www.rasshamra.fora.pl - witaj! Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości.
Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna                    FAQ
                Szukaj
             Użytkownicy
          Grupy
       Galerie
    Rejestracja
Zaloguj
Crossover Carmen Hierro/Peter Edwards
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Cień przeszłości
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Peter Edwards
Zakładnik
PostWysłany: Wto 9:39, 06 Kwi 2010


Dołączył: 09 Mar 2010

Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5

Córdoba, Hiszpania.
Lipiec 2007.


Widzisz Peter, stypendium za dobre wyniki w nauce przyniosło Ci więcej niż mogłeś przypuszczać. Popatrz, jak tu jest pięknie. Do tej pory myślałeś, że Andaluzja jest piękna tylko na widokówkach.
- Cóż, myliłem się.
Chłopak przemierzał pustoszejące ulice Kordoby, w poszukiwaniu dreszczyku emocji. Była upalna noc, nic nadzwyczajnego w tych stronach. O ile Peter myślał, że kraj, który zwiedza jest piękny tylko gdy zachodzi słońce, albo obrazek na widokówce jest podrasowany photoshopem, to teraz musiał przyznać, że Hiszpania najpiękniej wygląda nocą. Księżyc oświetlał alejkę starych willi przeznaczonych do rozbiórki, którą przechadzał się chłopak. Podziwiał stare domostwa, do których zawsze miał sentyment. Zaglądał w powybijane okiennice, obserwował zapadające się dachy. Nie było w tym nic uroczego, ale Peter zawsze znajdował coś, co przykuwało jego uwagę na dłużej. Tak samo było przy willi, która wprost uginała się pod ciężarem własnego dachu. Dostrzegł piękno w dziurawym dachu, symetrię w zasnutych pajęczynami szybach, a nawet pewnego rodzaju grację w zrujnowanym ganku. Jedynym elementem, który mocno kontrastował do tego upadającego piękna była kobieta, chyłkiem wbiegająca do tego zapadającego się budynku.
- Señorita! Nie wchodzić tam, niebezpieczeństwo!
Jego hiszpański nie był tak dobry, jak Peter sądził. Poza tym nie chciał krzyczeć na tym cmentarzysku ludzkich wspomnień wiążących się z życiem, jakie w tych domach wiedziono. Stał, nie wiedząc co ma robić, ale co miał zrobić? Póki co nic się nie działo.
Iść, czy zostać?
Ledwo dokończył swą myśl, a piętro zaczęło niebezpiecznie trzeszczeć. Niewiele się namyślając, Peter przeskoczył przez niskie ogrodzenie i wbiegł do budynku, który najwyraźniej miał zamiar dokonać żywota, grzebiąc ze sobą kobietę.
- Señorita! Trzeba uciekać!
Wbiegł do środka, widząc na końcu korytarza kobiecą sylwetkę, wbiegającą na spróchniałe schody, prowadzące na piętro. W świetle księżyca objawiła mu się jak czarownica.
Mimo wszystko to człowiek, weź się w garść do cholery i ratuj ją i siebie Peter.
Przebiegł przez zagracony korytarz, wahając się chwilę przy schodach. Były zniszczone bardziej, niż mu się wydawało. Ale nie miał wyboru, zrobił A, zrobi B. Wbiegł na piętro, czując jak cała podłoga drży, a gdzieś w oddalonej części coś najzwyczajniej w świecie huknęło, zwalając się na parter.
- Señorita!
Tym razem krzyknął rozdzierająco, musiała go usłyszeć, pomimo tego ogarniającego dom dźwięku pękających żerdzi i spróchniałych desek. Całym domem wstrząsnął potężny huk.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Carmen Hierro
PostWysłany: Wto 9:42, 06 Kwi 2010


Dołączył: 07 Mar 2010

Posty: 303
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Carmen podniosła się z podłogi kaszląc i otrzepując się z kurzu. Była obolała. Kompletnie nic nie widziała. Sięgnęła do tylnej kieszeni spodni po zapałki, zapaliła jedną. Doszła do ściany w której były umieszczone kamienie. A więc jestem tam gdzie chciałam . Wiedziała, że jeśli ma odrobinę szczęścia, znajdzie gdzieś tutaj ocalałą lampę naftową. Przeszła kilka kroków do przodu, myśląc o tym, czy uda jej się stąd wydostać czy też nie, aż w końcu znalazła lampę. Zapaliła ją i podniosła, gdy tylko się odwróciła zobaczyła, że leży tam człowiek. Myślała o tym czy czasem to nie Concepcion ją odnalazł przy tych ruinach i zaczął gonić. Podeszła bliżej i ujrzała całkowicie nieznajomą twarz.
- Żyjesz? Obudź się! – Krzyknęła do nieznajomego. Sprawdziła czy oddycha i wtedy wziął chełst powietrza w płuca, co przestraszyło kobietę.
- Już myślałam, że nie żyjesz. – Spojrzała na niego i postanowiła rozwiać swoje wątpliwości.
- Czemu mnie goniłeś? Dlaczego za mną biegłeś? – Pytała ze zdenerwowaniem patrząc się nieznajomemu w oczy.
- Ja chcieć Cie ratować. – Mężczyzna odpowiedział kobiecie wciąż jeszcze oszołomiony. Rozglądał się po pomieszczeniu. Carmen zauważyła, że nieznajomy ma dziwny akcent i dobrze wiedziała, że taki akcent może należeć tylko do turysty.
- My musieć znaleźć wyjście. – Dodał po chwili podnosząc się z podłogi.
- Póki co, pójdziesz ze mną. Być może będę potrzebować Twojej pomocy. – dobrze wiedziała, że Peter zrozumiał na pewno „chodź ze mną”, reszta była mniej istotna.

Zeszli po kamiennych schodach na drugi poziom piwnicy.
- Zaczekaj. – rozkazała Peterowi. Zamknęła się w drugim pokoju zostawiając nieznajomego w ciemnościach. Zaczęła po hiszpańsku przeklinać.
- Chodź. Pomożesz mi. – Krzyknęła z pomieszczenia w którym się zamknęła.
- Musze znaleźć coś co jest pod tą stertą kamieni. – Zaczęli obydwoje przekładać gruz na drugie miejsce, delikatnie go kładąc na ziemie, aby jak najmniej nakurzyć. Peter zaczął walczyć z ciekawością, lecz nie mógł się powstrzymać od zadania pytania.
- Co Ty ukrywać? – nie spojrzał się na nią, nawet nie miał ochoty. Był już dość przestraszony całą sytuacją.
- Coś co mi się należy. – Odpowiedziała krótko, lecz już bez złości. Peter odkopał trochę wygiętą, porysowaną i brudną walizkę.
- Tego szukać? – Zapytał pokazując walizkę. Carmen rzuciła się w jego stronę i już chciała ją złapać, gdy Peter schował przedmiot za siebie i oparł mocno o ścianę, w taki sposób aby zablokować dostęp przed żądnymi swego, dłońmi. Po chwili hiszpanka zrozumiała, że jest bezsilna i nie odbierze mu walizki dopóki nie powie mu co jest w środku. Usiadła na gruzie, oparła łokcie na kolanach i złapała się za głowę zrezygnowana.
- W walizce jest dużo kasy. – Odezwała się po raz pierwszy po angielsku.
- Te pieniądze należą do mnie. – Jej oczy zrobiły się szklane.
- Mój były narzeczony sprzedał rzecz, która jest bezcenna. Sprzedał duszę najważniejszej istoty w moim życiu. Prócz pieniędzy jest tam sakwa. Mogę Ci oddać wszystkie pieniądze, które tam są, ale oddaj mi sakiewkę. – Spojrzała mu w oczy. Wtedy Peter po chwili oddał walizkę kobiecie.
- Dlaczego prędzej nie mówiłaś po angielsku? – Zapytał zmieniając temat.
- Peter. – Wyciągnął rękę. Było mu głupio, że doprowadził ją niemal do płaczu, mimo, że ma wątpliwości do tego czy mówi prawdę.
- Lubię słuchać jak obcokrajowcy mówią po hiszpańsku. Carmen. – Uścisnęła dłoń Petera i uśmiechnęła się.
- Wracamy na górę, mam nadzieję, że znajdziemy wyjście.

Gdy wychodzili już z ruin usłyszeli syreny straży pożarny, pogotowia i policji. Brudna i obolała Carmen podała dłoń Peterowi i pomogła mu wyjść z tunelu.
- Szybko! Musimy stąd uciekać! – Popędzała go. W końcu turysta wygrzebał się z dziury i wstał. Carmen złapała go za rękę i pociągnęła za sobą zmuszając do truchtu. Przebiegli na tyły willi do zarośniętego i zakurzonego ogrodu. Księżyc oświetlił uciekinierom ledwo wydeptane ścieżki. Przebiegli na koniec i przeskoczyli przez mur do drugiej posiadłości. Gdy już byli kilka ulic dalej Carmen otworzyła walizkę i wyjęła z niej kilka grubych plików dolarów i na powrót zamknęła.
- Trzymaj, należy Ci się. – Włożyła w dłoń Petera pieniądze.
- Nie mogę tego przyjąć – odpowiedział.
- Trzymaj, chociaż tak mogę Ci podziękować za pomoc. – Pocałowała go w policzek, włożyła banknoty za jego koszulkę, odwróciła się i pobiegła w stronę zarośli. Księżyc oświetlał jej sylwetkę przeskakującą kolejny mur.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Carmen Hierro
PostWysłany: Wto 9:46, 06 Kwi 2010


Dołączył: 07 Mar 2010

Posty: 303
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

2009, Jesień, Nowy Jork

Szła pewnym krokiem przed siebie ubrana cała na czarno, z wielkim kapeluszem na głowie owinięta długim płaszczem, trzymając w ręku tajemniczy kwadrat zakryty płótnem. Wiatr szargał nie tylko jej ciałem, lecz też wspomnieniami. Deszcz uderzał o ulice Nowego Jorku ze złością i pożądaniem. Jego krople aż odbijały się od chodników. Przeklinała Nowy Jork.
Przekroczyła drzwi szpitala psychiatrycznego.
- Już Cie tam prowadzę. – Bez przywitania i bez żadnych pytań, były kochanek Carmen, który był jej winien dług, zaprowadził ją tam, gdzie sobie tego życzyła. Błądzący wzrok ciał, pozbawionych dusz, lecz poruszających się z zależnością od wieku, wyrywał z jej wnętrza ostatnie siły na oddanie uśmiechu. Pielęgniarz zostawił ją samą przed drzwiami do pacjenta, którego życzyła sobie zobaczyć.
Nacisnęła na klamkę i weszła do środka zamykając za sobą drzwi. Zimne, wręcz lodowate promienie słońca przebijały się przez zamglone okno oświetlając ciało leżącego mężczyzny, który na nic nie reagował. Jego oczy nie mrugały a suche, popękane usta były lekko rozchylone, tak jakby zatrzymały się w jednej chwil. Coś w klatce poruszyło się, co otrzeźwiło kobietę. Odłożyła tajemnicze pudło na podłogę. Podeszła powoli bliżej. Spojrzała na twarz znajomego.
- Dawno się nie widzieliśmy Peter . – Nie potrafiła się uśmiechnąć. Patrzyła na niego przez chwilę, aż kropla deszczu z jej kapelusza spadła prosto na jego czoło. Wtedy Carmen ściągnęła nakrycie głowy i usiadła na krześle.
- Nie długo stąd wyjdziesz i zabijesz kogoś. – Za oknem rozległ się grzmot, który przerwał jej mowę. Pomyślała, że miała tyle mu do opowiedzenia o swojej wizji, ale tak naprawdę, tylko te dwa zdania są ważne. I tak wątpiła, że ją słucha, acz miała wielką nadzieję, że wszystko słyszy.
- Musisz go zabić Pit. Wiem, że chcesz to zrobić i tak będzie nawet jeśli minie Ci ochota na zemstę. – po chwili wstała, wyciągnęła z kieszeni płaszcza coś podobnego do pieczątki, lecz kończyło się małymi igiełkami. Odwróciła dłoń chłopaka i wbiła mu małe kolce w nadgarstek, po chwili wyciągnęła. Carmen ulżyło, że małe szpilki nie przebiły się do którejś z żył i zostało tylko małe zadrapanie.
- Do zobaczenia na wyspie. – Jej oblicze nawet na chwile, nie mogło sprawić, aby Peterowi zrobiło się milej. Zdawała się po prostu obojętna. Gdy stała już przy drzwiach, odsłoniła klatkę.
- Opiekuj się nim dobrze. – To będzie twój jedyny przyjaciel pomyślała wychodząc na korytarz.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Carmen Hierro dnia Wto 9:46, 06 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Peter Edwards
Zakładnik
PostWysłany: Wto 9:51, 06 Kwi 2010


Dołączył: 09 Mar 2010

Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5

Pielęgniarka weszła do pokoju Petera parę minut później. Była jedną z tych ludzi, których nie przerażała praca z psychicznie chorymi ludźmi. Wchodząc do pokoju dwudziestoletniego chłopaka zawsze się uśmiechała, próbowała z nim rozmawiać, choć wiedziała, że to równie bezsensowne jak gadanie ze ścianą.
- No i jak się dzisiaj ma nasz Peter?
Odpowiedziała jej cisza, była przyzwyczajona do kompletnego braku reakcji.
- Leżysz tutaj już czwarty miesiąc chłopie, rusz się i wracaj do życia.
Podeszła do pacjenta, spoglądając prosto w jego nieruchome, nieświadome oczy patrzące się z uporem w sufit. Z rezygnacją pokiwała głową.
- Aż żal patrzeć, jak taki przystojniak leży tutaj i zamienia się w roślinę. Naprawdę żal. Wiesz, jestem Julie. Nigdy Ci nie mówiłam jak mam na imię, ale nigdy też nie pytałeś. Znamy się dostatecznie długo, aby zwracać się do siebie po imieniu.
Nic. Kompletny brak reakcji. Młoda kobieta westchnęła i zabrała się za rutynowe zajęcia przy pacjencie - zmiana opatrunków, golenie i ogólne zadbanie o higienę pacjenta. Peter nie dbał o te rzeczy, jedynie jadł, gdy ktoś mu przy tym pomagał. Spojrzenie miał tak czy siak puste, wyzute z emocji i myśli odkąd się obudził cztery miesiące temu. Coś w klatce poruszyło się nieznacznie, robiąc przy tym hałas, na który swą uwagę zwróciła pielęgniarka. Zaciekawiona zostawiła pacjenta i podeszła do klatki, w której znajdował się mały kot o intensywnie niebieskich oczach. Sierść miał brudnobiałą, z wyjątkiem ogona, uszu oraz zapowiedzi brązowych pręg na łapkach. Wpatrywał się w kobietę, starając się spojrzeniem przekazać jej, że powinna go wypuścić, bo tak robią inteligentni ludzie.
- Kto Cię tutaj zostawił maleństwo? Wypuścić Cię? No nie patrz się tak na mnie, matko co za stworzenie. Nie wypuszczę Cię, bo mi doktor złoi tyłek jak Cię zobaczy tutaj na wolności.
Spojrzenie trzymiesięcznego kota było jednak bardziej słodkie, niż pielęgniarka sądziła. Jej wątły mur oporu runął nim na dobre się wzniósł.
- No niech Ci będzie ale nie rozrabiaj, bo Cię zamknę w klatce na dobre. Co ja mam w ogóle z tobą zrobić teraz? Będę musiała Cię do schroniska zanieść, tutaj zostać nie możesz, bo nie ma nikogo kto mógłby się Tobą zająć.
Klatka otworzyła się, jednak kot z niej nie wyszedł. Wpatrywał się w nieruchome ciało chłopaka. Pielęgniarka wzruszyła ramionami i wróciła do swoich zajęć przy Peterze. Tymczasem zwierzak powoli przeciągnął się, jakby obudził się z bardzo długiego snu i leniwie zaczął iść w stronę szpitalnego łóżka. Gdy pielęgniarka odwróciła się i zajęła chwilowo innymi obowiązkami, kot przyczaił się i wskoczył na łóżko chłopaka. Zamiauczał cicho i pytająco, podchodząc leniwie do nieruchomej ręki a potem twarzy chłopaka. Przystanął na klatce piersiowej mężczyzny, patrząc się prosto w te nieruchome i nieświadome oczy koloru czarnego. Minęła jeszcze chwila, zanim pielęgniarka odwróciła się do Petera z gąbką w ręce. Gdy jej wzrok padł na mężczyznę, zauważyła kociaka trzymającego swoje łapki na policzkach mężczyzny. Uśmiechnęła się do siebie, jednocześnie wzruszona i poirytowana widzianą sceną.
- Złaź. Szkoda twojego czasu skarbie, chłopaka tutaj nie ma więc Cię nie pogłaszcze.
Kot spojrzał na kobietę przelotnie, nie ruszając się z miejsca. Po chwili przystawił swój pyszczek do jednego z policzków mężczyzny, zlizując coś z jego powierzchni.
- Złaź cholero! Przed chwilą obmyłam mu twarz.
Gdy podeszła by strącić kota ze swojego miejsca, zauważyła co takiego zwierzak zlizuje. Zauważyła łzy płynące z oczu chłopaka i spojrzenie, skierowane na stworzenie, które mruczało w najlepsze najwyraźniej zadowolone z tego co zrobiło. Przysiadła, nie bardzo wiedząc co robić. Nikt jej nie uczył, jak się zachować w takich sytuacjach jak ta. Gdy ponownie spojrzała w oczy chłopaka miała pewność, co powinna zrobić. Po raz pierwszy od czterech miesięcy spojrzenie Petera zdawało się świadome, po raz pierwszy widziała jak chłopak okazuje jakąkolwiek reakcję na otoczenie. Uśmiechnęła się promiennie i podekscytowana tym co zobaczyła, szybko wybiegła z pokoju głośno wołając doktora prowadzącego ten przypadek.

***

Peter trwał pogrążony w ciszy swojego umysłu. Słyszał każde słowo wypowiedziane do niego, czuł każdy dotyk, zapach i smak. Nie reagował na bodźce, bo cisza tłumiła każdą jego myśl przekształcającą się w reakcję, cisza była czarną dziurą w jego umyśle, skutecznie pochłaniającą wszystko, co działo się w jego mózgu. Każdy jeden proces myślowy był odwracany nim poruszył lawinę kolejnych, nic nie było w stanie skruszyć tej mentalnej czarnej ściany. Coś jednak pękło pod naporem błękitu spojrzenia, cichy pytający dźwięk napiął strunę ciszy jak cięciwę łuku palec naciąga przed wypuszczeniem strzały. Dotyk ciepłej włochatej łapki odbił się echem po pustce krążącej w jego głowie, a drugi dodatkowo to echo wzmocnił. Z głębokich zakamarków jego pamięci wypełzło coś nikczemnie, zbudzone delikatnym i bezpośrednim bodźcem wymierzonym w tą małą iskierkę życia tlącego się w pustych ciemnościach. Iskra dała początek płomyczkowi, płomień przerodził się w wątły ogień. Uśpiony umysł zaczął pracować ciężko, lecz z uporem. Węch zarejestrował zapach sierści, smak uświadomił mu, że ciało jest spragnione. Słuch wyłapał ciche i zadowolone mruczenie zwierzaka, dotyk wyczuł ciężar kota siedzącego na jego klatce piersiowej. Wzrok zobaczył źródło dźwięku o niebieskim spojrzeniu, od którego biło ciepło i zrozumienie. Ciało zmusiło się do uronienia łez, które przecięły skórę policzka i natrafiły na kocią łapkę. W spojrzeniu chłopaka pojawiła się swego rodzaju świadomość. Świadomość tego, że ma do zrobienia coś, co jest równie czarne jak ciemności okalające jego umysł. I choć nie wiedział kim jest, gdzie jest ani czym jest, miał teraz cel budzący go do życia. Cel, który potrafił nazwać bez problemu.
Zemstę.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jacob Upper
PostWysłany: Wto 12:37, 06 Kwi 2010


Dołączył: 10 Mar 2010

Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

No, powiem wam, moi drodzy, że robi się bardzo ciekawie. Świetnie napisane, dużo pytań się też rodzi... Czekam na więcej Smile

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rasshamra.fora.pl Strona Główna -> Cień przeszłości Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo


Programosy
Regulamin