www.rasshamra.fora.pl - witaj! Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości.
Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna                    FAQ
                Szukaj
             Użytkownicy
          Grupy
       Galerie
    Rejestracja
Zaloguj
Niewielka przychodnia
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 41, 42, 43, 44, 45  Następny  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Miasteczko Ras-Shamra
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Game Master
Game Master
PostWysłany: Czw 22:41, 18 Sie 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Poranek, dzień 30.

Tuż przed wschodem Słońca temperatura gwałtownie, drastycznie spadła. Wilgoć zgromadzona w powietrzu niemal natychmiast skrystalizowała się w postaci warstwy szronu osadzającego się na liściach, trawie, drzewach i domach osady. A potem... wstało Słońce. A gdy pierwsze promienie dotknęły wyspy, ziemia zatrzęsła się, jednak nie przypominało to normalnego trzęsienia ziemi. Szarpnięcie było krótkie, pojedyncze, dość silne, ale nie powtórzyło się drugi raz. Bardziej przypominało uczucie, które towarzyszy upadku dużego ciężaru na ziemię - głuche tąpnięcie, wibracja spowodowana upadkiem sporej masy. Chwilę później temperatura powietrza zaczęła rosnąć, a szron intensywnie parować.

Niebo było czyste i bladobłękitne, a Słońce szybko nagrzewało wyspę, zwiastując kolejny gorący dzień.

Nastał 30 dzień pobytu na wyspie...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Hendrick Cornwell
PostWysłany: Pią 10:32, 19 Sie 2011


Dołączył: 29 Cze 2011

Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Operacja nie wyglądała na prostą, zresztą żadna operacja nie jest prosta. Hank przyglądał się poczynaniom na przemian milczącego i klnącego Erica, aż do wykonania przez niego ostatniego szwu. Oczywiście podawał mu wszystko, co było potrzebne, choć ilość zażytej morfiny była trochę przerażająca. Potem bez słowa położył się spać, pozwalając Ericowi odpocząć tak samo jak i on tego potrzebował.

* * *

Świt zbudził go ze snu z dwóch powodów. Pierwszym było tąpnięcie i temperatura a drugim przeczucie, że powinien wstać i zrobić coś, cokolwiek miałoby to być. Wszystko i wielkie nic. Był zdezorientowany, dlatego postanowił przejść od razu do codziennych czynności. Modlitwa na dzień dobry i różaniec w intencji zagubionych dusz. Gdy skończył w przelocie spojrzał na Erica, sprawdzając czy śpi. Nie miał pewności.
- Śpisz?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Nie 15:44, 21 Sie 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Wchodząc do przychodni, trzęsła się ze złości. Skrycie wierzyła, że Collis ją przeprosi, spróbuje wyjaśnić swoje zachowanie i - przede wszystkim - nie będzie tak lakoniczny. Najwyraźniej straciła dla niego jakąkolwiek wartość jako pionek w rozgrywce. Pewnie nawet, gdyby oświadczyła, że idzie się zabić, dostałaby krzyżyk na drogę i błogosławieństwo.

- Co za sukinsyn. - syknęła do siebie przez zęby.

Nawet pocieszające słowa na koniec nie złagodziły złego wrażenia, jakie Collis wywarł na Claude.

Odnalezienie Erica i Hanka nie zajęło zbyt wiele czasu. Przychodnia była mała, a pokój zabiegowy w którym przebywali mężczyźni - otwarty. Lekarz leżał na na jednym z łóżek - przykryty szpitalnym kocem - obok stał... no właśnie, kto? Hendrick Cornwell. Kim naprawdę był? Kilka spojrzeń wystarczyło, by dostrzec mnóstwo krwi na posadce i na łóżku. Od razu podbiegła do Erica i złamała go za dłoń. Myślała, że jest nieprzytomny. Może nawet umierał. Nie wiedziała przecież co się stało po tym, jak uciekła.

- Nic mu nie będzie? - popatrzyła na Hanka.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Hendrick Cornwell
PostWysłany: Nie 16:02, 21 Sie 2011


Dołączył: 29 Cze 2011

Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Nagłe wtargnięcie Claude do pomieszczenia wyrwało Hanka z zadumy. Eric spał, najprawdopodobniej pogrążony w narkotycznym śnie. W sumie zazdrościł mu, sam wolałby spokojnie przespać cały dzień niż być zbudzonym w taki sposób w jaki się to odbyło dzisiaj.
- Nie. Nic mu nie będzie, może oprócz tego że uszkodzenia jakich doznało jego kolano, będą się odbijać na sposobie jego poruszania się w przyszłości. Zażył dużą dawkę morfiny, pewnie pośpi jeszcze trochę.
Uznał że prawda jest znacznie lepsza niż kłamstwo, poniekąd pominięcie tej informacji byłoby kłamstwem.
- Ale nie martw się. Eric jest doktorem i zna dobrze świtę lekarską, na pewno znajdzie sposób na polepszenie swojego stanu jak już wrócimy do cywilizacji. Poza tym - Hank spojrzał w twarz śpiącego - z drewnianą laską w ręce będzie mu do twarzy. Będzie niczym doktor House. Tylko w trochę łagodniejszej wersji.
Przeniósł swoje łagodne spojrzenie na twarz Claude, leciutko się przy tym uśmiechając, powracając jednak do poważnego tonu głosu.
- A jak Ty się czujesz Claude? Jest coś w czym mógłbym Ci na chwilę obecną pomóc?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Nie 16:26, 21 Sie 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Z rezygnacją klapnęła na krześle obok łóżka Erica. Miała wrażenie, że to jej wina, chociaż to lekarz wpadł na szalony pomysł ucieczki przez okienko w łazience. Mimo wszystko... Zatopiła dłonie we włosach, a potem zakryła na chwilę swoją twarz. Kilka sekund poza rzeczywistością. Tyle potrzebowała, by się nie rozwyć tak, jak w nocy.

- Jestem w rozsypce. - powiedziała cicho, nie patrząc na Hanka. - Nie sądzę, żebyś mógł mi w tej chwili pomóc.

Znów skupiła się na Ericu. Starała się uśmiechnąć.

- Lubię Housa.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Hendrick Cornwell
PostWysłany: Nie 20:46, 21 Sie 2011


Dołączył: 29 Cze 2011

Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

- Rozumiem.
Hank zastanawiał się nad czymś chwilę, wolał jednak spytać nim podejmie jakiekolwiek działanie. Odwrócił się i podszedł do swojej leżanki, wyciągając rękę po idealnie złożony w kostkę koc.
- Mam Ci dać chwilę samotności, czy mogę zostać i posiedzieć przy nim razem z Tobą?
Gdy się nim już owinął (zwłaszcza ramiona), ponownie spojrzał w jej kierunku.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Hendrick Cornwell dnia Nie 20:47, 21 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Nie 21:12, 21 Sie 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Uśmiechnęła się ciepło do Hanka. W jego uprzejmości była dyskretna, pełna szacunku. Miła odmiana po arogancji Lancastera. Claude przyglądała się z zaciekawieniem mężczyzny. Jego łagodność nie pasowała do klimatu wyspy, nie teraz, gdy wszystko tak strasznie się skomplikowało.

- Właściwie to przyszłam tylko po apteczkę. Eric chyba nie zdąży się obudzić, zanim wyjdę.

Uśmiechnęła się trochę przepraszająco. Właściwie to uważała, że powinna zostać. Ale przecież gdzieś tam był posąg do zniszczenia. Początkowo nie miała zamiaru mówić Cornwellowi dokąd się wybiera. Uważała, że to go nie dotyczy. Jednak nawet kilkuminutowe przebywanie z nim w jednym pokoju sprawiło, że Claude zaczęła mu ufać.

- Zamierzam poszukać posągu. - zachichotała nerwowo. - Wiem, to brzmi jak szaleństwo. Chodzi o te wszystkie upiorne rzeczy, które dzieją się na wyspie. Pewnie tego jeszcze nie doświadczyłeś, ale wierz mi, coś tu jest bardzo nie tak. Widziałam dokumenty dotyczące pierwszego projektu White Raven... No bo było coś przed nami. Wiedziałeś o tym? W każdym razie, w papierach była wzmianka, że po zniszczeniu posągu te wszystkie straszne zjawiska może się skończą... Chciałabym, żeby to była prawda, bo mam dość.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Eric Borovsky
PostWysłany: Nie 23:13, 21 Sie 2011


Dołączył: 04 Lis 2010

Posty: 123
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Chrapnął, usłyszawszy jakieś głosy obok siebie. Sam fakt chrapnięcia i jego dźwięk obudził go na tyle, że rozpoznał głosy rozmawiających przy nim osób. Hank. W głowie Erica pojawił się natychmiast skojarzenie z Luskiem, White Raven i z Wyspą. Do tego Claude...

- Claude... - mruknął, uświadamiając sobie dopiero po chwili, że wychrypiał to w poduszkę, mokrą od jego potu i śliny z półotwartych ust.

Obrócił głowę i otworzył oczy, ale zaraz je zamknął. Świat wirował, jakby był na niezłym kacu. Chyba przesadziłem z morfiną... - pomyślał. Spróbował podnieść głowę, lecz odezwała się gwałtownym i potwornym bólem, który niemal rozsmarował jego mózg po wnętrzu czaszki. Spróbował się przekręcić na plecy, lecz nagła igła bólu promieniująca od rannego kolana sprawiła, że zimne ciarki przemknęły my po plecach.

Ostrożnie uchylił jedno oko i w polu widzenia pojawił się Hank, zajęty rozmową z kimś.

- Claude? - chrypnął raz jeszcze. - To ty? Nic ci nie jest?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Hendrick Cornwell
PostWysłany: Nie 23:41, 21 Sie 2011


Dołączył: 29 Cze 2011

Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Hank uśmiechnął się do siebie lekko na wzmiankę, że nie miał styczności z duchem, nie było jednak teraz miejsca na to aby uświadamiać dziewczynie, że jest w błędzie. Zwłaszcza że Eric zaczął się wybudzać po swoim dość nieoczekiwanym chrapnięciu. Egzorcysta uśmiechnął się życzliwie.
Teraz następuje punkt, w którym dyskretnie powinienem zrobić wszystkim coś do picia.
- Eric mniej więcej mnie wprowadził w te zagadnienia. Nie jest to jednak wystarczające abym mógł mieć większy, skonkretyzowany wgląd w tę sprawę. Możesz mi obiecać, że wrócimy do tej rozmowy, nim wyjdziesz?
Cornwell ruszył do wyjścia, przystając na chwilę w drzwiach. Uśmiechnął się ponownie.
- Zaparzę sobie kawę, chcesz coś ciepłego do picia Claude? Na stoliku obok mojego łóżka stoi niegazowana mineralna.
Tę informację rzucił celowo. Podejrzewał że Eric będzie chciał koniecznie uzupełnić płyny w swoim organizmie, w towarzystwie i z pomocą kobiety. Tym bardziej, że wychrypiał jej imię dwukrotnie. Poza tym, wspólne zajęcie niosące za sobą bezinteresowną pomoc ułatwi im obojgu dojście do porozumienia w ich sytuacji.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Hendrick Cornwell dnia Nie 23:44, 21 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Pon 0:03, 22 Sie 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Zmarszczyła nos. Miała wrażenie, że Hank zechce ją odwieść od wyprawy, ale przytaknęła głową.

- Ok, obiecuję. - uśmiechnęła się. Sposób bycia mężczyzny był tak łagodny, że trudno było się oprzeć tej oazie spokoju. - Poproszę kawę.

Potem skupiła się na Ericu. Odgłosy jakie wydawał świadczyły o bólu. Claude poczuła, jak rozdzierają ją wyrzuty. Zastanawiała się czy nie powinna przypadkiem zostać i zaopiekować się lekarzem. Chyba była mu to winna. Z drugiej strony nie mogła pozwolić, żeby Robert wyruszył sam. To mogłoby się skończyć dla niego bardzo źle. Co prawda utrzymywał, że da sobie radę, ale bądź co bądź miał niesprawną rękę i jeśli coś by się stało, nie mógłby się odpowiednio bronić. Była rozdarta.

- Jestem cała i zdrowa. - odpowiedziała. Od razu nalała do kubka wody mineralnej. Eric musiał być spragniony, więc pomogła mu się napić. - Dziękuję. Żałuję, że tobie nie udało się wyjść bez szwanku. - powiedziała zmartwionym głosem. - Jak bardzo jesteś uszkodzony? - ścisnęła Erica za dłoń. - Tak bardzo mi przykro.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Eric Borovsky
PostWysłany: Pon 13:22, 22 Sie 2011


Dołączył: 04 Lis 2010

Posty: 123
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

W głowie mu się kręciło, a świat lekko rozmazywał się, lecz Eric nie czuł bólu. To znaczy czuł, ale dzięki morfinie mógł go spokojnie zignorować. No właśnie... narkotyk wciąż krążył w jego żyłach dając uczucie radosnego podniecenia i lekkiego oszołomienia napawając irracjonalnym optymizmem i dobrym nastrojem.

Gdy udało mu się odwrócić na plecy, przed jego ustami pojawił się podetknięty przez Claude kubek z wodą. Wypił duszkiem i uśmiechnął się do dziewczyny.

- Jak miło jest mieć anioła stróża. Dziękuję - powoli obrócił głową w lewo i w prawo, lustrując wnętrze sali. - Albo wciąż jestem maksymalnie naćpany, albo wydawało mi się, że słyszę głos naszego nowo nabytego kapelana...

Zamknął na chwilę oczy i potrząsnął głową, starając się, by ostrość wzroku wróciła do normy, po czym spojrzał znów na dziewczynę.

- Coffman niestety okazał się bardziej drażliwy niż sądziłem. I celnie strzela. Obawiam się, że moje kolano rozsypało się w drzazgi. Nieprędko będę mógł się znów uganiać za spódnicami. Na szczęście nasz klecha pomógł mi poskładać je do kupy...

Syknął i ułożył się wygodniej na łóżku.

- Złapaliście ich? Ktoś za nimi pobiegł? - zmarszczył brwi, uświadamiając sobie teraz dopiero coś, co wczoraj powiedział Robert, zanim Eric wygonił go podstępem z przychodni. - A co z Jenefer?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Claude Beaumarchais
Miłościwie Wam Panująca
PostWysłany: Pon 18:16, 22 Sie 2011


Dołączył: 08 Mar 2010

Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

- Bardziej drażliwy niż sądziłeś? - uśmiechnęła się smutno i przysiadła przy łóżku - Dziwię się, że nie strzelił ci między oczy, doktorku, serio.

Przestrzelone kolano. Było poważnie. Wierzyła, że Eric jest dobrym lekarze, ale mimo wszystko był chirurgiem plastycznym, kiedy ostatni raz wykonywał operację na kolanie? Kiedy ostatni raz wykonywał zabieg pod wpływem morfiny i otępiały z bólu? Jego noga mogła już nie być w tak dobrym stanie, jak przed postrzałem. Westchnęła. Przynajmniej żyje.

Na pytania o Jenefer pokręciła głową, a na jej twarz powróciło utrapienie i oskarżające słowa Collisa. Skuliła się trochę w sobie. Wyrzuty sumienia zżerały od środka.

- Nie zdążyli, a Coffman i Walker zabrali ze sobą Jenefer. Jacob... - przełknęła ślinę, a głos jej na chwilę zadrżał. - Jacob, Collis i Patsy idą do domku Robertsona. Po broń. Potem planują przedostać się na drugą wyspę i odbić Jeny. Boże... Kiedy to wszystko zaczęło być takie pojebane?

Była tak przygnębiona i zrezygnowana, że nawet nie zwracała uwagi na dobór słów.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Eric Borovsky
PostWysłany: Pon 22:18, 22 Sie 2011


Dołączył: 04 Lis 2010

Posty: 123
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Widział, że jego pytanie odnośnie Jen nie zostało dobrze przyjęte. Drażliwy temat? Claude wyraźnie posmutniała, wycofała się.

- Hej - sięgnął w jej kierunku i uśmiechnąwszy się pocieszająco (przynajmniej w jego mniemaniu), ścisnął ją za ramię. - Mogło być gorzej, pamiętasz? Nie zrobiłaś niczego źle, a wręcz przeciwnie. Zrobiłaś więcej niż faceci stojący w korytarzu przychodni - pobiegłaś po pomoc. Nie mogłaś przewidzieć, co się stanie.

Uścisnął jeszcze raz jej ramię, po czym spróbował wstać z łóżka. Hank wykonał dobrą robotę, ściskając na polecenie Erica kolano grubą warstwą bandaża i nieomal unieruchamiając staw. Dodatkowo noga zaczynała boleć jak diabli, przy każdym ruchu wwiercając się szpilą bólu w mózg.

- Pomóż mi - stęknął, przerzucił chorą nogę nad krawędzią łóżka i zsunął się na ziemię. Gdy jego stopy dotknęły ziemi, kolejny grymas bólu wykrzywił mu twarz.

- Nie żebym narzekał - wycedził przez zaciśnięte zęby - ale każdy ruch sprawia, że mam ochotę przy następnym spotkaniu nakarmić Coffmana jego własnymi cojones. Ale muszę się przyzwyczaić do bólu. Albo...

Dotarł do szafki z "zakazanymi" lekami i przetrząsnął kieszenie w poszukiwaniu klucza. Szafka była zamknięta, a on sam nie miał pojęcia, co zrobił z kluczem. Szafkę otwierał Robert, potem... potem nie była mu potrzebna.

Szlag...

Przez szklane drzwiczki widział to, czego potrzebował w tej chwili. Orvail. Vicodin. I parę jeszcze pudełek z nazwami obiecującymi wybawienie od bólu. Ale wszystko poza zasięgiem. Niewiele myśląc sięgnął po stojący w zasięgu ręki stojak na kroplówki i posługując się nim niczym maczugą wybił szybę, po czym sięgnął do wnętrza.

Vicodin. I jeszcze laska do ręki. Niedogolona twarz i House jak żywy...

Na dłoń wysypał dwie tabletki, przełknął bez popijania i odwrócił się do Claude.

- Wybacz - machnął dłonią w kierunku szafki, drugą chowając do kieszeni opakowanie leków. - Gdzieś zapodziałem klucz.

Wciągnął nosem powietrze i uśmiechnął się błogo.

- Nasz klecha chyba upichcił kawę. A gwarantuję ci, że tak dobrą kawę jak on, mało kto robi. Ma do tego dryg... Dołączysz do mnie przy degustacji?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Hendrick Cornwell
PostWysłany: Pon 22:34, 22 Sie 2011


Dołączył: 29 Cze 2011

Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Idąc do pokoju lekarzy, był podekscytowany.
Posąg? White Reaven nic o nim nie wiedziało bo słuch o pierwszym projekcie zaginął, bo... w zasadzie co się z nimi wszystkimi stało? Jakie okropności musiały tutaj zajść, że Ci ludzie do tej pory nie pojawili się tutaj?
Otwarł drzwi i wszedł do środka, zaglądając do szafek w poszukiwaniu kawy, cukru i szklanek. Czajnik elektryczny został napełniony wodą i włączony. Szum rozgrzewających się grzałek, zagłuszył ciche pogwizdywanie zamyślonego mężczyzny.
Muszę koniecznie zobaczyć te papiery na własne oczy.
Nie wiedział jaką kawę Claude woli.
Rozpuszczalna, fusiasta?
Dlatego zrobił obie. Drugą miał zamiar zająć się już po dokonaniu wyboru. W jednej z szafek znalazł także ciasteczka. Z tacą wypełnioną kawą, cukrem i ciastkami udał się do zabiegowego. Lekko zapukał w przymknięte drzwi.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Game Master
Game Master
PostWysłany: Pon 23:01, 22 Sie 2011


Dołączył: 03 Mar 2010

Posty: 1812
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Zupełnie niepostrzeżenie i całkiem nieoczekiwanie poranek przemienił się w południe. Lejący się z nieba żar dawał do zrozumienia, że tropikalna wyspa jest tropikalną wyspą nie tylko z nazwy, zaś brak wiatru i wilgotne powietrze dżungli potęgowały jeszcze ten efekt. Morze było płaskie, liści roślin w dżungli nie poruszał nawet najsłabszy zefirek.

A właśnie, a'propos dżungli... po raz pierwszy była cicha. Bez szeptów, głosów, chcichotów i nawoływań. Była... naturalna.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Miasteczko Ras-Shamra Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 41, 42, 43, 44, 45  Następny
Strona 42 z 45

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo


Programosy
Regulamin