www.rasshamra.fora.pl - witaj! Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości.
Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna                    FAQ
                Szukaj
             Użytkownicy
          Grupy
       Galerie
    Rejestracja
Zaloguj
Mieszkanie - Jacob, Robert, Debbie, Annabell
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 14, 15, 16 ... 31, 32, 33  Następny  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Miasteczko Ras-Shamra
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
John Robertson
PostWysłany: Nie 14:42, 30 Maj 2010


Dołączył: 28 Mar 2010

Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Ta dziewczyna go zadziwiała. Mogła mówić, że mu nie zapomni jego postępowania. Tylko że to były tylko słowa. Najwyraźniej Claude czuła potrzebę troszczenia się o innych wbrew wszystkiemu. O czym zresztą zdołał się już wielokrotnie przekonać. Kiedy podała na stół porcję obiadu, pomyślał, że to nawet dobrze. Że to wygodne. A obiad – co tu dużo mówić – smaczny.

- Nie najłatwiejsze. – odparł między jednym kęsem a drugim.

Do tego stopnia, że nie mam ochoty na emocjonalne pogadanki z kimkolwiek. Nawet tak miłą dziewczyna jak ty.

Dokończył posiłek, brudny talerz odstawił do zlewu. Odwrócił się o do Claude, a ręce założył na piersi. Przypatrywał się przez chwile dziewczynie, aż zauważył, że to zaczyna ją peszyć.

- Gdybyś dostała broń i musiała strzelać. Gdybyś nie miała wyboru. – powiedział, mając nadzieję, że Claude wie o co mu chodzi. Najwyraźniej wiedziała, bo wyraz twarzy jej się zmienił. Zacisnęła usta w wąską linię.

Tak myślałem. Zupełnie nieprzydatna.

- Cóż.... Dobranoc. – zanim wyszedł do „swojej” sypialni, rzucił jeszcze przez ramię. – Dzięki za posiłek


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Nie 19:45, 30 Maj 2010


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Dzień: 13.

Słońce kolejny raz wytoczyło swe cielsko zza horyzontu. Niebo w dalszym ciągu niemal raziło błękitem, tylko gdzieniegdzie można było zauważyć samotne kłębiaste chmury.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Nie 20:37, 30 Maj 2010


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Kiedy John wyszedł z kuchni, Claude westchnęła Wzmianka o tym, że mogłaby - nie! - musiałaby użyć broni niemal wypompowała z niej całą energię, wywołując milion myśli i wizualizacji. Karton soku od dawna był pusty, więc znużona dziewczyna skrzyżowała na stole ręce i oparła na nich głowę. Zanim się obejrzała zapadła w głęboki sen.

Teraz promienie słońca łaskotały ją po twarzy. Zacisnęła mocniej powieki, poruszyła się gwałtownie, potrącając szklankę. Dźwięk tłuczonego szkła sprawił, że poderwała się gwałtownie, mrugając przy tym powiekami. Rozejrzała się nieco zdezorientowana, nim uświadomiła sobie, gdzie jest. Ziewnęła, po czym zabrała się za sprzątanie stłuczonej szklanki. Ruchy miała leniwe, oczy nieobecne, a myślami wciąż tkwiła w przestrzeni snu. Nagle syknęła, ból sprawił, że całkiem się obudziła. Po wewnętrznej stronie lewej dłoni ciekła jej spora stróżka krwi. Zaklęła pod nosem. Przycisnęła do ręki papierowy ręcznik. Duże kawałki szkła wrzuciła do kosza, mniejsze zmiotła niezdarnie, pozostawiając na podłodze kilka krople krwi. Dopiero kiedy się z tym uporała - bo oczywiście nie chciała, by ktokolwiek z domowników wlazł bosą stopą w szkło - poszła do łazienki. Tam znalazła apteczkę, opatrzyła skaleczenie i zabandażowała dłoń.

Raz jedna, raz druga. - mruknęła w myślach.

Własne skaleczenie przypomniało jej o ranie Jacoba, którą miała wątpliwą przyjemność zszywać. Pomyślała, że będzie trzeba zmienić opatrunek albo go założyć. Jakoś nie sądziła, że przetrwał całą "wycieczkę" po dżungli. Miała tylko nadzieję, że nie wdało się zakażenie. Nie chciała jednak budzić na razie Jacoba. Cicho wróciła do kuchni, by zrobić sobie kawę.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Wto 14:47, 01 Cze 2010


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Claude wlepiała znudzone spojrzenie w ścienny zegar, podpierając ręką podbródek. Resztki kawy stygły na dnie. Dziewczynie wydawało się, że przemyślała już każde możliwe wspomnienie, sytuację i warianty przyszłości. W domku nadal nikt się nie obudził.

Śpią, jak zabici.

To porównanie sprawiło, że wzdrygnęła się. Od momentu wizyty w przychodni na myśl o mieszkaniu pod jednym dachem z trupem dostawała ciarek. Wcześniej nawet by nie pomyślała o takiej ewentualności.

Wypiła ostatni łyk kawy, krzywiąc się. Zimna czarna nie należała do jej ulubionych trunków. Pomyślała o barze. O tak, tam miałaby zdecydowanie większy wybór. Poza tym podejrzewała, że trzeba tam posprzątać. Raczej nie mieli na wyspie krasnoludków, nic nie zrobi się samo. Podniosła się leniwie z krzesła, by zostawić na lodówce kartkę: "Jestem w pubie. Claude".

Wychodząc, cicho zamknęła za sobą drzwi.

[placyk]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Robert
PostWysłany: Czw 21:08, 03 Cze 2010


Dołączył: 06 Mar 2010

Posty: 326
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nieporęt

Robert wstał. Czuł się bardzo źle. Katar, który był spowodowany zdrzemnięciem się w wannie nie męczył go już tak bardzo, za to bardzo bolał go strasznie brzuch. Dzisiaj chyba nic nie zjem... - pomyślał ubierając się. - Sprawdzę, czy mam gorączkę, bo czuje się naprawdę tragicznie... Robert wyszedł z pokoju i poszukał jakiegoś termometru. Gdy go znalazł usiadł na fotelu i zaczął mierzyć sobie temperaturę. Najwyżej poleżę tydzień w łóżku i będzie dobrze. Nie takie choroby mnie próbowały zabrać...

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Sob 11:18, 05 Cze 2010


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Dzień wlókł się niemiłosiernie, a mieszkańców wyspy ogarnęło tak wielkie znudzenie, że aż przytłumiło niepokój. Nastało południe. Nad wyspą powoli zaczęły gromadzić się chmury.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Sob 22:45, 05 Cze 2010


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Claude wpadła do domku z takim impetem, że aż butelki wypadł jej z rąk i potoczyły po podłodze, robiąc sporo hałasu. Dziewczyna przygryzła wargę. Miała nadzieję, że nikogo nie obudziła. Z drugiej jednak strony było już południe... Podniosła butelki, po czym zostawiła je w kuchni, by móc się spokojnie spakować. Nagle zatrzymała się, nasłuchując. W domku było cicho i jakoś tak ponuro. Claude zajrzała do saloniku. Jacob nadal spał, a Robert siedział na fotelu i... Czy to termometr? Mężczyzna nie wyglądał dobrze. Przede wszystkim był chorobliwie blady. Podeszła do niego, nawet się nie witając, i bezceremonialnie położyła mu dłoń na czole. Rozpalony.

- Połóż się lepiej do łóżka, Robercie. - powiedziała rzeczowo. - Wydaje mi się, że musisz odpocząć.

Pobiegła do kuchni, by włączyć wodę na herbatę. Zanim się zagotowała Claude zdążyła się spakować. Wcześniej jednak wyskoczyła szybko na zewnątrz po rozwieszone na sznurkach - i już suche - pranie. Wrzuciła do plecaka butelki z wodą, długie jeansy i bluzę, a także trochę prowiantu. Kilka razy uraziła zranioną dłoń, sycząc przy tym głucho. Więc do ekwipunku dołączyły też bandaże i woda utleniona.

Gdy woda się zagotowała, zrobiła Robertowi herbatę z miodem i cytryną. Zaniosła ją do pokoju mężczyzny, po czym znów stanęła w saloniku. Tym razem z plecakiem przerzuconym przez ramię.

- Ciepła herbata dobrze ci zrobi. - uśmiechnęła się lekko. - Idę z Jenefer na plażę. Pewnie wrócimy jutro, więc musicie sobie poradzić beze mnie.

Zerknęła na wciąż śpiącego na kanapie Jacoba. Zastanawiała się czy powinna go zbudzić. Ostatecznie stwierdziła, że skoro tyle śpi to najwyraźniej jego organizm tego potrzebuje.

- Gdyby Jacob pytał, przekaż mu gdzie jestem. - ruszyła w stronę wyjścia. Rzuciła jeszcze przez ramię: - Na razie!

[placyk]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Robert
PostWysłany: Pon 15:53, 07 Cze 2010


Dołączył: 06 Mar 2010

Posty: 326
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nieporęt

Claude wejściem do pokoju obudziła Roberta. Co jest... Znowu zasnąłem... Kurde... Zanim zdążył zorientować się co się dzieje Claude juz położyła rękę na jego czole. Pokiwał głową pokazując, że doszły do niego jej słowa. Wziął termometr i sprawdził co mu wyszło. 40 stopni... Nie za dobrze... Ale nie taką gorączkę juz maiłem, poleżę dzień czy dwa i będzie dobrze... Po chwili Claude przyniosła mu herbatę i wyszła z domu.

- Przekażę, przekażę. – odezwał się cicho na jej prośbę, chociaż tak cicho, że nie był pewien czy Claude usłyszała jego słowa.

Wziął herbatę do dłoni, ale tak mu dłonie dygotały, że odstawił od razu, by nie rozlać. Pójdę się przespać, może będzie lepiej za kilka godzin... Ledwo wstał i zrobił kilka kroków. Szło mu powoli, nie miał w ogóle sił. Może jednak powinienem coś wziąć? Jest naprawdę....

Więcej już tego dnia nie pomyślał. Po domu rozległ się głuche walnięcie. Na środku salonu w pokoju numer 2 leżał plackiem Robert...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Śro 12:29, 09 Cze 2010


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Nastała noc. Chmury gromadziły się już od popołudnia. Deszcz był tylko kwestią czasu.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Sob 0:28, 12 Cze 2010


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Poranek nadszedł niemal niespodziewanie. Mieszkańcy wyspy ledwo zasnęli, a już budzili się – pełni niepokoju, wywołanym wciąż nagromadzonymi na nieboskłonie chmurami.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
John Robertson
PostWysłany: Sob 9:19, 12 Cze 2010


Dołączył: 28 Mar 2010

Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Robertson przetarł zaspane oczy. Łeb pękał mu niemiłosiernie. Ta wyspa mnie wykończy, pomyślał niemal nieprzytomnie i zwlókł się z łóżka. Niemal cały poprzedni dzień przesiedział w pokoju, unikając domowników. Słyszał, że coś się dzieje w domku, ale zupełnie go to nie interesowało. Bardziej martwił się tym, czy ten cały Lusk zdąży przylecieć zanim „Kevin” z koleżkami dobiorą się całemu miasteczku do dupska. Broń była im wszystkim potrzebna. Co z tego, że istnieje ryzyko komplikacji, że ludzie mogą sobie albo komuś zrobić krzywdę? Najważniejsze, by przeżyć do przylotu.

Najważniejsze, bym ja przeżył do przylotu. – stanął przy oknie, beznamiętnie obserwując widok za – jak dopiero zauważył – pękniętą szybą. Jak mawiała moja babcia: nie da się upiec ciasta, bez rozbijania jajek. Czy coś takiego.

Chciał poszukać w kuchni albo w łazience czegoś na ból głowy. Ewentualnie zapytać Claude. Gdy jednak wyszedł z sypialni, niemal potknął się o leżącego w saloniku Roberta. Jacob nadal pochrapywał na kanapie. Robertson bez większych emocji pochylił się nad leżącym mężczyzną. Żył, ale był rozpalony. Klepnął go kilka razy po twarzy, próbując ocucić. Nic z tego.

Cholera. – zaklął w duchu. – Nie dość, że czuję się, jakby głowa miała mi eksplodować, to jeszcze to…

Pokręcił przecząco głową, ale podniósł z wysiłkiem Roberta, zawlókł go do sypialni i położył w łóżku. Przypomniał sobie, że mają podobno w wiosce jakiegoś lekarza. Z pewnością przydałby się Robertowi. Odegrawszy dobrego człowieka, John kręcił się po domku w poszukiwaniu prochów przeciwbólowych. Próbą obudzenia Jacoba nawet nie zawracał sobie głowy.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Pon 22:20, 14 Cze 2010


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Chmury utrzymywały się nad wyspą, otulając ją szczelną kopułą. Nastało południe, ale mieszkańcy wydawali się nieświadomi tego faktu. Co prawda ciężka atmosfera napawała niepokojem, jednakże co niektórzy postanowili nie poddawać się tym nastrojom. Kilkuosobowa grupka latała po wiosce, jak kot z pęcherzem ogłaszając, że organizują w barze wieczorną imprezę na cześć opuszczenia wyspy. Cała grupka wierzyła – albo tylko chciała wierzyć – że lada dzień będą mogli wrócić do domu.

Robertson nie znalazł proszków przeciwbólowych. Wiedziony naiwną nadzieją, że świeże powietrze uśmierz nieco ból, wyszedł na zewnątrz. Oparł się łokciami o barierkę i szybkim spojrzeniem omiótł placyk. Zanim zdążył zareagować podchodził już do niego jakiś starszy mężczyzna, co sprawiło, że mięśnie Robertsona napięły się w oczekiwaniu.
- Wieczorem w barze będzie przyjęcie. – zaczął spokojnie staruszek. – Chcemy przed wylotem pożegnać się z wyspą i tymi, którzy chcą tu zostać. – dało się wyczuć, że nie bardzo był przekonany co do swoich słów. Oczy rozglądały się niespokojnie po otoczeniu.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
John Robertson
PostWysłany: Wto 22:41, 15 Cze 2010


Dołączył: 28 Mar 2010

Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Wszystko mają, ale kiedy człowieka boli głowa...

Nie dokończył myśli. Ku niemu szedł jakiś człowiek, więc Robertson napiął wszystkie mięśnie, utrzymując organizm w stanie gotowości. Namacał w kieszeni mały pistolet, zacisnął na nim palce. Miał nadzieję, że nie będzie musiał go użyć.

Zachowuję się, jakby strzelanie do ludzi było tu jakąś normą. - zastanowił się przez chwilę. - Może już niedługo będzie.

Staruszek przekazał, co miał do przekazania, a następnie oddalił się. Robertson patrzył za nim przez chwilę. Był ciekaw co na wyspie robi przygarbiony mężczyzna z - przynajmniej - sześcioma krzyżykami na karku. Szybko odgonił te myśli. Tak naprawdę to go nie interesowało.

To może być ciekawe.

Zamierzał zajrzeć do pubu, by ostatecznie przekonać się, jakimi ludźmi są mieszkańcy Ras Shamry. Zdawał sobie sprawę z tego, że to niebezpieczne, że ci, którzy już go widzieli, na pewno będą mieć skojarzenia. Niezbyt przychylne, jak mu się zdawało. W towarzystwo uczestników projektu White Raven wolał raczej wejść z kimś, kto uchroniłby go przed podejrzeniami. Nikogo jednak nie miał pod ręką. Claude gdzieś polazła, Robert dogorywał w łóżku, a Jacob wciąż przysypiał na kanapie. Robertson odwrócił się na pięcie i wszedł do domku z zamiarem zrobienia sobie kawy.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Czw 21:32, 17 Cze 2010


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Claude z głośnym trzaśnięciem zamknęła za sobą drzwi. Chciała tym samym dać znać domownikom, że wróciła. A może nie tyle domownikom, co Jacobowi. Słowa JJ - te, które wypowiedziała na plaży - wciąż odbijały się głuchym echem w głowie Francuzki. Jednakże nie potrafiła się do nich ustosunkować. Cały ten pomysł z "iskrzeniem" wydawał jej się absurdalny. Niemniej jednak nie mogła zaprzeczyć, że dziwnym trafem to właśnie Jacob stał się dla niej najważniejszą osobą na wyspie. Chciała od razu sprawdzić, czy "ulubiona spinka" znajduje się w mieszkaniu, ale wpadła w kuchni na pijącego kawę Robertsona. Zatrzymała się w progu, posyłając mu takie spojrzenie, jakby była zaskoczona jego obecnością.

- Dzień dobry. - powiedziała z ociąganiem, ale przysiadła się do mężczyzny. Również nalała sobie kawy z dzbanuszka. Bardziej odruchowo, niż z zapotrzebowania kofeiny. - Porwałeś jeszcze kogoś podczas mojej nieobecności? A może chociaż groziłeś? - wypaliła bez zastanowienia.

Ugryź się w jęzk, Claude! - sarknęła na siebie w myślach. Nie wiedziała dlaczego obecność Robertsona tak bardzo ją rozdrażniła. Może to było zmęczenie. Może wciąż pamiętała, jak ją potraktował. A może to coś zupełnie innego.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
John Robertson
PostWysłany: Sob 12:32, 19 Cze 2010


Dołączył: 28 Mar 2010

Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Głowa Robertsona pękała. A przynajmniej mógłby przysiąc, że tak właśnie jest. Kawa zdołała przyćmić ból, ale nie jej popijanie raczej nie rokowało całkowitego "wyleczenia". Mężczyzna był rad, że w domku panuje cisza. Przynajmniej do momentu, gdy drzwi frontowe trzasnęły z mocą, jakby miały wypaść z framugi, a po chwili w progu kuchni pojawiła się Claude. W pierwszej chwili jej obecność wydała się Robertsonowi bardzo pokrzepiająca - Ona z pewnością wie, gdzie są jakieś prochy przeciwbólowe. - z drugiej przywitała go w sposób, który tylko go rozdrażnił. Powściągnął nerwy i uśmiechnął się półgębkiem do dziewczyny.

- Owszem. - odparł. - Przetrzymuję wszystkich w barze. Chcesz zobaczyć? - przerwał na chwilę. - Masz może coś na ból głowy?

Nie chciał wchodzić z nią w poważne dyskusje. Niespecjalnie interesowały go motywy jej zachowania. Nie mógł jednak zaprzeczyć, że jej sposób bycia i podejście do ludzi sprawiały, że w gruncie rzeczy ją polubił.

- Ludzie organizują przyjęcie pożegnalne w barze. - powiedział po chwili milczenia. - Są pewni, że ten wasz cały Lusk przyleci na wyspę. Nie mogę iść tam sam, a chętnie wybadałbym, jacy są mieszkańcy Ras-Shamry.

Wlepił w Claude wzrok, zadając nieme pytanie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Miasteczko Ras-Shamra Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 14, 15, 16 ... 31, 32, 33  Następny
Strona 15 z 33

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo


Programosy
Regulamin