www.rasshamra.fora.pl - witaj! Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości.
Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna                    FAQ
                Szukaj
             Użytkownicy
          Grupy
       Galerie
    Rejestracja
Zaloguj
Placyk
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 66, 67, 68  Następny  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Miasteczko Ras-Shamra
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Game Master
Game Master
PostWysłany: Nie 10:47, 14 Sie 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Mrok zaczął ogarniać obie wyspy. Wieczór nie „nadchodził”. Wieczór pożerał i pochłaniał. Brak słońca nie obniżył temperatury. Noc przynosiła ze sobą duchotę i parne powietrze. Trudno było to wytrzymać.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jacob Upper
PostWysłany: Pon 18:34, 15 Sie 2011


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

Jacob przystanął na skraju osady pogrążonej we wczesnym wieczornym półmroku i oparł się jedną ręką o pień samotnej palmy. Przed oczami tańczyły mu ciemne plamki, serce tłoczyło krew zdecydowanie zbyt szybko, mięśnie nóg i rąk rwały tępym bólem. Mężczyzna czuł też wywołane wysiłkiem narastające mdłości i najchętniej wypłukałby je z siebie kilkoma porządnymi łykami gorzały, ale na razie stał tylko w miejscu, wodząc zmęczonym wzrokiem od budynku do budynku i próbując wypatrzeć ślady czyjejś obecności. Światło paliło się w niewielu oknach, ale to wystarczyło, aby Jacob nieco się uspokoił - być może do Ras-Shamry nadciągało niebezpieczeństwo, lecz chyba jeszcze nie dotarło do celu. To zaś dawało im pewne możliwości przygotowania się do obrony... Lub kontrataku.

Z początku chwiejnym, lecz z każdą chwilą coraz pewniejszym krokiem, ruszył przed siebie, zagłębiając się pomiędzy zabudowania i wychodząc na pusty placyk. Szybki rzut oka w stronę domku nr 2 upewnił go, że jego współlokatorów nie ma, albo po prostu śpią - okna zionęły czernią. Coś musiało się jednak dziać we wnętrzu pubu, ponieważ w mętnym, sączącym się zza szyb świetle zobaczył ruch cieni. Przypatrywał im się przez kilka sekund, a potem skierował się w stronę drzwi wejściowych lokalu.

Niespodziewanie poczuł w dłoni ciężar trzymanej cały czas siekiery.
Wendy, I'm home... - pomyślał, uśmiechając się lekko.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Czw 22:47, 18 Sie 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Poranek, dzień 30.

Tuż przed wschodem Słońca temperatura gwałtownie, drastycznie spadła. Wilgoć zgromadzona w powietrzu niemal natychmiast skrystalizowała się w postaci warstwy szronu osadzającego się na liściach, trawie, drzewach i domach osady. A potem... wstało Słońce. A gdy pierwsze promienie dotknęły wyspy, ziemia zatrzęsła się, jednak nie przypominało to normalnego trzęsienia ziemi. Szarpnięcie było krótkie, pojedyncze, dość silne, ale nie powtórzyło się drugi raz. Bardziej przypominało uczucie, które towarzyszy upadku dużego ciężaru na ziemię - głuche tąpnięcie, wibracja spowodowana upadkiem sporej masy. Chwilę później temperatura powietrza zaczęła rosnąć, a szron intensywnie parować.

Niebo było czyste i bladobłękitne, a Słońce szybko nagrzewało wyspę, zwiastując kolejny gorący dzień.

Nastał 30 dzień pobytu na wyspie...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Collis Lancaster
PostWysłany: Sob 18:23, 20 Sie 2011


Dołączył: 06 Lut 2011

Posty: 160
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Plac świecił pustkami. Najwyraźniej mieszkańcy pochowali się we własne kąty, naiwnie sądząc, że będą bezpieczni. Powinien wziąć z nich przykład. Może nie od razu chować się, ale przynajmniej dać sobie spokój z moralnie poprawną grupą ratunkową. Właśnie zamierzał wystawić na uszczerbek swoją cielesność własną. I to w imię czego? Niesfornego blond-tornada? Kręcąc lekko głową, zapalił w końcu papierosa i zaciągnął się.

- Ta wyspa ssie. - mruknął do siebie obojętnym głosem. - A pomyśleć, że prowadziłbym teraz audycję z myślą, że wieczorem wyrwę niezłą laskę. Tymczasem jedyne co mogę teraz wyrwać, to chwasty w zarośniętym ogródku przed domkiem.

Śmierć Raya nie zmartwiła Collisa. Sytuacja w przychodni nie interesowała. Inaczej - interesowała, ale zamierzał się dowiedzieć szczegółów od Sacripanto. Gdyby sam wybrał się do Borovskyego pewnie musiałby jakoś skomentować sytuacje, może nawet wyrazić współczucie. Nie, Collis nie miał ochoty na takie gierki.

Miał papierosy, miał iPoda. Wolał rozkoszować się nikotyną i soundtrackiem z Fight Club. The Dust Brothers wymiatają. Przynajmniej takie miał zdanie na temat kawałka "This is your life".

You have to give up, you have to give up
You have to realize that someday you will die
Until you know that, you are useless


- Cóż... - kolejne zaciągnięcie - Teraz brzmi to kurewsko ironicznie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Nie 14:46, 21 Sie 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Bała się tego, co zastanie w przychodni. Bała się, że nie będzie umiała wytłumaczyć dlaczego nie przyszła wcześniej. Eric ryzykował dla niej, a ona nawet nie pofatygowała się, by sprawdzić czy nic mu nie jest. Miała wyrzuty sumienia. Małe. Bo były tłumione przez poczucie odrzucenia i krzywdy. Nigdy nie powinna przylatywać na wyspę, nie powinna brać udziału w projekcie cholernego White Raven. Zacięcie na ustach Claude pasowało o wiele mniej niż przyjazny uśmiech.

Przechodząc między "siódemką" a "ósemką" zobaczyła Collisa na werandzie, zaciągającego się papierosem. Odruchowo roztarła obolały nadgarstek. Gdyby miała wybierać, nie chciałaby zamienić z tym mężczyzną ani jednego słowa, ale... Zebrała się w sobie i podeszła do schodków.

- Cześć... - zaczęła niepewnie. - Jak potoczyły się wczoraj sprawy w pubie? Zdecydowaliście coś w sprawie JJ? I... możesz mi powiedzieć, gdzie jest teraz Jacob?

Twarz Collisa kojarzyła jej się z listem. Z oszustem. Lekceważący uśmiech skrywał egoistycznego drania. Najchętniej wydrapałaby mu oczy.

- Robert znalazł dokumenty pierwszego White Raven. - kontynuowała. Stwierdziła, że przepływ informacji w końcu powinien być lepszy. Już nie chodziło o pieniądze, ale o życie. - Podobno gdzieś w dżungli jest posąg, a jego zniszczenie osłabi upiora wyspy. Miały chyba tu miejsce jakieś rytuały, nie wiem... W każdym razie zamierzam znaleźć ten posąg i obrócić go w kupę gruzu. - wzruszyła ramionami. - Gdyby ktoś pytał, wiesz co planuję.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Collis Lancaster
PostWysłany: Nie 15:25, 21 Sie 2011


Dołączył: 06 Lut 2011

Posty: 160
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Claude Beaumarchais. A to ciekawe. Obserwował nadchodzącą brunetkę z czymś na kształt uśmiechu. Nadal uważał, że gdyby mówiła o istotnych rzeczach, nie skończyliby w tak głębokiej dupie. Wyglądała jak zbity pies, jak personifikacja wyrzutów sumienia. Collis nie zamierzał się na to nabrać. Miała ładne nogi i całkiem obiecujące piersi pod bluzką, ale to nie zmieniało faktu, że jej osobowość nie była kompatybilna z tym, co Lancaster lubił.

- Witaj, skarbeńku. - odparł patrząc na dziewczynę z góry. - Wczoraj? Po tym, jak dostałaś korby i odstawiłaś kiepski teatrzyk?

Zarzucił plecak na ramię, zszedł po schodkach, by stanąć przed dziewczyną. Wiedział, że uczyni ją jeszcze bardziej niepewną. Żarty się skończyły, nie miał zamiaru nikogo traktować z taryfą ulgową.

- Upper zaprowadzi mnie i Sacripanto do broni, potem odbijemy Jenny. - dmuchnął papierosowym dymem prosto w twarz Claude. - Jest w pubie. Chyba. Nie musisz się z nim widzieć, wystarczająco dużo namieszałaś. - przewrócił oczami na widok grymasu dziewczyny. - Oh, daj spokój. Przekażę mu, że bawisz się w łowcę duchów. Zgoda? W zamian nie zrób sobie krzywdy w dżungli.

Zarejestrował w głowie informacje o kolejnych dokumentach dotyczących pierwszego White Raven.

- I uśmiechnij się, do diabła. - sam również zdobył się na szczery półuśmiech i łagodny głos. W końcu nie był potworem. - Sprowadzimy Jenny całą i zdrową.

Mam nadzieję.

[pub]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Collis Lancaster
PostWysłany: Pon 14:50, 22 Sie 2011


Dołączył: 06 Lut 2011

Posty: 160
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Wycieczka do pubu nie była długa. Wystarczyło tylko przeciąć ścieżkę prowadzącą do przychodni, przejść obok domku nr siedem i już widziało się przybytek rozrywki mieszkańców Ras-Shamry. I Jacoba Uppera stojącego na werandzie z kuflem pełnym czarnej brei. Collis miał nadzieję, że to była kawa. Kiedy dotarł do schodów werandy akurat żar papierosa dosięgnął filtra, więc pstryknął kiepiem na żwir pod werandą, po czym wyciągnął z kieszeni całą paczkę. Po chwili znów zaciągał się nikotynowym dymem. Paczkę rzucił Jacobowi.

- Gotowy do ekscytującej misji ratunkowej? - zapytał, siadając na najwyższym schodku. Plecak wylądował obok nóg. - Bo jeśli pozałatwiałeś swoje sprawy, to od wyruszenia dzieli nas tylko przybycie Sacripanto.

Celowo przemilczał spotkanie z Claude. Kobiety nigdy nie wnoszą niczego dobrego i wolał nie ryzykować, że Jacobowi wpadnie do głowy jeszcze porozmawiać ze swoją młodziutką przyjaciółką. Dziewczyny to nic więcej, jak tylko kłopoty. - przypomniał sobie skądś cytat, z którym się zresztą zgadzał. Bo co sam właśnie robił? Zamierzał odbić nieopierzonego kurczaczka z rąk... Nawet nie wiedział kogo. Ilu ich było? W jakim miejscu? Z jakim sprzętem? Jedna wielka niewiadoma. Może od razu powinienem strzelić sobie w łeb. - ironizował, ale wiedział, że i tak pójdzie po Jenefer.

- Szukanie łódki ewentualnie pozostawionej przez porywacza gdzieś przy plaży może być czymś na kształt szukania igły w stogu siana. - mruknął patrząc przed siebie. Oby Claude nie wracała teraz d o siebie... - Masz jakąś alternatywę?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jacob Upper
PostWysłany: Pon 17:10, 22 Sie 2011


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

Nie myślał o niczym konkretnym, po prostu patrzył w niebo i sączył kawę, której smak pozostawiał wiele do życzenia, kiedy pojawił się Collis - widać było go już z daleka, jak idzie w stronę pubu. Jacob skupił swoją uwagę na mężczyźnie, zastanawiając się, z kim właściwie ma do czynienia. Lancastera widział tylko parę razy, ale dopiero wczoraj miał okazję zamienić z nim kilka słów - słów, z których nie wynikało zupełnie nic na temat tego człowieka, chociaż sposób wypowiadania niektórych kwestii mógł świadczyć o jego specyficznym charakterze.

Złapał rzuconą mu paczkę, odpalił jednego papierosa, drugiego schował do kieszeni przepoconej koszuli, która bardzo już upodobniała go do zdesperowanego maklera dzień po załamaniu się giełdy.
- Gotowy - mruknął, chociaż nie wiedział, czy do czegoś takiego można się w ogóle przygotować, skoro wyruszali naprzeciw nieznanemu wrogowi. A jakie Jacob mógłby załatwiać tu jeszcze sprawy?
Żadne - odpowiedział sobie w myślach, chociaż te uparcie formowały się w wykrzywione złością oblicze Claude.

Upił kilka kolejnych łyków.
- Jak daleko tamci są w stanie się posunąć? - spytał, podnosząc wzrok na Collisa. - I naprawdę sądzisz, że powinieneś się w to pakować? Ja nie mam nic do stracenia, bo tych feralnych dwóch milionów już raczej nie zobaczę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jacob Upper dnia Pon 17:10, 22 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Lars
PostWysłany: Pon 18:47, 22 Sie 2011


Dołączył: 23 Lip 2011

Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

- Hej, Lancaster! - krzyknął do współlokatora, bo wymagała tego dzieląca ich odległość. Przyspieszył kroku i poprawił okulary przeciwsłoneczne. Cholera, musiał wyjść z pubu znacznie wcześniej, niż mi się wydawało. - zrugany w myślach zmniejszył dystans do trzech jardów; w ramach przywitania kiwnął głową w stronę Uppera.

- Wziąłeś może jakąś broń dla swojego ulubionego Szweda? - Zrobiło mu się żal Collisa, tak przyjaźnie żal, facet wyglądał jakby nie spał przez ostatni tydzień. A to przecież był dopiero początek dnia, i kto wie czego jeszcze. Uśmiechnął się, tak jak uśmiechał się do sympatycznego sąsiada, staruszka, ze sztokholmskiej kamienicy. Jeszcze trochę i dorobię się aureoli, niech to szlag!

- Wołowinki? - Tym razem zwrócił się do Jacoba, pokazując zawartość plastikowego woreczka wyciągniętego z kieszeni. - Zastrzyk protein może być przydatny. To jak, bawimy się w wojnę?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Patsy
Moderator
PostWysłany: Pon 20:42, 22 Sie 2011


Dołączył: 05 Mar 2010

Posty: 901
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Obserwując z werandy placyk, zauważył pojawienie się Lancastera, Uppera, a po chwili dołączył do nich koleś, którego od czasu do czasu widywał. Wrócił się do domku, złapał za swoje okulary przeciwsłoneczne, które wetknął na kołnierz koszulki i ruszył w stronę zgromadzenia.

-Mam nadzieję - zaczął beztrosko - że nie czekaliście zbyt długo. Musiałem ogarnąć pewne sprawy - dodał. Spojrzał na nich i spytał:
-To co zaczynamy?

Następnie przyjrzał się bliżej nowemu. Wywnioskował, że to jakiś znajomy Collisa, co było raczej trudne zważywszy, że Brytyjczyk większość czasu chyba spędzał w pubie. Podszedł do nieznajomego:
-Chyba się jeszcze nie poznaliśmy - powiedział wyciągając rękę - Ptasy Sacripanto.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Pon 23:01, 22 Sie 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Zupełnie niepostrzeżenie i całkiem nieoczekiwanie poranek przemienił się w południe. Lejący się z nieba żar dawał do zrozumienia, że tropikalna wyspa jest tropikalną wyspą nie tylko z nazwy, zaś brak wiatru i wilgotne powietrze dżungli potęgowały jeszcze ten efekt. Morze było płaskie, liści roślin w dżungli nie poruszał nawet najsłabszy zefirek.

A właśnie, a'propos dżungli... po raz pierwszy była cicha. Bez szeptów, głosów, chcichotów i nawoływań. Była... naturalna.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Collis Lancaster
PostWysłany: Wto 9:18, 23 Sie 2011


Dołączył: 06 Lut 2011

Posty: 160
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

- Daleko. - odpowiedział po prostu, zaciągając się papierosem i lustrując wzrokiem ścieżkę od przychodni. - Jesteśmy odpadami do utylizacji, a przed utylizacją raczej nie ma się oporów. - uśmiechnął się brzydko, jakby szydził sam z siebie. - Gdzieś tam jest jedyna śliczna dziewczyna, której nie mam ochoty puknąć przy pierwszej lepszej okazji, więc tak, powinienem się w to pakować. Ona jest jak pieprzony jednorożec.

Parsknął krótkim śmiechem. Lekceważeniem i nonszalancją chciał przyćmić troskę o Jenefer. Chociaż tyle. Sam przed sobą nie chciał na poważnie przyznać, że mu zależy. Gdyby kiedykolwiek wpadłoby Collisowi do głowy, żeby mieć córkę chciałby, żeby choć trochę była podobna do blond-żywiołu. Nagle zza siódemki wyszła jakaś postać. Na szczęście był to Deevys. W przeciwsłonecznych okularach. Beztroski. Żujący coś w najlepsze.

- Dla mojego ulubionego Szweda mogę mieć co najwyżej kulkę w łeb. - wyciągnął dłoń do Larsa, by uścisnąć mu rękę.

Chwilę potem pojawił się Sacripanto. Również w dobrym humorze. Co jest, do cholery? Wypieramy się na piknik? Na chwilę zaciął usta w wąską linię. Tylko na chwilę. Potem znów się rozchmurzył. Wstał, wyrzucił wypalonego papierosa, ręce wylądowały w kieszeniach, palce wymacały flakonik z prochami przeciwbólowymi.

- To nie zabawa, panowie. - uniósł teatralnie podbródek dla żartu. - Ale to nie oznacza, że mamy się źle bawić. Czy ktoś wziął ma w ekwipunku alkohol?

Mimo swojej postawy, lekceważenia wymalowanego na twarzy, wiedział, że to NAPRAWDĘ nie zabawa. Że będą się musieli bardzo postarać, żeby nie zginąć. Że to ryzykowne. Poza tym każdy z nich kierował się własnymi powodami i Collis nie podejrzewał, że jest to altruizm. Wolałby jednak, by - cokolwiek to było - miało w sobie sporo lojalności.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Czw 23:51, 25 Sie 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Pewnie gdyby wiedziała kogo spotka, wybrała by inną drogę do "dwójki". Czyli zupełnie okrężną. Gdyby wiedziała, poszłaby naokoło nawet, gdyby to oznaczało obejście całej wyspy. Kiedy wyszła na główny placyk, tylko na sekundę spojrzała w stronę pubu. To wystarczyło. Mogła zignorować mężczyzn gromadzących się przy werandzie baru. Mogła. Ale nie zrobiła tego. Przez chwilę stała w miejscu, jakby się zastanawiała, co właściwie ma zrobić. Potem wolnym krokiem podeszła do całej reszty. Apteczkę wciąż przyciskała do siebie. Wydarzenia ostatniego wieczoru napawały ją niesmakiem, głownie z własnego powodu. Collis, Patsy, a tym bardziej Lars nie stali nawet obok kręgu jej zainteresowań. Całą uwagę skupiła na Jacobowie. Chciała wyjaśnić parę rzeczy, zanim oboje zapuszczą się w dżunglę bez gwarancji na powrót. Obojętnie minęła wszystkich, weszła po schodach, a gdy już była przy Jacobie zatrzymała się na chwilę.

- Możemy porozmawiać? - spytała chłodno. Zauważyła grymas na twarzy Uppera i totalnie zmiękła. Już nawet nie próbowała udawać, że jest jej wszystko jedno. - Proszę. To zajmie tylko minutę.

Oglądając się, weszła do pubu. Na szczęście okazał się pusty. Claude oparła się plecami o oparcie fotela stojącego przy kominku.

- Przepraszam. - powiedziała po prostu, nie patrząc na Jacoba, gdy ten wszedł do środka. - Za to, co było w dżungli. Za to, co było wczoraj. Nie powinnam mieć względem ciebie żadnych roszczeń.

Podeszła do Jacoba na odległość zaledwie kroku, chociaż widziała, że nie jest mu to na rękę. Że tego nie chce. To bolało. Ścisnęła kurczowo apteczkę, jakby to był pluszowy miś.

- Tam w dżungli... - westchnęła nerwowo. Zaczynała się rozklejać.- Wiele się wydarzyło. Te wizje... Wszystko co widziałam, czego doświadczyłam... Nie myślałam klarownie. Nie chciałam cię zostawiać z... Przepraszam, Jacob. Nie wiem, czy jest coś, co mogłabym zrobić, żebyś przestał mnie nienawidzić... Po prostu... Proszę, bądź ostrożny. Obiecaj mi chociaż, że wrócisz z tej szaleńczej eskapady w jednym kawałku.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Hendrick Cornwell
PostWysłany: Sob 23:35, 27 Sie 2011


Dołączył: 29 Cze 2011

Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Niemal od razu zauważył mężczyzn zgromadzonych przed pubem. Przy czym dwóch z trzech nie było wystarczająco przyjaźnie nastawionych, gdy się z nimi ostatnio widział. Dlatego wolał sobie odpuścić rozmowę, mającą na celu pozyskanie pomocy przy pogrzebie. Hank nie widział siebie w roli chłopca do bicia i poniżania, do bycia kozłem ofiarnym tych ludzi. Gdyby przyszło mu przyjąć tę rolę, wytrzymałby to i żył dalej, ale nie był masochistą aby pchać się samemu w takie sytuacje. Przystanął. Tylko na chwilę. Potem ruszył w kierunku domu numer 2.

[Dom Roberta]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Pon 14:12, 29 Sie 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Claude kątem oka dostrzegła jakiś ruch niemal na granicy pola widzenia. Zaciekawiona, odwróciła głowę w tamtym kierunku i ujrzała stojącą pod drzewem kilkanaście metrów od niej ciemnowłosą dziewczynkę. Dziewczynkę nie podobną ani do małej Sophie ani do zjawy Sary. Dziewczynka miała ciemne włosy i ubrana była w prostą, dziecięcą sukienkę spod której wystawały chude nogi i podrapane kolana. Jej twarz natomiast wydała się Claude dziwnie znajoma...

Dziewczynka odwzajemniła spojrzenie Claude, uśmiechnęła się do niej i pomachała jej dłonią, po czym odwróciła się i zniknęła w gęstwinie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Game Master dnia Pon 14:12, 29 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Miasteczko Ras-Shamra Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 66, 67, 68  Następny
Strona 67 z 68

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo


Programosy
Regulamin