www.rasshamra.fora.pl - witaj! Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości.
Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna                    FAQ
                Szukaj
             Użytkownicy
          Grupy
       Galerie
    Rejestracja
Zaloguj
Domek w dżungli
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Wyspa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Game Master
Game Master
PostWysłany: Czw 19:37, 05 Maj 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


Jacob wyglądał tak, jakby nie zamierzał się zatrzymać pomimo napomnienia Claude, więc Robertson rzucił się na towarzysza. Szarpali się przez chwilę, aż do momentu, gdy Upper się uspokoił. Ostatecznie wszyscy wylądowali przy ognisku niedaleko chaty, obserwując się badawczymi spojrzeniami. Potem ułożyli się do snu. Spali. Albo tylko wydawało się, że śpią.

26. dzień

Ciemność ustępowała porannym promieniom słońca. Już od wschodu było duszno, jasnym było, że do południa temperatura stanie się nieznośna. Dżungla ucichła, a mieszkańcy na chwilę pozbyli się upiornego niepokoju.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Nie 12:54, 08 Maj 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

W noc nie zmrużyła oka. Za każdym razem, gdy zamykała powieki, widziała nad sobą twarz Guido wykrzywioną w nienawistnym grymasie, który ją przerażał. W niczym nie pomagała napięta sytuacja między całą czwórką. Nie miała sił analizować kim jest nowy rozbitek i ostatecznie wystarczyła jej informacja, że nazywa się Gale.

Zmęczonymi oczyma obserwowała, jak dżungla rozjaśniania się pod porannymi promieniami słońca. Ognisko dogasło, już nawet się nie dymiło. Pozostali leżeli nieopodal. Czuła się, jakby wszyscy byli wrogami. Podniosła się na łokciu, spojrzeniem odnalazła Jacoba. Wyglądał, jakby spał, ale mogła się spodziewać, że czuwa. Chciała móc się do niego przytulić, poczuć jakąś namiastkę bezpieczeństwa. Ale kojarzył się z wczorajszymi wydarzeniami. Gdybyś tylko nie ciągnął mnie do tej cholernej chaty... Oczy zapiekły od napływających łez. Claude doskonale zdawała sobie sprawę, że to ona zdecydowała się towarzyszyć Jacobowi. A mimo wszystko nie mogła oprzeć się wrażeniu, że trochę go o wszystko obwinia. Kiedyś obiecał ją chronić, a wczoraj... Wczoraj nic nie mógł zrobić, gdy rozpaczliwie tego potrzebowała. Po policzku Beaumarchais pociekła jedna łza, szybką ją otarła. Była w tym geście jakaś nieskrywana złość.

- To nie powinno się wydarzyć. - szepnęła drżącymi ustami, mając na myśli spotkanie z widmem Guido.

Odnalazła swój plecak, z którego wyciągnęła butelkę z resztką wody. Żałowała, że to nie wódka. Kiedy zaspokoiła pragnienie, chciała zbudzić wszystkich, zarządzić powrót do wioski. Ostatecznie znów przysiadła. Objęła przyciągnięte do piersi kolana, kiwając się nieznacznie i próbując nucić sobie coś pod nosem. Czy teraz cokolwiek ma jakiekolwiek znaczenie?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Benjamin Linus
Templers
PostWysłany: Nie 22:42, 08 Maj 2011


Dołączył: 01 Kwi 2010

Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Spod półprzymkniętych powiek obserwował swoich towarzyszy, analizując całość wydarzeń z poprzedniego dnia i wieczora. Pomiędzy Obcymi widział podział. Najbardziej jednak zastanawiał go nie tyle fakt niczym nie uzasadnionej agresji tego łysego, który zaszarżował na Bena z siekierą, ale gwałtowna zmiana zachowania Robertsona. Początkowo potwornie nieufny, agresywny, trzymający go na muszce, a jednak to on jednak stanął w obronie Bena. Przypadek? Zaufanie? Rozkojarzenie? No i nazwisko... Nazwisko, które sprawiło, Że Ben wciąż nie wydobył swojego rewolweru z plecaka. Musiał się dowiedzieć więcej, zanim pozbędzie się Obcych. Musi się wkraść w ich łaski.

Być miły.

Ostatnia myśl rozbawiła go tak, że w niekontrolowanym odruchu uśmiechnął się lekko. Wystraszony, że ktoś to mógł zauważyć, uniósł nieco piekące z niewyspania powieki i zerknął na śpiących.

Kobieta własnie się obudziła. Szepnęła coś niezrozumiale, a po chwili usiadła w zdecydowanie niewygodnej pozycji, wsłuchana w samą siebie i czymś wyraźnie zafrapowana.

Przedstawienie czas zacząć.

Przeciągnął się i ziewnął, po czym otworzył całkowicie oczy i obrzuciwszy spojrzeniem śpiących mężczyzn, zatrzymał wzrok na Claude i uśmiechnął się lekko, opierając się na łokciach.

- Witaj - odezwał się. - Jak myślisz, zdążę udać się za potrzebą zanim ten... - wskazał gestem Jacoba - zacznie gonić mnie z siekierą?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Pon 5:48, 09 Maj 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Nie zauważyła, że Gale się obudził i podniósł. Dopiero żartobliwe pytanie dotarło do Claude, sprawiając przy tym, że drgnęła niespokojnie. Jakby ludzki głos był zupełnie nie na miejscu wśród poszumu drzew i okazjonalnego pisku ptaków. Popatrzyła spod rozczochranych włosów na obcego mężczyznę.

- Myślę, że dzięki cholernemu szczęściu masz jeszcze możliwość udać się za potrzebą. - odparła.

Gale zachowywał się, jakby nie ruszało go to, co się tu dzieje. Jakby nie miał o tym pojęcia. Czy wyspa nie zdążyła mu pokazać, co potrafi? Swobodny ton mężczyzny wywołał u Claude złość i przez chwilę żałowała, że Jacob go nie zarąbał. Poprzedniego dnia przeżyła najgorsze doświadczenie w swoim życiu, a ten tu... Pokręciła lekko głową.

- Po prostu nikogo nie denerwuj. - dodała. - Mam dość nadmiaru emocji.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Benjamin Linus
Templers
PostWysłany: Pon 7:34, 09 Maj 2011


Dołączył: 01 Kwi 2010

Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Wyspa musiała dać im w kość. I mimo, iż miał ochotę wyciągnąć z całej trójki - choćby przemocą - wszystkich możliwych informacji, musiał teraz grać i pozwolić toczyć się wydarzeniom własnym torem, próbując jedynie je ukierunkować tak, by osiągnąć sukces.

Gdy wrócił "z krzaków", wciąż jedyną osobą, z którą mógł zamienić parę słów, była dziewczyna. Przysiadł obok niej i zerknął na pustawą butelkę z wodą.

- Mogę? - wskazał na nią - Moja woda skończyła się wczoraj... A co do wczorajszego - co tu się właściwie działo? Co to było? Dlaczego o mało co nie straciłem życia... i to dwa razy? John - wykonał gest w kierunku śpiącego - niewiele zdążył mi powiedzieć. Tylko, że to jakaś "zakazana strefa". I, co brzmi bardziej niż nieprawdopodobnie, że nie możecie mi pomóc w kontakcie ze światem zewnętrznym.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Pon 9:19, 09 Maj 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Gale jawił się Claude jako idiota. Totalnie opóźniony. Jego pytania były w miarę logiczne i ukazujące, że lubi wiedzieć, jakie będą dalsze losy, a mimo wszystko nie mogła zrozumieć, jak może zadawać tak naiwne pytania, skoro był na wyspie chyba już od jakiegoś czasu. Czyżby się nie zorientował jak zdradliwa jest wyspa? Kolejny raz pokręciła przecząco głową, podając przy tym butelkę mężczyźnie. Rozmyślania o naturze tego miejsca zaprowadziły wspomnienia Claude do samego początku projektu. Ile ona sama potrzebowała do przekonania się co się tu dzieje? Chyba zdecydowanie więcej czasu niż Gale mógł przebywać na wyspie. Dlatego popatrzyła na mężczyznę nieco łagodniej. Tym bardziej, że nie miał pojęcia w jak gównianej sytuacji się znalazł.

- Jeśli nie wierzy pan w duchy, panie Gale, to gwarantuję, że już niedługo zmieni pan zdanie. - zaczęła obojętnie. - Wczoraj... - mimowolnie zaczęła drżeć na całym ciele. Przełknęła ślinę. - To miejsce jest nawiedzone, a my najwyraźniej nie jesteśmy tu mile widziani. O kontakcie z kimkolwiek musisz zapomnieć. Brak sprzętu, brak zasięgu. Bo taki był warunek White Raven. - westchnęła. - Jeżeli to nadal jest projekt, to wymknął się spod kontroli.

Mówiła pewnie dość enigmatycznie dla kogoś, kto nie ma pojęcia o sprawie. Claude nie miała głowy do odpowiednich słów oraz do wyjaśniania. Przed oczami co jakiś czas pojawiała się wykrzywiona twarz brata.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Benjamin Linus
Templers
PostWysłany: Pon 10:22, 09 Maj 2011


Dołączył: 01 Kwi 2010

Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Przyjął butelkę i wypił parę łyków, przymykając oczy. Wsłuchiwał się w słowa dziewczyny, wyłapując kolejne fakty. "White Raven". Ta nazwa pojawiła się w notatkach Coffmana, widniała również na przywiezionych przez niego identyfikatorach. I pojawiła się również siedem lat temu. Wyglądało na to, że dziewczyna, łysy i ich towarzysze zostali tu przysłani przez tych samych ludzi, co...

Ben spojrzał na wciąż leżącego Robertsona. Nie wierzę w aż takie wielkie zbiegi okoliczności... Kolejny raz na wyspie pojawia się White Raven, kolejny raz na wyspie pojawia się nazwisko Robertson. Nie mógł uciec. A to oznacza, że...

Że Robertson był tu cały ten czas.

W Benie zawrzała krew. Wydał przecież rozkaz oczyszczenia Wyspy. Zameldowano mu o jego wykonaniu. Czyli KTOŚ spartolił robotę. I ten sam ktoś za to zapłaci. A Obcy? Powtórka z rozrywki? Naturalnie. Decyzję mógł podjąć tylko jedną.

Pozostawała jeszcze tylko jedna kwestia... Ile i co Obcy wiedzą? Co z Posągiem?

- Projekt - odezwał się ostrożnie, próbując nie zniechęcić dziewczyny do mówienia. - Projekt dotyczący czego? Jesteście... naukowcami? Badaczami? Czy to, co się tu wczoraj działo jest związane z tym Projektem?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jacob Upper
PostWysłany: Pon 12:32, 09 Maj 2011


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

Jacob leżał pogrążony w niespokojnym półśnie, który od czasu do czasu dziurawiły strzępy rozmowy siedzących przy ognisku osób. Zmęczenie, podejrzliwość i... - Strach? - zupełnie odebrały mu chęci do uczestniczenia w konwersacji, której jedną ze stron była niewątpliwie Claude, drugą chyba ten obcy mężczyzna. Obcy mężczyzna towarzyszący im teraz w wyniku niezrozumiałego dla Jacoba splotu wydarzeń, który zapoczątkował Robertson swoją idiotyczną reakcją. Jacob przecież nie miał zamiaru zaszlachtować nieznajomego siekierą, a jedynie ogłuszyć go jej obuchem. Profilaktycznie.

A przynajmniej tak to sobie tłumaczę - myślał, już trochę trzeźwiej, kiedy oddalali się od chaty i później, gdy przygotowywali się na nadejście nocy. Wszystko, czego Jacob był świadkiem tego dnia, nie mogło pozostać bez wpływu na jego zachowanie. Swoją tradycyjną potrzebą niemnożenia bytów ponad potrzebę w chwili obecnej mógł się co najwyżej podetrzeć. W porządku, wiedzieli już przecież, że wyspę "zamieszkuje" stwór wymykający się racjonalnej ocenie, ale to, co wydarzyło się w starej chacie, wymykało się ocenie jakiejkolwiek: racjonalnej czy też zupełnie wyssanej z palca. A Jacob chciał wiedzieć. Pragnął otrzymać odpowiedź tylko na jedno pytanie: "dlaczego to wszystko?".

Zawiercił się na posłaniu, a potem obrócił na drugi bok. Tak, żeby spod na wpół przymkniętych powiek móc obserwować Claude oraz nieznajomego. Do tej pory dowiedział się, co właściwie stało się na werandzie, podczas gdy on sam został zamknięty we wnętrzu chaty. Chociaż Claude nie odniosła fizycznych obrażeń, Jacob był pewien, że w jej psychice odcisnął się jakiś głębszy, niepokojący ślad. Jeżeli tak faktycznie się stało, to Jacob ponosił pełną odpowiedzialność. Zamiast chronić Claude, samemu wpadł w pułapkę. I o tym musiał z nią porozmawiać. Ale na osobności.

Na pewno nie przy nim... - pomyślał, wpatrując się w niepozorną sylwetkę Gale'a.

Pozostała jeszcze jedna sprawa do załatwienia, czyli sama chata, ukryta w nocnych ciemnościach. Od razu jednak, gdy o tym pomyślał, sen zalał go ze zdwojoną mocą.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Pon 14:15, 09 Maj 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Kolejny raz pokręciła przecząco głową, słysząc pytania Gale'a. Na ostatnie sama bardzo chciała znać odpowiedź. Była nadal totalnie oszołomiona. Kątem oka dostrzegła, jak Jacob się porusza i... odwróciła wzrok. Od wydarzeń na werandzie, od ostrzegawczo krzykniętego imienia, nie odezwała się do Uppera. Nigdy jeszcze nie był dla niej tak obcy. Nawet przy pierwszym spotkaniu na lotnisku. Nie chciała tak czuć, ale... W oczach znów zakręciły się łzy. Momentalnie wróciła do poprzedniego wieczoru, do Guido, do uczucia obmacywania przez setki rąk. Pociągnęła nosem, dławiąc szloch. Odetchnęła głęboko, by móc wydobyć z siebie jakieś rozsądne zdania.

- Sama nie wiem. - wzruszyła ramionami. - Nikt nam nie wyjawił żadnych szczegółów. Mieliśmy przeegzystować rok na wyspie bez kontaktu ze światem zewnętrznym. Samolot z ekipą White Raven miał odwiedzać wyspę co dwa tygodnie. Ale nie odwiedził. A my jesteśmy w dupie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Benjamin Linus
Templers
PostWysłany: Pon 22:31, 09 Maj 2011


Dołączył: 01 Kwi 2010

Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

- I tak po prostu... siedzicie? Nie próbujecie nic robić? Uciekać? Cholera... - trzepnął dłonią po udzie. - Wygląda na to, że ja też jestem... - zerknął na Claude - w dupie. Razem z wami. Ilu was tu jest? Przylecieliście... samolotem, tak? Dawno? Wiesz... - wstał i przeciągnął się, nie spuszczając oka z mężczyzn. - Ja jestem tu od siedmiu dni. Głównie siedziałem na plaży, licząc, że zobaczę jakiś statek, samolot, czy cokolwiek... Ale idąc przez dżunglę widziałem parę niesamowitych rzeczy. Szepty. Omamy. Dziwne uczucie... Jakby przywidzenia. Nie takie, jak to wczoraj, ale...

Wahał się. Jeśli dziewczyna nie wiedziała o posągu, lepiej byłoby nie zdradzać jego obecności. Jeśli wiedziała, mogła powiedzieć o zamiarach Obcych względem statuetki.

- O co chodzi z tą chatą, przy której byliśmy? - odezwał się po chwili. - Jest tu więcej takich dziwnych miejsc jak to?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
John Robertson
PostWysłany: Wto 9:00, 10 Maj 2011


Dołączył: 28 Mar 2010

Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Z niespokojnego snu wyrwał Johna przeprowadzany dialog między Claude i... No tak, Gale. - przypomniał sobie. - Gale, który pojawił się znikąd. Gale, który zadawał pytania, jakby był nieświadomym idiotą. Podniósł się do pozycji siedzącej. Claude najwyraźniej miała za sobą nieprzespaną noc, bo wyglądała kiepsko. Poza tym nie dało się nie zauważyć, że nadal jest roztrzęsiona. Słychać to było w głosie, w pozie którą przyjęła. Jacob natomiast leżał obok, nadal pogrążony we śnie. Akurat. - rzucił ironicznie w myślach. Zdążył się już przekonać, że Upper to typ drapieżnika - zawsze gotowy do ataku i reakcji. A Gale... Gale właśnie zasypywał dziewczynę pytaniami, co wywołało w Johnie podejrzliwe zmrużenie oczu. Teraz zyskał pewność, by nie ufać obcemu nawet w najmniejszym stopniu. Bo nie wierzył, że po siedmiu dniach przebywania na wyspie mógł być aż tak spokojny. Niby słyszał szepty, niby wspominał o niepokojącej atmosferze wyspy, ale przecież przy wydarzeniach na werandzie był nad wyraz opanowany. Coś tu zdecydowanie nie grało.

- Całe to miejsce jest dziwne. - wtrącił się w rozmowę. - I co to za pytanie czy próbowaliśmy uciekać? - sarknął. - Gdzie niby? Jesteśmy na środku Pacyfiku, że tak przypomnę. Przez siedem lat próbowałem się stąd wydostać i wierz mi, nie da się. - przypomniał sobie spotkanie z ludźmi, którzy przygotowywali miasteczko Ras-Shamry na przybycie uczestników White Raven. - Nawet jeśli wydaje ci się, że ratunek jest oczywisty.

Wpatrzył się w obcego. Interesował go każdy grymas na twarzy, każdy gest. John był zmęczony, wyczerpany wczorajszym wieczorem, niemniej jednak świadomość, że musi mieć się na baczności wyostrzała zmysły.

- Mówiłeś, że masz rodzinę, przyjacielu. - zagadnął na pozór beztrosko. - Dzieci? Żona? Wolny związek? Co zostawiłeś w normalnym świecie?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Benjamin Linus
Templers
PostWysłany: Wto 22:52, 10 Maj 2011


Dołączył: 01 Kwi 2010

Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Robertson obudził się w najgorszym momencie. Gdyby wstrzymał się jeszcze chwilę, Ben być może skompletowałby wszystkie potrzebne informacje. A tak?

- Żonaty, bezdzietny - przywołał na twarz lekki uśmiech i "rozmarzył" się. - Na wychowaniu mam jednak córkę siostry. Mieszkamy w Kansas. Moja żona, Em, piecze najpyszniejszą na świecie szarlotkę... A siostrzenica, Dorothy, jest osłodą naszego życia. Ma tysiąc pomysłów na minutę, nie może zagrzać miejsca i wymyśla fantastyczne historie, ale kochamy ją jak córkę. Chciałbym do nich wrócić... - odszedł dwa kroki i odwrócił się do nich z wyrazem olśnienia na twarzy. - Sam nie wiem. Może jakaś tratwa? Próbowaliście budować jakąś... łódź? Cokolwiek? Chyba nie chcecie spędzić tu resztę życia? Te duchy, szepty, posągi... - obserwował ich uważnie, badając reakcję. Od tej pory nie było już odwrotu. I robiło się coraz mniej czasu...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Benjamin Linus dnia Pon 9:35, 16 Maj 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
John Robertson
PostWysłany: Śro 10:58, 11 Maj 2011


Dołączył: 28 Mar 2010

Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

John już wcześniej zauważył, że Gale nie nosi obrączki. To mogło oznaczać wszystko, ale Robertson przyjął to za kolejny dowód kłamstwa obcego mężczyzny. Oczywiście, mógł się mylić. Wolał jednak nie ignorować swoich przeczuć. Bo tak to w życiu bywa, że lepiej się wychodzi na nieufności. Już miał zapytać o obrączkę, gdy Gale zaczął mówić o tratwie, duchach, szeptach i... posągach?

- Jeśli chcesz wyprawić się tratwą na Pacyfik, to powodzenia. - rzucił ironicznie.

Wstał, otrzepując kolana, chociaż i tak nie miało to żadnego sensu, bo spodnie i tak były już ubłocone, w materiał powczepiały ostre gałązki z kolcami. Chciał mieć pełną swobodę ruchu. Podszedł do Claude, stając nieco za nią. Założył dłonie na piersi, ale tak, by móc w każdej chwili wyciągnąć glocka.

- Jakie znowu posągi, do cholery? - zadał to pytanie głośno, z udawanym zdziwieniem i rozdrażnieniem. Chciał, by Jacob się w końcu obudził.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Benjamin Linus
Templers
PostWysłany: Śro 13:17, 11 Maj 2011


Dołączył: 01 Kwi 2010

Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

- Naprawdę ich nie widzieliście? - zrobił zdumioną minę, ale w duchu uśmiechnął się lekko.

Nie wiedzą.

John zaczynał go coraz bardziej denerwować. Był znów podejrzliwy, spięty... Zadawał pytania niby swobodnie, ale widać było, że wsłuchuje się w każde słowo Bena. A co najważniejsze - chwilę temu przyznał się, że jest tym samem Johnem Robertsonem, na którego Ben wydał dawno temu wyrok śmierci. Człowiekiem, który spędził na Wyspie zbyt wiele czasu. Człowiekiem, który od siedmiu lat był martwy, choć o tym jeszcze nie wiedział.

- Cóż... może to i lepiej... - mruknął ni to kończąc swoją poprzednią wypowiedź, ni to do swoich myśli. - Chciałbym wam coś pokazać - dodał głośniej i uśmiechając się do stojącej nieopodal dwójki, schylił się do przewieszonej wciąż przez ramię niedużej torby. - Mam tutaj coś, z czego chciałbym zrobić użytek - siłował się chwili ze sprzączką chlebaka, po czym zagłębił dłoń pomiędzy papiery w jego wnętrzu. - Ty wiesz najlepiej, John, że niektórych spraw nie można odkładać na później...

Wyprostował się i wyciągnął rękę w kierunku Robertsona i dziewczyny. W jego dłoni tkwił rewolwer, wycelowany w Obcych.

- Spokojnie, John, żadnych gwałtownych ruchów - odezwał się ponownie, lecz jego głos nie był już ani miły ani sympatyczny. Był twardy i zdecydowany. Ben przesunął się dwa kroki w bok, by żadne z nich nie zasłaniało linii strzału. - Nie lubię błędów, a ty jesteś jednym z nich. To nic osobistego... Ja po prostu robię to, co do mnie należy, a wy... Damnant quod non intelligunt.

Uniósł rękę trochę wyżej, celując w głowę Robertsona i nacisnął spust. Huk wystrzału poniósł się zwielokrotnionym echem po okolicy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Benjamin Linus dnia Czw 8:49, 12 Maj 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Śro 13:18, 11 Maj 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Na czole Johna pojawiła się krwawa dziura, tył jego czaszki eksplodował gejzerem krwi i strzępów mózgu. Stał jeszcze przez chwilę, po czym opadł na kolana i po chwili zwalił się ciężko na bok u stóp przerażonej Claude. Trup martwym spojrzeniem wpatrywał się w zieloną ścianę dżungli znienawidzonej przez siebie za życia Wyspy.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Wyspa Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 4 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo


Programosy
Regulamin