www.rasshamra.fora.pl - witaj! Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości.
Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna                    FAQ
                Szukaj
             Użytkownicy
          Grupy
       Galerie
    Rejestracja
Zaloguj
Mroczna część zachodniej części dżungli
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Wyspa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jacob Upper
PostWysłany: Śro 8:21, 30 Mar 2011


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

Nie było sensu odpowiadać na żadne z wypowiedzianych przez Johna słów. Problem powrotu był, jak na razie, problemem dosyć odległym, chociaż niepokojącym. Jeśli wyprawa do ukrytej chaty przebiegała w taki sposób, to w jaki sposób będzie wyglądać powrót? Jacob wolał się nad tym nie zastanawiać. Jeszcze bardziej jednak zdenerwowała go druga część monologu Robertsona, ta o zżeraniu dusz.

Skąd ty to wszystko wiesz, co?
- pomyślał Jacob mrużąc oczy i cisnąc się do przodu między kolczaste zarośla. - Spędziłeś tu ponoć tak dużo czasu... W jednym kawałku... A wyspa zżera dusze..

- Twojej chyba nie zeżarła, co? - mruknął, nie odwracając się. Przestały mu się podobać komentarze Johna. Za każdym razem były zbyt zniechęcające, nasączone pesymizmem, jakby John próbował odwieść Jacoba od zamierzonego celu, sprawić, by zrezygnował. Podejrzliwość, która znienacka zakiełkowała w głowie Jacoba, zaczynała rozkwitać, ale mężczyzna nie dał po sobie niczego poznać, trochę przestraszony zbyt daleko idącymi wnioskami, których...

Nie jestem autorem....?
- zapytał sam siebie, a potem skupił się tylko i wyłącznie na przestawianiu nóg. W tej części dżungli myślenie o czymkolwiek innym mogło się skończyć źle.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Śro 11:15, 30 Mar 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Żaden z mężczyzn nie skomentował upadku Claude, a już tym bardziej oskarżonej o aktywność rośliny. Z pewnym oporem dała się podnieść i zmusić do marszu. Gdyby to był ktoś inny pewnie zareagowałaby niechętnie i agresywnie, wpadając w histerię i kończąc na płaczu, że chce do domu. Ale obejmowało ją ramię Jacoba, które na razie powstrzymywało utratę kontroli nad samą sobą. Wsłuchiwała się w szept mężczyzny, żeby nie musieć myśleć o niczym innym. Dlatego, gdy ryknął nagle, aż podniosła dłonie do uszu, otwierając z zaskoczenia oczy. Krzyk utonął we mgle, zatopił się w gąszczu. Jakby dżungla go połknęła. Na domiar złego John odpowiedział na to niezbyt pokrzepiająco. Jego pesymistyczne wizje dobijały Claude jeszcze bardziej. Sama wolała się nie wdawać w dyskusje. Jednak mimo wszystko odezwała się cichym i drżącym głosem. Miała wrażenie, że milczenie zmieni ją w warzywo.

- Od naszego przybycia na wyspę, wszystko robi się stopniowo coraz bardziej upiorne. - zauważyła i przełknęła ślinę. - Jakby dżungla się uaktywniła. Może John ma rację. Może ona rośnie w siłę. Może coś obudziliśmy. Może...

Urwała gwałtownie. Nabrała powietrza. Samo mówienie takich rzeczy zaciskało żołądek, potęgowało lęk.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jacob Upper
PostWysłany: Śro 12:06, 30 Mar 2011


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

Roztaczająca się dokoła dżungla ciągle gęstniała i ciemniała, niemal pożerała wędrowców swoją głęboką ciszą. Lecz żyła. Nie ruchem zamieszkujących ją zwierząt, nie roślinami szeleszczącymi na wietrze. Żyła własnym, tajemniczym i obcym życiem. Tutaj każdy kamień i gałąź zdawały się być częścią wielkiego, złego organizmu, po którego ciele ostrożnie się posuwali. Wystające ze ściółki korzenie przypominały zdeformowane żyły, zmęczone oczy Jacoba niemal dostrzegały ich delikatne pulsowanie. Claude, mówiąc o zwiększającej się aktywności dżungli miała całkowitą rację. Jacob bardzo chętnie zgodziłby się z dziewczyną, gdyby nie fakt, że miał zbyt ściśnięte gardło, aby wydobyć z siebie głos. Nie chodziło o strach - ten nie mógł dosięgnąć Jacoba, przynajmniej jeszcze nie teraz - tylko o bliżej nieokreśloną fascynację, graniczącą z obłędem ciekawość tego, co się przed nimi kryje.

Gdy drogę przegrodził im potężny pień przewalonego, pokrytego grubymi pajęczynami drzewa, Jacob zarządził przerwę.
- Dajmy odpocząć nogom - odezwał się chrapliwie, zrzucając plecak z ramion i odkładając siekierę. Opadł na mokrą poduszkę mchu, opierając się plecami o pień i przez przypadek ściągając ramieniem jedną z pajęczyn.

Dżungla szumiała i szeptała mu w głowie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
John Robertson
PostWysłany: Śro 16:47, 30 Mar 2011


Dołączył: 28 Mar 2010

Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

- Nie, nie zeżarła - uśmiechnął się krzywo, nieco zjadliwie. - Ale tylko dlatego, że wiem od jakich miejsc trzymać się z daleka.

O ile pamięć nie płatała Johnowi figli, z pewnością byli już całkiem niedaleko chatki. Dodatkowym argumentem "za" było również to, że robiło się coraz bardziej nieprzyjemnie. Robertson coraz częściej oglądał się za siebie, wypatrywał czegoś w gąszczu otulonym mgłą. Prawdę mówiąc, był zaskoczony, że duch Wyspy jeszcze ich nie zaatakował (prócz małego incydentu z Claude). Albo rzeczywiście wabił ich do siebie, albo... zajmował się czymś innym. Obie opcje nie podobały się Johnowi. Próbował odgonić te myśli, wracając wspomnieniami do rodziny - do cudownej żony Caroline, do córki Samanty. Napawające radością obrazy szybko zmieniły się w najgorsze z chwil - kłotnie, obwinianie się, problemy, które mieli, jak każda rodzina. John zmełł w ustach przekleństwo. Wszystko potrafisz zabrać, parszywa suko. Dosłownie wszystko.

Zarządzony przez Jacoba odpoczynek przyjął skinieniem głowy. Wolałby co prawda nie tracić czasu i mieć już cały ten koszmar za sobą, ale w końcu byli tylko ludźmi - musieli zregenerować siły. Przysiadł przy pniu, rozprostował nogi.

- Już niedaleko. - powiedział wolno. - Mam nadzieję, że znajdziemy w chacie parę odpowiedzi.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Czw 8:14, 31 Mar 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Z westchnieniem ulgi przysiadła przy Jacobie. Nawet się nad tym nie zastanawiając zdjęła z jego ramienia lepką pajęczynę, która wytarła w mech. Starała się nie myśleć o niczym konkretnym. Każde wspomnienie, każdy obraz, który pojawiał się w głowie, bardzo szybko nasiąkał negatywna aurą. Była już tym zmęczona. Przyciągnęła do siebie swój plecak, by wyciągnąć tabletki od Erica. Patrzyła na nie długo. Uspokajały i otępiały. W tym momencie była skłonna przyznać, że właśnie tego potrzebuje. Jednak doskonale pamiętała swoje samopoczucie o poranku. Jak naćpana. Zmarszczyła brwi, wciskając woreczek znów do bocznej kieszeni plecaka.

Powiodła wzrokiem po okolicy. Mgła wisiała między drzewami, ale i tak było widać, że dzień chyli się ku końcowi. Chociaż równie dobrze pojawiający się stopniowo mrok mógł być wynikiem działania wyspy. Pokręciła przecząco głową, z niedowierzaniem. Nigdy nie myślała, że znajdzie się w takiej sytuacji.

- John... - zaczęła z wahaniem. - Czy jest jakiś sposób, żeby się obronić przed wyspą? Bo jak przyjdzie co do czego, miło byłoby wiedzieć, że mamy jakieś szanse.

Głos Claude był cichy, głuchy i apatyczny. Zerknęła na Jacoba. Wcale nie wyglądał na przerażonego. Raczej pochłoniętego atmosferą dżungli. Miał nieobecny i jakby zacięty wyraz twarzy. Dziewczynie wcale się to nie podobało. Doskonale pamiętała fascynację, którą dało się wyczytać w słowach Jacoba, gdy mówił o mrocznej części dżungli. Pociągnęła go lekko za rękaw. Usiłowała się uśmiechnąć.

- Wszystko w porządku?

Nie wiedziała, jak inaczej zapytać o to, co czuje Jacob.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Claude Beaumarchais dnia Czw 11:05, 31 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Jacob Upper
PostWysłany: Czw 13:31, 31 Mar 2011


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

Jacob powracał myślami do różnych miejsc i czasów, do ludzi, którzy mu kiedyś towarzyszyli i którzy prędzej czy później opuszczali go, jeden po drugim, aż został sam. Los Angeles jawiło się w jego pamięci jak mglisty, baśniowy twór - rozległe, bogate dzielnice, które kiedyś przemierzał starym chevroletem camaro mogły być równie dobrze jego wytworem wyobraźni. Camden było zaś o wiele bardziej zbliżone do koszmaru niż snu. O tym zakazanym mieście, kloace Stanów Zjednoczonych, Jacob wolał nie myśleć, ale Stolarnia, Bracia Morales i twarz tamtego torturowanego nieszczęśnika zbyt mocno odcisnęły w jego wspomnieniach. A mroczna natura zachodniej części dżungli sama podsuwała mu te obrazy. Najgorsze obrazy. Gwoździe. Łańcuchy. Krew. Wycie.

Pływanie w tych coraz bardziej mglistych, zacierających się scenach z przeszłości dawało Jacobowi rodzaj jakiegoś masochistycznego spokoju. Słowa Claude wyrwały go z rozmyślań tak nieoczekiwanie, że z początku nie zrozumiał ich sensu.

- Dlaczego miałoby być w porządku? - zapytał cicho po dłuższej chwili. Przeniósł zmęczony wzrok na dziewczynę. - To znaczy... - zająknął się, pojmując, że Claude mówi o ich obecnej sytuacji. - Tak, w porządku. Chociaż na myśl o tym, że mielibyśmy tu spędzić noc, w dodatku w pobliżu chaty... O ile nie zabłądziliśmy - spojrzał wymownie na Johna. - Ale to chyba mało prawdopodobne. Mam wrażenie, że tutaj wszystkie drogi prowadzą do jednego miejsca. A ty? - zacisnął brudne, pokiereszowane palce na drobnej dłoni Claude. - Jak się czujesz?

Umilkł, oczekując na odpowiedź. Od kondycji zarówno psychicznej, jak i fizycznej dziewczyny bardzo wiele zależało. Teraz jednak Jacob uświadomił sobie, że nie wiedziałby, jak zachowałby się w sytuacji, gdyby Claude zrezygnowała. Czy byłby w stanie zaprzestać dalszej wędrówki.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Czw 21:53, 31 Mar 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

- Ja nie czuję się w porządku. - uśmiechnęła się po trosze przepraszająco, po trosze żartobliwie. - Prawdę mówiąc, jestem bliska szaleństwa.

Wcześniej myślała, że wypowiedzenie tych słów będzie kroplą przelewającą czarę i rzeczywiście oszaleje. A jednak odczuła pewnego rodzaju ulgę, jakby kamień spadł z serca. Starała się wyczytać z twarzy Jacoba, jak reaguje na to wyzwanie, ale nie potrafiła przeniknąć maski, którą mężczyzna przywdziewał ilekroć nie chciał ujawniać swoich emocji. Zbyt często. - przyznała z żalem w myślach.

- Ale bez obaw. - powiedziała cicho, zapobiegawczo. - Nic mi nie jest. Chciałam mieć cię na oku i jeszcze nie zmieniłam zdania. - w zamyśleniu położyła drugą dłoń na policzku mężczyzny. - Czasem się boję, że momentami nie umiesz się kontrolować.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
John Robertson
PostWysłany: Pią 12:51, 01 Kwi 2011


Dołączył: 28 Mar 2010

Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Długo się zastanawiał nad pytaniem Claude, chociaż doskonale znał odpowiedź. Szukał we wspomnieniach dotyczących wyspy jakiegoś momentu, w którym cokolwiek od niego zależało. John szukał, a tymczasem dziewczyna przeniosła swoje zainteresowanie na Jacoba. W normalnych warunkach rozdrażniłaby go ignorancją, ale to nie były normalne warunki. Potrzebował czasu na przemyślenie tego i owego, nawet jeśli robił to milionowy raz podczas tego przymusowego pobytu na wyspie. Jednak, gdy między dwojgiem towarzyszy zaczęło się robić zbyt ckliwie, odpowiedział na pytanie Claude.

- Nie mamy żadnych szans. - rzucił dość nieprzyjemnie. Jakby był zły na taki stan rzeczy. - Jesteśmy skazani na kaprys Wyspy. Możemy jedynie unikać i nie pchać się tam, gdzie jest niebezpiecznie. Ale, jak widzisz, robimy coś zupełnie odwrotnego. Więc nie, nie będzie ci miło, Claude.

Spojrzał w górę. Mgła i drzewa uniemożliwiały dostrzeżenie nieba, ale i tak wiedział, że zbliża się wieczór. Robiło się coraz mroczniej, dżungla szczelnie zaciskała wokół nich gałęzie. A przynajmniej takie odnosiło się wrażenie. Poczekał jeszcze chwilę, aż wszyscy się posilą i zaspokoją pragnienie. Potem wstał ociężale. Czuł, jakby coś wysysało z niego życie z każdym krokiem, zbliżającym go do chaty.

- Musimy iść. Gdy zapadnie noc rozbijemy obóz tak, żeby o poranku zajść do chaty.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Sob 8:06, 02 Kwi 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Nastała duszna, wilgotna noc której czerń zdawała się być nieprzenikniona. Dżungla była cicha, jednak wyczuwalne w powietrzu napięcie było niemal elektryczne, jak chwila spokoju przed nadchodzącą burzą.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jacob Upper
PostWysłany: Nie 12:41, 03 Kwi 2011


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

Dwie pochodnie, którymi oświetlali sobie drogę, nie potrafiły rozproszyć zalewającego ich mroku. Jacob nie widział przed sobą praktycznie niczego. Konary, zarośla i głazy wyrastały przed nim znienacka, kilka razy zderzył się z niespodziewaną przeszkodą. Tempo spadało z każdym kwadransem. Zamykający pochód John już raczej wlókł się niż szedł, Jacob co chwilę musiał przystawać, aby poczekać na towarzyszy i nie zgubić się w ciemnym gąszczu. Sam nie czuł się wcale zmęczony, coś w głębi dżungli przyciągało go do siebie, nakazywało stawiać kolejne kroki i...

Nie oglądać się za siebie...


Jacob obejrzał się za siebie. W ciemności majaczyła drobna sylwetka Claude.

Czego właściwie chcesz, Jacob? Sądzisz, że ona ci pomoże? Bzdura. Wiesz o tym doskonale. Może z początku... Ale teraz? Tam, dokąd zmierzamy nie pomoże ci nic ani nikt...


Nawet nie zwrócił uwagi na moment, w którym zaczął o sobie myśleć w drugiej osobie. Odwrócił się. Kontynuował marsz.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
John Robertson
PostWysłany: Nie 22:45, 03 Kwi 2011


Dołączył: 28 Mar 2010

Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Pochodnia Jacoba majaczyła z przodu niczym błędny ognik i momentami John rzeczywiście miał wrażenie, że zapuszczają się na manowce. Od ostatniego postoju minęło dwie, może trzy godziny. Normalnie powinni dojść już do chaty, jednak w takich warunkach tempo spadało, a wszelkie założenia brały w łeb. Dżungla milczała uparcie. Czasem wydawało się, że jakieś żółte ślepia mrugają między liśćmi. John wzdrygnął się wyraźnie, chociaż wiedział, że to tylko jego wyobraźnia. Dla pewności machnął na boki swoją pochodnią, obejrzał się do tyłu. Nic. Z doświadczenia wiedział, że takie "nic" mogło być zwiastunem kłopotów.

Mrok był zbyt gęsty. Robertson coraz częściej na coś wpadał (najczęściej na plecy zwalniającej Claude), potykał się. Jacob natomiast rwał do przodu, jakby nie mógł się doczekać spotkania z duchami Wyspy. Taka świadomość sprawiła, że John zmełł w ustach przekleństwo.

- Jacob! - zawołał. - Zostańmy tu na noc. Nie jest to może idealne miejsce, ale szukanie czegoś lepszego w tych egipskich ciemnościach mija się z celem.

Przygaszonym blaskiem obu pochodni odnaleźli jakiś zwalony konar, który wraz z innym drzewem tworzył coś na kształt trójkąta. John kopnął kilka kamieni w krzaki, by nie uwierały podczas snu. Swoją pochodnię wbił w ziemię, po czym usiadł niedaleko niej przy zwalonym drzewie. Czuł, że zamykają mu się oczy, ale spokojny sen był w tej części dżungli poza zasięgiem. Poczekał, aż reszta usiądzie.

- Postarajmy się odpocząć. Jutro wielki dzień. - zaśmiał się cicho, chrapliwie. - I mam nadzieję, że bez większych fajerwerków.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jacob Upper
PostWysłany: Nie 23:23, 03 Kwi 2011


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

Zatrzymać się? - Jacob aż wzdrygnął się w myślach. - TERAZ?!

Stracił rachubę czasu. Nie pamiętał już, jak długo idą i ile godzin temu zapadł zmrok nad zachodnią częścią dżungli. Nie widział ani księżyca, ani gwiazd, więc tym bardziej nie mógł ocenić, nawet w przybliżeniu, która godzina. Wiedział jednak, że zatrzymywanie się byłoby tylko i wyłącznie niepotrzebną stratą czasu, przecież odpoczywali całkiem niedawno, czyż nie? Na niekorzyść Johna przemawiał fakt, iż mężczyzna wcale nie złożył im propozycji, po prostu zadecydował, nie licząc się z czyjąkolwiek opinią. A mógłby przecież usłyszeć kilka kontrargumentów. Każda dodatkowa godzina spędzona w tym miejscu wiązała się z ryzykiem, poza tym chata była już chyba niedaleko, tak, Jacob niemal fizycznie odczuwał jej obecność gdzieś tam, w ciemności.

- Jak sobie życzysz - wycedził przez zaciśnięte zęby, pomagając Robertsonowi w poszukiwaniach dogodnego miejsca na nocleg. Sam najchętniej ruszyłby dalej, choćby samemu, ale była jeszcze Claude, sprawiająca wrażenie zmęczonej forsownym marszem przez dżunglę. W tej sytuacji Jacobowi nie pozostawało nic innego, jak zaakceptować zaistniałą sytuację.

- Przydałaby się warta - mruknął, zajmując miejsce na skraju prowizorycznego obozowiska i tym samym dając pozostałym do zrozumienia, kto będzie ją pełnił. - Cholera wie, co tam się między drzewami może czaić.

Zerknął na Claude i puścił jej oko, uśmiechając się lekko. Chociaż ten gest nie miał w sobie nic fałszywego i w założeniu miał być gestem sympatycznym, światło pochodni nadało mu dziwnie niepokojący ton.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Nie 23:48, 03 Kwi 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

- Nie żartuj tak, błagam.

Siedziała już w "kąciku" drzew, przyciskając do siebie plecak, jakby trzymała w nim coś bardzo cennego. Chociaż uśmiechnęła się przy wypowiedzianych słowach, głos Claude wyraźnie drżał. Atmosfera nie sprzyjała rozluźnieniu, a rzucane przez pochodnię światło tworzyło na twarzy Jacoba upiorne cienie. I w tym momencie przypominał dziewczynie drapieżnika szykującego się do ataku. Zadrżała, tym razem na całym ciele. W miarę zbliżania się do chaty zachowanie Jacoba zdawało się bardziej niepokojące. Nie wiedziała, jak ma na to reagować i co w ogóle mogłaby zrobić. Mężczyzna był nieobecny, zawładnięty jakąś myślą, ideą. Uwadze Claude nie uszło również rozdrażnienie z jakim przyjął zarządzony przez Johna obóz. Jakby chciał iść naprzód bez względu na wszystko. Bez względu na nią. Przymknęła na chwilę oczy, po czym na czworakach przysunęła się do Jacoba, oparła głowę o jego ramię. Już nawet nie starała się wzbudzić w nim jakichś emocji odciągających go od obłąkańczych myśli o wyspie. Chciała poczuć się bezpiecznie na tyle, na ile było to możliwe i ułożyć się w miarę wygodnie. Skoro John radził, by odpoczęli zamierzała zastosować się do tej rady. Nie chciała nikomu wchodzić w drogę. Miała zamiar zasnąć, a mimo wszystko trwała z otwartymi oczami, chociaż powieki zdawały się ciężkie, jak ołów. Mogła swobodnie zerkać na Johna, który szybko zamknął oczy i zaczął miarowo oddychać. Nie pojmowała, jak Robertson to robi.

- Jacob. - szepnęła. - Co właściwie zrobisz, gdy dotrzemy do chaty?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jacob Upper
PostWysłany: Śro 9:47, 06 Kwi 2011


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

- Zapukam do drzwi - odpowiedział, również szeptem, aby choć trochę rozładować napiętą atmosferę nocy. I trochę na odczepkę. Sam przecież nie wiedział, co właściwie zrobi. - Zobaczymy, w zależności od sytuacji - dodał, próbując wyobrazić sobie ten moment. John demonizował chatę na wszelkie możliwe sposoby; istniało duże prawdopodobieństwo, że właśnie tam zetkną się z czymś, co rządziło wyspą. Ale mogło zdarzyć się i tak, że nikogo w chacie nie zastaną, załatwią, co mają do załatwienia i wrócą. Ten scenariusz nie satysfakcjonował Jacoba, ale mówienie o tym Claude byłoby kompletnym idiotyzmem z jego strony. Tylko by ją niepotrzebnie wystraszył.

- Cholera, nie będzie łatwo... - mruknął niespodziewanie dla samego siebie, odrzucając na moment te wszystkie dziwne myśli, które lęgły mu się w głowie. - Temu nie można ot, tak zwyczajnie, przywalić w ryj. A innych sposobów rozwiązywania problemu nie znam zbyt wiele. Spróbuj o tym nie myśleć - objął Claude mocniej, czując, jak dreszcz przebiegł po jej ciele.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Śro 21:03, 06 Kwi 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Spróbuj o tym nie myśleć. - powtórzyła w myślach. - Też mi coś. Była trochę zła, że Jacob ją zbywa. Chciała konkretów, jakby jakieś konkrety w ogóle mogły wchodzić w grę. Bo przecież nikt nie wiedział, co ich czeka. Ale czy na pewno? John mógł mieć całkiem jasne wyobrażenie odnośnie do chaty, Jacob spędził chyba wystarczająco czasu na polanie, by się domyślać... Tylko Claude nie miała pojęcia w co się pakuje. Westchnęła cicho. Może faktycznie nie powinnam się bawić w zabawy dorosłych chłopców. Zastanawiała się przez chwilę czy aby przypadkiem rzeczywiście nie jest ciężarem, czy im nie przeszkadza. Jakkolwiek by było cieszyła się, że towarzyszy teraz Jaocobowi. W przeciwnym razie siedziałaby właśnie w domku i zamartwiała się, czy coś mu się stało. Zamknęła oczy, wtulając się bardziej w ramię mężczyzny, jak kot, który szuka wygodnego miejsca do snu. Cokolwiek sprawiało, że tak natarczywie chciała być częścią rzeczywistości Jacoba, Claude nie mogła tego zidentyfikować.

- Znajdziesz sposób, żeby przywalić. - powiedziała łagodnie, prawie sennie. - A ja ci potem opatrzę rany. Nie muszę nic rozumieć.

Słowa dziewczyny właściwie brzmiały zupełnie głupio, dramatycznie jak w romantycznej amerykańskiej produkcji filmowej. Tyle że tu, w dżungli, happy end był rozwiązaniem dość wątpliwym. Sen nieoczekiwanie zaczął wdzierać się w umysł Claude, więc rzeczywiście, choć nieświadomie, poszła za radą Jacoba i spróbowała nie myśleć. Ciepłe ramię mężczyzny, jego obecność, sprawiły, że zasnęła - na szczęście - snem bez snów.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Wyspa Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 5 z 8

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo


Programosy
Regulamin