać. Zdziwione spojrzenie mężczyzny ale zapraszający gest spowodował, że Hank wszedł do środka.
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
Samuel w pierwszej chwili nie wiedział jak się ma zachować. Mruknął w odpowiedzi coś niezrozumiale.
- Jestem Hendrick Cornwell i jestem księdzem. Potrzebuję pomocy przy zorganizowaniu pogrzebu.
Ta nowinka sprawiła, że do salonu zajrzała także Atena. We trójkę porozmawiali chwilę, w której udało się mu przekonać ich co do prawdziwości swojej tożsamości i intencji. Samuel obiecał pomóc mu przy pogrzebie, zaś na Atenie wymusił zorganizowanie jutro przenosin zapasów do wioski z pasu startowego. Chwilę później, Hank razem z Samem wyszli z domku i udali się na pas startowy.

[Pas startowy a potem Cmentarz]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Hendrick Cornwell dnia Nie 19:10, 04 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Pon 12:34, 05 Wrz 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Poranek, dzień 31.

Spokój pogody i całej wyspy w dalszym ciągu wprowadzały niepokój. Słońce wstało jak gdyby niespiesznie, sielankowo. Wiatr zrywał się tylko czasami, przywodząc na myśl raczej przyjemne orzeźwienie. Nawet temperatura wydawała się przyjemnie ogrzewać.

Alma uparcie milczała.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Czw 11:59, 15 Wrz 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Pogoda przywodziła na myśl katalogi promocyjne biur podróży - błękitne niebo bez ani jednego obłoczka, palmy leniwie kołyszące się w powiewach słabego wiatru, słońce zalewające wszystko swym ciepłym blaskiem... - sielanka. Żyć - nie umierać.

Poranek niezauważalnie minął, nastało popołudnie.

Tylko dlaczego w głowach co bardziej strachliwych osób włączały się dzwonki alarmowe? Dlaczego i nieco odważniejsi czuli w sercu nieokreślony niepokój? Dlaczego dżungla znów zaczynała po cichu szeptać?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Game Master dnia Czw 12:07, 15 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Snuffer
PostWysłany: Sob 7:48, 17 Wrz 2011


Dołączył: 14 Mar 2010

Posty: 571
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kielce

Stał koło werandy swojego domu, tego samego, który na kilka długich dni zamienił w swoją norę, w swoją samotnię. Próbował odciąć się od osób z projektu, próbował udawać, że go tu nie ma. Lecz to się nie udało. Wiedział zresztą o tym już na samym początku. To się nie uda. Nie uda się. Wciąż jesteś jednym z nich. Nie pojawiał się w miasteczku zbyt często, bo nie widział w tym sensu. Jednak był na tych paru "zebraniach", stojąc w cieniu, by pozostać niezauważonym. Gdy wychodził wieczorem z domu, przystawał pod otwartymi oknami i słuchał domysłów i plotek ludzi. Orientował się w wydarzeniach. I wciąż zastanawiał się, czy próba pozostania na uboczu jest dobrym pomysłem.
Stał wpatrzony w miejsce, w którym jeszcze wczoraj wieczorem widział naradzających się mężczyzn. Jacoba. Patsy'ego. I dwóch innych, których nie znał z imienia. Słyszał ich plany, wiedział dokąd idą. Dlaczego do nich nie dołączył? Dlaczego wolał zostać?
Przez chwilę poczuł się tak, jak 20 lat temu, w piwnicy pewnego domu, gdy zobaczył stos zwłok. I podjął decyzję. Wszedł do swojego domu. Spakował dwie butelki wody, trochę suchego prowiantu. Znów się zawahał, ale po chwili dopakował zapasowe skarpetki i ciepłą bluzę. Był gotowy.
Wyszedł na placyk i ruszył w tą samą stronę, w która wczoraj wyruszyli mężczyźni spod pubu. Miał nadzieję, że uda mu się ich wytropić i dogonić. I że przyjmą go.

/dżungla, wyprawa po żelki/


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Snuffer dnia Sob 7:54, 17 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Wto 6:35, 18 Paź 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Słońce jakby niechętnie, z ociąganiem skryło się za horyzontem i na wyspie zapadła noc, otulając wszystko chłodną, wilgotną ciemnością. Temperatura szybko spadła, wytrącając z powietrza dużą ilość wilgoci osadzającej się na wszystkim jako bardzo intensywnej rosy.
Samopoczucia ludzi na wyspie nie poprawiły się - mimo mroku, uczucie bycia obserwowanym przez dziesiątki par oczu nie opuszczało nikogo. Rósł także niepokój, powodowany cichymi szeptami nieokreślonego pochodzenia, szelestami, czy wrażeniem ruchu na granicy pola widzenia.

Wyspa znów stawała się wroga i odpychająca.

Nastała noc.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Atena
PostWysłany: Nie 11:36, 30 Paź 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 513
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Był etap w którym Atena garnęła się do centrum większości wydarzeń, zaistniałych na wyspie. Często było to spowodowane nie jej chęcią, a wymuszonym udziałem poprzez trafienie w złe miejsce, w nieodpowiedniej porze. Przypadkowo stając się współuczestnikiem tajemnic i nie wiedząc gdzie kończy się sen a zaczyna jawa. Prawdopodobnie to wszystko było powodem załamania dziewczyny i schowania się przed wszystkimi. Wykończona psychicznie i fizycznie od kilkunastu już godzin tkwiła w śnie. Mocnym, głębokim i nie pozwalającym niczemu ani nikomu przeszkodzić kobiecie. Gdy odpoczynek spełnił swą rolę i wlał w serce dziewczyny nieco wiary, a w ciało więcej siły, podniosła się z łóżka i wyszła na zewnątrz, nie wiedząc która godzina, co to za dzień i gdzie są jej towarzysze.
Mrok ogarniał jeszcze całą okolicę, dając o sobie znać w postaci chłodu i wszechogarniającej ciszy. Atenie nie sposób było zorientować się w sytuacji, która w wir swych wydarzeń porwała większość uczestników dawnego eksperymentu. Kobieta wiedziała że dawno się on skończył, zastąpiony przez realne zagrożenia i próby ocalenia.
Oddalając się od swego domu, rozglądała po placu, próbując w ciemnościach znaleźć jakąś przyjazną osobę i czując jak bardzo brakuje jej tych z którymi musiała zmagać się z ciężarem decyzji. Gdzie podziali się Ci z którymi wiązała ją nić porozumienia?
Atena objęła się rękami, jakby chcąc bluzie pomóc w odepchnięciu chłodu i przystanęła na środku placu, wbijając spojrzenie w kilka domów. Tych zamieszkałych przez bliskich towarzyszy. Nie, nie zamierzała dobijać się do drzwi każdego z osobna. Liczyła że przynajmniej wraz z nastaniem świtu ujrzy czyjąś twarz. Tymczasem ruszyła jeszcze kilka kroków, bliżej przychodni się znajdując i dostrzegając w jednym z okien blask światła. Nawet się nie zastanawiając podeszła bliżej i drzwi do wnętrza otwarła.

[przychodnia]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Nie 22:28, 30 Paź 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Ziemia zatrzęsła się, tak samo, jak dwa dni temu, jednak tym razem było to silniejsze. Pojedyncze, gwałtowne szarpnięcie, jakby wyspa wyskoczyła o pół metra w górę, odrywając się od macierzystej płyty tektonicznej, po czym opadła ponownie na swoje miejsce.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Wto 23:19, 01 Lis 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Poranek, dzień 32.

Pierwsze promienie słońca nieśmiało przebijając się zza ciężkich chmur próbowały rozproszyć ciemność nocy. Wśród lekkich oparów mgły wstał nowy, pochmurny dzień, z niskimi, deszczowymi chmurami zasłaniającymi całe niebo. Deszcz, który spadł tuż po świcie był mocny i intensywny, a gdy ustał, chmury nie rozproszyły się, zapowiadając deszczową aurę w ciągu całego dnia.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Pią 22:10, 10 Lut 2012


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Wilgotny, pochmurny i mokry poranek zmienił się w równie wilgotne i ponure popołudnie. Deszcz co prawda nie padał, ale niskie chmury groziły opadami. Przyroda zamilkła i zamarła, jakby pogrążyła się w uśpieniu.

Nastało popołudnie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Joshua Coffman
Templers
PostWysłany: Pon 13:29, 09 Gru 2013


Dołączył: 01 Kwi 2010

Posty: 264
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Nie pamiętał ile upłynęło czasu od chwili gdy miasteczko opustoszało. Miał w tym swoją zasługę, trzeba przyznać. Na skraju dżungli czaił się cień - wiedział o nim wszystko, czego Coffman nie miał ochoty zdradzać. Cień, który w bezlitosny sposób na jego oczach pozbawił życia tego żałosnego klechę, nad którego kośćmi teraz stał. Z radością w geście kopnął pozostałości Cornwella i poszedł dalej, ekscytując się zniszczeniami których dokonał, gdy intruzi przybyli na wyspę i rozbudzili Almę.
- Almo!
Odpowiedziało mu głuche echo złowrogo cichej dżungli.
- Mam ochotę na gwałt, mord i krew. Gdzie jest reszta szczurów, którzy zdołali się przede mną schować?!
Przysiadł na nadpalonej werandzie a skrzypnięcie było jedyną oznaką życia wśród wiatru miotającego zeschniętymi liśćmi. Czekał. Liczył na to że ktoś przyjdzie po zapasy do któregoś z baraków, gdyż tych było ciągle sporo. Czekał i to czekanie dłużyło się mu coraz bardziej.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Miasteczko Ras-Shamra Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 66, 67, 68
Strona 68 z 68

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo


Programosy
Regulamin