www.rasshamra.fora.pl - witaj! Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości.
Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna                    FAQ
                Szukaj
             Użytkownicy
          Grupy
       Galerie
    Rejestracja
Zaloguj
Niewielka przychodnia
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 39, 40, 41 ... 43, 44, 45  Następny  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Miasteczko Ras-Shamra
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jenefer Johnson
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Czw 8:56, 21 Lip 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 723
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk/Olsztyn

Była zmęczona. Śpiąca. I znów głodna. Druga noc spędzona na nogach, druga noc stresu i nerwów była ponad jej siły. Stojąc pod ścianą niemal całkowicie wyłączyła się, odpłynęła od rzeczywistości. Dopiero wzmianka o segregatorach zelektryzowała ją i sprawiła, że dziewczyna podniosła głowę napotykając spojrzenie Coffmana. Z reakcji pozostałych osób szybko wywnioskowała się, że w obecnym tu gronie zakładników była chyba jedyną osobą wiedzącą o o teczkach, ba! nawet miała w ręku i przeglądała teczkę Curtisa. Tą, którą zostawił mi Peter. Z adnotacją odnośnie Coffmana. Wyglądało więc na to, że Peter ufał jej bardziej niż innym mieszkańcom osady. Albo... Albo po prostu znalazłam się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie... Co było lepsze? Nie chciała nawet zgadywać, ale wolała wierzyć, że to zaufanie chłopaka sprawiło, że przekazał jej te informacje. Na jej własne nieszczęście, bo teraz stawała się jedyną osobą z jakimiś konkretnymi informacjami.

Wiedziała o czymś jeszcze - ze słów Collisa wynikało, że wszystkie teczki zostały spalone, a jedyną ocalałą była ta, która znajdowała się u niej w domu. W jej głowie powoli zaczął kiełkować zgoła niepodobny do niej i do jej zachowania plan. I już się miała odezwać, gdy drzwi zabiegowego otworzyły się i cała trójka wróciła na korytarz. Jen obdarzyła Claude spojrzeniem, które miało dodać przyjaciółce otuchy, ale terroryzowana bronią brunetka nie patrzyła na nią. Wycelowana w przyjaciółkę, a później w Patsyego broń sprawiła, że momentalnie podjęła decyzję.

- Nie! - krzyknęła się w ciszy, która zapadła po ostatnim zdaniu Coffmana sprawiając, że chyba wszyscy spojrzeli na nią. - Mówisz o tych teczkach, które spłonęły? Niewiele z nich zostało, prawda? A być może nic, co moglibyście wykorzystać? To dlatego tu jesteście. Żeby się dowiedzieć czegoś, co było w tych aktach.

Zaczęła się trząść. Dopiero teraz dotarło do niej, jak bezwzględni i niebezpieczni są ci ludzie. Ale tym bardziej musiała zareagować. Nie chciała tu umierać. Nie chciała także widzieć, jak widzą inni, a chyba tylko ona mogła w tej chwili zrobić... coś. Cokolwiek. Czuła jak trzęsą się jej kolana, jak drżą dłonie. Co gorsza, zaczynał także drżeć jej głos.

- Wypuśćcie wszystkich - błagalnie spojrzała Coffmanowi w oczy. - To ze mną masz na pieńku, prawda? Powiem ci wszystko, co wiem. Pokażę, gdzie jest ocalała teczka. Ale wypuść wszystkich i nie rób im krzywdy...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Joshua Coffman
Templers
PostWysłany: Sob 18:45, 23 Lip 2011


Dołączył: 01 Kwi 2010

Posty: 264
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Joshua stracił cierpliwość. Miał posłać brunetkę do diabła, gdy ciszę przerwała Jenefer.
- No widzisz Kociaczku, jednak udaje się nam ze sobą współpracować. Poniekąd przyszliśmy także po informacje, choć nasz pierwszorzędny cel został już osiągnięty.
Zmęczenie dopadało także i jego. Wytrzymałość Coffmana była duża, lecz miała swoje granice, tak samo jak i wytrzymałość Judy. Tyle że nie dawał tego po sobie poznać. Rywalizacja pomiędzy nim a Walker była skomplikowana, bardziej zawiła niż można przypuszczać.
- Co wcale nie oznacza, że możesz mi stawiać jakiekolwiek warunki. Możesz mieć ze mną na pieńku, mogę Cię zabić kiedykolwiek tylko chcę, jednakże wiedz, że nie zrobię tego dopóki nie nasycę się władzą jaką mamy nad wami. To znacznie przyjemniejsze niż odebranie Ci życia. No, to mów Dziecinko. Chętnie wysłucham wszystkiego co masz mi do powiedzenia. Po ocalałą teczkę przejdziemy się później.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Judy Walker
Templers
PostWysłany: Sob 19:12, 23 Lip 2011


Dołączył: 03 Maj 2011

Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

Zaczynała się denerwować i były to nerwy, które trudno było opanować. Jakby wyłaził z niej dziwaczny instynkt, każący zmieść wszystko z powierzchni ziemi. Ludzie irytowali, nie działali wedle oczekiwań Judy. Najgorsze było to, że nikt nie potrafił dostarczyć jej rozrywki. Same słowa, bez działania. Mogli się buntować, rzucać zrozpaczonymi spojrzeniami, ale każdy bał się zrobić cokolwiek. Więc Judy nie tylko była zirytowana. Dopadła ją również nuda. Przynajmniej do momentu heroicznego wybuchu blondynki. Jenefer próbowała ocalić wszystkich, prócz siebie. Jakby sobie nie zdawała, że emocjonalna więź z innymi czyni ją słabą. Jakby nie wiedziała, że to jej pięta Achillesowa. To było prawie rozczulające. Walker uśmiechnęła się lekko, drapieżnie. Pomyślała, że może da się wycisnąć z blondynki coś, co dostarczy rozrywkę. Podeszła do blondynki. Była naprawdę ładna, ładna w ten sposób, że nawet sponiewierana przez życie mogłaby wzbudzać namiętność w mężczyznach. I nie tylko. Judy przyglądała się przez chwilę ładnej twarzy Jenefer, przekrzywiając głowę. W końcu naparła na dziewczynę z siłą, przyciskając jej przedramię do szyi. Może broń Coffmana by wystarczyła, ale nic nie szkodziło, by być bardziej sugestywnym. Co nie oznaczało, że chciała zrobić jej krzywdę. Palcem wolnej ręki pogładziła policzek dziewczyny, potem zjechała niżej, do dekoltu i dalej w dół, aż do brzucha... Judy drgnęła i odsunęła się nieznacznie, jednak nadal otwarta dłoń tkwiła na brzuchu blondynki. Czyżby? Jako kobieta nie mogła mieć żadnych wątpliwości, lekkie zaokrąglenie brzucha nie było zwyczajnym nadmiarem tłuszczu - nie przy szczupłych nogach, nie przy chudych ramionach. Judy gwałtownie odwróciła głowę w stronę Coffmana.

- Joshua, nie waż się tknąć jej palcem. - powiedziała z zacięciem, a w jej głosie było słychać zaskoczenie. - Ona wraca z nami. Wiesz dlaczego? Bo ma coś, co będzie należeć do nas.

Mogła o tym nie wspominać. Mogła nie dawać Jenefer nawet cienia świadomości, że jest coś warta. Ale Judy nie zważała teraz na to, co było bardziej korzystne. Skinęła do Coffmana - nie był idiotą, wiedział, co przekazywał ruch ręki Judy. Cokolwiek chciał wyciągnąć z blondynki, będzie musiał to zrobić delikatnie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jenefer Johnson
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Sob 22:35, 23 Lip 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 723
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk/Olsztyn

Miała dość. Powieki jej ciążyły, w oczach czuła piasek i marzyła tylko o prysznicu i wygodnym łóżku. Była skłonna zrobić cokolwiek, byle tylko ten koszmar się zakończył. Sądziła, że jej propozycja to ułatwi, że pozostali będą mogli odejść, a ona choć chwilę odpocząć, jednak szybko zrozumiała, że nic nie udało jej się wskórać. Nienawistne spojrzenie i słowa Coffmana sprawiły, że zaczęła drżeć jeszcze bardziej zrozumiawszy, że ani trochę nie poprawiła, a wręcz pogorszyła sytuację.

- Dlaczego...? - zdążyła tylko szepnąć, gdy zaatakowała ją kobieta z kuszą.

Na chwilę zabrakło jej tchu. Twarz Judy była tuż przy jej twarzy, jej zimne oczy wpatrywały się w nią. Było w nich coś tak kosmicznie obcego, tak odległego... Gdy poczuła na policzku dotyk dłoni, wzdrygnęła się i odwróciła głowę, a potem próbowała się wyślizgnąć, gdy dłoń kobiety wędrowała po jej ciele coraz niżej. Nagle dotyk zatrzymał się, dłoń znieruchomiała na jej brzuchu, a ucisk na szyi Jen zelżał.

Wie! - Myśl przeszyła ją jak błyskawica. Odwróciła gwałtowanie głowę i spojrzała znów w oczy kobiety, jednak tym razem zobaczyła w nich... zdumienie? Zaskoczenie? Trwało to może sekundę, potem kobieta wydała polecenie Coffmanowi. A Jen zamarła, natychmiast domyślając się jej planów.

- Nie! - wrzasnęła o wiele głośniej niż chwilę temu. Szarpnęła się w bok, cofnęła o dwa kroki. - Nie zabierzesz mi go! - Jedną dłonią zasłoniła brzuch, drugą wyciągnęła w kierunku Coffmana i Judy w geście obrony. Nerwowo rozejrzała się, szukając jakiejkolwiek drogi ucieczki. Zaczęła panikować, w żołądku poczuła chłód, jakby połknęła lodową kulę. - Nie zbliżajcie się do mnie!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Robert
PostWysłany: Pon 10:57, 25 Lip 2011


Dołączył: 06 Mar 2010

Posty: 326
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nieporęt

Robert nie wiedział co może zrobić. Plan Hendricka nie wypalił, także Patsy'emu nie udało się zdziałać nic konkretnego. Co gorsze okazało się, że jest jeszcze druga kobieta, Judy. Gdy wyszła z pokoju, w którym była sama z Ericiem od razu zaczęło się więcej dziać, a przynajmniej było więcej krzyku.

JJ też ma jakąś teczkę, ale nie tą o White Raven. Bezpośrednio o nas... Może i wszystko się wyjaśniło, ale czy oni w to uwierzą? Czy WR napisało o tym raczej negatywnie, czy pozytywnie?

W międzyczasie wszyscy krzyczeli coraz bardziej. W pewnym momencie Jenefer pokonała wszystkich jeśli chodzi o siłę głosu. Nie zabiorą kogo? - pomyślał, by zaraz samemu odpowiedzieć sobie na to pytanie.

- Zostawcie ją! Weźcie każdego z nas, tylko nie ją! - krzyknął stając krok przed Jenefer. Nie myślał w tym momencie logicznie, ale musiał to zrobić. Po prostu musiał.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Judy Walker
Templers
PostWysłany: Wto 12:35, 26 Lip 2011


Dołączył: 03 Maj 2011

Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

Wydarzenia zaczęły przeobrażać się w totalną farsę. Krzyki, nadmiar emocji, poruszenie, którego nie rozumiała. Za nic nie mogła dostać informacji, których oczekiwała, słowa nie były satysfakcjonujące, a na domiar złego blondynka wpadła w histerię. Jakby nie rozumiała, że Judy właśnie ratuje życie jej i dziecku. Za głośno. Przyłożyła dłoń do czoła, zastanawiając się nad czymś, po czym znikła na chwilę w pokoju zabiegowym, gdzie zostawiła plecak. Tam włożyła bluzę i przeszukała zawartość własnej apteczki. Zastrzyki z silną substancją uspokajającą na szczęście pozostały nienaruszone. Judy nie wnikała w skład chemiczny. Czymkolwiek były naładowane strzykawki w tym momencie interesowało ją tylko to, by zadziałały.

Gdy zmierzała w korytarzu w stronę Jenefer, dziarski mężczyzna w średnim wieku nadal próbował odgrywać bodyguarda. Oh, proszę... - sarknęła w duchu, nie zatrzymując się, ani nie zwalniając kroku. Obcy wystarczająco wyprowadzili ją z równowagi. Uderzyła mężczyznę w szczękę, a gdy się zachwiał podcięła go zwinnie.

- Kiedy do was dotrze, że to my stawiamy warunki, a nie na odwrót? - powiedziała cicho do siebie, nawet nie zerknąwszy na leżącego.

Całą uwagę skupiła na Jenefer. Spojrzenie dziewczyny było pełne determinacji, jakby chciała wydrapać Judy oczy. Mimo że się szarpała i krzyczała, Walker zdołała ją obezwładnić i wbić w ramię igłę. Jeszcze przez chwilę obezwładniała dziewczynę, potem blondynka zawisła bezwładnie w jej ramionach. Była przytomna, ale zupełnie otępiała. Judy posadziła ją pod ścianą i odwróciła się do pozostałych. Ponownie zacisnęła palce na kuszy tkwiącej przy pasku.

- Od razu lepiej. - uśmiechnęła się promiennie. - Uprzedzam. Wszelkie akty heroizmu skończą się tragicznie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Eric Borovsky
PostWysłany: Śro 13:39, 27 Lip 2011


Dołączył: 04 Lis 2010

Posty: 123
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Obserwował wszystko, co działo się wokół niego jakby siedział w kinie i oglądał tani, tandetny, amatorski film klasy "C". Cieszył się z jednej strony, że lufa pistoletu Coffmana przestała już wskazywać na niego samego oraz na Claude, z drugiej - przesunięcie środka ciężkości całego zamieszania w kierunku Jenefer było mu o tyle na rękę, że mógł się nie angażować w akcję. Miał nieziemską wręcz ochotę pograć jeszcze bardziej na nerwach napastników, z drugiej zaś obawiał się, że w pewnym momencie przekroczy niewidzialną granicę i bełt z kuszy tej wariatki zamiast ponownie dziurawić powietrze wokół jego nóg, trafi dokładnie w niego.

Gdy Judy i Coffman zainteresowali się krzyczącą Jen, Eric zmarszczył brwi, ujął ramię Claude i delikatnie acz stanowczo pociągnął ją do tyłu. Cofnął się powoli o dwa, trzy kroki pozostając wciąż niezauważony nawet przez Judy, która zniknęła na chwilę w zabiegowym.

- Cofnijmy się do łazienki - pochylił się i szepnął, dotykając niemal wargami jej włosów. - Tam jest małe okienko, ale powinnaś się przecisnąć. Wyjdź przez nie i uciekaj. Tutaj zaraz posypią się trupy, a nie chciałbym, żeby i tobie się coś stało.

Judy wróciła z nieodgadnionym wyrazem twarzy, znokautowała sprawnie Roberta, a potem wstrzyknęła coś Jenefer. Widząc to Eric musiał stoczyć ze sobą walkę. Chciał odebrać strzykawkę kobiecie, z drugiej - postanowił uratować choćby Claude. Byli już blisko drzwi łazienki, gdy napastniczka odwróciła się w ich kierunku.

- Teraz! - szepnął, ciągnąc za sobą Claude dopadł jednym skokiem do drzwi łazienki, szarpnięciem otworzył je, wepchnął zaskoczoną dziewczynę do środka i dołączywszy do niej, zaryglował za sobą drzwi.

- Szybko! - rzucił, oceniając wielkość okienka pod sufitem. - Nie mamy wiele czasu.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Śro 20:28, 27 Lip 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Claude była sparaliżowana. Każda minuta wywoływała w niej myśl, że gorzej być nie może, a kolejne udowadniały coś zupełnie innego. Przełknęła głośno ślinę, gdy uwaga napastników skupiła się na Jenefer. Nie, tylko nie na Jen! - krzyknęła w duchu, a jednak miała świadomość, że wzajemna troska to najgorsze, co mogą zrobić. Zakończenie wydawało się nie do odwrócenia, zakończenie w głowie Claude było bardzo krwawe.

A potem było jeszcze gorzej.

Judy z jakiegoś pokrętnego powodu wiedziała o ciąży JJ. Z równie pokrętnego powodu zażyczyła sobie, by JJ popłynęła z nimi. Claude zmroziło. Nie mogła i nie chciała na to pozwolić. Zanim zdołała cokolwiek zrobić silne palce zacisnęły się na jej mokrym od potu przedramieniu. Nie! Sprzeciwiała się wewnętrznie Ericowi, a mimo to dała się pociągnąć w stronę łazienki. Jeżeli to była jedyna - choć bardzo ryzykowna - szansa, to chciała spróbować. Ale ten stres! Stres paraliżował, czynił z dziewczyny nienakręconą mechaniczną lalkę. Stała na własnych nogach, w pionie, tyle że nie mogąc podjąć żadnego działania.

("Szybko! Nie mam wiele czasu!")

Ocknęła się. Wśród zimnych kafelek, białej sterylnej umywalki, dwóch kabin. Nie wiedzieć czemu na myśl przyszło jej prosektorium. Z wahaniem przyjrzała się niewielkiemu okienku. Nie była pewna całego tego przedsięwzięcia. A jeśli uda mi się uratować Jenny? Odnajdę... kogo? Collisa. Innego wyjścia nie miała. Jacob! Tak bardzo chciała, by był przy niej... Tak bardzo by chciała, by nic mu nie było... Zmarszczyła brwi. Teraz albo nigdy. Nie patrząc na Erica rzuciła się do okienka, a kiedy już się przez nie przecisnęła tak, że pozostała jej tylko głowa, rzuciła lekarzowi szybkie spojrzenie.

- Nie daj się zabić. Nie pozwól zabić kogokolwiek.

Wyraz twarzy miała bez emocji, ale w głosie słychać było błagalną nutę. I nadzieję. Potem Claude puściła krawędź framugi okna i upadła pod ścianą przychodni.

[placyk]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Joshua Coffman
Templers
PostWysłany: Nie 10:42, 31 Lip 2011


Dołączył: 01 Kwi 2010

Posty: 264
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Coffman celował bronią we wszystkich po kolei nie mogąc skupić się na nikim konkretnym. Dopiero akcja doktora zmusiła Josha do użycia broni. Dwa naboje powędrowały ponad głowami zgromadzonych, robiąc dziury w drzwiach prowadzących do łazienki. Joshua stracił zainteresowanie omdlałą blondynką, stracił zainteresowanie wszystkimi oprócz doktora i brunetki. Stanowczo i szybko przemieścił się pod drzwi łazienki i kopnął je raz, mocno. Gdy te nie puściły, postanowił poprawić. Tym razem w kopnięcie włożył całą swoją siłę, dając jednocześnie upust swojej złości. Potrzebował rannego, który zatrzyma pościg.
To zawsze działało, zadziała i teraz.
Rygiel puścił, choć z drugiej strony ciągle coś stawiało opór. Coffman uśmiechnął się i kopnął drzwi po raz trzeci, mając nadzieję usłyszeć czyiś ból.
- Zajmij się matką Walker. Zatrzymam pościg.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Hendrick Cornwell
PostWysłany: Nie 10:57, 31 Lip 2011


Dołączył: 29 Cze 2011

Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Hendrick Cornwell usilnie zastanawiał się co może zrobić w obecnej sytuacji. Uwaga wszystkich była zwrócona na Jenefer, mógł więc zacząć działać jakkolwiek tylko mógł. Gdy Coffman zaczął kopać drzwi a Walker zajmować się wszystkimi po trochu, on mógł sprowokować wyspę. Czyli zrobić to, po co się tutaj od początku miał pojawić. Potrzebował chwili ciszy, chwili spokoju aby móc się skupić. Nie miał zielonego pojęcia jakie będzie to miało skutki dla nich wszystkich, głęboko wierzył że to co zrobi, pomoże przegnać siejących terror napastników. Ze spokojną miną sięgnął po swój bagaż i stanął plecami do reszty osób, z jego wnętrza wyciągnął Biblię i różaniec, na więcej nie mógł sobie pozwolić. Z westchnięciem skierował się w zachodnią część wyspy i położył rękę na Biblii, w drugiej trzymając różaniec.
W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, mocą nadaną mi przez Boga, nakazuję Ci duchu, demonie, ujawnij się.
Miał zamiar powtarzać tę formułkę w nieskończoność, prowokując wyspę do manifestacji. Kiedyś na zjeździe egzorcystów zapoznał się z historią opętanego miejsca w Hiszpanii, egzorcysta wówczas ponad dobę nakłaniał złego do ukazania się. Przez myśl przeszło mu, że nie ma tyle czasu.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Eric Borovsky
PostWysłany: Nie 16:52, 31 Lip 2011


Dołączył: 04 Lis 2010

Posty: 123
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Westchnął z ulgą, gdy głowa Claude zniknęła za oknem. Oparł się plecami o drzwi do toalety, by choć przez chwilę powstrzymać kogoś, kto mógł chcieć tu wtargnąć i w tym samym momencie usłyszał dwa strzały na korytarzu, a tuż obok jego głowy przeleciały dwie kule zostawając w drzwiach poszarpane otwory grubości palca. Odruchowo skulił się, oczekując kolejnych strzałów, które jednak nie nastąpiły. Zamiast tego napastnik - prawdopodobnie Coffman, bo on jako chyba jedyny miał broń palną - zaatakował drzwi kopniakami. Już drugie uderzenie, którego moc Erik poczuł nerkach, wyrwało zamek z futryny, jednak Eric nie ustąpił, starając się dać Claude jak najwięcej czasu na ucieczkę.

Trzecie uderzenie posłało go na pokrytą kafelkami posadzkę. Leżąc na ziemi odwrócił się na plecy i skrzywił z bólu. W otwartych na oścież, wyłamanych drzwiach stał Joshua, mierząc w Erica z pistoletu. Eric spróbował się uśmiechnąć, ale usta nie chciały go słuchać i wyszedł z tego jedynie krzywy grymas.

- Jeśli tak bardzo chciałeś skorzystać z toalety, wystarczyło zapukać - stęknął. - Ale było zajęte.

Nie daj się zabić. Nie pozwól zabić kogokolwiek - zabrzmiały mu w głowie słowa Claude. Właściwie to w tym momencie było mu wszystko jedno. Dotarł do etapu, w którym wybór między życiem a poświęceniem się wcale nie dawał jednosnacznej odpowiedzi. A widząc wściekłość na twarzy Coffmana, czarny scenariusz zakończenia ich spotkania w toalecie wydawał się być przesądzony.

- Chyba, że chciałeś dołączyć do mnie w kabinie i mi przytrzymać... - dokończył.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Nie 21:49, 31 Lip 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Żar lejący się z nieba niemal odbierał zmysły. Nieliczne, delikatne powiewy wiatry były gorące, jakby pochodziły z głębi hutniczego pieca. Dżungla zamarła w milczeniu, jakby oczekując na coś, co miało się już wkrótce wydarzyć. Atmosfera oczekiwania i napięcia wpływała na ludzi, powodując rozdrażnienie, dekoncentrację i nerwowość. Oczekiwanie... czego? Tego, co było, tego co miało nadejść? Powietrze zdawało się być przesycone statyczną elektrycznością, czekającą tylko na zapalną iskrę... by eksplodować. By obrócić wszystko w nicość...

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jenefer Johnson
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Nie 22:11, 31 Lip 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 723
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk/Olsztyn

Na nic zdał się jej opór i walka. Wstrzyknięty jej przez Judy specyfik sprawił, że wszystkie mięśnie odmówiły jej posłuszeństwa. Mogła tylko obserwować. I czekać... Strzały, krzyki, emocje... wszystko zdawało się zlewać w jednolitą, szarą masę. Starała się skoncentrować wzrok na twarzach otaczających ją ludzi, ale obraz drgał, uciekał poza granice pola widzenia, uniemożliwiał akomodację i wyostrzenie.
Spojrzała na Hanka, który odwrócił się, a z torby wyjął złoty kielich i laskę, która po chwili zwinęła się w syczącego węża.

- Zginiesz... Umrzesz... Szczeźniesz... - syczał wąż wpatrując się w nią świecącymi jak rozżarzony węgiel oczami. Jen starała się odpowiedzieć, krzyknąć, poruszyć, ale każda jej próba powodowała śmiech Węża.

- Na nic twe próby, na nic twe starania. Wszystko, co robisz, ku Wieczności się skłania... - syczący szept dobiegł z ust Cornwella.

- Nie!!! - starała się krzyknąć z całych sił, lecz z jej ust dobiegł tylko cichy jęk. Potem zapadła w nicość bez dna...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Joshua Coffman
Templers
PostWysłany: Pon 11:05, 01 Sie 2011


Dołączył: 01 Kwi 2010

Posty: 264
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Coffman stracił nerwy na wzmiankę, że miał komuś coś przytrzymać. Nie zastanawiając się ani chwili wycelował broń w prawe kolano mężczyzny i nacisnął spust. Huk wystrzału zadźwięczał mu w uszach, zastąpiony krzykiem doktorka. Teraz Coffman uśmiechał się do siebie szeroko.
- Ewentualnie przyzwyczajaj się do opcji, że sam sobie nie będziesz w stanie przytrzymać, bo nie będziesz miał czego, kutasie.
Coffman skierował broń w krocze mężczyzny, lecz celowo chybił naciskając ponownie spust. To miała być wystarczająca sugestia. Tym razem wyszedł na korytarz, unosząc w górę broń w geście poddania się.
- Jesteście tak niewyobrażalnymi idiotami, że aż mi was szczerze żal.
Coffman podał broń Judy i bezceremonialnie zarzucił sobie blondynkę na plecy, zmierzając w kierunku wyjścia z przychodni.
- Judy. Pilnuj moich pleców, nie możemy stracić tego cennego ładunku. Zabijaj tak jak lubisz, jeśli ktokolwiek żachnie się na akty heroizmu... Ostrzeżeń padło dość. I nie pozostawaj w tyle - nie będę na ciebie czekał.
Odzyskanie kontroli dawało mu przyjemność, przyjemność tak ogromną, że znalazł jeszcze w sobie siłę, aby nieść Jenefer Johnson na swoich plecach. Drzwi otworzył sobie kopniakiem i wyszedł na zewnątrz.

[Placyk]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Judy Walker
Templers
PostWysłany: Pon 11:38, 01 Sie 2011


Dołączył: 03 Maj 2011

Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

Judy żałowała, że to Coffman wyważył drzwi. Żałowała, że postrzelił lekarza. Sama chciała to zrobić. Ale zamyślenie, obserwowanie kątem oka Cornwella zupełnie wyłączyło ją z rzeczywistości. Ten mężczyzna ją intrygował, a jednocześnie trochę przerażał. Kilkakrotnie mierzyła w niego kuszą, kilkakrotnie prawie nacisnęła spust. Prawie. Tymczasem Joshua zajął się resztą. Chociaż "zajął" to za dużo powiedziane. Dziewczyna z francuskim akcentem zdołała uciec, a to oznaczało, że za chwilę mogli mieć na karku całe pozostałe przy życiu miasteczko. Nie miałaby nic przeciwko, bełtów było wystarczająco dużo. Ale... Ale nieoczekiwanie to Joshua Coffman przejął inicjatywę, wydawał polecenia... Zmierzyła go spojrzeniem, czując jak zaczyna robić jej się gorąco. Najwyraźniej wrócił do formy.

Kiedy wyszedł, omiotła wzrokiem przychodnię. W łazience lekarz przestał krzyczeć, przerzucił się na pomruki bólu. Pozostali dwaj mężczyźni nie wydawali się zagrożeniem, ale i tak zastanawiała się czy aby kogoś nie dobić. Jeden, ten który stawał w obronie blondynki, wciąż siedział pod ścianą. Drugi... Judy zmarszczyła brwi i szarpnęła mężczyznę za ramię, by widzieć, co robi. Skrzywiła się na widok Biblii i różańca. I ta zmieniająca się atmosfera...

- Jeśli się modlisz - sapnęła. - wyspa cię wypatroszy.

Była o tym przekonana. Dlatego podarowała sobie zadawanie komukolwiek bólu. Wycofała się za Coffmanem, który przynajmniej w jednym miał stuprocentową rację - musieli chronić ciężarną i bezpiecznie dostarczyć ją na wyspę. Co prawda nie wykonali zadania, ale dziewczyna powinna wystarczyć za zadość uczynienie i może - ale tylko może - Benjamin nie wpakuje im kulki w łeb.

[placyk, dżungla]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Judy Walker dnia Pon 11:40, 01 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Miasteczko Ras-Shamra Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 39, 40, 41 ... 43, 44, 45  Następny
Strona 40 z 45

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo


Programosy
Regulamin